Jan Kochanowski opisał ważną ekonomiczną prawidłowość W renesansie, co przekazał do wiadomości potomnym Jan Kochanowski, jajo kosztowało tyle ile wizyta w publicznej toalecie. W okresie przedwojennym sławojki były bezpłatne, a zarabiający około 200 zł miesięcznie urzędnik mógł nabyć co najmniej 2 tys. jaj. Urzędnik w PRL, gdyby chciał, zamieniłby swoją miesięczną gażę na mniej więcej 3 tys. jaj. Jego odpowiednik z III RP zarabia co najmniej 2 tys. jaj więcej. Niemieckim okupantom nie udało się objąć jaj (tak jak świń i bydła) obowiązkową rejestracją; sztuka ta udała się dopiero sowieckim wyzwolicielom. W jajo próbowała nas zrobić Unia Europejska, co jej się nie udało. Polskie jajo nie tylko w okresie wielkanocnym potęgą jest, i basta.
Jajo przedwojenne
Jaja zawsze były cennym towarem eksportowym; na przykład w 1928 r. wyeksportowaliśmy około 55 tys. ton, czyli miliard jaj (w przybliżeniu tyle ile obecnie), uzyskując za nie równowartość 145 mln przedwojennych złotych (dla porównania - dzięki eksportowi węgla uzyskaliśmy w tym samym roku 363 mln zł, czyli nieco ponad dwa razy więcej).
Nie wiadomo, ile jaj produkowaliśmy i konsumowaliśmy przed wojną. Podawana w powojennych rocznikach statystycznych wielkość - 3,2 mld jaj - jest najprawdopodobniej znacznie zaniżona ze względów propagandowych i wynika z dyrektywy, zgodnie z którą w 1949 r., po realizacji planu trzyletniego, osiągnęliśmy poziom produkcji z 1938 r. (dla porównania - nioski w III RP znoszą około 8,2 mld jaj rocznie). Pewne jest jednak, że jajek nie brakowało, a i ceny ich nie były wygórowane. W wielkich miastach kosztowały 8-10 gr, w miasteczkach - 5-6 gr, i dlatego kolportowaną z uporem plotkę, jakoby każde jajo (przed ugotowaniem) z nędzy dzielono na czworo, należy uznać za przesadzoną.
Jajo kułackie
Przed głodem jaja zaczęły nas ratować dopiero w czasach niemieckiego i sowieckiego okupanta. Kur zakolczykować się nie da, dlatego praktyczny Niemiec dał sobie spokój i nie objął restrykcjami handlu jajami. Odmiennie sowieci, zarówno ci rosyjscy, jak i polscy. Jaja poddano planowemu skupowi (w jednej ze znanych uczelni w Instytucie Obrotu i Skupu istniał nawet Zakład Obrotu Jajami) i zaczęto pouczać chłopów, jak z jajami postępować, co znalazło swój wyraz w napisach w punktach skupu: "Rolnicy, nie myjcie jaj!". Ożywioną walkę z "jajami kułackimi" prowadziła także Komisja Specjalna do Walki z Nadużyciami i Szkodnictwem Gospodarczym (powołana uchwałą KRN z 23 września 1946 r. funkcjonowała do roku 1955 i miała prawo zsyłać spekulantów do obozów pracy na okres do dwóch lat).
Jajo robotnicze
Jaj władza ludowa miała wystarczająco, żeby, realizując swój plan udostępniania w lokalach gastronomicznych "tanich posiłków dla klasy robotniczej", wprowadzić "zestaw obiadowy numer dwa", czyli dwa jaja na twardo z kartoflami. Zestawem obiadowym numer jeden były dorsze. Kłopot był tylko w tym, że skup i obrót jajami wymagał ich konserwowania, a ponieważ chłodni praktycznie nie było, jaja przechowywano w dołach z wapnem, co nie wpływało korzystnie na ich jakość. Dlatego - z dwojga złego - klienci woleli - zgodnie z powiedzeniem "jedzcie dorsze, wapno gorsze" - zestaw numer jeden.
