Kapitalizm milenijny podważy tradycyjną pozycję europejskich elit Od czasów Margaret Thatcher i Ronalda Reagana obserwujemy rozwój nowej formy kapitalizmu, agresywnej i liberalnej, która przyjęła się na gruncie amerykańskim i staje się nieuniknioną formą kapitalizmu na świecie. Z braku innej, gotowej nazwy postanowiłem nazwać ją kapitalizmem milenijnym. Nie jest to krwiożerczy, pozbawiony regulacji kapitalizm XIX wieku ani powrót do całkowitego laissez-faire tamtej epoki. W miarę jak kurczy się nadzorcza funkcja państwa, powstają inne formy regulacji i kontroli sił rynku, na przykład Światowa Organizacja Handlu. Zmieniają się też kultura i społeczna percepcja mechanizmów rynkowych i roli, jaką państwo powinno odgrywać w ich regulacji. Jeszcze niedawno powszechnie uważano, że rolą rządów jest ochrona obywateli przed nieprzewidywalnością wolnego rynku. W kapitalizmie milenijnym relacja państwo - rynek - obywatel się zmienia. Zadaniem państwa staje się umożliwienie i ułatwienie dostępu do rynku oraz korzystania z jego dobrodziejstw.
Wyznanie zmiany
Zmiana kulturowa i ekonomiczna przyjęła się dość łatwo w Ameryce czy też szerzej - w kulturze anglosaskiej. Jest odejściem od kapitalizmu w stylu Henry'ego Forda, który nazywam fordyzmem. Fordyzm i elementy Nowego Ładu, wprowadzonego przez prezydenta Franklina Roosevelta, zdeterminowały oblicze amerykańskiego kapitalizmu. Stworzyły mechanizmy regulacji rynku. Rynek jednak wchodzi w nową fazę, w której aby być konkurencyjnym, trzeba przyjąć zasady kapitalizmu milenijnego. Jak wspomniałem, wpisuje się on stosunkowo dobrze w krajobraz anglosaski (podczas gdy szczególnie żywo broni się przed nim na przykład Francja, podcinając korzenie własnej gospodarki).
Mimo że trudno uznać Brytyjczyków za "wynalazców" kapitalizmu, jego kolejne wcielenia i etapy rozwoju przez kilkaset lat przyjmowały się w Wielkiej Brytanii wyjątkowo dobrze. Można tu wspomnieć teorię Maksa Webera, która choć niekompletna (nie tłumaczy kariery ekonomicznej katolickich północnych Włoch czy niektórych regionów Niemiec), jest ważna. Wskazuje bowiem, jak wielkim źródłem sukcesu niektórych społeczeństw były protestanckie cnoty - pracowitość i oszczędność. Wydawanie pieniędzy było dla protestantów grzechem, co prowadziło do akumulowania oszczędności, które z kolei były podstawą inwestycji. W tych społeczeństwach kapitalizm stał się również katalizatorem zmian społecznych. "Indywidualistyczna" odmiana protestantyzmu, która przyjęła się głównie w Ameryce, zachęcała do wzięcia pełnej odpowiedzialności za swoje życie w każdych warunkach. Stanowi ona religijne zaplecze amerykańskiej gotowości do podejmowania nowych wyzwań. W amerykańskiej tradycji nie ma kolizji między szacunkiem dla tradycji a mobilnością i postępem. Dlatego też w kulturze protestancko-anglosaskiej panuje większa zgoda na zmiany i dynamikę postępu.
Milenijna rewolucja
Neoliberalna rewolucja amerykańskich republikanów, choć akceptowana przez świat anglosaski, przysparza Ameryce wrogów w reszcie świata. Powstały w Ameryce trend, zmierzający do odsocjalizowania gospodarki (przez prywatyzację ubezpieczeń, wydłużenie okresu aktywności zawodowej etc.) nie spotyka się z aplauzem. Dziś kapitalizm milenijny jest sposobem na odnoszenie sukcesów gospodarczych.
