To rynek i ciężka praca odrodziły Niemcy W kolejną, pięćdziesiątą piątą już rocznicę powstania Republiki Federalnej Niemiec znów pojawiają się wzmianki o tzw. niemieckim cudzie gospodarczym. Słowo "cud" sugeruje coś nadzwyczajnego czy wręcz nadprzyrodzonego - jak, nie przymierzając - cud w Kanie Galilejskiej. Tymczasem to, co wydarzyło się w Niemczech, nie było żadnym cudem. "Chleb i wino" rozmnażały się nie za sprawą "dobrego słowa" tylko ciężkiej pracy w odpowiednio stworzonych ku temu warunkach.
Szkoła ordoliberałów
Oparta na zasadach rynkowych i własności prywatnej gospodarka przynosiła doskonałe efekty nawet w państwie prawie kompletnie zniszczonym (majątek, który cudem - tu słowo "cud" jest jak najbardziej adekwatne - przetrwał alianckie naloty, rekwirowały na potęgę jako trofiejnyj sowieckie wojska), ze społeczeństwem z całkowicie zdruzgotaną strukturą demograficzną (większość młodych Niemców w wieku produkcyjnym poległa na wojnie), z rozchwianą psychiką po doznanej klęsce i uświadomieniu sobie ogromu włas-nego bestialstwa.
Można oczywiście twierdzić, że reanimacja gospodarki niemieckiej nie byłaby możliwa, gdyby nie amerykańska kroplówka w postaci planu Marshalla, który stanowił potężny zastrzyk finansowy w gospodarczy krwiobieg rekonwalescenta. Ale - jak uczy wiele innych przykładów, także polskich - nie ma takich pieniędzy, których politycy nie potrafiliby zmarnotrawić albo wręcz zdefraudować. Pomoc amerykańska nie była wcale warunkiem koniecznym, a już na pewno nie wystarczającym. Na czym polegał więc niemiecki "cud"? Cudem było, że w tym samym czasie, gdy we Francji, Włoszech i w Wielkiej Brytanii popularność zdobywali socjaliści, a nawet komuniści, Niemcy wybrali sobie na kanclerza Konrada Adenaue-ra, a potem Ludwiga Erharda.
Urodzony w roku 1897 Erhard, były dyrektor Instytutu Badań Gospodarczych w Norymberdze, w latach 1945--1946 minister gospodarki Bawarii, w latach 1947-1949 kierownik administracji gospodarczej zachodnich stref okupacyjnych, w latach 1949--1963 minister gospodarki RFN i jednocześnie (od roku 1952) wicekanclerz, a w latach 1963-1966 kanclerz, związany był intelektualnie z wywodzącymi się z tzw. szkoły freiburskiej ordoliberałami. Za ojców założycieli tej szkoły uchodzą Walter Eucken, Wilhelm Ršpke, Alexander Rustow i Alfred Mźller-Armack. Ordoliberałowie starali się połączyć klasyczne zasady liberalne z katolicką nauką społeczną. W kwestiach gospodarczych nawiązywali do Adama Smitha, a w społecznych - do świętego Tomasza z Akwinu. Klasyczne hasła indywidualizmu wzbogacili teorią organizmu społecznego, bardzo duże znaczenie przywiązując do idei ładu i harmonii panujących w takim organizmie. Na tych zasadach budowali podwaliny gospodarki nazywanej "społeczną gospodarką rynkową".
Król marka
Tak zwany cud gospodarczy zaczął się od reformy walutowej. Już 21 czerwca 1948 r. w zachodnich strefach okupacyjnych wprowadzono do obiegu Deutsche Mark, która stała się symbolem silnego pieniądza i stabilnej gospodarki. Przez długie lata nikomu nie przychodziło do głowy, jak niektórym dzisiejszym tuzom polskiej polityki, żeby manipulować jej kursem w celu "sprzyjania eksporterom" czy "pobudzania wewnętrznego popytu". Utworzono Niemiecki Bank Federalny, częściowo niezależny od rządu, który sprawował kontrolę nad budżetem i nie pozwalał go politykom za bardzo "rozchwiać". Owszem, manipulowano stopą dyskontową i wysokością obowiązkowych rezerw bankowych oraz prowadzono operacje na otwartym rynku walutowym, ale po to, by stabilizować walutę pomimo zmiennej koniunktury, a nie wpływać na koniunkturę, manipulując walutą. Deutsche Mark war der Kšnig ("Niemiecka marka była królem").
