Recenzje książek,teatralne
Książki
Teatr
- Wyznania hochsztaplera
Wziąć znane nazwisko, dodać do tego szczyptę sprytu, przyprawić modnym tematem, wsypać zbiór wiadomości z Internetu i gotowe. To nie recepta alchemika, ale przepis dla literackiego hochsztaplera na opasłą książkę. W ten sposób najłatwiej zaistnieć na rynku, jeśli się nie ma nic do powiedzenia. Odpowiedników Uri Gellera (rzekomo potrafiącego zginać wzrokiem łyżeczki) w literaturze jest bez liku. Najnowszym jest John Faunce, reżyser, scenarzysta i producent filmowy, który zadebiutował właśnie książką "Lukrecja Borgia". Piękna córka papieża Aleksandra VI na zawsze kojarzona będzie z trucicielstwem i kazirodczymi związkami z ojcem oraz bratem. Niestety, Lukrecja nie napisała autobiografii, więc debiutant z Hollywood postanowił, że zrobi to za nią. Faunce jako Lukrecja pisze na początku: "Przyjęłam zarys tego, co o mnie mówią, jako oczywisty fakt, ponieważ nikt nie dałby wiary mojej prawdziwej, mniej dziwacznej opowieści: ja zaś, podobnie jak wszystkie ludzkie istoty, pragnę, aby mi wierzono". Wierzyć? Już zrozumienie tego bełkotu sprawia kłopot.
Łukasz Radwan
John Faunce: "Lukrecja Borgia", Muza 2004 - Liryka dymu z blaszanego komina
Gdyby nadać poezji Pagisa kolorystyczne odpowiedniki, okazałoby się, że czernią, szarością i sepią maluje fotografie zanikającego świata. Dan Pagis, autor wydanego właśnie tomiku "Ostatni", to jeden z najwybitniejszych współ-czesnych poetów, którego wyobraźnię ukształtowały okrutne doświadczenia Holocaustu. I choć temat eksterminacji, obok wątków biblijnych, jest stałym elementem tomiku, nie jest to poezja krzyku. To wyciszony głos świadka historii, cicha skarga ocalałego, który nie potrafi już uwierzyć w ład tego świata. Jego wiersze, w świetnym tłumaczeniu Irit Amiel, to poezja hermetyczna i zdyscyplinowana, która snuje się powoli i bezszelestnie, jak "dym blaszanego komina". I gryzie równie mocno jak dym, którego zapach będziemy na sobie nosić jeszcze długo po tej niecodziennej lekturze.
Marta Sawicka
Dan Pagis: "Ostatni", Studio EMKA 2004
Teatr
- Witaj Europo!
Chleba i igrzysk!" - wołał przed wiekami rzymski lud. Dziś równie ciężko, zarówno o darmowy chleb, jak i o dobrą rozrywkę. Teatr Sabat to jedno z nielicznych miejsc w naszym kraju, które gwarantuje widzom znakomitą zabawę. Wielbiciele rewii Małgorzaty Potockiej nie zawiodą się i tym razem. "Witaj Europo!" - siódme w historii grupy z Foksal przedstawienie, to najlepsze widowisko z całego repertuaru. Przy feerii barw i dźwięków dwugodzinna wycieczka po krajach unii mija niepostrzeżenie. Podczas prapremiery publiczność Sabatu bujała się w rytm najbardziej znanych europejskich szlagierów, od songów Jacquesa Brella czy Edith Piaf, przez włoskie hity Al Bano i Rominy Power, po brytyjskie przeboje Spice Girls czy The Beatles. Owacjami nagradzała zarówno brawurowo wykonane piosenki, jak i profesjonalnie wykonane tańce narodowe: włoską tarantelle, greckiego Zorbę czy tradycyjny taniec irlandzki. Niewątpliwą atrakcją tej europejskiej podróży był polski finał, w którym nie zabrakło ludowych akcentów. Były hity Czerwonych Gitar, Skaldów czy współczesne przeboje Brathanków i braci Golców.
A wszystko w niepowtarzalnych kostiumach. Salwy śmiechu wywołały kreacja Jacka Mureno i teksty Tadeusza Rossa. Sabat śmiało może być naszą rewiową wizytówką w znacznie bardziej od nas rozśpiewanej i roztańczonej Europie.
Marta Sawicka
"Witaj Europo", scen. i reż. Małgorzata Potocka, teatr Sabat w Warszawie - Kłopoty z lodówką
55 lat od prapremiery "Śmierć komiwojażera", najczęściej wystawiany amerykański dramat na świecie, wciąż robi wrażenie. Z jednej strony, jest przejmującą analizą życia w świecie, gdzie liczą się tylko interesy a kto się w porę nie urządził, ten na żaden cud się nie doczeka. Z drugiej strony portretuje rodzinę, jakich - niestety - wiele: czworo ludzi coraz bardziej sobie obcych i zagubionych w ocenie sytuacji, woli się stoczyć po równi pochyłej, niż się zdobyć na szczerość i spojrzeć w oczy niewesołej prawdzie. Kazimierz Kutz wybrał sztukę nośną społecznie i samograj psychologiczny, po czym do tytułowej roli zaangażował Janusza Gajosa, wybitnego artystę. Partnerują mu Anna Seniuk, Wojciech Malajkat i Zbigniew Zamachowski. Niestety, na tym inwencja reżysera się skończyła. W efekcie oglądamy tylko obyczajowy obrazek - z kłopotami ludzi, stołem, lampą i lodówką. Czyżby mistrz zapomniał, że pomiędzy "samym życiem" a wizją teatralną z prawdziwego zdarzenia jest jednak jakaś różnica?
Jacek Melchior
Arthur Miller: "Śmierć komiwojażera", reż. Kazimierz Kutz.
Teatr Narodowy (scena Teatru Małego)
Więcej możesz przeczytać w 18/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.