Jedną z wielkich różnic, które dzielą fordyzm od kapitalizmu milenijnego jest to, że w erze fordyzmu państwo (rząd) odgrywało zasadniczą rolę w alokacji kredytów. Mogło w ten sposób kierować je do poszczególnych regionów kraju czy sektorów gospodarki. W nowej fazie kapitalizmu państwo traci takie prerogatywy, ale też nie bez powodu. Doświadczenia fordyzmu uczą, że zwrot z rządowych inwestycji jest niewielki i jeśli rolę inwestora w pewnych gałęziach przemysłu przejmie prywatny kapitał, to poprawi się jakość inwestycji i zwiększą zyski. Uwolnienie w ten sposób prywatnego sektora daje większe szanse na swobodne przepływy kapitału. W wielu krajach obserwujemy przechodzenie od jednej fazy kapitalizmu do drugiej, swobodniejszej, podlegającej mniejszej liczbie regulacji. Sektorem, który sprywatyzowano w ostatnich dekadach, była telekomunikacja. Trzeba uczciwie przyznać, że wiele reform i deregulacji istniejących w gospodarce europejskiej nie ma nic wspólnego z USA i jest pochodną życiowych konieczności - na przykład uwolnienie sektora lotniczego w Europie.
Państwa europejskie zawsze radziły sobie znakomicie z dostosowywaniem się do zmian technologicznych, gospodarczych i społecznych. Teraz jednak przystosowanie do wymogów kapitalizmu milenijnego idzie w Europie opornie. Wynika to po części stąd, że taki kapitalizm podważy pozycję europejskich elit, ograniczając kompetencje i wpływy sektora państwowego. W tradycyjnym kapitalizmie a la Ford wielki zakres władzy jest w rękach państwowej, biurokratycznej "małej burżuazji", jak powiedziałby Marks. Fordyzm był czymś w rodzaju historycznego kompromisu między siłami kapitalizmu a klasą robotniczą, administrowanego przez ekspertów - urzędników. We Francji - przez klasę urzędników - absolwentów elitarnych szkół (tzw. Grandes Ecoles), kształcących wyższe kadry państwowe. W kapitalizmie milenijnym rola państwa będzie ograniczona. Jeżeli Francja nie zaakceptuje takich zmian, zamknie się w nieefektywnym cyklu ekonomicznym.
Pieniądze, inwestycje i miejsca pracy odpłyną do Europy Wschodniej, która jest mniej kosztowna, a biznes podlega tam mniejszej liczbie regulacji. Biurokratycznej elicie przyjmowanie jakichkolwiek zmian, zwłaszcza ograniczających jej władzę, nie przychodzi łatwo.
Arabskie dzieci Forda
Dramatyczniejszym przykładem niż Francja są kraje arabskie. Francja ma potencjalnego lidera w osobie Nicolasa Sarkozy'ego, najbardziej prawdopodobnego kandydata na prezydenta z ramienia prawicowej UMP. Sarkozy wydaje się politykiem rozumiejącym wymogi nowego kapitalizmu i to dobrze wróży Francji. Tymczasem w państwach arabskich obserwujemy coś w rodzaju "chybionego fordyzmu". Po dekadach prób naśladowania fordyzmu państw zachodnich - na przykład w ożywianiu pewnych sektorów gospodarki i regionów - nie udało się tam powtórzyć sukcesu Ameryki czy zachodniej Europy. Te kraje nie stworzyły poziomu zamożności, który utrzymałby przy życiu takie inicjatywy. Dlaczego? Dlatego że aby kapitalizm wytrzymał takie naciski, jak regulacje, wysokie podatki i interwencję państwa, powinien mieć głębokie korzenie, tak jak w Europie i Ameryce.
Czy w tej sytuacji w krajach arabskich może się przyjąć demokracja, o którą walczy prezydent Bush, i wolny rynek? Samuel Huntington twierdzi, że z braku wykształcenia, tradycji i ze względu na wiele determinant kulturowych zmiany nie mogą się przyjąć. Z kolei Benjamin Barber uważa, że to możliwe, ale wymaga czasu i pracy u podstaw. Zgadzam się z Barberem i mam nadzieję, że inicjatywa i inwencja nawet w takich regionach są nie do przecenienia.
Mam nadzieję, że za 20-30 lat zobaczymy znacznie demokratyczniejszy Bliski Wschód. A gospodarki innych regionów świata, jeśli będą chciały pozostać konkurencyjne, będą musiały przyjąć założenia kapitalizmu milenijnego. Mimo że Francja, Brazylia, Japonia, Korea Południowa i wiele innych krajów przyjmują go z oporami i wielką niechęcią do USA jako eksportera nowej wersji kapitalizmu. Chociaż Japonia wykorzystała możliwości, jakie fordyzm dawał państwu w zakresie sterowania pieniędzmi, do tego, by zbudować niezwykle konkurencyjną "gospodarkę eksportu". Przejście od fordyzmu do kapitalizmu milenijnego jest nieuchronną pochodną powstawania wyrafinowanych, globalnych rynków finansowych, globalizacji produkcji i zmian demograficznych (na przykład kurczącej się populacji w Europie), które powodują, że dawna polityka ubezpieczeń społecznych i emerytalnych staje się zbyt kosztowna dla starzejących się krajów.
