W Stanach Zjednoczonych niestawienie się adwokata na rozprawie zostałoby uznane za obrazę sądu i surowo ukarane Sędzia wzywa do siebie adwokata i stanowczym głosem mówi: "W moim sądzie panu na to nie pozwolę". To sytuacja, którą często możemy oglądać w amerykańskich filmach. Tak kończą się zazwyczaj próby przedłużania procesu przez obrońców w Stanach Zjednoczonych. W Polsce, niestety, to niemożliwe. U nas adwokaci mogą się bawić z sędziami w kotka i myszkę, bo niewiele ryzykują.
Procesowi w jednej z największych afer III RP, czyli w sprawie FOZZ, grozi przedawnienie. Obrońcy mają obowiązek być lojalni wobec swoich klientów i działać na ich korzyść, ale bezczelność obrońców Janiny Chim przekracza granice zrozumienia. Jak można wychodzić z sądu, wiedząc, co się święci, po czym nie odbierać wezwań, wyłączyć faksy, udawać, że się jest nieobecnym i nie chcieć przyjąć obrony z urzędu. W USA niestawienie się adwokata w sądzie byłoby uznane za obrazę tego sądu i zostałoby surowo ukarane. U nas sędzia może się jedynie poskarżyć samorządowi adwokackiemu. Tyle że dotychczas niewiele z tego wynikało.
Korporacyjna samoobrona
Wyjaśnijmy: adwokaci Janiny Chim mieli obowiązek stawić się po prawidłowym powiadomieniu na rozprawie. Adwokat nie może bowiem odmówić wzięcia na siebie tego obowiązku. Owszem, może zwrócić się do sądu o zwolnienie go z obrony, ale ostateczna decyzja należy jednak do sądu. Sąd może - słusznie lub niesłusznie - nakazać adwokatowi wykonywanie obowiązku obrony z urzędu. A ten musi się podporządkować. To sąd apelacyjny będzie oceniał, czy sąd pierwszej instancji miał prawo podjąć taką decyzję.
Kiedy mamy już do czynienia z niesubordynacją adwokatów, którzy wychodzą, nie zgłaszają się, mówią, że nie chcą się podjąć obrony, sędzia nie może nic zrobić. Nie może nałożyć żadnych sankcji na adwokatów. Jedyną nieprzyjemnością, która może ich spotkać, jest postępowanie dyscyplinarne przed organami samorządowymi adwokatury. Dotychczas była to jednak fikcja, bo w imię źle rozumianej solidarności zawodowej - zamiast niszczyć zło w zarodku - z reguły starały się one zamiatać swoje problemy pod dywan. Zachowywały się tak jak związki zawodowe, które nie oceniają, lecz bronią swoich ludzi.
Gra w kotka i myszkę
Na szczęście bezczelne zachowanie adwokatów występujących w sprawie FOZZ sprawiło, że ich samorząd wszczął postępowanie dyscyplinarne. Stało się tak na skutek nacisku opinii publicznej i wniosku ministra sprawiedliwości. Już samo wszczęcie postępowania sprawiło, że obrońcy od razu stawili się na kolejną rozprawę, umożliwiając kontynuowanie procesu. Jednak dopiero rezultat postępowania dyscyplinarnego będzie działał prewencyjnie na przyszłość. Możliwe zawieszenie adwokatów na dwa, trzy lata albo usunięcie ich z zawodu, gdyby doprowadzili do "zerwania procesu", bo i taka możliwość istnieje, byłoby sygnałem, że samorządy prawnicze zaczynają walczyć z patologią. Gdyby się tak nie stało, podczas procesów nadal będzie dochodzić do zabawy w kotka i myszkę.
Kara dla adwokata
Co zrobić, żeby adwokaci nie ośmieszali wymiaru sprawiedliwości, nie podważali zaufania do sądów? Konieczne jest wprowadzenie dyscyplinujących środków w stosunku do adwokatów poprzez nowelizację przepisów kodeksu postępowania karnego. Obecnie jest tak, że jeśli swoich obowiązków nie wykonuje na przykład biegły, można ukarać go grzywną albo nawet aresztem (do trzydziestu dni). Tego rodzaju sankcje powinny być rozciągnięte również na pełnomocników w sprawach cywilnych i obrońców w sprawach karnych. Nie mogą oni przecież odgrywać ról świętych krów. Drugie rozwiązanie, które może ukrócić samowolę obrońców procesowych, to możliwość nakładania na nich kar porządkowych. Nie powinno być tak, że za niewłaściwe zachowanie wobec sądu karze się świadków czy biegłych, a adwokatów i pełnomocników już nie.
