Wolnorynkowy kapitalizm - najbardziej efektywny system gospodarczy - narodził się w świecie chrześcijańskim Żebrak, według Buddy, znajduje się bliżej stanu nirwany niż ciężko pracujący rzemieślnik lub kupiec. Islam spowodował, że kraje arabskie stały się obszarami wielowiekowego regresu gospodarczego. Pod koniec ubiegłego roku pisaliśmy o tym, że religie regulujące życie społeczne lub co najmniej oddziałujące na społeczne obyczaje mogą silnie wpływać na zdolność społeczeństw do tworzenia i wzrostu bogactwa, że dotyczy to nie tylko religii ludów prymitywnych, funkcjonujących na poziomie wczesnych wspólnot rolniczych, hodowlanych czy łowieckich, ale także religii zaawansowanych cywilizacji. Chrześcijaństwo pozostawiliśmy wówczas na inną, właśnie wielkanocną okazję. I nie dlatego, że jest ono najbliższe nam cywilizacyjnie, co jest sprawą oczywistą, ale dlatego, że właśnie w świecie chrześcijańskim narodził się najbardziej efektywny system gospodarczy w historii - wolnorynkowy kapitalizm, który zmienił gospodarcze oblicze świata.
Protestancki duch kapitalizmu
Dość powszechnie rozwój kapitalizmu przypisuje się wpływowi protestantyzmu. O ugruntowaniu się tego poglądu w ogromnej mierze zdecydowała książka Maksa Webera "Etyka protestancka i duch kapitalizmu". Weber, niemiecki socjolog, historyk i ekonomista, miał w szczególności na myśli kalwinizm. Otóż doktryna predestynacji, będąca podstawą kalwinizmu, zakładała, iż Bóg awansem dokonuje wyboru kandydatów do zbawienia. Znaków na ziemi boskiego wyboru kazał Kalwin poszukiwać w sukcesie w ziemskich sprawach, zwłaszcza w wykonywanej pracy, nazywanej przez niego powołaniem.
Doktryna ta trudna jest do zaakceptowania zarówno moralnie, jak i intelektualnie. Oznacza bowiem, iż żadne nasze uczynki tu na ziemi nie mają znaczenia, gdyż Bóg dokonał już swego wyboru. Niemniej dla swoistej nobilitacji pracy kupca, rzemieślnika czy finansisty było to niesłychanie ważne. Kalwinizm nadał bowiem ich pracy, a zwłaszcza sukcesowi w tej pracy, znaczenie służby bożej. Kupiec, rzemieślnik czy finansista stawał w swym powołaniu na równi z rycerzem czy duchownym. Nigdy przedtem w chrześcijaństwie status społeczny tych zawodów i materialnego powodzenia w ich wykonywaniu nie został postawiony tak wysoko!
Weber rozróżniał ascetyzm zorientowany na sprawy tego świata i ascetyzm kontemplacyjny, oderwany od jego problemów. Przeciwstawiał ten ostatni, dla którego wzorcem była tradycja zakonów katolickich, ascetyzmowi kupca, rzemieślnika czy finansisty. Każdy z nich charakteryzował się zaangażowaniem, pilnością, zapobiegliwością, skłonnością do oszczędzania, słownością, punktualnością i innymi cechami cenionymi w prowadzonym przez nich biznesie. Prowadzonym tu i teraz, w życiu doczesnym! Tak właśnie tworzyły się wzorce etyczne kapitalizmu.
Bogu co boskie
Protestantyzm, a kalwinizm w szczególności, istotnie przyczynił się do umocnienia instytucji kapitalizmu w przededniu rewolucji przemysłowej w zachodniej Europie. Różnice głębokości akceptacji rozwijającego się ustroju gospodarczego i widoczne przez parę stuleci różnice efektów potwierdzają Weberowską interpretację duchowych fundamentów kapitalizmu.
