Co piąty powracający z Iraku polski żołnierz wymaga pomocy psychologa
Mój mąż często rano opowiada, że widział we śnie sytuacje z wojny, słyszy wystrzały z broni, czasem nocami bezwiednie zatyka uszy - mówi żona polskiego żołnierza, który pół roku temu wrócił z Iraku. - Polskiemu społeczeństwu trudno jest zaakceptować takie reakcje u kogoś, kto nosi mundur i powinien być twardy, a przecież to tylko człowiek z krwi i kości, jak inni wrażliwy na przemoc - mówi. - Nie lubię rozmawiać o przeżyciach męża i o tym, co przeszła nasza rodzina - mówi żona innego żołnierza, który brał udział w polskiej misji stabilizacyjnej w Iraku. - Podczas nieobecności męża utrzymywałam kontakt z bliskimi innych żołnierzy, wspieraliśmy się wzajemnie. To nam pomagało. Na początku mąż mówił, że powracają do niego obrazy z wojny. W myślach chyba często wracał do tamtych sytuacji. Na szczęście nie trwało to długo. Nie korzystał więc z pomocy psychologa.
Napady lęku, nadpobudliwość i koszmary senne - to grozi kolejnym sześciu Polakom z brygady dowodzonej przez generała Edwarda Gruszkę, którzy wkrótce wrócą do kraju. Żołnierze wielonarodowej dywizji z polskiej strefy stabilizacyjnej w Iraku doznali silnego szoku podczas ciężkich starć z bojówkami Muktady al-Sadra w Karbali. Lekarze określili ich stan jako powodujący zaburzenia psychiczne tzw. zespół stresu pourazowego (Post-Traumatic Stress Disorder, PTSD), nazywany niekiedy bombą w głowie z opóźnionym zapłonem.
Przed wyjazdem na misję żołnierze są poddawani treningom, podczas których przygotowuje się ich na traumatyczne przeżycia. - Opracowując ćwiczenia, czerpaliśmy z doświadczeń amerykańskich i brytyjskich z wojny w Wietnamie i na Falklandach - mówi komandor dr Andrzej Zabielski, szef Oddziału Profilaktyki i Lecznictwa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego. Mimo takiego przygotowania nie wszyscy są w stanie sobie poradzić ze skrajnym stresem. Spośród pierwszej grupy polskich żołnierzy, którzy po półrocznym pobycie wrócili z Iraku, co piątego skierowano pod opiekę psychologów. Nie wszyscy chcą z niej korzystać. - Wiele osób boi się, że po odbyciu takiej terapii w ich dokumentach pojawi się adnotacja, iż leczyły się u psychologa, i będą mieć trudności ze znalezieniem pracy lub awansem zawodowym - mówi komandor Zabielski. Sądzą, że pobyt w domu z rodziną złagodzi objawy stresu. Nie zdają sobie sprawy, jak groźne mogą być traumatyczne przeżycia w nieodległej przyszłości.
Pierwsze przypadki zespołu stresu pourazowego, nazywane początkowo szokiem artyleryjskim, zaobserwowano u żołnierzy po II wojnie światowej. Polscy specjaliści badali skutki traumatycznych przeżyć u osób torturowanych w okresie prześladowań stalinowskich. Doznali tak silnych urazów, że nawet po upływie kilku dziesięcioleci 78 proc. z nich było chronicznie przygnębionych, a 71 proc. odczuwało skutki pourazowego zespołu stresu (u pozostałych badanych trudno było określić, czy ich stan psychiczny jest bardziej związany ze wspomnieniami z przeszłości, czy z późniejszymi doświadczeniami).
