Nigdy jeszcze w Polsce nie pokazywano tylu arcydzieł francuskiego malarstwa To będzie wystawienniczy hit dekady w Polsce. Na Węgrzech był to nawet przebój kilku dekad: wystawę "Cienie i światła. Arcydzieła malarstwa francuskiego 1600-2000" obejrzało tam 300 tys. osób. Wartość tej kolekcji arcydzieł ma podkreślać francuską potęgę kulturalną. Wprawdzie Paryż od dawna nie jest już kulturalną stolicą świata, język francuski przegrywa nie tylko z angielskim, ale i hiszpańskim, lecz Francuzi pokazują za granicą dzieła rzeczywiście świadczące o niegdysiejszej potędze. To gest wart docenienia, bo zwykle za granicę wysyła się kilka rarytasów i prace drugorzędne (tak przecież było w wypadku ubiegłorocznej austriackiej wystawy "Transalpinum" w Muzeum Narodowym w Warszawie). Gdy arcydzieła francuskiego malarstwa opuszczą Zamek Królewski w Warszawie (19 czerwca), będą je podziwiać Rumuni.
Paryż krótko był kulturalną stolicą świata, a jeszcze krócej malarską. Większe osiągnięcia mieli Włosi i Holendrzy. Być może dlatego, że we Francji istniał jeden naprawdę liczący się mecenat królewski, natomiast we Włoszech mecenasami byli papieże, miasta i arystokratyczne rody. Z kolei w Holandii największą grupę klientów znanych mistrzów stanowili bogaci mieszczanie, których było znacznie więcej niż arystokratów we Francji. Włosi i Flamandowie wzajemnie się inspirowali, co powodowało, że twórcom spoza tego kręgu trudno było sprostać tej mistrzowskiej konkurencji (Niemiec Albrecht Dorer pojechał do Włoch, bo inaczej miałby małe szanse na sukces). To flamandzcy geniusze pędzla - Bosch, bracia van Eyckowie, van der Weyden czy Memling - wywarli największy wpływ na współczesną sztukę europejską. Francuskim władcom trzeba jednak oddać, że wiedzieli, kto naprawdź nadaje ton. To dlatego wenecki mistrz Tycjan był nadwornym malarzem królów Karola V i Filipa II. Filip korzystał zresztą także z pracy mistrzów holenderskich i hiszpańskich - panował przecież nad Hiszpanią i Niderlandami.
Francuski gest
Wystawa "Cienie i światła" to wydarzenie naprawdę wyjątkowe, bo w Polsce nigdy jeszcze nie można było zobaczyć obok siebie La Toura, Lorraina, Poussina, Watteau, Bouchera, Chardina, Fragonarda, Delacroix, Ingresa, Moneta, Renoira, Gauguina, Braque'a czy Picassa. Płótna tej klasy ubezpieczono na kwotę kilkuset milionów euro i co godne podkreślenia koszt ubezpieczenia oraz transport pokryła strona francuska. I nie jest to precedens. Już w 1937 r. w Warszawie Francuzi pokazali kolekcję dzieł swoich wybitnych mistrzów - "Od Maneta po dzień dzisiejszy". Polska publiczność podziwiała wtedy prawie sto obrazów impresjonistów, postimpresjonistów, kubistów czy fowistów: od Maneta i Moneta po Braque'a, Matisse'a i Picassa. Również w 1948 r. Francuzi przywieźli do Warszawy ważną kolekcję "Współcześni malarze francuscy oraz ceramika Picassa". Z kolei w 1956 r. Francuzi pokazali w polskiej stolicy szeroką panoramę swego malarstwa - kolekcję "Malarstwo francuskie od Davida do Cezanne'a". To wtedy przed Muzeum Narodowym ustawiały się kilometrowe kolejki chętnych, by zobaczyć dzieła Davida, Gericaulta, Maneta, Moneta, Renoira czy Degasa. W 1956 r., po stalinowskiej nocy, nieprzypadkowo jeden obraz cieszył się szczególną popularnością - "Wolność wiodąca lud na barykady" Eugene'a Delacroix. Potem jeszcze w kwietniu 1959 r. pokazano w Warszawie "Malarstwo francuskie od Gauigina do dnia dzisiejszego" - przede wszystkim dzieła postimpresjonistów i nabistów. Następnie była długa przerwa i dopiero pięć lat temu mogliśmy oglądać prace mistrzów impresjonizmu ze zbiorów paryskiego Musie d'Orsay.