Ceną ekspansji kapitalizmu milenijnego jest rosnąca niechęć do USA niemal na całym świecie. W zestawieniu z obawami, jakie budzi przewaga militarna USA nad resztą świata i skłonność Ameryki do unilateralizmu, skuteczna i wolnościowa ideologia nowego modelu kapitalizmu jest źródłem czegoś w rodzaju masowego resentymentu wobec USA. Zmieniająca się natura kapitalizmu ma jednak swoje wymogi.
Zmiana kulturowa i ekonomiczna przyjęła się dość łatwo w Ameryce czy też szerzej - w kulturze anglosaskiej. Jest odejściem od kapitalizmu w stylu Henry'ego Forda, który nazywam fordyzmem. Fordyzm i elementy Nowego Ładu, wprowadzonego przez prezydenta Franklina Roosevelta, zdeterminowały oblicze amerykańskiego kapitalizmu. Stworzyły mechanizmy regulacji rynku. Rynek jednak wchodzi w nową fazę, w której aby być konkurencyjnym, trzeba przyjąć zasady kapitalizmu milenijnego. Jak wspomniałem, wpisuje się on stosunkowo dobrze w krajobraz anglosaski (podczas gdy szczególnie żywo broni się przed nim na przykład Francja, podcinając korzenie własnej gospodarki).
Mimo że trudno uznać Brytyjczyków za "wynalazców" kapitalizmu, jego kolejne wcielenia i etapy rozwoju przez kilkaset lat przyjmowały się w Wielkiej Brytanii wyjątkowo dobrze. Można tu wspomnieć teorię Maksa Webera, która choć niekompletna (nie tłumaczy kariery ekonomicznej katolickich północnych Włoch czy niektórych regionów Niemiec), jest ważna. Wskazuje bowiem, jak wielkim źródłem sukcesu niektórych społeczeństw były protestanckie cnoty - pracowitość i oszczędność. Wydawanie pieniędzy było dla protestantów grzechem, co prowadziło do akumulowania oszczędności, które z kolei były podstawą inwestycji. W tych społeczeństwach kapitalizm stał się również katalizatorem zmian społecznych. "Indywidualistyczna" odmiana protestantyzmu, która przyjęła się głównie w Ameryce, zachęcała do wzięcia pełnej odpowiedzialności za swoje życie w każdych warunkach. Stanowi ona religijne zaplecze amerykańskiej gotowości do podejmowania nowych wyzwań. W amerykańskiej tradycji nie ma kolizji między szacunkiem dla tradycji a mobilnością i postępem. Dlatego też w kulturze protestancko-anglosaskiej panuje większa zgoda na zmiany i dynamikę postępu.
Milenijna rewolucja
Neoliberalna rewolucja amerykańskich republikanów, choć akceptowana przez świat anglosaski, przysparza Ameryce wrogów w reszcie świata. Powstały w Ameryce trend, zmierzający do odsocjalizowania gospodarki (przez prywatyzację ubezpieczeń, wydłużenie okresu aktywności zawodowej etc.) nie spotyka się z aplauzem. Dziś kapitalizm milenijny jest sposobem na odnoszenie sukcesów gospodarczych.
Jedną z wielkich różnic, które dzielą fordyzm od kapitalizmu milenijnego jest to, że w erze fordyzmu państwo (rząd) odgrywało zasadniczą rolę w alokacji kredytów. Mogło w ten sposób kierować je do poszczególnych regionów kraju czy sektorów gospodarki. W nowej fazie kapitalizmu państwo traci takie prerogatywy, ale też nie bez powodu. Doświadczenia fordyzmu uczą, że zwrot z rządowych inwestycji jest niewielki i jeśli rolę inwestora w pewnych gałęziach przemysłu przejmie prywatny kapitał, to poprawi się jakość inwestycji i zwiększą zyski. Uwolnienie w ten sposób prywatnego sektora daje większe szanse na swobodne przepływy kapitału. W wielu krajach obserwujemy przechodzenie od jednej fazy kapitalizmu do drugiej, swobodniejszej, podlegającej mniejszej liczbie regulacji. Sektorem, który sprywatyzowano w ostatnich dekadach, była telekomunikacja. Trzeba uczciwie przyznać, że wiele reform i deregulacji istniejących w gospodarce europejskiej nie ma nic wspólnego z USA i jest pochodną życiowych konieczności - na przykład uwolnienie sektora lotniczego w Europie.