Ale nie do końca. Trzeba bowiem pamiętać, że dualizm obowiązków duchowych i świeckich jest obecny w chrześcijaństwie od początku. Od słów Jezusa o oddaniu Bogu co boskie, a cesarzowi co cesarskie, do praktycznej akceptacji tego dualizmu, gdy chrześcijaństwo z religii prześladowanej stało się w (schyłkowym już) Rzymie religią państwową. Zaakceptowanie obowiązków z tego świata oznaczało również akceptację dla tworzenia podstaw bytu materialnego, którego nieuchronną konsekwencją było tworzenie bogactwa przekraczającego niekiedy bieżące potrzeby tworzącego i jego najbliższych.
Chrześcijaństwo tym właśnie różniło się - i różni - od innych religii uniwersalnych, że zawsze poszukiwało kompromisu między chrześcijańskim ideałem a ziemskimi realiami. Tak więc w ślad za regułami świata antycznego Grecji i Rzymu oraz tradycjami plemion germańskich chrześcijaństwo zaakceptowało własność prywatną. Własność prywatna stanowiła wprawdzie potencjalne zło prowadzące do grzechu, ale już św. Augustyn twierdził, że istnienie społeczeństwa pozbawionego własności możliwe jest jedynie w raju, ponieważ wymagałoby to doskonałości niemożliwej do osiągnięcia na tym padole (patrz: Richard Pipes, "Własność i wolność"). A św. Tomasz z Akwinu podbudował kilkaset lat później tę argumentację, opierając się na Arystotelesie. Stwierdził on, że wspólna własność nie sprzyja wydajności i zgodzie.
Podobnie bogactwo. To nie bogactwo jako takie, lecz jego wynaturzenie w postaci "miłości do pieniądza" (według listów św. Pawła) jest moralnie naganne. Cytowany już św. Augustyn uważał, iż rzecz sama w sobie nie może być obwiniana o to, że stała się obiektem nadużycia: "Czy złoto jest czymś złym?" - pytał. I odpowiadał: "Nie, złoto jest dobre. Jednak źli ludzie używają dobrego złota w złych celach, a ludzie dobrzy używają dobrego złota w dobrych celach". I - w ślad za cytowanym już Pipesem - te dobre cele to nie było wyłącznie oddawanie majątku bliźnim.
Kapitalizm kupiecki
Ta skłonność do kompromisu niewątpliwie była pomocna we wczesnej fazie rozwoju kapitalizmu kupieckiego, czyli długotrwałego ożywienia gospodarczego w zachodniej Europie, połączonego z niespotykanym w starożytności dynamizmem innowacyjnym. Ten proces trwał gdzieś od połowy X wieku do XIV wieku. W okresie wielkich epidemii, które nawiedziły Europę, uległ pewnemu spowolnieniu, a następnie - ponownemu przyspieszeniu.
Kapitalizm kupiecki - ekspansja handlu, rzemiosła i finansowania prowadzonej działalności - rozwijał się przede wszystkim w miastach. Tam również wprowadzano większość innowacji, zarówno technicznych, jak i instytucjonalnych. Najważniejszą innowacją instytucjonalną był samorząd miejski ustanawiany w wyniku negocjacji lub nawet zbrojnego konfliktu z lokalnym możnowładcą.
Tym wolnościowym tendencjom, po raz pierwszy tak szeroko manifestowanym od czasu pojawienia się społeczeństw obywatelskich w greckich państwach-miastach (polis), sprzyjała daleko idąca decentralizacja władzy w świecie zachodnim, która wzmacniała pozycję mieszczaństwa. I to zarówno wobec świeckich, jak i duchownych lokalnych notabli. Ale wzmacniała także pozycję jednostki względem samorządów miejskich. Jeśli władze - czy to zewnętrzne, czy miejskie - ograniczały wyraźnie prawo do prowadzenia biznesu, do stosowania takich lub innych innowacji, zainteresowany mógł "zagłosować nogami". I często to czynił, przenosząc się ze swym majątkiem do innego miasta.
Ucieczka co bardziej przedsiębiorczych kupców, rzemieślników i finansistów oznaczała dla miasta zmniejszenie bazy podatkowej, dlatego exodus tego rodzaju traktowany był bardzo poważnie. Jego konsekwencją było zjawisko, które niektórzy ekonomiści nazywają konkurencją instytucjonalną. Lokalne prawa i zwyczaje zaczęto dostosowywać do wprowadzanych w sąsiednich miastach (tak jak obecnie rozszerza się na przykład podatek liniowy). Sprzyjające reguły gry napędzały z kolei ekspansję gospodarczą.
