Większość blokersów chciałaby służyć w armii Jak nie ma hajcu, to zaczynasz myśleć, skąd go wziąć. Pożyczyć na osiedlu nie ma od kogo, bo już się kiedyś pożyczyło. Matka nie da, bo nie ma. No to się wsiada do autobusu i jedzie na inne osiedle, żeby nie robić przypału pod domem. Pokręcisz się i zawsze kogoś znajdziesz do skrojenia". Tak o swoim życiu opowiadają Zator i Damian, bohaterowie dokumentu Cezarego Ciszewskiego "Chuligani" (z cyklu "Raport specjalny" telewizji Polsat). Tak wyglądał jeden z ich ubiegłorocznych wypadów na warszawskie osiedle Ostrobramska, o którym traktuje film.
Był to jeden z około trzech tysięcy czynów młodocianych (według statystyk Komendy Głównej Policji), które można uznać za chuligańskie. Zalicza się do nich pobicia, wymuszenia czy kradzieże rozbójnicze. Tyle mówią statystyki, ale według szacunków prof. Andrzeja Siemaszki z Instytutu Wymiaru Sprawiedliwości, ciemna liczba tego rodzaju przestępstw jest zdecydowanie większa co najmniej 4-5--krotnie. Nic dziwnego, że w ubiegłorocznym badaniu Pentora dla "Wprost" aż 78 proc. ankietowanych mówiło, że zagrożenie ze strony chuliganów rośnie, a 43 proc. deklarowało, że zna osoby pobite przez nich.
Terapia sportem
Badania, m.in. robione dla Banku Światowego, wskazują, że tzw. społecznym niedostosowaniem zagrożonych jest w Polsce 15--18 proc. nastolatków. Oznacza to, że większość z nich prędzej czy później trafi na państwowy garnuszek jako więźniowie albo jako bezrobotni. Straconych dla społeczeństwa jest jednak zdecydowanie mniej - tzw. trwale niedostosowani to tylko 2-3 proc. Pozostałych można uratować. Jak? Przede wszystkim trzeba odczarować ich przywiązanie do grupy rówieśników. Mówimy o odczarowaniu, bo grupa jest tu mocno zmitologizowana, zastępuje im to, czego nie znaleźli w rodzinie, szkole czy Kościele. Odczarowanie oznacza też uświadomienie, że jedyną silną więzią w takiej grupie jest współuczestniczenie w przemocy. Bo siłą i agresywnością można sobie wywalczyć pozycję w grupie i zachować poczucie godności. A dla nastolatków aspekt godnościowy jest bodaj najważniejszy.
Socjolog prof. Barbara Fatyga, autorka m.in. książki "Dzicy z naszej ulicy", zauważa, że wspólny dla wszystkich młodych mężczyzn jest nadmiar energii. Tyle że jedni dzięki kulturowym wzorcom wiedzą, w jaki sposób go zużyć, a inni zamieniają go w agresję i bandytyzm. Najpierw biją dla sportu, później dla drobnych kwot, a jeszcze później zostają przestępcami. Niedostosowanym nie wystarczy zaproponować atrakcyjnego hobby czy kontynuowania nauki, bo ich światem rządzi kult siły. Najlepszy więc sposób, by ocalić ich dla społeczeństwa, to dać im szansę rozwinąć się w sporcie bądź w opartej na dyscyplinie i wysiłku służbie w armii. Z badań wynika, że większość blokersów nie ma nic przeciwko pracy w służbach mundurowych, poza policją.
W Stanach Zjednoczonych 130 czołowych koszykarzy, 80 futbolistów i 40 bejsbolistów będących dziś milionerami korzystało ze stypendiów sportowych przeznaczonych dla dzieci społecznie niedostosowanych. Gdyby nie sport, prawdopodobnie byliby dzisiaj przestępcami. I te gwiazdy sportu są wzorcami dla innych młodych niedostosowanych. Są wśród nich tak wybitni koszykarze jak Allan Iverson czy Dennis Rodman. To chłopcy z murzyńskich gett, którzy dzięki sportowi nie tylko stali się gwiazdami, ale także ukończyli studia. W polskim sporcie też mamy podobne przykłady, by wspomnieć wychowanków słynnego trenera bokserskiego Feliksa Stamma. Wielu wywodziło się z tych samych środowisk co sportretowane w głośnym w połowie lat 50. dokumencie Jerzego Hoffmana "Uwaga, chuligani".
O tym, jak ważny jest sport w ratowaniu niedostosowanej młodzieży, wiedział pionier tzw. edukacji nieformalnej (pozaszkolnej, adresowanej do grup społecznie upośledzonych) Alexander Paterson. Ten twórca The Association (27 tzw. ulicznych uniwersytetów) i reformator brytyjskiego więziennictwa zaczynał od pracy z młodzieżą z londyńskich doków. Poza nauką proponował jej treningi bokserskie.
