Trzeba nie myśleć, żeby myśleć, iż z politycznej makulatury da się zrobić luksusowy papier Dlaczego nasi twórcy i duża część inteligentów nie widzą rzeczy takimi, jakimi one są? Nie widzą, bo nie mają czym widzieć. Francuski pisarz i filozof Julien Benda wprowadził w 1927 r. pojęcie zdrady klerków. Zdrada ta polegała na sprzeniewierzeniu się przez sporą część intelektualistów niezależności myślenia. Obecnie mamy do czynienia z nową zdradą klerków. Polega ona na uniezależnieniu się od myślenia w ogóle.
Wydawać by się mogło, że teza o uniezależnieniu się wielu intelektualistów (czy szerzej inteligencji) od myślenia jest absurdem, bo przecież narzędziem intelektualisty jest myślenie właśnie. Nic podobnego, po prostu uniezależnionego nikt nie podejrzewa o uniezależnienie. W dodatku każde uniezależnienie jest trudniej dostrzegalne niż uzależnienie, mające wyraźne objawy. Tym bardziej że uniezależnieni nie tracą zdolności mówienia i pisania (bez myślenia), a nawet używają ich częściej niż wcześniej. Jak dowodzi nasz artykuł "Mózg jak wino", wiek uniezależnionych w niczym ich nie tłumaczy. Umysł jest twórczy nawet u starców - pod warunkiem że jest często używany. Gdy jakiś narząd jest nie używany - zanika.
Koronnym przykładem uniezależnienia od myślenia jest europejska konstytucja, co błyskotliwie udowadnia Robert Gwiazdowski ("Kosmiczna konstytucja"). No bo gdyby przy jej powstawaniu myślano, te myśli byłyby widoczne. A w eurokonstytucji niczego takiego nie widać. Chyba nie sprawdza się w tym wypadku powiedzenie, że myślenie nie boli. Twórców eurokonstytucji musiało bardzo boleć i ten ból sprawił, że żadne myśli nie powstały. Innym dojmującym przykładem uniezależnienia od myślenia jest postawa Europy wobec Stanów Zjednoczonych ("Dyspensy nie będzie", "Trzy razy nein"). Trzeba naprawdę nie myśleć, żeby myśleć, iż Europa jest w stanie upokorzyć Amerykę, nie mówiąc o jej przegonieniu (jak hucpiarsko zakładała tzw. agenda lizbońska). Nie lepiej wygląda sprawa kleconej właśnie Partii Centrum. Trzeba nie myśleć, żeby myśleć, iż z politycznej makulatury da się zrobić luksusowy papier.
Gdyby iść tropem Immanuela Kanta, można by powiedzieć, że uniezależnienie od myślenia prowadzi do uniezależnienia od moralności oraz od trafnych sądów estetycznych. Tym można tłumaczyć na przykład to, że tak wielu uniezależnionych nie dostrzega głębokiego moralnego sensu ujawnienia teczek bezpieki ("Profesor z SB"). W konsekwencji nie mają też oni poczucia smaku - stąd te wszystkie epitety o szambie, gnoju i okropieństwie idei upublicznienia teczek. Braku poczucia smaku w wyniku uniezależnienia od myślenia dowodzą też na przykład niektóre inscenizacje "Makbeta" ("Makbet polski") - pewni reżyserzy wciąż sądzą, że gdy się myśl Szekspira przepuści przez panujący w ich głowach śmietnik, to na scenie będzie coś współczesnego. A jest śmietnik, tyle że większy.
Można wątpić, czy uniezależnienie od myślenia da się zoperować w którejś z klinik chirurgii plastycznej (cover story tego numeru "Piękni żyją lepiej"). Choćby dlatego, że chirurdzy plastyczni potrafią wygładzać różne zmarszczki, a uniezależnienie od myślenia oznacza akurat wielkie wygładzenie pewnego narządu. Trzeba by zatem jego powierzchnię znowu pomarszczyć, czyli jakoś zbrzydzić. Zresztą, nie chirurgia plastyczna jest tu najpotrzebniejsza, ale chirurgia moralna, a do tego lepiej nadaje się spowiedź niż skalpel ("Grzech nieśmiertelny").
Zawsze mi się wydawało, że ludzie na odwyku (a tacy są w istocie uniezależnieni od myślenia) są godni wsparcia, bo przechodzą jakąś pozytywną przemianę. A tu okazuje się, że to odwyk (tym bardziej że permanentny), a nie nałóg, to coś złego. Tego nawet szlachetna Partia Centrum chyba nie jest w stanie znieść.
Koronnym przykładem uniezależnienia od myślenia jest europejska konstytucja, co błyskotliwie udowadnia Robert Gwiazdowski ("Kosmiczna konstytucja"). No bo gdyby przy jej powstawaniu myślano, te myśli byłyby widoczne. A w eurokonstytucji niczego takiego nie widać. Chyba nie sprawdza się w tym wypadku powiedzenie, że myślenie nie boli. Twórców eurokonstytucji musiało bardzo boleć i ten ból sprawił, że żadne myśli nie powstały. Innym dojmującym przykładem uniezależnienia od myślenia jest postawa Europy wobec Stanów Zjednoczonych ("Dyspensy nie będzie", "Trzy razy nein"). Trzeba naprawdę nie myśleć, żeby myśleć, iż Europa jest w stanie upokorzyć Amerykę, nie mówiąc o jej przegonieniu (jak hucpiarsko zakładała tzw. agenda lizbońska). Nie lepiej wygląda sprawa kleconej właśnie Partii Centrum. Trzeba nie myśleć, żeby myśleć, iż z politycznej makulatury da się zrobić luksusowy papier.
Gdyby iść tropem Immanuela Kanta, można by powiedzieć, że uniezależnienie od myślenia prowadzi do uniezależnienia od moralności oraz od trafnych sądów estetycznych. Tym można tłumaczyć na przykład to, że tak wielu uniezależnionych nie dostrzega głębokiego moralnego sensu ujawnienia teczek bezpieki ("Profesor z SB"). W konsekwencji nie mają też oni poczucia smaku - stąd te wszystkie epitety o szambie, gnoju i okropieństwie idei upublicznienia teczek. Braku poczucia smaku w wyniku uniezależnienia od myślenia dowodzą też na przykład niektóre inscenizacje "Makbeta" ("Makbet polski") - pewni reżyserzy wciąż sądzą, że gdy się myśl Szekspira przepuści przez panujący w ich głowach śmietnik, to na scenie będzie coś współczesnego. A jest śmietnik, tyle że większy.
Można wątpić, czy uniezależnienie od myślenia da się zoperować w którejś z klinik chirurgii plastycznej (cover story tego numeru "Piękni żyją lepiej"). Choćby dlatego, że chirurdzy plastyczni potrafią wygładzać różne zmarszczki, a uniezależnienie od myślenia oznacza akurat wielkie wygładzenie pewnego narządu. Trzeba by zatem jego powierzchnię znowu pomarszczyć, czyli jakoś zbrzydzić. Zresztą, nie chirurgia plastyczna jest tu najpotrzebniejsza, ale chirurgia moralna, a do tego lepiej nadaje się spowiedź niż skalpel ("Grzech nieśmiertelny").
Zawsze mi się wydawało, że ludzie na odwyku (a tacy są w istocie uniezależnieni od myślenia) są godni wsparcia, bo przechodzą jakąś pozytywną przemianę. A tu okazuje się, że to odwyk (tym bardziej że permanentny), a nie nałóg, to coś złego. Tego nawet szlachetna Partia Centrum chyba nie jest w stanie znieść.
Więcej możesz przeczytać w 9/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.