Nieprzypadkowo Francuzi nalegali, by obecną wystawę zorganizować we wnętrzach Zamku Królewskiego. - To właśnie warszawską rezydencję królewską od wieków głęboko przenika duch francuskiej sztuki. Paradne wnętrza zamku zawdzięczają swój kształt przebudowie dokonanej w czasach Stanisława Augusta, ostatniego króla Polski, dla którego Paryż i Francja były stałym punktem odniesienia we wszelkich poczynaniach artystycznych - mówi "Wprost" prof. Andrzej Rottermund, dyrektor Zamku Królewskiego w Warszawie. Potem jeszcze w XIX i XX wieku do Paryża przybywali artyści z Polski, by tam szukać inspiracji. Wielu z nich uczestniczyło w burzliwych debatach artystycznych w Cafe de la Nouvelle-Athenes.
Mistyczne światło La Toura
Jednym z arcydzieł obecnej prezentacji w Warszawie jest płótno "Święty Paweł" Nicolasa Tourniera. Ten obraz najpełniej oddaje ideę wystawy, bo u Tourniera światło i cień wręcz budują obraz. Dziełem genialnym jest płótno Georges'a de La Toura "Św. Sebastian opłakiwany przez świętą Irenę" (ten obraz po raz pierwszy opuścił Luwr). Nikt tak jak La Tour nie potrafił malować postaci oświetlonych ciepłym, niemalże intymnym światłem świecy. Na tym obrazie scena rozgrywa się nocą, a postacie otula światło księżyca.
W pokazywanej w Warszawie kolekcji znalazł się obraz Claude'a Moneta "Camille na łożu śmierci". To jedyne dzieło Moneta o mistycznym charakterze. Jest rok 1879, najbardziej dramatyczny moment w życiu artysty. Ma ogromne kłopoty finansowe, choruje jego syn Michel, na raka umiera żona Camille. Cierpienie Camille nabiera transcendentalnego wymiaru, zostaje uwznioślone. Do tego zwraca uwagę bardzo nowoczesna kompozycja, zapowiadająca abstrakcję późniejszych "Nenufarów". Do nakreślenia rysów żony artyście wystarczyło kilka ulotnych kresek.
Znakomite i mało znane polskiej publiczności są trzy obrazy Picassa, zwłaszcza "Martwa natura >qui<". To hołd złożony Hiszpanii, za którą Picasso zawsze tęsknił. Wkomponowane w obraz słowo "publicidad" (reklama) to demonstracja oczywistego obecnie faktu (wtedy niekoniecznie), że reklama stała się częścią sztuki XX wieku. Z kolei obraz "Czytająca", namalowany po podróży do Włoch, jest hołdem dla włoskiego klasycyzmu. Na płótnie widać siedzącą w fotelu Olgę Chochłową, ówczesną żonę artysty. Obok włoskich inspiracji na tym płótnie można odnaleźć wpływy Ingres'a. Choćby z prezentowanego w Warszawie "Studium młodego mężczyzny", za który Ingres otrzymał w 1801 r. nagrodę.
Trudno przejść obojętnie obok obrazu Eugene'a Delacroix "Komedianci arabscy". W 1832 r. malarz odbył podróż do Afryki Północnej. I ta podróż nim wstrząsnęła - szczególnie kolory i światło Afryki. Nic dziwnego, że jeszcze 16 lat po wyprawie widać nawiązanie do niej, szczególnie w oświetleniu postaci młodego Żyda w białych bufiastych spodniach i błękitnej tunice. Niezwykłą siłę, witalność i emocjonalność ma natomiast obraz Pierre'a Auguste'a Renoira "Gabriela z różą": modelka w rozpiętym gorsecie wpina różę we włosy. Przeciwieństwem tego płótna są "Praczki w Pont-Aven" Paula Gauguina, gdzie w pejzażu dominuje harmonia zieleni, żółcieni i błękitów.
