Hermann Schaper, inspirator mordu na Żydach w Jedwabnem i Radziłowie, pozostaje bezkarny To chyba najdłuższa choroba sądowa w dziejach powojennej Europy. Aż 26 lat z powodu kolejnych zdrowotnych dolegliwości sądu unika Hermann Schaper. A to nie byle kto, bo inspirator mordów na Żydach w Jedwabnem i okolicach. Postawienie mu zarzutów przez prokuratora Instytutu Pamięci Narodowej uniemożliwiają nie tylko kolejne choroby, ale też ostentacyjna opieszałość niemieckich organów ścigania.
Podczas zakończonego dwa lata temu śledztwa białostocki IPN ustalił, że w lipcu 1941 r. mordu Żydów z Jedwabnego dokonało około 40 Polaków z miasteczka i okolic. Prowadzący sprawę prokurator Radosław Ignatiew znalazł dowody na to, że zbrodnię popełnili Polacy, lecz inspirowali ją Niemcy. Wysłannik IPN przebadał dokumenty w Centrali Ścigania Zbrodni Nazistowskich w Ludwigsburgu i stwierdził, że inspiratorem mordu był esesman Hermann Schaper. W 1941 r. był on dowódcą działającego w okolicach Łomży Einsatzkommando, które zachęcało miejscowych Polaków do mordowania Żydów nie tylko w Jedwabnem, ale prawdopodobnie też w Radziłowie, Łomży, Rutkach, Wiźnie i Zambrowie. - Spalenie Żydów w Jedwabnem i Radziłowie to były egzekucje zarządzone przez Niemców i zlecone polskim wykonawcom. Schaper odegrał w tych mordach rolę inspiratora - uważa dr hab. Edmund Dmitrów z IPN.
Zbrodnicze samooczyszczanie
Wszystko wskazuje na to, że mordy na Żydach w lipcu 1941 r. były inspirowane rozkazem Reinharda Heidricha, szefa Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy. Rozkaz ten dotyczył tzw. akcji samooczyszczających i został wydany kilka dni przed zbrodniami w Jedwabnem i Radziłowie. "Nie należy stawiać przeszkód dążeniom do samooczyszczania, występującym w antykomunistycznych i antyżydowskich kręgach na nowo zajętych obszarach. Przeciwnie: należy je wywoływać, nie pozostawiając śladów" - zalecał Heidrich. Ten rozkaz dobrze pokazuje mechanizmy działania inspiratorów mordów na Żydach na ziemi łomżyńskiej.
Prokuratorzy IPN długo szukali Schapera. Dzięki współpracy z niemiecką policją udało się dowieść, że esesman żyje; ustalono też jego adres. W 2002 r. do Niemiec pojechał polski prokurator, by przesłuchać Schapera. Zbrodniarz uniknął jednak niewygodnych pytań: po rozmowie z Radosławem Ignatiewem przedstawił zaświadczenia lekarskie, z których wynikało, że nie może zeznawać. Z powodu braku niezbitych dowodów na jego udział w inspirowaniu mordu IPN nie mógł mu postawić zarzutów. Śledztwo umorzono.
Miłosierdzie prokuratury
Nazwisko Schapera pojawiło się także w innym śledztwie IPN - dotyczącym pogromu w Radziłowie. Prowadzący śledztwo prokurator Tomasz Kamiński zwrócił się do bawarskiego ministerstwa sprawiedliwości z wnioskiem o umożliwienie ponownego przesłuchania Schapera. - Dostaliśmy odpowiedź, że z powodu choroby były esesman nie może składać zeznań i żeby już więcej o to nie prosić - mówi Kamiński.
Zasłaniając się złym stanem zdrowia, Schaper unika odpowiedzialności już od 26 lat. W połowie lat 70. niemiecki sąd oskarżał go o udział w zbrodniach nazistowskich w Polsce, ale przedstawione zaświadczenie lekarskie pozwoliło mu uniknąć sądu. Mimo to IPN chce postawić mu zarzuty. I są na to realne szanse. W Izraelu, a być może także w Niemczech, znajdują się zeznania potwierdzające udział Schapera w zbrodniach na Białostocczyźnie i ziemi łomżyńskiej w 1941 r. W 1963 r. izraelski prokurator Icchak Feler zdobył dowody na to, że Schaper dowodził akcją rozstrzeliwania Żydów w Tykocinie. Z kolei mieszkająca w Hajfie, a pochodząca z Radziłowa Chaja Filkenstein rozpoznała Schapera na zdjęciu jako osobę przyjmującą meldunki od Polaków mordujących Żydów w jej rodzinnym miasteczku. "Ten oficer przyszedł do mojego mieszkania razem z przewodniczącym gminnej rady w Radziłowie i komendantem polskiej policji. Robił wrażenie kierującego akcją" - zeznała Filkenstein. Protokoły przesłuchań powędrowały do niemieckiej prokuratury, ale Schaper i tym razem uniknął odpowiedzialności. - Uzasadnienie umorzenia śledztwa było kuriozalne. Niemiecka prokuratura stwierdziła bowiem, że oglądając zdjęcia mężczyzn w mundurze... łatwo się pomylić - mówi prokurator Kamiński.
