Politycy prawicy chętnie opowiadają o swoich przodkach, politycy lewicy nie chcą o nich mówić Kiedy George W. Bush został gubernatorem Teksasu, dostał od ojca spinki do koszuli. Wcześniej spinki należały do Prescotta Busha, dziadka, w latach 50. senatora z Connecticut. Amerykańscy wyborcy znają niemal każdy szczegół z przeszłości swoich polityków. Podobnie brytyjscy - wiedzą, że ojciec Tony'ego Blaira Leo chciał kandydować do Izby Gmin, ale w wieku 42 lat miał ciężki wylew, który zniweczył marzenia o politycznej karierze. Gerhard Schroder chętnie opowiada o ojcu, który zginął pod koniec wojny, i o matce pracującej jako sprzątaczka. W Polsce wielu polityków wydaje się nie mieć przeszłości: nie wiadomo, kim byli ich rodzice, nie mówiąc o dziadkach. Tymczasem wyborcy mają prawo znać przeszłość tych, którzy decydują o ich losie. O ile politycy prawicy chętnie opowiadają o swoich przodkach, o tyle politycy lewicy nie chcą o nich mówić.
Kwaśniewscy z?
W Polsce tajemnicą jest to, kim byli dziadkowie Aleksandra Kwaśniewskiego ze strony ojca. W Białogardzie, gdzie prezydent się urodził, wiele osób pamięta jego rodziców - Aleksandrę i Zdzisława Kwaśniewskich. Ojciec był chirurgiem. Był też sędzią piłkarskim. Na początku lat 70. Zdzisław Kwaśniewski został szefem przychodni kolejowej w Białogardzie. Podobno lubił dużo mówić. Kiedy odbywały się narady, Kwaśniewskiemu udzielano głosu na końcu, żeby nie zagadał innych. Matka prezydenta, Aleksandra Kwaśniewska, z zawodu pielęgniarka, po wyjściu za mąż poświęciła się wychowaniu dzieci. Działała w komitecie rodzicielskim liceum, do którego uczęszczali Aleksander i jego młodsza o dwa lata siostra Małgorzata. Małgorzata Kwaśniewska, już jako studentka medycyny, była na praktyce w Szwajcarii. Przyjechała stamtąd z czarnoskórym kolegą, co w Białogardzie wzbudziło sensację.
Rodzice Aleksandry Kwaśniewskiej, a dziadkowie prezydenta - Jerzy i Helena Bałaszowie - pochodzili z Wilna. Po II wojnie światowej zamieszkali w Dojlidach pod Białymstokiem. Babcia Kwaśniewskiego piekła podobno świetne kulebiaki, a dziadek był zapalonym ogrodnikiem. Gdy Aleksandra Kwaśniewska została wdową, opiekowała się nią Teresa Bogusiewicz-Majtczak, która wcześniej zajmowała się sprzątaniem mieszkania Kwaśniewskich. Pani Teresa twierdzi, że po śmierci Aleksandry Kwaśniewskiej musiała spłacić jej długi. Potem pisała do prezydenta, żeby jej te pieniądze zwrócił, pomógł znaleźć pracę, ale - jak mówi - Olek jej nie pomógł.
Belkowie z Górnej
Premier Marek Belka mieszka w łódzkiej dzielnicy Górna, na osiedlu Ruda Pabianicka. Tuż obok jego willi stoi dom wybudowany przez dziadka Mariana Adamskiego. Obecnie mieszka w nim brat premiera Zbigniew, właściciel firmy handlującej farbami i lakierami. Marian Adamski, wieloletni działacz Społem, w okresie międzywojennym był kierownikiem szkoły w Chocianowicach. Dorabiał, prowadząc sklepik z artykułami piśmiennymi. - To on nauczył Marka zasad przedsiębiorczości - mówi Zdzisława Adamiec, sąsiadka Belki. Adamscy mieli dwóch synów i córkę Halinę - matkę premiera. Cała trójka ukończyła studia. Jeden syn pracował w dyplomacji, drugi pływał na statkach, a córka została inżynierem włókiennictwa. Halina Adamska wyszła za mąż za Władysława Belkę, też włókiennika. Po ślubie zamieszkali w domu Adamskich.