Matisse jak prozac
Pokazywany na warszawskiej wystawie Matisse był dla polskiego malarza Józefa Czapskiego "skutecznym środkiem łagodzącym". Z okazji wystawy Matisse'a w Grand Palais Józef Czapski napisał tekst "Matisse i troglodyta". Zauważał m.in.: "W latach 50. odwiedziłem z przyjacielem z Polski wystawę obrazów w Paryżu. Wśród wielu innych stanęliśmy jak wryci przed obrazem Matisse'a, tak świetlistym, tak pełnym radości - kwiaty, palmy, szafir morza, słońce i ptaki. 'W jakim roku on to malował?' - spytał przyjaciel. ČW 1943Ç. 'To niemożliwe!' - wybucha przyjaciel i milknie. Umilkliśmy obaj. Dla nas 1943 r. to było odkrycie Katynia, to była zagłada getta, to była Europa w najokrutniejszym zmaganiu". Gdy Józef Czapski potem chorował, malarstwo Matisse'a było dla niego lekarstwem.
Wielu widzów pokazywanej w Polsce kolekcji francuskich arcydzieł może mieć podobne wrażenia jak Czapski oglądający Matisse'a. Te płótna działają bardziej antydepresyjnie niż prozac.
Francuski gest
Wystawa "Cienie i światła" to wydarzenie naprawdę wyjątkowe, bo w Polsce nigdy jeszcze nie można było zobaczyć obok siebie La Toura, Lorraina, Poussina, Watteau, Bouchera, Chardina, Fragonarda, Delacroix, Ingresa, Moneta, Renoira, Gauguina, Braque'a czy Picassa. Płótna tej klasy ubezpieczono na kwotę kilkuset milionów euro i co godne podkreślenia koszt ubezpieczenia oraz transport pokryła strona francuska. I nie jest to precedens. Już w 1937 r. w Warszawie Francuzi pokazali kolekcję dzieł swoich wybitnych mistrzów - "Od Maneta po dzień dzisiejszy". Polska publiczność podziwiała wtedy prawie sto obrazów impresjonistów, postimpresjonistów, kubistów czy fowistów: od Maneta i Moneta po Braque'a, Matisse'a i Picassa. Również w 1948 r. Francuzi przywieźli do Warszawy ważną kolekcję "Współcześni malarze francuscy oraz ceramika Picassa". Z kolei w 1956 r. Francuzi pokazali w polskiej stolicy szeroką panoramę swego malarstwa - kolekcję "Malarstwo francuskie od Davida do Cezanne'a". To wtedy przed Muzeum Narodowym ustawiały się kilometrowe kolejki chętnych, by zobaczyć dzieła Davida, Gericaulta, Maneta, Moneta, Renoira czy Degasa. W 1956 r., po stalinowskiej nocy, nieprzypadkowo jeden obraz cieszył się szczególną popularnością - "Wolność wiodąca lud na barykady" Eugene'a Delacroix. Potem jeszcze w kwietniu 1959 r. pokazano w Warszawie "Malarstwo francuskie od Gauigina do dnia dzisiejszego" - przede wszystkim dzieła postimpresjonistów i nabistów. Następnie była długa przerwa i dopiero pięć lat temu mogliśmy oglądać prace mistrzów impresjonizmu ze zbiorów paryskiego Musie d'Orsay.
Nieprzypadkowo Francuzi nalegali, by obecną wystawę zorganizować we wnętrzach Zamku Królewskiego. - To właśnie warszawską rezydencję królewską od wieków głęboko przenika duch francuskiej sztuki. Paradne wnętrza zamku zawdzięczają swój kształt przebudowie dokonanej w czasach Stanisława Augusta, ostatniego króla Polski, dla którego Paryż i Francja były stałym punktem odniesienia we wszelkich poczynaniach artystycznych - mówi "Wprost" prof. Andrzej Rottermund, dyrektor Zamku Królewskiego w Warszawie. Potem jeszcze w XIX i XX wieku do Paryża przybywali artyści z Polski, by tam szukać inspiracji. Wielu z nich uczestniczyło w burzliwych debatach artystycznych w Cafe de la Nouvelle-Athenes.