Białostocki IPN zwrócił się do izraelskiej prokuratury z prośbą o przysłanie do Polski akt przesłuchań 52 świadków mordu w Radziłowie, w tym zeznań obciążających Schapera. Nie chodzi przecież o to, by dręczyć 94-letniego starca, lecz o to, by winni ludobójstwa nie mogli uciec od odpowiedzialności, nawet po 64 latach od popełnienia zbrodni.
Zbrodnicze samooczyszczanie
Wszystko wskazuje na to, że mordy na Żydach w lipcu 1941 r. były inspirowane rozkazem Reinharda Heidricha, szefa Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy. Rozkaz ten dotyczył tzw. akcji samooczyszczających i został wydany kilka dni przed zbrodniami w Jedwabnem i Radziłowie. "Nie należy stawiać przeszkód dążeniom do samooczyszczania, występującym w antykomunistycznych i antyżydowskich kręgach na nowo zajętych obszarach. Przeciwnie: należy je wywoływać, nie pozostawiając śladów" - zalecał Heidrich. Ten rozkaz dobrze pokazuje mechanizmy działania inspiratorów mordów na Żydach na ziemi łomżyńskiej.
Prokuratorzy IPN długo szukali Schapera. Dzięki współpracy z niemiecką policją udało się dowieść, że esesman żyje; ustalono też jego adres. W 2002 r. do Niemiec pojechał polski prokurator, by przesłuchać Schapera. Zbrodniarz uniknął jednak niewygodnych pytań: po rozmowie z Radosławem Ignatiewem przedstawił zaświadczenia lekarskie, z których wynikało, że nie może zeznawać. Z powodu braku niezbitych dowodów na jego udział w inspirowaniu mordu IPN nie mógł mu postawić zarzutów. Śledztwo umorzono.
Miłosierdzie prokuratury
Nazwisko Schapera pojawiło się także w innym śledztwie IPN - dotyczącym pogromu w Radziłowie. Prowadzący śledztwo prokurator Tomasz Kamiński zwrócił się do bawarskiego ministerstwa sprawiedliwości z wnioskiem o umożliwienie ponownego przesłuchania Schapera. - Dostaliśmy odpowiedź, że z powodu choroby były esesman nie może składać zeznań i żeby już więcej o to nie prosić - mówi Kamiński.
Zasłaniając się złym stanem zdrowia, Schaper unika odpowiedzialności już od 26 lat. W połowie lat 70. niemiecki sąd oskarżał go o udział w zbrodniach nazistowskich w Polsce, ale przedstawione zaświadczenie lekarskie pozwoliło mu uniknąć sądu. Mimo to IPN chce postawić mu zarzuty. I są na to realne szanse. W Izraelu, a być może także w Niemczech, znajdują się zeznania potwierdzające udział Schapera w zbrodniach na Białostocczyźnie i ziemi łomżyńskiej w 1941 r. W 1963 r. izraelski prokurator Icchak Feler zdobył dowody na to, że Schaper dowodził akcją rozstrzeliwania Żydów w Tykocinie. Z kolei mieszkająca w Hajfie, a pochodząca z Radziłowa Chaja Filkenstein rozpoznała Schapera na zdjęciu jako osobę przyjmującą meldunki od Polaków mordujących Żydów w jej rodzinnym miasteczku. "Ten oficer przyszedł do mojego mieszkania razem z przewodniczącym gminnej rady w Radziłowie i komendantem polskiej policji. Robił wrażenie kierującego akcją" - zeznała Filkenstein. Protokoły przesłuchań powędrowały do niemieckiej prokuratury, ale Schaper i tym razem uniknął odpowiedzialności. - Uzasadnienie umorzenia śledztwa było kuriozalne. Niemiecka prokuratura stwierdziła bowiem, że oglądając zdjęcia mężczyzn w mundurze... łatwo się pomylić - mówi prokurator Kamiński.
Białostocki IPN zwrócił się do izraelskiej prokuratury z prośbą o przysłanie do Polski akt przesłuchań 52 świadków mordu w Radziłowie, w tym zeznań obciążających Schapera. Nie chodzi przecież o to, by dręczyć 94-letniego starca, lecz o to, by winni ludobójstwa nie mogli uciec od odpowiedzialności, nawet po 64 latach od popełnienia zbrodni.
Więcej możesz przeczytać w 12/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.