Rodzice obecnego premiera chcieli, by został on inżynierem. Gdy się uparł, że będzie studiował ekonomię, zaprowadzili go na testy psychologiczne, aby wybić mu to z głowy. Matka Marka Belki zmarła w latach 70., ojciec umarł kilka lat temu. Żona Marka Belki Krystyna zarządza firmą medyczną Lux Med. Córka Marysia kończy klasę maturalną, a syn Piotr studiuje ekonomię.
Kaczyńscy z Łomży
W rodzinie Lecha i Jarosława Kaczyńskich historię przodków pamięta się mniej więcej od drugiej połowy XIX wieku. Wszystko wcześniej to albo domysły, albo rodzinne legendy. Na przykład dzieje utraconego w nieznanych okolicznościach po powstaniu styczniowym majątku w okolicach Łomży należącego do prapradziadka prezydenta stolicy. Rodzina pozostała jednak wierna okolicom Łomży. Nawet pradziadek Piotr, carski oficer zasłużony w wojnie rosyjsko-tureckiej, wrócił w rodzinne strony, kupił tam majątek i ożenił się z miejscową panną - Zofią Gutowską.
Jego syn Aleksander Kaczyński (herbu Pomian) to najstarszy przodek w linii prostej, którego pamiętają Jarosław i Lech. Jako wysoki urzędnik kolejowy przed wojną pracował w różnych miejscach. Jego żona Franciszka pochodziła z okolic Odessy. W Grajewie urodził im się syn Rajmund (ojciec prezydenta Warszawy), ale kilka lat później wybuchła wojna celna i leżąca przy granicy pruskiej stacja straciła znaczenie. Rodzina po raz kolejny zmieniła adres. Tym razem na Baranowicze. Wiodło im się tam nieźle: mieli dwa domy, ogromny ogród i 12 ha lasu. Po dwunastu latach Kaczyńscy znów zmienili miejsce zamieszkania, tym razem na Brześć. Po kilku latach kupili tam nawet kamienicę, niestety, było to dokładnie 1 września 1939 r. - Nie trzeba dodawać, że nowym domem dziadkowie długo się nie nacieszyli - mówi Lech Kaczyński.
Rodzina Jasiewiczów herbu Rawicz, czyli przodkowie Jadwigi Kaczyńskiej, matki Lecha i Jarosława, to rodzina inteligencko-wojskowa. - Kiedyś mieliśmy drzewo genealogiczne od 1506 r., ale niestety zaginęło w czasie wojny - żałuje Jadwiga Kaczyńska, matka prezydenta Warszawy.
- Wiadomo jedynie, że naszymi antenatami byli spolonizowani bojarzy litewscy - tłumaczy. Pradziadek pani Jadwigi Wincenty Jasiewicz za udział w powstaniu styczniowym został zesłany na Syberię, skąd już nie wrócił. Jego żona Konstancja wychowała ich dwoje dzieci: Zofię i Stanisława. Ten ostatni (pradziadek braci Kaczyńskich) był pułkownikiem carskiej armii. Losy przodków po mieczu i po kądzieli splotły się w Baranowiczach. Wincenty Jasiewicz, syn Stanisława, był tam zastępcą dowódcy brygady polskich wojsk. Jego syn przyjaźnił się z ojcem braci Kaczyńskich. Obie rodziny odnalazły się ponownie po ślubie rodziców prezydenta Warszawy.