Równocześnie z reformą walutową, jeszcze przed zjednoczeniem zachodnich stref okupacyjnych, w tym samym czerwcu 1948 r., tymczasowy zarząd gospodarczy, na którego czele stał właśnie Erhard, zdecydował o samoograniczeniu swoich kompetencji na korzyść mechanizmu rynkowego. Zmniejszono obszar reglamentacji, zwłaszcza w odniesieniu do cen. Dla porównania: w Polsce po piętnastu latach transformacji państwo w dalszym ciągu ingeruje w mechanizm cenowy.
Przedsibiorcy dźwigają i zyskują
Strategiczne znaczenie miało uporządkowanie stosunków własnościowych, do czego wykorzystywano także reformę walutową. Nie była ona prostym zabiegiem wymiany pieniądza. Akcje i majątek rzeczowy przeszacowano w stosunku 1:1, ale gotówkę i depozyty bankowe - w stosunku 10:1, a inne należności pieniężne - nawet 15:1. System podatkowy nie ingerował w proces akumulacji i inwestowania kapitału, bardziej opodatkowana była konsumpcja. Wzmocniło to drobnych przedsiębiorców, którzy wzięli na swoje barki ciężar odbudowy niemieckiej gospodarki, ale dzięki temu zyskiwali. Tak rodził się sukces gospodarczy powojennych Niemiec, tak rosła w siłę tamtejsza klasa średnia. Jakże odmiennie niż w Polsce, gdzie sektor małych i średnich przedsiębiorstw cały czas traktowany jest po macoszemu, a fatalnie ustawiona progresja podatkowa utrudnia albo wręcz uniemożliwia procesy akumulacyjne i inwestycyjne w tym sektorze.
Kolejnym ważnym krokiem w dziejach RFN było uchwalenie 27 lipca 1957 r. przez Bundestag ustawy przeciw ograniczaniu konkurencji, nazwanej "wielką kartą społecznej gospodarki rynkowej". Delegalizowała ona wszelkie umowy, które "wpływały na produkcję lub stosunki rynkowe w dziedzinie obrotu towarów lub usług przez ograniczenie konkurencji". Utworzono Federalny Urząd Kartelowy (Bundeskartellamt), który mógł nawet zakazać działalności firm lub ich związków, jeśli uznał ją za sprzeczną z zasadami gospodarki rynkowej. Dziś w Polsce prezes Banasiński z UOKiK o takich uprawnieniach może tylko pomarzyć. W efekcie, w dobie społeczeństwa informatycznego mamy najdroższe na świecie połączenia telefoniczne i dostęp do Internetu.
Mniemany cud lewicy
Wielką szansę widział Erhard "w powiązaniu reformy pieniężnej z działaniami, które przyniosły zasłużony koniec gospodarki administracyjnej i położyły kres nierozsądnym dążeniom do wprowadzenia jej w przyszłości". W tym były kanclerz, zmarły w roku 1977, jednak się przeliczył. Jego reformy nie położyły niestety dla gospodarki niemieckiej i europejskiej kresu "nierozsądnym dążeniom administracyjnym". Nie przewidział on bowiem, że zawsze znajdą się tacy politycy, którzy będą wieszczyć zupełnie innego wymiaru "cud": że będą obiecywać wyborcom, iż będą mogli mniej pracować i więcej zarabiać; wystarczy tylko, że na nich zagłosują. I właśnie dlatego kolejną rocznicę swojego powstania Republika Federalna wita w złej kondycji, z dryfującą w stagnacji gospodarką, wysokim bezrobociem, niepokojącą inflacją, strajkami, manifestacjami i protestami wszystkich tych, którym się wydaje, że do dobrobytu wystarczą zaklęcia, a nie ciężka praca, i że jest jakakolwiek inna do niego droga niż ta, którą obrali Erhard z Adenauerem.