W leczeniu zespołu stresu pourazowego najczęściej stosowana jest metoda odreagowania psychologicznego, nazywana debriefingiem. Opracował ją Jeffrey Mitchell, strażak i psycholog, który sprawdzał jej skuteczność, kierując pierwszym w USA zespołem interwencji kryzysowej. Debriefing (czyli rekonstrukcja) polega na dzieleniu się w grupie wspomnieniami, uczuciami, opisem własnych reakcji, potem przychodzi czas na zaznajomienie się z prawidłowościami reakcji na stres i sposobami radzenia sobie w takiej sytuacji. W 1982 r. debriefing pierwszy raz zastosowano u grupy osób, które przeżyły katastrofę lotniczą. W Polsce ta metoda jest wykorzystywana od niedawna - wyjaśnia dr Magdalena Manikowska, psychiatra ze szpitala MSWiA w Poznaniu. Stosuje się ją dopiero wtedy, gdy minie szok pourazowy.
Napady lęku, nadpobudliwość i koszmary senne - to grozi kolejnym sześciu Polakom z brygady dowodzonej przez generała Edwarda Gruszkę, którzy wkrótce wrócą do kraju. Żołnierze wielonarodowej dywizji z polskiej strefy stabilizacyjnej w Iraku doznali silnego szoku podczas ciężkich starć z bojówkami Muktady al-Sadra w Karbali. Lekarze określili ich stan jako powodujący zaburzenia psychiczne tzw. zespół stresu pourazowego (Post-Traumatic Stress Disorder, PTSD), nazywany niekiedy bombą w głowie z opóźnionym zapłonem.
Przed wyjazdem na misję żołnierze są poddawani treningom, podczas których przygotowuje się ich na traumatyczne przeżycia. - Opracowując ćwiczenia, czerpaliśmy z doświadczeń amerykańskich i brytyjskich z wojny w Wietnamie i na Falklandach - mówi komandor dr Andrzej Zabielski, szef Oddziału Profilaktyki i Lecznictwa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego. Mimo takiego przygotowania nie wszyscy są w stanie sobie poradzić ze skrajnym stresem. Spośród pierwszej grupy polskich żołnierzy, którzy po półrocznym pobycie wrócili z Iraku, co piątego skierowano pod opiekę psychologów. Nie wszyscy chcą z niej korzystać. - Wiele osób boi się, że po odbyciu takiej terapii w ich dokumentach pojawi się adnotacja, iż leczyły się u psychologa, i będą mieć trudności ze znalezieniem pracy lub awansem zawodowym - mówi komandor Zabielski. Sądzą, że pobyt w domu z rodziną złagodzi objawy stresu. Nie zdają sobie sprawy, jak groźne mogą być traumatyczne przeżycia w nieodległej przyszłości.
Pierwsze przypadki zespołu stresu pourazowego, nazywane początkowo szokiem artyleryjskim, zaobserwowano u żołnierzy po II wojnie światowej. Polscy specjaliści badali skutki traumatycznych przeżyć u osób torturowanych w okresie prześladowań stalinowskich. Doznali tak silnych urazów, że nawet po upływie kilku dziesięcioleci 78 proc. z nich było chronicznie przygnębionych, a 71 proc. odczuwało skutki pourazowego zespołu stresu (u pozostałych badanych trudno było określić, czy ich stan psychiczny jest bardziej związany ze wspomnieniami z przeszłości, czy z późniejszymi doświadczeniami).
W leczeniu zespołu stresu pourazowego najczęściej stosowana jest metoda odreagowania psychologicznego, nazywana debriefingiem. Opracował ją Jeffrey Mitchell, strażak i psycholog, który sprawdzał jej skuteczność, kierując pierwszym w USA zespołem interwencji kryzysowej. Debriefing (czyli rekonstrukcja) polega na dzieleniu się w grupie wspomnieniami, uczuciami, opisem własnych reakcji, potem przychodzi czas na zaznajomienie się z prawidłowościami reakcji na stres i sposobami radzenia sobie w takiej sytuacji. W 1982 r. debriefing pierwszy raz zastosowano u grupy osób, które przeżyły katastrofę lotniczą. W Polsce ta metoda jest wykorzystywana od niedawna - wyjaśnia dr Magdalena Manikowska, psychiatra ze szpitala MSWiA w Poznaniu. Stosuje się ją dopiero wtedy, gdy minie szok pourazowy.
Więcej możesz przeczytać w 18/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.