Nie zawsze władze świeckie i bardziej nas tutaj interesujące władze kościelne patrzyły życzliwie na pewne aspekty tej ekspansji. Nieszczęsna lichwa, czyli pożyczanie pieniędzy na procent, bez czego nie mógł się rozwinąć system kredytu kupieckiego i inwestycyjnego, jest tutaj najlepszym przykładem. Z jakichś powodów to, że kupiec powinien za sprzedawane towary otrzymać więcej, niż zapłacił za ich zakup, nie budziło takich oporów jak to, że ktoś, kto zaoszczędził zarobione pieniądze i je pożyczył, również powinien mieć z tego tytułu jakiś zysk, czyli procent. Zauważmy zresztą, że islam ma do dzisiaj problemy z procentem, podczas gdy w chrześcijaństwie należą one do przeszłości.
Argumenty kaznodziejów przeciwko kredytowi były najróżniejsze, niekiedy nawet humorystyczne (patrz: Jacques Le Goff, "Sakiewka i życie: Gospodarka i religia w średniowieczu"). Ale nie kuriozami chciałbym się tutaj zajmować, lecz głównymi trendami kapitalizmu kupieckiego i stosunkiem do niego zachodniego chrześcijaństwa. A ten stosunek lepiej widzi się nie przez kazania straszące lichwiarzy piekłem, ale przez obserwację realnych tendencji rozwojowych kapitalizmu kupieckiego, w tym tak ostro zwalczanego pożyczania na procent. Od XII-XIII wieku obserwujemy rozwój tego, co dzisiaj nazwalibyśmy bankowością. Dotyczyło to zwłaszcza północnych Włoch (Wenecja, Genua) i południowych Niemiec. O ile centrum zachodnioeuropejskiego handlu z czasem przeniosło się na północ, do Flandrii i północnych Niemiec, o tyle dominacja wymienionych regionów w bankowości przetrwała jeszcze parę stuleci, aby dopiero w XV-XVI wieku przesunąć się do Antwerpii, a następnie do Amsterdamu.
Nie sposób nie zauważyć, że wczesny kapitalizm kupiecki, a bankowość w szczególności, rozkwitł w tych rejonach zachodniej Europy, które nie stały się w późniejszych stuleciach protestanckie. Wykuwane kolejno kompromisy praktyczne, rozszerzające stopniowo zakres i skalę moralnie dozwolonego pobierania procentu (o czym można poczytać u Le Goffa), pozwalały na ekspansję kredytu i gospodarki w ogólności. Solidni kupcy i rzemieślnicy płacili na ogół niskie procenty od zaciąganego kredytu, czego nie da się powiedzieć o rozmaitych władcach, których wiarygodność kredytowa - jak byśmy to dziś nazwali - była żałośnie niska. O ile kupcy płacili 5-10 proc. rocznie, o tyle na przykład cesarz Fryderyk II (XII w.) zwykle musiał płacić 20-30 proc., a jego późny potomek Fryderyk Sprawiedliwy (XIII/XIV w.) nawet i 80 proc. Inni władcy nie mieli lepszej opinii, a niespłacone kredyty udzielane królom Hiszpanii stały się powodem upadku Genui.
Od kompromisu do konkurencji
Ekspansja kapitalizmu kupieckiego koncentrowała się przede wszystkim w miastach, ale świat feudalny był w ogromnej większości światem rolniczym. W tym świecie postęp dokonywał się bardzo powoli. Handel z miastami stanowił przez stulecia niewielką część ogólnej wartości produkcji, która przeważnie była wytwarzana i konsumowana lokalnie. Przechodzenie od gospodarki naturalnej i wymiany barterowej do gospodarki pieniężnej dokonywało się właśnie pod wpływem miast. Ich rosnąca oferta towarowa skłaniała lokalnych władców do przechodzenia od pańszczyźnianego systemu odrobkowego do renty pieniężnej. A to samo w sobie przyczyniało się do wzrostu produkcji; silniejsze bowiem były bodźce dla pracujących na roli.