Terapię poprzez sport jako najlepsze narzędzie socjalizacji chuliganów z powodzeniem stosują władze Serbii i Czarnogóry. Lawinowy wzrost przestępczości młodych zaczął się pod koniec lat 90., głównie w rodzinach uchodźców z Bośni, Chorwacji czy Kosowa. Dziś w Serbii działa 13 tzw. klubów przyjaźni, w których dzieciaki uprawiają sport. Około 70 proc. z nich przestało się narkotyzować i pić, a wypadki przemocy są sporadyczne.
Szkoły kowbojów
Prof. Barbara Fatyga w swojej książce "Młodość bez skrzydeł" zauważa, że dla nastolatków wyznających ideał machismo, zwłaszcza tych niedostosowanych, idealnym wychowawcą jest "superman o duszy poety". Ma na myśli mężczyznę imponującego siłą, a jednocześnie mającego wiedzę na jakiś temat i ciekawe zainteresowania. Na razie propozycja prof. Fatygi, by nauczyciele z polskich trudnych dzielnic szkolili się w sztuce samoobrony, wywołała kpiarskie komentarze. Tymczasem na takiej zasadzie działają amerykańskie szkoły kowbojów, mające świetne wyniki w pracy z niedostosowaną młodzieżą. Trafiają do tych szkół młodociani złodzieje, narkomani, alkoholicy. Te szkoły są czymś w rodzaju obozów harcerskich: grupy młodocianych formuje się w teamy pod wodzą wysportowanych, imponujących wiedzą instruktorów. Pokrewną formą resocjalizacji jest tzw. wilderness therapy, czyli terapia naturą. Młodych przestępców i chuliganów wysyła się na trwający do 9 tygodni obóz przetrwania w najbardziej dzikie zakątki Ameryki. Tam pod opieką trenerów muszą się troszczyć o zdobycie pożywienia, miejsce do snu czy dach nad głową. Resocjalizują ich codzienny wysiłek fizyczny i współpraca z rówieśnikami.
Z amerykańskich doświadczeń korzysta Powiślańska Fundacja Społeczna, która sprawiła, że przestępczość młodocianych na warszawskim Powiślu spada o kilkanaście procent rocznie. Terapeutycznym przebojem fundacji są obozy wędrowne. Przez dwa tygodnie młodzi ludzie uczą się tego, czego nie nauczyli się w całym swoim dotychczasowym życiu. Liderem w takich grupach wcale nie musi być nauczyciel, może nim być były chuligan. W ten sposób działa krakowskie stowarzyszenie U Siemachy (od nazwiska ks. Kazimierza Siemaszki), czyli prowadzone przez księży Centrum Młodzieży w Krakowie. To już pięć ośrodków służących pomocą 1,5 tys. nastolatków. Organizatorzy "Siemachy" wyszukują liderów - silnych i inteligentnych, mających wysoką pozycję w grupie rówieśników. Oni z kolei znajdują dzieci zagrożone patologią i nadzorują je, namawiając do udziału w rozmaitych zajęciach. Podobne metody stosował dr Jacek Kurzępa, socjolog młodzieży z Uniwersytetu Zielonogórskiego. Prowadził on eksperymentalne zajęcia w Bytnicy w Lubuskiem. Agresywnemu i napakowanemu nastolatkowi zaproponował udział w akcji "Bezpieczne gimnazjum". Uważany wcześniej za chuligana, chłopak zaczął świecić przykładem.
Supermarket dla blokersa
Irena Kruczek działająca w "Siemasze" uważa, że organizacje czy fundacje pracujące z chuliganami powinny być rodzajem supermarketów. Powinny oferować duże spektrum możliwości, w tym zajęcia sportowe i ruchowe. Nastolatki, które tam trafią, trzeba zatrzymać.
U Siemachy funkcjonuje tzw. służba rówieśnicza: młodzi ludzie poza sportem, zajęciami i agitacją - pracują też zarobkowo na wspólne cele. Ci, którzy dobrze sobie radzą z zarobkowaniem, będą w przyszłości szkolić innych, na przykład jak założyć małą firmę.
