Polski tenis odbija się od dna
Jeszcze nigdy w turnieju tenisowym w Polsce nie brało udziału aż dwanaście zawodniczek z najlepszej dwudziestki światowego rankingu. W tym roku budżet turnieju wynosi 1,5 mln dolarów, a pula nagród - 585 tys. dolarów (rok temu 700 tys. dolarów). W organizowanej przez cypryjską spółkę J&S Energy imprezie będą uczestniczyć m.in. Amerykanka Venus Williams (nr 4 w rankingu) oraz Francuzka Amélie Mauresmo (nr 3). Wyższą rangę od warszawskiego turnieju ma zaledwie piętnaście imprez na świecie, w tym cztery wielkoszlemowe (French Open, Wimbledon, US Open i Australian Open) oraz Masters.
Tegoroczna impreza w Warszawie mogłaby mieć wyższą pulę nagród, ale organizatorzy podporządkowali się regułom narzuconym przez konkurentów, którzy z powodu problemów z zapięciem budżetów poprosili władze WTA o wyznaczenie premii minimalnych. Ich poziom ustalono na 585 tys. dolarów. Gwiazdy grające w Warszawie na tym nie stracą. Otrzymają bowiem specjalne premie za przyjazd (poza oficjalnym budżetem). Premie takie wręczają organizatorzy wszystkich turniejów, które aspirują do pierwszej ligi.
Warszawa kontra Moskwa
Turniej w Warszawie jest największą imprezą w środkowo-wschodniej Europie, obok moskiewskiego Kremlin Cup. Turniej w Moskwie wymyślił za rządów Borysa Jelcyna Szamil Tarpiszczew, tenisista i masażysta ówczesnego prezydenta Rosji. Jelcyn do dziś opiekuje się tą imprezą, dysponującą budżetem około 3 mln dolarów. Były prezydent wręcza nagrody, bierze udział w grach pokazowych. Turnieje odbywające się w Budapeszcie, Pradze, Bukareszcie, Bratysławie, Sofii czy stolicach krajów nadbałtyckich mają budżety ponaddwudziestokrotnie niższe niż warszawski. Konkurentem dla Warszawy mógł być turniej w Hamburgu, ale z powodu kłopotów finansowych upadł.
Warszawski turniej jest polityczną i marketingową inwestycją spółki J&S Energy. Jest o niej ostatnio głośno w związku z wypowiedziami byłego ministra skarbu Wiesława Kaczmarka. To kontrakt z J&S Energy na dostawy ropy dla koncernu Orlen stał się w 2002 r. powodem spektakularnego aresztowania przez Urząd Ochrony Państwa Andrzeja Modrzejewskiego, ówczesnego prezesa płockiej spółki. Zadziwiająca skuteczność J&S Energy w zawieraniu kolejnych kontraktów na dostawy ropy do Płocka była przedmiotem nieskrywanego zainteresowania UOP.
Organizatorzy warszawskiej imprezy mają licencję Women's Tennis Asscociation do 2007 r. Grzegorz Zambrzycki z firmy J&S twierdzi jednak, że turniej może być przeniesiony do innego miasta, a nawet innego kraju. Tłumaczy to trudnościami z przygotowaniem do zawodów niefunkcjonalnych obiektów Warszawianki, a także administracyjną udręką, czyli koniecznością załatwienia kilkuset różnych zezwoleń.
Starych wspomnień czar
Gdyby spółka J&S zrezygnowała z organizowania turnieju w Warszawie, mogłoby to zahamować powolne budowanie pozycji polskiego tenisa, który po sukcesach Wojciecha Fibaka przestał się liczyć na świecie. Dlatego polski tenis wciąż żyje przeszłością: nie odnosimy nawet części takich sukcesów jak Rosjanie, Czesi czy Słowacy. Ciągle wspominamy Jadwigę Jędrzejowską-Galert (finalistkę Wimbledonu) i Ignacego Tłoczyńskiego - dwa wielkie nazwiska przedwojennego tenisa.
W latach 70. w pierwszej dziesiątce singlistów i na czele rankingu deblistów był Wojciech Fibak. Dwukrotnie zdobył mistrzostwo świata w deblu (z Holendrem Tomem Okkerem i Niemcem Karlem Mailerem), a w singlu awansował do finału Masters. Gdy Fibak odnosił największe sukcesy, zaczęła się moda na tenis w naszym kraju, lecz nie zaowocowało to wychowaniem wartościowych następców. Wręcz przeciwnie, na całe lata polski tenis spadł do czwartej ligi. Tworzono teorie, że Polacy nie mają predyspozycji do uprawiania tej dyscypliny - wytrwałości, systematyczności, pracowitości. Chude lata były okraszone pojedynczymi sukcesami Magdaleny Grzybowskiej i Aleksandry Olszy, tyle że w kategorii juniorów (wygrywały one Wimbledon i Australian Open). W tym czasie ich rówieśnice, a nawet młodsze zawodniczki należały do najlepszych na świecie. Turnieje seniorek wygrywała na przykład pochodząca ze Słowacji (reprezentująca Szwajcarię) piętnastolatka Martina Hingis.