Jajo bezkartkowe
Jaja ratowały nas także przed nędzą w czasach wysokiej inflacji. Ich koszty produkcji w gospodarstwach małorolnych są niemal zbliżone do zera, dlatego gdy rozpoczyna się szaleństwo cenowe, jaja drożeją w stopniu znacznie mniejszym niż inne towary. Inna kwestia, że nadkonsumpcja może nie być najzdrowsza ze względu na cholesterol. Badania empiryczne nie zawsze jednak potwierdzają, że coś takiego jak cholesterol istnieje. Wynika to przynajmniej z doświadczenia mojej rodziny. Syn, który urodził się w stanie wojennym i wychowywał w czasach kartkowych, karmiony był głównie jajami. Wprawdzie w pewnym momencie zżółkł i wyglądał jak Chińczyk, ale nic mu się nie stało i wyrósł na zdrowego byka, który jajka lubi po dziś dzień.
Jajo unijne
Jajami podbiliśmy Unię Europejską. Co więcej, wygraliśmy wielką jajeczną wojnę. Jesienią ubiegłego roku próbowali zalać Polskę swoimi wyrobami producenci z zachodniej Europy, którzy dostają duże dotacje w ramach CAP (wspólnej polityki rolnej), co prowadzi do stałej nadprodukcji wytwarzanych przez nich w wielkich fermach produktów jajopodobnych (wygląda jak jajo, a smakuje wręcz przeciwnie). Czynili to w sposób sprzeczny z prawem, bo ich jaja z Hiszpanii, Niemiec, a nawet z Grecji czy Finlandii nie były oznakowane i dopiero w Polsce nadawano im polskie numery, i sprzedawano po cenach dumpingowych: 40-50 eurocentów (czyli 1,7-2,2 zł) za kilogram lub 10-12 groszy za sztukę. Polski konsument jednak nie jest w ciemię bity i na jajach się zna. Dlatego wolał - i tak niedrogie - jaja od polskich wiejskich kur karmionych paszą naturalną niż jaja od wrażych niosek tuczonych mączką rybną.
Jajo antyinflacyjne
Wybitny polski ekonomista Jan Kochanowski (przez niektórych znany także jako literat) stwierdził i opisał ważną ekonomiczną prawidłowość. Pieniądz jest słaby, jeżeli opłata za korzystanie z toalety publicznej (staropolski "wychód") jest wyższa od ceny jaja. Prawidłowość tę opisał w dziele "Na ucztę":
"Szeląg dałem od wychodu,
nie zjem jeno jaje.
Drożej sram niźli jadam,
złe to obyczaje".
Obecnie opłata za korzystanie z wychodu podrożała z szeląga do 1-2 zł, zaś cena jaja wynosi 25-30 gr.
O tym, że jaja znalazły swój godny opis w literaturze pięknej, stały się źródłem niezliczonych powiedzonek i bon motów, wspominamy tu tylko mimochodem. Dlatego, dzieląc się jajem na Wielkanoc i składając sobie najlepsze życzenia, skierujmy także proste życzenia pod adresem naszych polityków. "Panowie, nie róbcie jaj - zostawcie tę czynność kurom".
Jaja zawsze były cennym towarem eksportowym; na przykład w 1928 r. wyeksportowaliśmy około 55 tys. ton, czyli miliard jaj (w przybliżeniu tyle ile obecnie), uzyskując za nie równowartość 145 mln przedwojennych złotych (dla porównania - dzięki eksportowi węgla uzyskaliśmy w tym samym roku 363 mln zł, czyli nieco ponad dwa razy więcej).
Nie wiadomo, ile jaj produkowaliśmy i konsumowaliśmy przed wojną. Podawana w powojennych rocznikach statystycznych wielkość - 3,2 mld jaj - jest najprawdopodobniej znacznie zaniżona ze względów propagandowych i wynika z dyrektywy, zgodnie z którą w 1949 r., po realizacji planu trzyletniego, osiągnęliśmy poziom produkcji z 1938 r. (dla porównania - nioski w III RP znoszą około 8,2 mld jaj rocznie). Pewne jest jednak, że jajek nie brakowało, a i ceny ich nie były wygórowane. W wielkich miastach kosztowały 8-10 gr, w miasteczkach - 5-6 gr, i dlatego kolportowaną z uporem plotkę, jakoby każde jajo (przed ugotowaniem) z nędzy dzielono na czworo, należy uznać za przesadzoną.