Oparta na zasadach rynkowych i własności prywatnej gospodarka przynosiła doskonałe efekty nawet w państwie prawie kompletnie zniszczonym (majątek, który cudem - tu słowo "cud" jest jak najbardziej adekwatne - przetrwał alianckie naloty, rekwirowały na potęgę jako trofiejnyj sowieckie wojska), ze społeczeństwem z całkowicie zdruzgotaną strukturą demograficzną (większość młodych Niemców w wieku produkcyjnym poległa na wojnie), z rozchwianą psychiką po doznanej klęsce i uświadomieniu sobie ogromu włas-nego bestialstwa.
Można oczywiście twierdzić, że reanimacja gospodarki niemieckiej nie byłaby możliwa, gdyby nie amerykańska kroplówka w postaci planu Marshalla, który stanowił potężny zastrzyk finansowy w gospodarczy krwiobieg rekonwalescenta. Ale - jak uczy wiele innych przykładów, także polskich - nie ma takich pieniędzy, których politycy nie potrafiliby zmarnotrawić albo wręcz zdefraudować. Pomoc amerykańska nie była wcale warunkiem koniecznym, a już na pewno nie wystarczającym. Na czym polegał więc niemiecki "cud"? Cudem było, że w tym samym czasie, gdy we Francji, Włoszech i w Wielkiej Brytanii popularność zdobywali socjaliści, a nawet komuniści, Niemcy wybrali sobie na kanclerza Konrada Adenaue-ra, a potem Ludwiga Erharda.
Urodzony w roku 1897 Erhard, były dyrektor Instytutu Badań Gospodarczych w Norymberdze, w latach 1945--1946 minister gospodarki Bawarii, w latach 1947-1949 kierownik administracji gospodarczej zachodnich stref okupacyjnych, w latach 1949--1963 minister gospodarki RFN i jednocześnie (od roku 1952) wicekanclerz, a w latach 1963-1966 kanclerz, związany był intelektualnie z wywodzącymi się z tzw. szkoły freiburskiej ordoliberałami. Za ojców założycieli tej szkoły uchodzą Walter Eucken, Wilhelm Ršpke, Alexander Rustow i Alfred Mźller-Armack. Ordoliberałowie starali się połączyć klasyczne zasady liberalne z katolicką nauką społeczną. W kwestiach gospodarczych nawiązywali do Adama Smitha, a w społecznych - do świętego Tomasza z Akwinu. Klasyczne hasła indywidualizmu wzbogacili teorią organizmu społecznego, bardzo duże znaczenie przywiązując do idei ładu i harmonii panujących w takim organizmie. Na tych zasadach budowali podwaliny gospodarki nazywanej "społeczną gospodarką rynkową".
Król marka
Tak zwany cud gospodarczy zaczął się od reformy walutowej. Już 21 czerwca 1948 r. w zachodnich strefach okupacyjnych wprowadzono do obiegu Deutsche Mark, która stała się symbolem silnego pieniądza i stabilnej gospodarki. Przez długie lata nikomu nie przychodziło do głowy, jak niektórym dzisiejszym tuzom polskiej polityki, żeby manipulować jej kursem w celu "sprzyjania eksporterom" czy "pobudzania wewnętrznego popytu". Utworzono Niemiecki Bank Federalny, częściowo niezależny od rządu, który sprawował kontrolę nad budżetem i nie pozwalał go politykom za bardzo "rozchwiać". Owszem, manipulowano stopą dyskontową i wysokością obowiązkowych rezerw bankowych oraz prowadzono operacje na otwartym rynku walutowym, ale po to, by stabilizować walutę pomimo zmiennej koniunktury, a nie wpływać na koniunkturę, manipulując walutą. Deutsche Mark war der Kšnig ("Niemiecka marka była królem").