Niezależnie od rynkowych impulsów wychodzących z miast w średniowieczu pojawiło się samoistne źródło postępu w rolnictwie. Stały się nim... klasztory, zwłaszcza klasztory cystersów. Po pierwsze - i najważniejsze - cystersi zmienili proporcje modłów i pobożnych rozmyślań oraz pracy tworzącej materialne podstawy funkcjonowania klasztorów. Benedyktyńską zasadę 80 proc. modłów i 20 proc. pracy zastąpili regułą 50 proc. modlitw i 50 proc. pracy. Już to samo oznaczało dramatyczny wzrost podaży wykwalifikowanej siły roboczej. Mnisi byli najlepiej wykształconą częścią średniowiecznych społeczeństw. Trudno dzisiaj zdać sobie sprawę z tego, jak wielki wpływ miało poświęcenie połowy życia ludzi najlepiej wykształconych na pracę i myślenie o tym, jak tę pracę uczynić mniej męczącą i bardziej wydajną!
Młody, ufundowany w 1098 r. zakon cystersów przez ponad 200 lat rozwijał się szybko w różnych krajach Europy. Owocem myślenia o wyższej efektywności były kolejne wynalazki zastosowane na gruntach otrzymanych (a w późniejszych dekadach także kupowanych) przez cystersów. Relatywnie wielka liczba młynów wodnych i różnorodny czyniony z nich użytek (włącznie z kuciem metali) charakteryzowały klasztory tego zakonu. Dotyczyło to zresztą nie tylko produkcji rolnej.
Cystersi, choć najbardziej dynamiczni, nie byli wyjątkiem. Nic dziwnego, że ożywiona działalność gospodarcza niektórych zakonów i wysoki poziom zamożności Kościoła, a więc i konieczność zajmowania się administrowaniem majątkami kościelnymi, sprzyjały adaptowaniu się do warunków kapitalizmu kupieckiego.
A potem przyszła reformacja i adaptacja zaczęła się przeistaczać w niektórych wyznaniach w afirmację, jak to widzieliśmy w kalwinizmie. Ale od afirmacji kapitalizmu w niektórych wyznaniach większe znaczenie miało samo istnienie konkurujących z sobą wyznań i różnic wewnątrz poszczególnych wyznań w różnych regionach zachodniej Europy. Jak wszędzie, tak i w relacji zasad religii do zmieniających się zasad życia gospodarczego konkurencja sugerowała umiarkowanie i kompromis. Przynajmniej w czynach, jeśli nie w słowach, które okazjonalnie zawierały ostrą krytykę, a nawet potępienie. Kapitalizm jednak okrzepł już tak dalece, że krytyka czy potępienie nie oddziaływały tak silnie na bieg wydarzeń ekonomicznych jak w przeszłości.
Dość powszechnie rozwój kapitalizmu przypisuje się wpływowi protestantyzmu. O ugruntowaniu się tego poglądu w ogromnej mierze zdecydowała książka Maksa Webera "Etyka protestancka i duch kapitalizmu". Weber, niemiecki socjolog, historyk i ekonomista, miał w szczególności na myśli kalwinizm. Otóż doktryna predestynacji, będąca podstawą kalwinizmu, zakładała, iż Bóg awansem dokonuje wyboru kandydatów do zbawienia. Znaków na ziemi boskiego wyboru kazał Kalwin poszukiwać w sukcesie w ziemskich sprawach, zwłaszcza w wykonywanej pracy, nazywanej przez niego powołaniem.
Doktryna ta trudna jest do zaakceptowania zarówno moralnie, jak i intelektualnie. Oznacza bowiem, iż żadne nasze uczynki tu na ziemi nie mają znaczenia, gdyż Bóg dokonał już swego wyboru. Niemniej dla swoistej nobilitacji pracy kupca, rzemieślnika czy finansisty było to niesłychanie ważne. Kalwinizm nadał bowiem ich pracy, a zwłaszcza sukcesowi w tej pracy, znaczenie służby bożej. Kupiec, rzemieślnik czy finansista stawał w swym powołaniu na równi z rycerzem czy duchownym. Nigdy przedtem w chrześcijaństwie status społeczny tych zawodów i materialnego powodzenia w ich wykonywaniu nie został postawiony tak wysoko!