Krystyna Klatecka, szefowa bydgoskiej Wspólnoty Duchowej Iskierki, ironizuje, że pracownicy niektórych fundacji zajmujących się chuliganami wierzą, iż każdy chuligan musi mieć ukryte zdolności malarskie albo recytatorskie. I żywią przekonanie, że to siłownie czynią z młodych ludzi bandytów. Tymczasem jest odwrotnie, to wysiłek fizyczny jest najlepszym lekarstwem na agresję, dlatego w Iskierkach tak ważne są zajęcia kulturystyczne. Ważny jest także taniec, na przykład hip-hop. Fundacja Centrum Twórczości Narodowej kilka miesięcy temu uruchomiła nastawiony na blokersów program "Spoko dzieciak", w który zaangażowane są młode gwiazdy muzyki hip-hop: Sistars, DJ Zero, Numer Raz czy Sidney Polack. W jego ramach wybudowano dwa skate parki - w Toruniu i w warszawskim Blue City, gdzie młodzi ludzie mogą jeździć na desce. Najważniejsze, by chuligana wyrwać z jego środowiska.
Jeśli przekona się, że istnieje inny świat, i uzna, że potrafi sobie w nim radzić, najczęściej chce tam zostać.
Terapia sportem
Badania, m.in. robione dla Banku Światowego, wskazują, że tzw. społecznym niedostosowaniem zagrożonych jest w Polsce 15--18 proc. nastolatków. Oznacza to, że większość z nich prędzej czy później trafi na państwowy garnuszek jako więźniowie albo jako bezrobotni. Straconych dla społeczeństwa jest jednak zdecydowanie mniej - tzw. trwale niedostosowani to tylko 2-3 proc. Pozostałych można uratować. Jak? Przede wszystkim trzeba odczarować ich przywiązanie do grupy rówieśników. Mówimy o odczarowaniu, bo grupa jest tu mocno zmitologizowana, zastępuje im to, czego nie znaleźli w rodzinie, szkole czy Kościele. Odczarowanie oznacza też uświadomienie, że jedyną silną więzią w takiej grupie jest współuczestniczenie w przemocy. Bo siłą i agresywnością można sobie wywalczyć pozycję w grupie i zachować poczucie godności. A dla nastolatków aspekt godnościowy jest bodaj najważniejszy.
Socjolog prof. Barbara Fatyga, autorka m.in. książki "Dzicy z naszej ulicy", zauważa, że wspólny dla wszystkich młodych mężczyzn jest nadmiar energii. Tyle że jedni dzięki kulturowym wzorcom wiedzą, w jaki sposób go zużyć, a inni zamieniają go w agresję i bandytyzm. Najpierw biją dla sportu, później dla drobnych kwot, a jeszcze później zostają przestępcami. Niedostosowanym nie wystarczy zaproponować atrakcyjnego hobby czy kontynuowania nauki, bo ich światem rządzi kult siły. Najlepszy więc sposób, by ocalić ich dla społeczeństwa, to dać im szansę rozwinąć się w sporcie bądź w opartej na dyscyplinie i wysiłku służbie w armii. Z badań wynika, że większość blokersów nie ma nic przeciwko pracy w służbach mundurowych, poza policją.
W Stanach Zjednoczonych 130 czołowych koszykarzy, 80 futbolistów i 40 bejsbolistów będących dziś milionerami korzystało ze stypendiów sportowych przeznaczonych dla dzieci społecznie niedostosowanych. Gdyby nie sport, prawdopodobnie byliby dzisiaj przestępcami. I te gwiazdy sportu są wzorcami dla innych młodych niedostosowanych. Są wśród nich tak wybitni koszykarze jak Allan Iverson czy Dennis Rodman. To chłopcy z murzyńskich gett, którzy dzięki sportowi nie tylko stali się gwiazdami, ale także ukończyli studia. W polskim sporcie też mamy podobne przykłady, by wspomnieć wychowanków słynnego trenera bokserskiego Feliksa Stamma. Wielu wywodziło się z tych samych środowisk co sportretowane w głośnym w połowie lat 50. dokumencie Jerzego Hoffmana "Uwaga, chuligani".
O tym, jak ważny jest sport w ratowaniu niedostosowanej młodzieży, wiedział pionier tzw. edukacji nieformalnej (pozaszkolnej, adresowanej do grup społecznie upośledzonych) Alexander Paterson. Ten twórca The Association (27 tzw. ulicznych uniwersytetów) i reformator brytyjskiego więziennictwa zaczynał od pracy z młodzieżą z londyńskich doków. Poza nauką proponował jej treningi bokserskie.
Terapię poprzez sport jako najlepsze narzędzie socjalizacji chuliganów z powodzeniem stosują władze Serbii i Czarnogóry. Lawinowy wzrost przestępczości młodych zaczął się pod koniec lat 90., głównie w rodzinach uchodźców z Bośni, Chorwacji czy Kosowa. Dziś w Serbii działa 13 tzw. klubów przyjaźni, w których dzieciaki uprawiają sport. Około 70 proc. z nich przestało się narkotyzować i pić, a wypadki przemocy są sporadyczne.