Równocześnie z reformą walutową, jeszcze przed zjednoczeniem zachodnich stref okupacyjnych, w tym samym czerwcu 1948 r., tymczasowy zarząd gospodarczy, na którego czele stał właśnie Erhard, zdecydował o samoograniczeniu swoich kompetencji na korzyść mechanizmu rynkowego. Zmniejszono obszar reglamentacji, zwłaszcza w odniesieniu do cen. Dla porównania: w Polsce po piętnastu latach transformacji państwo w dalszym ciągu ingeruje w mechanizm cenowy.
Przedsibiorcy dźwigają i zyskują
Strategiczne znaczenie miało uporządkowanie stosunków własnościowych, do czego wykorzystywano także reformę walutową. Nie była ona prostym zabiegiem wymiany pieniądza. Akcje i majątek rzeczowy przeszacowano w stosunku 1:1, ale gotówkę i depozyty bankowe - w stosunku 10:1, a inne należności pieniężne - nawet 15:1. System podatkowy nie ingerował w proces akumulacji i inwestowania kapitału, bardziej opodatkowana była konsumpcja. Wzmocniło to drobnych przedsiębiorców, którzy wzięli na swoje barki ciężar odbudowy niemieckiej gospodarki, ale dzięki temu zyskiwali. Tak rodził się sukces gospodarczy powojennych Niemiec, tak rosła w siłę tamtejsza klasa średnia. Jakże odmiennie niż w Polsce, gdzie sektor małych i średnich przedsiębiorstw cały czas traktowany jest po macoszemu, a fatalnie ustawiona progresja podatkowa utrudnia albo wręcz uniemożliwia procesy akumulacyjne i inwestycyjne w tym sektorze.
Kolejnym ważnym krokiem w dziejach RFN było uchwalenie 27 lipca 1957 r. przez Bundestag ustawy przeciw ograniczaniu konkurencji, nazwanej "wielką kartą społecznej gospodarki rynkowej". Delegalizowała ona wszelkie umowy, które "wpływały na produkcję lub stosunki rynkowe w dziedzinie obrotu towarów lub usług przez ograniczenie konkurencji". Utworzono Federalny Urząd Kartelowy (Bundeskartellamt), który mógł nawet zakazać działalności firm lub ich związków, jeśli uznał ją za sprzeczną z zasadami gospodarki rynkowej. Dziś w Polsce prezes Banasiński z UOKiK o takich uprawnieniach może tylko pomarzyć. W efekcie, w dobie społeczeństwa informatycznego mamy najdroższe na świecie połączenia telefoniczne i dostęp do Internetu.
Mniemany cud lewicy
Wielką szansę widział Erhard "w powiązaniu reformy pieniężnej z działaniami, które przyniosły zasłużony koniec gospodarki administracyjnej i położyły kres nierozsądnym dążeniom do wprowadzenia jej w przyszłości". W tym były kanclerz, zmarły w roku 1977, jednak się przeliczył. Jego reformy nie położyły niestety dla gospodarki niemieckiej i europejskiej kresu "nierozsądnym dążeniom administracyjnym". Nie przewidział on bowiem, że zawsze znajdą się tacy politycy, którzy będą wieszczyć zupełnie innego wymiaru "cud": że będą obiecywać wyborcom, iż będą mogli mniej pracować i więcej zarabiać; wystarczy tylko, że na nich zagłosują. I właśnie dlatego kolejną rocznicę swojego powstania Republika Federalna wita w złej kondycji, z dryfującą w stagnacji gospodarką, wysokim bezrobociem, niepokojącą inflacją, strajkami, manifestacjami i protestami wszystkich tych, którym się wydaje, że do dobrobytu wystarczą zaklęcia, a nie ciężka praca, i że jest jakakolwiek inna do niego droga niż ta, którą obrali Erhard z Adenauerem.
Więcej możesz przeczytać w 37/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.