Zarówno Jasiewiczowie, jak i Kaczyńscy sytuowali się w tradycji niepodległościowo-PPS-owskiej. Babcia Nela Jasiewicz, stryjenka matki braci Kaczyńskich i córka nadwornego lekarza króla Rumunii, przyjaźniła się z rodziną przedwojennego szefa MSZ Józefa Becka, który zresztą zmarł na jej rękach. Jadwiga Kaczyńska pamięta nawet legendarnego ministra z przedwojennych przyjęć u stryjostwa. Szczególnie ciepło bracia Kaczyńscy wspominają babcię Stefanię Jasiewicz, która miała duży wpływ na ich wychowanie. Do rodzinnej legendy przeszedł też jej syn z pierwszego małżeństwa, Jan Fyuth, który w 1939 r. walczył w obronie Warszawy, a potem zginął z rąk sowieckich, próbując się przedostać do polskiej armii we Fancji.
Rodzice Lecha i Jarosława Kaczyńskich poznali się w 1947 r. w warszawskim klubie Medyk. Jadwiga Kaczyńska, filolog polski, niemal całe życie przepracowała w Instytucie Badań Literackich PAN. Przed wojną mieszkała z rodzicami w kamienicy przy ul. Mickiewicza 27 (pod tym adresem mieszkał potem Jacek Kuroń). Podczas okupacji była sanitariuszką w Szarych Szeregach. Ratowała w szpitalu rannych po akcji "Burza". Ojciec Rajmund brał udział w powstaniu warszawskim. Pierwszego dnia został ciężko ranny - stracił część dłoni. Walczył na Mokotowie: był dowódcą drużyny, a w ostatnich dniach dowódcą resztek kompanii, za co dostał krzyż Virtuti Militari. Niezwykłe były też losy wuja - Stanisława Miedza-Tomaszewskiego, szwagra Jadwigi Kaczyńskiej. Jako plastyk AK wpadł w 1941 r. w ręce gestapo. Symulując śmierć, wydostał się ze szpitala przez prosektorium. W 1984 r. na motywach jego historii powstał film "Umarłem, aby żyć".
Rokitowie z Przemyśla
Jan Rokita dobrze zna historię swej familii, ale tylko po kądzieli. - O rodzinie ojca wiem niewiele, bo ojciec opuścił matkę przed moim urodzeniem. Później nasze kontakty były sporadyczne - mówi "Wprost" Jan Rokita. Wiadomo, że Tadeusz Rokita pochodził z rodziny kolejarskiej. Matka Adela, prawniczka, wychowywała syna samotnie, a właściwie ze swymi pięcioma siostrami, typowymi krakowskimi inteligentkami, w większości starymi pannami. - Pijąc kawę czy herbatę i paląc namiętnie sporty w szklanych lufkach, prowadziły piękną starointeligencką polszczyzną długie rozmowy - wspomina Rokita.
Rodzina matki Jana Rokity była inteligencko-mieszczańska. Dziadek Władysław Wajdowicz, żołnierz I wojny światowej, a w dwudziestoleciu międzywojennym bogaty przedsiębiorca, był właścicielem najokazalszej willi w Przemyślu i sąsiadem Zbigniewa Brzezińskiego, późniejszego doradcy prezydenta USA Jimmy'ego Cartera. Rokita wspomina, że był to "fanatyczny endek, ale dusza człowiek". Babcia Maria pochodziła z austriackiej rodziny Mederów, która w czasach zaborów przybyła do Lubaczowa. Zarówno dziadek, jak i babcia umarli przed urodzeniem Janka, ale jeszcze długo w rodzinie mówiono mu: "Zrób tak, bo tak właśnie zrobiłby dziadek".
Matka Jana Rokity, z którą mieszkał przez 31 lat, jeszcze przed wojną zaczęła studiować prawo na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie. W czasie okupacji uciekła do Generalnej Guberni, ale usiłowała wrócić do Przemyśla. W tym celu próbowała przepłynąć San. Sowieci strzelali do łódki, zabili przewoźnika i jego syna, a panią Adelę uwięzili. Dopiero po kilku dniach NKWD uwierzyło, że nie uciekała ona - jak wszyscy - od Sowietów, lecz płynęła do nich. W Krakowie znalazła się pod koniec wojny, uciekając przed Ukraińcami. - Pociąg stanął w tym mieście na kilka dni i to zadecydowało, że zostałem krakusem - śmieje się Jan Rokita.