Szkoły kowbojów
Prof. Barbara Fatyga w swojej książce "Młodość bez skrzydeł" zauważa, że dla nastolatków wyznających ideał machismo, zwłaszcza tych niedostosowanych, idealnym wychowawcą jest "superman o duszy poety". Ma na myśli mężczyznę imponującego siłą, a jednocześnie mającego wiedzę na jakiś temat i ciekawe zainteresowania. Na razie propozycja prof. Fatygi, by nauczyciele z polskich trudnych dzielnic szkolili się w sztuce samoobrony, wywołała kpiarskie komentarze. Tymczasem na takiej zasadzie działają amerykańskie szkoły kowbojów, mające świetne wyniki w pracy z niedostosowaną młodzieżą. Trafiają do tych szkół młodociani złodzieje, narkomani, alkoholicy. Te szkoły są czymś w rodzaju obozów harcerskich: grupy młodocianych formuje się w teamy pod wodzą wysportowanych, imponujących wiedzą instruktorów. Pokrewną formą resocjalizacji jest tzw. wilderness therapy, czyli terapia naturą. Młodych przestępców i chuliganów wysyła się na trwający do 9 tygodni obóz przetrwania w najbardziej dzikie zakątki Ameryki. Tam pod opieką trenerów muszą się troszczyć o zdobycie pożywienia, miejsce do snu czy dach nad głową. Resocjalizują ich codzienny wysiłek fizyczny i współpraca z rówieśnikami.
Z amerykańskich doświadczeń korzysta Powiślańska Fundacja Społeczna, która sprawiła, że przestępczość młodocianych na warszawskim Powiślu spada o kilkanaście procent rocznie. Terapeutycznym przebojem fundacji są obozy wędrowne. Przez dwa tygodnie młodzi ludzie uczą się tego, czego nie nauczyli się w całym swoim dotychczasowym życiu. Liderem w takich grupach wcale nie musi być nauczyciel, może nim być były chuligan. W ten sposób działa krakowskie stowarzyszenie U Siemachy (od nazwiska ks. Kazimierza Siemaszki), czyli prowadzone przez księży Centrum Młodzieży w Krakowie. To już pięć ośrodków służących pomocą 1,5 tys. nastolatków. Organizatorzy "Siemachy" wyszukują liderów - silnych i inteligentnych, mających wysoką pozycję w grupie rówieśników. Oni z kolei znajdują dzieci zagrożone patologią i nadzorują je, namawiając do udziału w rozmaitych zajęciach. Podobne metody stosował dr Jacek Kurzępa, socjolog młodzieży z Uniwersytetu Zielonogórskiego. Prowadził on eksperymentalne zajęcia w Bytnicy w Lubuskiem. Agresywnemu i napakowanemu nastolatkowi zaproponował udział w akcji "Bezpieczne gimnazjum". Uważany wcześniej za chuligana, chłopak zaczął świecić przykładem.
Supermarket dla blokersa
Irena Kruczek działająca w "Siemasze" uważa, że organizacje czy fundacje pracujące z chuliganami powinny być rodzajem supermarketów. Powinny oferować duże spektrum możliwości, w tym zajęcia sportowe i ruchowe. Nastolatki, które tam trafią, trzeba zatrzymać.
U Siemachy funkcjonuje tzw. służba rówieśnicza: młodzi ludzie poza sportem, zajęciami i agitacją - pracują też zarobkowo na wspólne cele. Ci, którzy dobrze sobie radzą z zarobkowaniem, będą w przyszłości szkolić innych, na przykład jak założyć małą firmę.
Krystyna Klatecka, szefowa bydgoskiej Wspólnoty Duchowej Iskierki, ironizuje, że pracownicy niektórych fundacji zajmujących się chuliganami wierzą, iż każdy chuligan musi mieć ukryte zdolności malarskie albo recytatorskie. I żywią przekonanie, że to siłownie czynią z młodych ludzi bandytów. Tymczasem jest odwrotnie, to wysiłek fizyczny jest najlepszym lekarstwem na agresję, dlatego w Iskierkach tak ważne są zajęcia kulturystyczne. Ważny jest także taniec, na przykład hip-hop. Fundacja Centrum Twórczości Narodowej kilka miesięcy temu uruchomiła nastawiony na blokersów program "Spoko dzieciak", w który zaangażowane są młode gwiazdy muzyki hip-hop: Sistars, DJ Zero, Numer Raz czy Sidney Polack. W jego ramach wybudowano dwa skate parki - w Toruniu i w warszawskim Blue City, gdzie młodzi ludzie mogą jeździć na desce. Najważniejsze, by chuligana wyrwać z jego środowiska.
Jeśli przekona się, że istnieje inny świat, i uzna, że potrafi sobie w nim radzić, najczęściej chce tam zostać.
Więcej możesz przeczytać w 12/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.