Jajo kułackie
Przed głodem jaja zaczęły nas ratować dopiero w czasach niemieckiego i sowieckiego okupanta. Kur zakolczykować się nie da, dlatego praktyczny Niemiec dał sobie spokój i nie objął restrykcjami handlu jajami. Odmiennie sowieci, zarówno ci rosyjscy, jak i polscy. Jaja poddano planowemu skupowi (w jednej ze znanych uczelni w Instytucie Obrotu i Skupu istniał nawet Zakład Obrotu Jajami) i zaczęto pouczać chłopów, jak z jajami postępować, co znalazło swój wyraz w napisach w punktach skupu: "Rolnicy, nie myjcie jaj!". Ożywioną walkę z "jajami kułackimi" prowadziła także Komisja Specjalna do Walki z Nadużyciami i Szkodnictwem Gospodarczym (powołana uchwałą KRN z 23 września 1946 r. funkcjonowała do roku 1955 i miała prawo zsyłać spekulantów do obozów pracy na okres do dwóch lat).
Jajo robotnicze
Jaj władza ludowa miała wystarczająco, żeby, realizując swój plan udostępniania w lokalach gastronomicznych "tanich posiłków dla klasy robotniczej", wprowadzić "zestaw obiadowy numer dwa", czyli dwa jaja na twardo z kartoflami. Zestawem obiadowym numer jeden były dorsze. Kłopot był tylko w tym, że skup i obrót jajami wymagał ich konserwowania, a ponieważ chłodni praktycznie nie było, jaja przechowywano w dołach z wapnem, co nie wpływało korzystnie na ich jakość. Dlatego - z dwojga złego - klienci woleli - zgodnie z powiedzeniem "jedzcie dorsze, wapno gorsze" - zestaw numer jeden.
Jajo bezkartkowe
Jaja ratowały nas także przed nędzą w czasach wysokiej inflacji. Ich koszty produkcji w gospodarstwach małorolnych są niemal zbliżone do zera, dlatego gdy rozpoczyna się szaleństwo cenowe, jaja drożeją w stopniu znacznie mniejszym niż inne towary. Inna kwestia, że nadkonsumpcja może nie być najzdrowsza ze względu na cholesterol. Badania empiryczne nie zawsze jednak potwierdzają, że coś takiego jak cholesterol istnieje. Wynika to przynajmniej z doświadczenia mojej rodziny. Syn, który urodził się w stanie wojennym i wychowywał w czasach kartkowych, karmiony był głównie jajami. Wprawdzie w pewnym momencie zżółkł i wyglądał jak Chińczyk, ale nic mu się nie stało i wyrósł na zdrowego byka, który jajka lubi po dziś dzień.
Jajo unijne
Jajami podbiliśmy Unię Europejską. Co więcej, wygraliśmy wielką jajeczną wojnę. Jesienią ubiegłego roku próbowali zalać Polskę swoimi wyrobami producenci z zachodniej Europy, którzy dostają duże dotacje w ramach CAP (wspólnej polityki rolnej), co prowadzi do stałej nadprodukcji wytwarzanych przez nich w wielkich fermach produktów jajopodobnych (wygląda jak jajo, a smakuje wręcz przeciwnie). Czynili to w sposób sprzeczny z prawem, bo ich jaja z Hiszpanii, Niemiec, a nawet z Grecji czy Finlandii nie były oznakowane i dopiero w Polsce nadawano im polskie numery, i sprzedawano po cenach dumpingowych: 40-50 eurocentów (czyli 1,7-2,2 zł) za kilogram lub 10-12 groszy za sztukę. Polski konsument jednak nie jest w ciemię bity i na jajach się zna. Dlatego wolał - i tak niedrogie - jaja od polskich wiejskich kur karmionych paszą naturalną niż jaja od wrażych niosek tuczonych mączką rybną.
Jajo antyinflacyjne
Wybitny polski ekonomista Jan Kochanowski (przez niektórych znany także jako literat) stwierdził i opisał ważną ekonomiczną prawidłowość. Pieniądz jest słaby, jeżeli opłata za korzystanie z toalety publicznej (staropolski "wychód") jest wyższa od ceny jaja. Prawidłowość tę opisał w dziele "Na ucztę":
"Szeląg dałem od wychodu,
nie zjem jeno jaje.
Drożej sram niźli jadam,
złe to obyczaje".
Obecnie opłata za korzystanie z wychodu podrożała z szeląga do 1-2 zł, zaś cena jaja wynosi 25-30 gr.
O tym, że jaja znalazły swój godny opis w literaturze pięknej, stały się źródłem niezliczonych powiedzonek i bon motów, wspominamy tu tylko mimochodem. Dlatego, dzieląc się jajem na Wielkanoc i składając sobie najlepsze życzenia, skierujmy także proste życzenia pod adresem naszych polityków. "Panowie, nie róbcie jaj - zostawcie tę czynność kurom".
Więcej możesz przeczytać w 12/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.