Politycy, którzy przemilczają swoją przeszłość, ściągają podejrzenia, że chcą coś ukryć. Przeszłość prędzej czy później ich dopada. Przekonał się o tym prezydent Władimir Putin. Mimo że nie chciał mówić o swoich przodkach, dziennikarze ustalili, że jego ojciec służył w NKWD, a dziadek był kucharzem w Petersburgu. Po rewolucji 1917 r. gotował dla Lenina, a po jego śmierci - na jednej z dacz Stalina.
W Polsce tajemnicą jest to, kim byli dziadkowie Aleksandra Kwaśniewskiego ze strony ojca. W Białogardzie, gdzie prezydent się urodził, wiele osób pamięta jego rodziców - Aleksandrę i Zdzisława Kwaśniewskich. Ojciec był chirurgiem. Był też sędzią piłkarskim. Na początku lat 70. Zdzisław Kwaśniewski został szefem przychodni kolejowej w Białogardzie. Podobno lubił dużo mówić. Kiedy odbywały się narady, Kwaśniewskiemu udzielano głosu na końcu, żeby nie zagadał innych. Matka prezydenta, Aleksandra Kwaśniewska, z zawodu pielęgniarka, po wyjściu za mąż poświęciła się wychowaniu dzieci. Działała w komitecie rodzicielskim liceum, do którego uczęszczali Aleksander i jego młodsza o dwa lata siostra Małgorzata. Małgorzata Kwaśniewska, już jako studentka medycyny, była na praktyce w Szwajcarii. Przyjechała stamtąd z czarnoskórym kolegą, co w Białogardzie wzbudziło sensację.
Rodzice Aleksandry Kwaśniewskiej, a dziadkowie prezydenta - Jerzy i Helena Bałaszowie - pochodzili z Wilna. Po II wojnie światowej zamieszkali w Dojlidach pod Białymstokiem. Babcia Kwaśniewskiego piekła podobno świetne kulebiaki, a dziadek był zapalonym ogrodnikiem. Gdy Aleksandra Kwaśniewska została wdową, opiekowała się nią Teresa Bogusiewicz-Majtczak, która wcześniej zajmowała się sprzątaniem mieszkania Kwaśniewskich. Pani Teresa twierdzi, że po śmierci Aleksandry Kwaśniewskiej musiała spłacić jej długi. Potem pisała do prezydenta, żeby jej te pieniądze zwrócił, pomógł znaleźć pracę, ale - jak mówi - Olek jej nie pomógł.
Belkowie z Górnej
Premier Marek Belka mieszka w łódzkiej dzielnicy Górna, na osiedlu Ruda Pabianicka. Tuż obok jego willi stoi dom wybudowany przez dziadka Mariana Adamskiego. Obecnie mieszka w nim brat premiera Zbigniew, właściciel firmy handlującej farbami i lakierami. Marian Adamski, wieloletni działacz Społem, w okresie międzywojennym był kierownikiem szkoły w Chocianowicach. Dorabiał, prowadząc sklepik z artykułami piśmiennymi. - To on nauczył Marka zasad przedsiębiorczości - mówi Zdzisława Adamiec, sąsiadka Belki. Adamscy mieli dwóch synów i córkę Halinę - matkę premiera. Cała trójka ukończyła studia. Jeden syn pracował w dyplomacji, drugi pływał na statkach, a córka została inżynierem włókiennictwa. Halina Adamska wyszła za mąż za Władysława Belkę, też włókiennika. Po ślubie zamieszkali w domu Adamskich.
Rodzice obecnego premiera chcieli, by został on inżynierem. Gdy się uparł, że będzie studiował ekonomię, zaprowadzili go na testy psychologiczne, aby wybić mu to z głowy. Matka Marka Belki zmarła w latach 70., ojciec umarł kilka lat temu. Żona Marka Belki Krystyna zarządza firmą medyczną Lux Med. Córka Marysia kończy klasę maturalną, a syn Piotr studiuje ekonomię.