Metoda Lendla
Dziś znów mamy szansę na rozwój polskiego tenisa, bo w ten sport zainwestowano duże pieniądze. Przede wszystkim zrobił to Ryszard Krauze, prezes Prokomu - firmy organizującej coraz lepiej obsadzony letni turniej w Sopocie (w ubiegłym roku startował w nim na przykład Hiszpan Juan Carlos Ferrero należący do ścisłej światowej czołówki). Krauze sponsoruje też Polski Związek Tenisowy. Poniekąd jest to inwestycja we własną córkę Monikę, która jest w piątce najlepszych polskich tenisistek.
Numerem jeden w polskim kobiecym tenisie jest obecnie Marta Domachowska. Warszawianka pochodzi z niezamożnej rodziny, więc rozwój jej kariery długo hamował brak pieniędzy na udział w zagranicznych turniejach. Dzięki sponsoringowi Krauzego, a także - od ubiegłego roku - opiece firmy Hoop Domachowska nie ma wreszcie problemów. Przed tygodniem w Casablance doszła do ćwierćfinału wysoko notowanego turnieju WTA. W Warszawie, dzięki dzikiej karcie, Marta Domachowska będzie rozstawiona z numerem 23. (w światowym rankingu jest na 149. miejscu).
W męskim tenisie od wielu miesięcy sukcesy odnosi debel Marcin Matkowski - Mariusz Fyrstenberg. Młodzi Polacy wygrali już dwa turnieje ATP i awansowali do grona piętnastu najlepszych par świata. Ich najważniejszym celem w tym roku są igrzyska w Atenach.
Jak osiągnąć w zawodowym tenisie sukcesy? Najlepiej zastosować metodę wybitnego czeskiego tenisisty Ivana Lendla. Kiedy zaczynał karierę i pytano go, czy wie, z kim gra, odpowiadał: "Nie wiem. Ważne jest, żeby to tamten wiedział, z kim gra".
Tegoroczna impreza w Warszawie mogłaby mieć wyższą pulę nagród, ale organizatorzy podporządkowali się regułom narzuconym przez konkurentów, którzy z powodu problemów z zapięciem budżetów poprosili władze WTA o wyznaczenie premii minimalnych. Ich poziom ustalono na 585 tys. dolarów. Gwiazdy grające w Warszawie na tym nie stracą. Otrzymają bowiem specjalne premie za przyjazd (poza oficjalnym budżetem). Premie takie wręczają organizatorzy wszystkich turniejów, które aspirują do pierwszej ligi.
Warszawa kontra Moskwa
Turniej w Warszawie jest największą imprezą w środkowo-wschodniej Europie, obok moskiewskiego Kremlin Cup. Turniej w Moskwie wymyślił za rządów Borysa Jelcyna Szamil Tarpiszczew, tenisista i masażysta ówczesnego prezydenta Rosji. Jelcyn do dziś opiekuje się tą imprezą, dysponującą budżetem około 3 mln dolarów. Były prezydent wręcza nagrody, bierze udział w grach pokazowych. Turnieje odbywające się w Budapeszcie, Pradze, Bukareszcie, Bratysławie, Sofii czy stolicach krajów nadbałtyckich mają budżety ponaddwudziestokrotnie niższe niż warszawski. Konkurentem dla Warszawy mógł być turniej w Hamburgu, ale z powodu kłopotów finansowych upadł.
Warszawski turniej jest polityczną i marketingową inwestycją spółki J&S Energy. Jest o niej ostatnio głośno w związku z wypowiedziami byłego ministra skarbu Wiesława Kaczmarka. To kontrakt z J&S Energy na dostawy ropy dla koncernu Orlen stał się w 2002 r. powodem spektakularnego aresztowania przez Urząd Ochrony Państwa Andrzeja Modrzejewskiego, ówczesnego prezesa płockiej spółki. Zadziwiająca skuteczność J&S Energy w zawieraniu kolejnych kontraktów na dostawy ropy do Płocka była przedmiotem nieskrywanego zainteresowania UOP.
Organizatorzy warszawskiej imprezy mają licencję Women's Tennis Asscociation do 2007 r. Grzegorz Zambrzycki z firmy J&S twierdzi jednak, że turniej może być przeniesiony do innego miasta, a nawet innego kraju. Tłumaczy to trudnościami z przygotowaniem do zawodów niefunkcjonalnych obiektów Warszawianki, a także administracyjną udręką, czyli koniecznością załatwienia kilkuset różnych zezwoleń.