Paradoksalnie, sami adwokaci, w osobach obrońców Janiny Chim, przyczynią się do wprowadzenia tych niewątpliwie restrykcyjnych przepisów. Kiedy więc zostaną już wprowadzone, a w obecnej sytuacji można być tego prawie pewnym, proponowałbym od ich nazwisk nazwać je "lex Brydak i Ziębiński". Model, w którym adwokaci mieli sami sobie radzić z tego rodzaju czarnymi owcami, się nie sprawdził. Postępujący niezgodnie z etyką zawodową adwokaci podpiłowywali gałąź, na której sami siedzą, czyli wymiar sprawiedliwości. Czas na zmianę tego stanu rzeczy.
Korporacyjna samoobrona
Wyjaśnijmy: adwokaci Janiny Chim mieli obowiązek stawić się po prawidłowym powiadomieniu na rozprawie. Adwokat nie może bowiem odmówić wzięcia na siebie tego obowiązku. Owszem, może zwrócić się do sądu o zwolnienie go z obrony, ale ostateczna decyzja należy jednak do sądu. Sąd może - słusznie lub niesłusznie - nakazać adwokatowi wykonywanie obowiązku obrony z urzędu. A ten musi się podporządkować. To sąd apelacyjny będzie oceniał, czy sąd pierwszej instancji miał prawo podjąć taką decyzję.
Kiedy mamy już do czynienia z niesubordynacją adwokatów, którzy wychodzą, nie zgłaszają się, mówią, że nie chcą się podjąć obrony, sędzia nie może nic zrobić. Nie może nałożyć żadnych sankcji na adwokatów. Jedyną nieprzyjemnością, która może ich spotkać, jest postępowanie dyscyplinarne przed organami samorządowymi adwokatury. Dotychczas była to jednak fikcja, bo w imię źle rozumianej solidarności zawodowej - zamiast niszczyć zło w zarodku - z reguły starały się one zamiatać swoje problemy pod dywan. Zachowywały się tak jak związki zawodowe, które nie oceniają, lecz bronią swoich ludzi.
Gra w kotka i myszkę
Na szczęście bezczelne zachowanie adwokatów występujących w sprawie FOZZ sprawiło, że ich samorząd wszczął postępowanie dyscyplinarne. Stało się tak na skutek nacisku opinii publicznej i wniosku ministra sprawiedliwości. Już samo wszczęcie postępowania sprawiło, że obrońcy od razu stawili się na kolejną rozprawę, umożliwiając kontynuowanie procesu. Jednak dopiero rezultat postępowania dyscyplinarnego będzie działał prewencyjnie na przyszłość. Możliwe zawieszenie adwokatów na dwa, trzy lata albo usunięcie ich z zawodu, gdyby doprowadzili do "zerwania procesu", bo i taka możliwość istnieje, byłoby sygnałem, że samorządy prawnicze zaczynają walczyć z patologią. Gdyby się tak nie stało, podczas procesów nadal będzie dochodzić do zabawy w kotka i myszkę.
Kara dla adwokata
Co zrobić, żeby adwokaci nie ośmieszali wymiaru sprawiedliwości, nie podważali zaufania do sądów? Konieczne jest wprowadzenie dyscyplinujących środków w stosunku do adwokatów poprzez nowelizację przepisów kodeksu postępowania karnego. Obecnie jest tak, że jeśli swoich obowiązków nie wykonuje na przykład biegły, można ukarać go grzywną albo nawet aresztem (do trzydziestu dni). Tego rodzaju sankcje powinny być rozciągnięte również na pełnomocników w sprawach cywilnych i obrońców w sprawach karnych. Nie mogą oni przecież odgrywać ról świętych krów. Drugie rozwiązanie, które może ukrócić samowolę obrońców procesowych, to możliwość nakładania na nich kar porządkowych. Nie powinno być tak, że za niewłaściwe zachowanie wobec sądu karze się świadków czy biegłych, a adwokatów i pełnomocników już nie.
Paradoksalnie, sami adwokaci, w osobach obrońców Janiny Chim, przyczynią się do wprowadzenia tych niewątpliwie restrykcyjnych przepisów. Kiedy więc zostaną już wprowadzone, a w obecnej sytuacji można być tego prawie pewnym, proponowałbym od ich nazwisk nazwać je "lex Brydak i Ziębiński". Model, w którym adwokaci mieli sami sobie radzić z tego rodzaju czarnymi owcami, się nie sprawdził. Postępujący niezgodnie z etyką zawodową adwokaci podpiłowywali gałąź, na której sami siedzą, czyli wymiar sprawiedliwości. Czas na zmianę tego stanu rzeczy.
Więcej możesz przeczytać w 9/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.