Weber rozróżniał ascetyzm zorientowany na sprawy tego świata i ascetyzm kontemplacyjny, oderwany od jego problemów. Przeciwstawiał ten ostatni, dla którego wzorcem była tradycja zakonów katolickich, ascetyzmowi kupca, rzemieślnika czy finansisty. Każdy z nich charakteryzował się zaangażowaniem, pilnością, zapobiegliwością, skłonnością do oszczędzania, słownością, punktualnością i innymi cechami cenionymi w prowadzonym przez nich biznesie. Prowadzonym tu i teraz, w życiu doczesnym! Tak właśnie tworzyły się wzorce etyczne kapitalizmu.
Bogu co boskie
Protestantyzm, a kalwinizm w szczególności, istotnie przyczynił się do umocnienia instytucji kapitalizmu w przededniu rewolucji przemysłowej w zachodniej Europie. Różnice głębokości akceptacji rozwijającego się ustroju gospodarczego i widoczne przez parę stuleci różnice efektów potwierdzają Weberowską interpretację duchowych fundamentów kapitalizmu.
Ale nie do końca. Trzeba bowiem pamiętać, że dualizm obowiązków duchowych i świeckich jest obecny w chrześcijaństwie od początku. Od słów Jezusa o oddaniu Bogu co boskie, a cesarzowi co cesarskie, do praktycznej akceptacji tego dualizmu, gdy chrześcijaństwo z religii prześladowanej stało się w (schyłkowym już) Rzymie religią państwową. Zaakceptowanie obowiązków z tego świata oznaczało również akceptację dla tworzenia podstaw bytu materialnego, którego nieuchronną konsekwencją było tworzenie bogactwa przekraczającego niekiedy bieżące potrzeby tworzącego i jego najbliższych.
Chrześcijaństwo tym właśnie różniło się - i różni - od innych religii uniwersalnych, że zawsze poszukiwało kompromisu między chrześcijańskim ideałem a ziemskimi realiami. Tak więc w ślad za regułami świata antycznego Grecji i Rzymu oraz tradycjami plemion germańskich chrześcijaństwo zaakceptowało własność prywatną. Własność prywatna stanowiła wprawdzie potencjalne zło prowadzące do grzechu, ale już św. Augustyn twierdził, że istnienie społeczeństwa pozbawionego własności możliwe jest jedynie w raju, ponieważ wymagałoby to doskonałości niemożliwej do osiągnięcia na tym padole (patrz: Richard Pipes, "Własność i wolność"). A św. Tomasz z Akwinu podbudował kilkaset lat później tę argumentację, opierając się na Arystotelesie. Stwierdził on, że wspólna własność nie sprzyja wydajności i zgodzie.
Podobnie bogactwo. To nie bogactwo jako takie, lecz jego wynaturzenie w postaci "miłości do pieniądza" (według listów św. Pawła) jest moralnie naganne. Cytowany już św. Augustyn uważał, iż rzecz sama w sobie nie może być obwiniana o to, że stała się obiektem nadużycia: "Czy złoto jest czymś złym?" - pytał. I odpowiadał: "Nie, złoto jest dobre. Jednak źli ludzie używają dobrego złota w złych celach, a ludzie dobrzy używają dobrego złota w dobrych celach". I - w ślad za cytowanym już Pipesem - te dobre cele to nie było wyłącznie oddawanie majątku bliźnim.
Kapitalizm kupiecki
Ta skłonność do kompromisu niewątpliwie była pomocna we wczesnej fazie rozwoju kapitalizmu kupieckiego, czyli długotrwałego ożywienia gospodarczego w zachodniej Europie, połączonego z niespotykanym w starożytności dynamizmem innowacyjnym. Ten proces trwał gdzieś od połowy X wieku do XIV wieku. W okresie wielkich epidemii, które nawiedziły Europę, uległ pewnemu spowolnieniu, a następnie - ponownemu przyspieszeniu.
Kapitalizm kupiecki - ekspansja handlu, rzemiosła i finansowania prowadzonej działalności - rozwijał się przede wszystkim w miastach. Tam również wprowadzano większość innowacji, zarówno technicznych, jak i instytucjonalnych. Najważniejszą innowacją instytucjonalną był samorząd miejski ustanawiany w wyniku negocjacji lub nawet zbrojnego konfliktu z lokalnym możnowładcą.