Starych wspomnień czar
Gdyby spółka J&S zrezygnowała z organizowania turnieju w Warszawie, mogłoby to zahamować powolne budowanie pozycji polskiego tenisa, który po sukcesach Wojciecha Fibaka przestał się liczyć na świecie. Dlatego polski tenis wciąż żyje przeszłością: nie odnosimy nawet części takich sukcesów jak Rosjanie, Czesi czy Słowacy. Ciągle wspominamy Jadwigę Jędrzejowską-Galert (finalistkę Wimbledonu) i Ignacego Tłoczyńskiego - dwa wielkie nazwiska przedwojennego tenisa.
W latach 70. w pierwszej dziesiątce singlistów i na czele rankingu deblistów był Wojciech Fibak. Dwukrotnie zdobył mistrzostwo świata w deblu (z Holendrem Tomem Okkerem i Niemcem Karlem Mailerem), a w singlu awansował do finału Masters. Gdy Fibak odnosił największe sukcesy, zaczęła się moda na tenis w naszym kraju, lecz nie zaowocowało to wychowaniem wartościowych następców. Wręcz przeciwnie, na całe lata polski tenis spadł do czwartej ligi. Tworzono teorie, że Polacy nie mają predyspozycji do uprawiania tej dyscypliny - wytrwałości, systematyczności, pracowitości. Chude lata były okraszone pojedynczymi sukcesami Magdaleny Grzybowskiej i Aleksandry Olszy, tyle że w kategorii juniorów (wygrywały one Wimbledon i Australian Open). W tym czasie ich rówieśnice, a nawet młodsze zawodniczki należały do najlepszych na świecie. Turnieje seniorek wygrywała na przykład pochodząca ze Słowacji (reprezentująca Szwajcarię) piętnastolatka Martina Hingis.
Metoda Lendla
Dziś znów mamy szansę na rozwój polskiego tenisa, bo w ten sport zainwestowano duże pieniądze. Przede wszystkim zrobił to Ryszard Krauze, prezes Prokomu - firmy organizującej coraz lepiej obsadzony letni turniej w Sopocie (w ubiegłym roku startował w nim na przykład Hiszpan Juan Carlos Ferrero należący do ścisłej światowej czołówki). Krauze sponsoruje też Polski Związek Tenisowy. Poniekąd jest to inwestycja we własną córkę Monikę, która jest w piątce najlepszych polskich tenisistek.
Numerem jeden w polskim kobiecym tenisie jest obecnie Marta Domachowska. Warszawianka pochodzi z niezamożnej rodziny, więc rozwój jej kariery długo hamował brak pieniędzy na udział w zagranicznych turniejach. Dzięki sponsoringowi Krauzego, a także - od ubiegłego roku - opiece firmy Hoop Domachowska nie ma wreszcie problemów. Przed tygodniem w Casablance doszła do ćwierćfinału wysoko notowanego turnieju WTA. W Warszawie, dzięki dzikiej karcie, Marta Domachowska będzie rozstawiona z numerem 23. (w światowym rankingu jest na 149. miejscu).
W męskim tenisie od wielu miesięcy sukcesy odnosi debel Marcin Matkowski - Mariusz Fyrstenberg. Młodzi Polacy wygrali już dwa turnieje ATP i awansowali do grona piętnastu najlepszych par świata. Ich najważniejszym celem w tym roku są igrzyska w Atenach.
Jak osiągnąć w zawodowym tenisie sukcesy? Najlepiej zastosować metodę wybitnego czeskiego tenisisty Ivana Lendla. Kiedy zaczynał karierę i pytano go, czy wie, z kim gra, odpowiadał: "Nie wiem. Ważne jest, żeby to tamten wiedział, z kim gra".
Czarny biały sport |
---|
Niedawno John McEnroe, jeden z najlepszych zawodników w historii tenisa, przyznał, że przez całą swoją karierę był faszerowany sterydami. W ubiegłym roku wyszło na jaw, że wielu czołowych graczy (najczęściej padało nazwisko Rosjanina Jewgienija Kafielnikowa) celowo przegrywa ze słabymi tenisistami, by zarabiać setki tysięcy dolarów w obstawianych przez podstawione osoby zakładach bukmacherskich. Tenisem wstrząsały też afery podatkowe: kary więzienia lub milionowe grzywny orzeczono dla ojca Steffi Graf, dla Borisa Beckera czy Björna Borga. Były też afery obyczajowe: Boris Becker uprawiał miłość francuską z pewną Rosjanką, która przechowała spermę tenisisty w ustach, a następnie poddała się sztucznemu zapłodnieniu. Becker płaci solidne alimenty. |
Więcej możesz przeczytać w 18/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.