Kaczyńscy z Łomży
W rodzinie Lecha i Jarosława Kaczyńskich historię przodków pamięta się mniej więcej od drugiej połowy XIX wieku. Wszystko wcześniej to albo domysły, albo rodzinne legendy. Na przykład dzieje utraconego w nieznanych okolicznościach po powstaniu styczniowym majątku w okolicach Łomży należącego do prapradziadka prezydenta stolicy. Rodzina pozostała jednak wierna okolicom Łomży. Nawet pradziadek Piotr, carski oficer zasłużony w wojnie rosyjsko-tureckiej, wrócił w rodzinne strony, kupił tam majątek i ożenił się z miejscową panną - Zofią Gutowską.
Jego syn Aleksander Kaczyński (herbu Pomian) to najstarszy przodek w linii prostej, którego pamiętają Jarosław i Lech. Jako wysoki urzędnik kolejowy przed wojną pracował w różnych miejscach. Jego żona Franciszka pochodziła z okolic Odessy. W Grajewie urodził im się syn Rajmund (ojciec prezydenta Warszawy), ale kilka lat później wybuchła wojna celna i leżąca przy granicy pruskiej stacja straciła znaczenie. Rodzina po raz kolejny zmieniła adres. Tym razem na Baranowicze. Wiodło im się tam nieźle: mieli dwa domy, ogromny ogród i 12 ha lasu. Po dwunastu latach Kaczyńscy znów zmienili miejsce zamieszkania, tym razem na Brześć. Po kilku latach kupili tam nawet kamienicę, niestety, było to dokładnie 1 września 1939 r. - Nie trzeba dodawać, że nowym domem dziadkowie długo się nie nacieszyli - mówi Lech Kaczyński.
Rodzina Jasiewiczów herbu Rawicz, czyli przodkowie Jadwigi Kaczyńskiej, matki Lecha i Jarosława, to rodzina inteligencko-wojskowa. - Kiedyś mieliśmy drzewo genealogiczne od 1506 r., ale niestety zaginęło w czasie wojny - żałuje Jadwiga Kaczyńska, matka prezydenta Warszawy.
- Wiadomo jedynie, że naszymi antenatami byli spolonizowani bojarzy litewscy - tłumaczy. Pradziadek pani Jadwigi Wincenty Jasiewicz za udział w powstaniu styczniowym został zesłany na Syberię, skąd już nie wrócił. Jego żona Konstancja wychowała ich dwoje dzieci: Zofię i Stanisława. Ten ostatni (pradziadek braci Kaczyńskich) był pułkownikiem carskiej armii. Losy przodków po mieczu i po kądzieli splotły się w Baranowiczach. Wincenty Jasiewicz, syn Stanisława, był tam zastępcą dowódcy brygady polskich wojsk. Jego syn przyjaźnił się z ojcem braci Kaczyńskich. Obie rodziny odnalazły się ponownie po ślubie rodziców prezydenta Warszawy.
Zarówno Jasiewiczowie, jak i Kaczyńscy sytuowali się w tradycji niepodległościowo-PPS-owskiej. Babcia Nela Jasiewicz, stryjenka matki braci Kaczyńskich i córka nadwornego lekarza króla Rumunii, przyjaźniła się z rodziną przedwojennego szefa MSZ Józefa Becka, który zresztą zmarł na jej rękach. Jadwiga Kaczyńska pamięta nawet legendarnego ministra z przedwojennych przyjęć u stryjostwa. Szczególnie ciepło bracia Kaczyńscy wspominają babcię Stefanię Jasiewicz, która miała duży wpływ na ich wychowanie. Do rodzinnej legendy przeszedł też jej syn z pierwszego małżeństwa, Jan Fyuth, który w 1939 r. walczył w obronie Warszawy, a potem zginął z rąk sowieckich, próbując się przedostać do polskiej armii we Fancji.