Tym wolnościowym tendencjom, po raz pierwszy tak szeroko manifestowanym od czasu pojawienia się społeczeństw obywatelskich w greckich państwach-miastach (polis), sprzyjała daleko idąca decentralizacja władzy w świecie zachodnim, która wzmacniała pozycję mieszczaństwa. I to zarówno wobec świeckich, jak i duchownych lokalnych notabli. Ale wzmacniała także pozycję jednostki względem samorządów miejskich. Jeśli władze - czy to zewnętrzne, czy miejskie - ograniczały wyraźnie prawo do prowadzenia biznesu, do stosowania takich lub innych innowacji, zainteresowany mógł "zagłosować nogami". I często to czynił, przenosząc się ze swym majątkiem do innego miasta.
Ucieczka co bardziej przedsiębiorczych kupców, rzemieślników i finansistów oznaczała dla miasta zmniejszenie bazy podatkowej, dlatego exodus tego rodzaju traktowany był bardzo poważnie. Jego konsekwencją było zjawisko, które niektórzy ekonomiści nazywają konkurencją instytucjonalną. Lokalne prawa i zwyczaje zaczęto dostosowywać do wprowadzanych w sąsiednich miastach (tak jak obecnie rozszerza się na przykład podatek liniowy). Sprzyjające reguły gry napędzały z kolei ekspansję gospodarczą.
Nie zawsze władze świeckie i bardziej nas tutaj interesujące władze kościelne patrzyły życzliwie na pewne aspekty tej ekspansji. Nieszczęsna lichwa, czyli pożyczanie pieniędzy na procent, bez czego nie mógł się rozwinąć system kredytu kupieckiego i inwestycyjnego, jest tutaj najlepszym przykładem. Z jakichś powodów to, że kupiec powinien za sprzedawane towary otrzymać więcej, niż zapłacił za ich zakup, nie budziło takich oporów jak to, że ktoś, kto zaoszczędził zarobione pieniądze i je pożyczył, również powinien mieć z tego tytułu jakiś zysk, czyli procent. Zauważmy zresztą, że islam ma do dzisiaj problemy z procentem, podczas gdy w chrześcijaństwie należą one do przeszłości.
Argumenty kaznodziejów przeciwko kredytowi były najróżniejsze, niekiedy nawet humorystyczne (patrz: Jacques Le Goff, "Sakiewka i życie: Gospodarka i religia w średniowieczu"). Ale nie kuriozami chciałbym się tutaj zajmować, lecz głównymi trendami kapitalizmu kupieckiego i stosunkiem do niego zachodniego chrześcijaństwa. A ten stosunek lepiej widzi się nie przez kazania straszące lichwiarzy piekłem, ale przez obserwację realnych tendencji rozwojowych kapitalizmu kupieckiego, w tym tak ostro zwalczanego pożyczania na procent. Od XII-XIII wieku obserwujemy rozwój tego, co dzisiaj nazwalibyśmy bankowością. Dotyczyło to zwłaszcza północnych Włoch (Wenecja, Genua) i południowych Niemiec. O ile centrum zachodnioeuropejskiego handlu z czasem przeniosło się na północ, do Flandrii i północnych Niemiec, o tyle dominacja wymienionych regionów w bankowości przetrwała jeszcze parę stuleci, aby dopiero w XV-XVI wieku przesunąć się do Antwerpii, a następnie do Amsterdamu.
Nie sposób nie zauważyć, że wczesny kapitalizm kupiecki, a bankowość w szczególności, rozkwitł w tych rejonach zachodniej Europy, które nie stały się w późniejszych stuleciach protestanckie. Wykuwane kolejno kompromisy praktyczne, rozszerzające stopniowo zakres i skalę moralnie dozwolonego pobierania procentu (o czym można poczytać u Le Goffa), pozwalały na ekspansję kredytu i gospodarki w ogólności. Solidni kupcy i rzemieślnicy płacili na ogół niskie procenty od zaciąganego kredytu, czego nie da się powiedzieć o rozmaitych władcach, których wiarygodność kredytowa - jak byśmy to dziś nazwali - była żałośnie niska. O ile kupcy płacili 5-10 proc. rocznie, o tyle na przykład cesarz Fryderyk II (XII w.) zwykle musiał płacić 20-30 proc., a jego późny potomek Fryderyk Sprawiedliwy (XIII/XIV w.) nawet i 80 proc. Inni władcy nie mieli lepszej opinii, a niespłacone kredyty udzielane królom Hiszpanii stały się powodem upadku Genui.