Państwa europejskie zawsze radziły sobie znakomicie z dostosowywaniem się do zmian technologicznych, gospodarczych i społecznych. Teraz jednak przystosowanie do wymogów kapitalizmu milenijnego idzie w Europie opornie. Wynika to po części stąd, że taki kapitalizm podważy pozycję europejskich elit, ograniczając kompetencje i wpływy sektora państwowego. W tradycyjnym kapitalizmie a la Ford wielki zakres władzy jest w rękach państwowej, biurokratycznej "małej burżuazji", jak powiedziałby Marks. Fordyzm był czymś w rodzaju historycznego kompromisu między siłami kapitalizmu a klasą robotniczą, administrowanego przez ekspertów - urzędników. We Francji - przez klasę urzędników - absolwentów elitarnych szkół (tzw. Grandes Ecoles), kształcących wyższe kadry państwowe. W kapitalizmie milenijnym rola państwa będzie ograniczona. Jeżeli Francja nie zaakceptuje takich zmian, zamknie się w nieefektywnym cyklu ekonomicznym.
Pieniądze, inwestycje i miejsca pracy odpłyną do Europy Wschodniej, która jest mniej kosztowna, a biznes podlega tam mniejszej liczbie regulacji. Biurokratycznej elicie przyjmowanie jakichkolwiek zmian, zwłaszcza ograniczających jej władzę, nie przychodzi łatwo.
Arabskie dzieci Forda
Dramatyczniejszym przykładem niż Francja są kraje arabskie. Francja ma potencjalnego lidera w osobie Nicolasa Sarkozy'ego, najbardziej prawdopodobnego kandydata na prezydenta z ramienia prawicowej UMP. Sarkozy wydaje się politykiem rozumiejącym wymogi nowego kapitalizmu i to dobrze wróży Francji. Tymczasem w państwach arabskich obserwujemy coś w rodzaju "chybionego fordyzmu". Po dekadach prób naśladowania fordyzmu państw zachodnich - na przykład w ożywianiu pewnych sektorów gospodarki i regionów - nie udało się tam powtórzyć sukcesu Ameryki czy zachodniej Europy. Te kraje nie stworzyły poziomu zamożności, który utrzymałby przy życiu takie inicjatywy. Dlaczego? Dlatego że aby kapitalizm wytrzymał takie naciski, jak regulacje, wysokie podatki i interwencję państwa, powinien mieć głębokie korzenie, tak jak w Europie i Ameryce.
Czy w tej sytuacji w krajach arabskich może się przyjąć demokracja, o którą walczy prezydent Bush, i wolny rynek? Samuel Huntington twierdzi, że z braku wykształcenia, tradycji i ze względu na wiele determinant kulturowych zmiany nie mogą się przyjąć. Z kolei Benjamin Barber uważa, że to możliwe, ale wymaga czasu i pracy u podstaw. Zgadzam się z Barberem i mam nadzieję, że inicjatywa i inwencja nawet w takich regionach są nie do przecenienia.
Mam nadzieję, że za 20-30 lat zobaczymy znacznie demokratyczniejszy Bliski Wschód. A gospodarki innych regionów świata, jeśli będą chciały pozostać konkurencyjne, będą musiały przyjąć założenia kapitalizmu milenijnego. Mimo że Francja, Brazylia, Japonia, Korea Południowa i wiele innych krajów przyjmują go z oporami i wielką niechęcią do USA jako eksportera nowej wersji kapitalizmu. Chociaż Japonia wykorzystała możliwości, jakie fordyzm dawał państwu w zakresie sterowania pieniędzmi, do tego, by zbudować niezwykle konkurencyjną "gospodarkę eksportu". Przejście od fordyzmu do kapitalizmu milenijnego jest nieuchronną pochodną powstawania wyrafinowanych, globalnych rynków finansowych, globalizacji produkcji i zmian demograficznych (na przykład kurczącej się populacji w Europie), które powodują, że dawna polityka ubezpieczeń społecznych i emerytalnych staje się zbyt kosztowna dla starzejących się krajów.
Ceną ekspansji kapitalizmu milenijnego jest rosnąca niechęć do USA niemal na całym świecie. W zestawieniu z obawami, jakie budzi przewaga militarna USA nad resztą świata i skłonność Ameryki do unilateralizmu, skuteczna i wolnościowa ideologia nowego modelu kapitalizmu jest źródłem czegoś w rodzaju masowego resentymentu wobec USA. Zmieniająca się natura kapitalizmu ma jednak swoje wymogi.
Więcej możesz przeczytać w 12/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.