Rodzice Lecha i Jarosława Kaczyńskich poznali się w 1947 r. w warszawskim klubie Medyk. Jadwiga Kaczyńska, filolog polski, niemal całe życie przepracowała w Instytucie Badań Literackich PAN. Przed wojną mieszkała z rodzicami w kamienicy przy ul. Mickiewicza 27 (pod tym adresem mieszkał potem Jacek Kuroń). Podczas okupacji była sanitariuszką w Szarych Szeregach. Ratowała w szpitalu rannych po akcji "Burza". Ojciec Rajmund brał udział w powstaniu warszawskim. Pierwszego dnia został ciężko ranny - stracił część dłoni. Walczył na Mokotowie: był dowódcą drużyny, a w ostatnich dniach dowódcą resztek kompanii, za co dostał krzyż Virtuti Militari. Niezwykłe były też losy wuja - Stanisława Miedza-Tomaszewskiego, szwagra Jadwigi Kaczyńskiej. Jako plastyk AK wpadł w 1941 r. w ręce gestapo. Symulując śmierć, wydostał się ze szpitala przez prosektorium. W 1984 r. na motywach jego historii powstał film "Umarłem, aby żyć".
Rokitowie z Przemyśla
Jan Rokita dobrze zna historię swej familii, ale tylko po kądzieli. - O rodzinie ojca wiem niewiele, bo ojciec opuścił matkę przed moim urodzeniem. Później nasze kontakty były sporadyczne - mówi "Wprost" Jan Rokita. Wiadomo, że Tadeusz Rokita pochodził z rodziny kolejarskiej. Matka Adela, prawniczka, wychowywała syna samotnie, a właściwie ze swymi pięcioma siostrami, typowymi krakowskimi inteligentkami, w większości starymi pannami. - Pijąc kawę czy herbatę i paląc namiętnie sporty w szklanych lufkach, prowadziły piękną starointeligencką polszczyzną długie rozmowy - wspomina Rokita.
Rodzina matki Jana Rokity była inteligencko-mieszczańska. Dziadek Władysław Wajdowicz, żołnierz I wojny światowej, a w dwudziestoleciu międzywojennym bogaty przedsiębiorca, był właścicielem najokazalszej willi w Przemyślu i sąsiadem Zbigniewa Brzezińskiego, późniejszego doradcy prezydenta USA Jimmy'ego Cartera. Rokita wspomina, że był to "fanatyczny endek, ale dusza człowiek". Babcia Maria pochodziła z austriackiej rodziny Mederów, która w czasach zaborów przybyła do Lubaczowa. Zarówno dziadek, jak i babcia umarli przed urodzeniem Janka, ale jeszcze długo w rodzinie mówiono mu: "Zrób tak, bo tak właśnie zrobiłby dziadek".
Matka Jana Rokity, z którą mieszkał przez 31 lat, jeszcze przed wojną zaczęła studiować prawo na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie. W czasie okupacji uciekła do Generalnej Guberni, ale usiłowała wrócić do Przemyśla. W tym celu próbowała przepłynąć San. Sowieci strzelali do łódki, zabili przewoźnika i jego syna, a panią Adelę uwięzili. Dopiero po kilku dniach NKWD uwierzyło, że nie uciekała ona - jak wszyscy - od Sowietów, lecz płynęła do nich. W Krakowie znalazła się pod koniec wojny, uciekając przed Ukraińcami. - Pociąg stanął w tym mieście na kilka dni i to zadecydowało, że zostałem krakusem - śmieje się Jan Rokita.
Politycy, którzy przemilczają swoją przeszłość, ściągają podejrzenia, że chcą coś ukryć. Przeszłość prędzej czy później ich dopada. Przekonał się o tym prezydent Władimir Putin. Mimo że nie chciał mówić o swoich przodkach, dziennikarze ustalili, że jego ojciec służył w NKWD, a dziadek był kucharzem w Petersburgu. Po rewolucji 1917 r. gotował dla Lenina, a po jego śmierci - na jednej z dacz Stalina.
Więcej możesz przeczytać w 12/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.