Od kompromisu do konkurencji
Ekspansja kapitalizmu kupieckiego koncentrowała się przede wszystkim w miastach, ale świat feudalny był w ogromnej większości światem rolniczym. W tym świecie postęp dokonywał się bardzo powoli. Handel z miastami stanowił przez stulecia niewielką część ogólnej wartości produkcji, która przeważnie była wytwarzana i konsumowana lokalnie. Przechodzenie od gospodarki naturalnej i wymiany barterowej do gospodarki pieniężnej dokonywało się właśnie pod wpływem miast. Ich rosnąca oferta towarowa skłaniała lokalnych władców do przechodzenia od pańszczyźnianego systemu odrobkowego do renty pieniężnej. A to samo w sobie przyczyniało się do wzrostu produkcji; silniejsze bowiem były bodźce dla pracujących na roli.
Niezależnie od rynkowych impulsów wychodzących z miast w średniowieczu pojawiło się samoistne źródło postępu w rolnictwie. Stały się nim... klasztory, zwłaszcza klasztory cystersów. Po pierwsze - i najważniejsze - cystersi zmienili proporcje modłów i pobożnych rozmyślań oraz pracy tworzącej materialne podstawy funkcjonowania klasztorów. Benedyktyńską zasadę 80 proc. modłów i 20 proc. pracy zastąpili regułą 50 proc. modlitw i 50 proc. pracy. Już to samo oznaczało dramatyczny wzrost podaży wykwalifikowanej siły roboczej. Mnisi byli najlepiej wykształconą częścią średniowiecznych społeczeństw. Trudno dzisiaj zdać sobie sprawę z tego, jak wielki wpływ miało poświęcenie połowy życia ludzi najlepiej wykształconych na pracę i myślenie o tym, jak tę pracę uczynić mniej męczącą i bardziej wydajną!
Młody, ufundowany w 1098 r. zakon cystersów przez ponad 200 lat rozwijał się szybko w różnych krajach Europy. Owocem myślenia o wyższej efektywności były kolejne wynalazki zastosowane na gruntach otrzymanych (a w późniejszych dekadach także kupowanych) przez cystersów. Relatywnie wielka liczba młynów wodnych i różnorodny czyniony z nich użytek (włącznie z kuciem metali) charakteryzowały klasztory tego zakonu. Dotyczyło to zresztą nie tylko produkcji rolnej.
Cystersi, choć najbardziej dynamiczni, nie byli wyjątkiem. Nic dziwnego, że ożywiona działalność gospodarcza niektórych zakonów i wysoki poziom zamożności Kościoła, a więc i konieczność zajmowania się administrowaniem majątkami kościelnymi, sprzyjały adaptowaniu się do warunków kapitalizmu kupieckiego.
A potem przyszła reformacja i adaptacja zaczęła się przeistaczać w niektórych wyznaniach w afirmację, jak to widzieliśmy w kalwinizmie. Ale od afirmacji kapitalizmu w niektórych wyznaniach większe znaczenie miało samo istnienie konkurujących z sobą wyznań i różnic wewnątrz poszczególnych wyznań w różnych regionach zachodniej Europy. Jak wszędzie, tak i w relacji zasad religii do zmieniających się zasad życia gospodarczego konkurencja sugerowała umiarkowanie i kompromis. Przynajmniej w czynach, jeśli nie w słowach, które okazjonalnie zawierały ostrą krytykę, a nawet potępienie. Kapitalizm jednak okrzepł już tak dalece, że krytyka czy potępienie nie oddziaływały tak silnie na bieg wydarzeń ekonomicznych jak w przeszłości.
Więcej możesz przeczytać w 12/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.