Mistyczne światło La Toura
Jednym z arcydzieł obecnej prezentacji w Warszawie jest płótno "Święty Paweł" Nicolasa Tourniera. Ten obraz najpełniej oddaje ideę wystawy, bo u Tourniera światło i cień wręcz budują obraz. Dziełem genialnym jest płótno Georges'a de La Toura "Św. Sebastian opłakiwany przez świętą Irenę" (ten obraz po raz pierwszy opuścił Luwr). Nikt tak jak La Tour nie potrafił malować postaci oświetlonych ciepłym, niemalże intymnym światłem świecy. Na tym obrazie scena rozgrywa się nocą, a postacie otula światło księżyca.
W pokazywanej w Warszawie kolekcji znalazł się obraz Claude'a Moneta "Camille na łożu śmierci". To jedyne dzieło Moneta o mistycznym charakterze. Jest rok 1879, najbardziej dramatyczny moment w życiu artysty. Ma ogromne kłopoty finansowe, choruje jego syn Michel, na raka umiera żona Camille. Cierpienie Camille nabiera transcendentalnego wymiaru, zostaje uwznioślone. Do tego zwraca uwagę bardzo nowoczesna kompozycja, zapowiadająca abstrakcję późniejszych "Nenufarów". Do nakreślenia rysów żony artyście wystarczyło kilka ulotnych kresek.
Znakomite i mało znane polskiej publiczności są trzy obrazy Picassa, zwłaszcza "Martwa natura >qui<". To hołd złożony Hiszpanii, za którą Picasso zawsze tęsknił. Wkomponowane w obraz słowo "publicidad" (reklama) to demonstracja oczywistego obecnie faktu (wtedy niekoniecznie), że reklama stała się częścią sztuki XX wieku. Z kolei obraz "Czytająca", namalowany po podróży do Włoch, jest hołdem dla włoskiego klasycyzmu. Na płótnie widać siedzącą w fotelu Olgę Chochłową, ówczesną żonę artysty. Obok włoskich inspiracji na tym płótnie można odnaleźć wpływy Ingres'a. Choćby z prezentowanego w Warszawie "Studium młodego mężczyzny", za który Ingres otrzymał w 1801 r. nagrodę.
Trudno przejść obojętnie obok obrazu Eugene'a Delacroix "Komedianci arabscy". W 1832 r. malarz odbył podróż do Afryki Północnej. I ta podróż nim wstrząsnęła - szczególnie kolory i światło Afryki. Nic dziwnego, że jeszcze 16 lat po wyprawie widać nawiązanie do niej, szczególnie w oświetleniu postaci młodego Żyda w białych bufiastych spodniach i błękitnej tunice. Niezwykłą siłę, witalność i emocjonalność ma natomiast obraz Pierre'a Auguste'a Renoira "Gabriela z różą": modelka w rozpiętym gorsecie wpina różę we włosy. Przeciwieństwem tego płótna są "Praczki w Pont-Aven" Paula Gauguina, gdzie w pejzażu dominuje harmonia zieleni, żółcieni i błękitów.
Matisse jak prozac
Pokazywany na warszawskiej wystawie Matisse był dla polskiego malarza Józefa Czapskiego "skutecznym środkiem łagodzącym". Z okazji wystawy Matisse'a w Grand Palais Józef Czapski napisał tekst "Matisse i troglodyta". Zauważał m.in.: "W latach 50. odwiedziłem z przyjacielem z Polski wystawę obrazów w Paryżu. Wśród wielu innych stanęliśmy jak wryci przed obrazem Matisse'a, tak świetlistym, tak pełnym radości - kwiaty, palmy, szafir morza, słońce i ptaki. 'W jakim roku on to malował?' - spytał przyjaciel. ČW 1943Ç. 'To niemożliwe!' - wybucha przyjaciel i milknie. Umilkliśmy obaj. Dla nas 1943 r. to było odkrycie Katynia, to była zagłada getta, to była Europa w najokrutniejszym zmaganiu". Gdy Józef Czapski potem chorował, malarstwo Matisse'a było dla niego lekarstwem.
Wielu widzów pokazywanej w Polsce kolekcji francuskich arcydzieł może mieć podobne wrażenia jak Czapski oglądający Matisse'a. Te płótna działają bardziej antydepresyjnie niż prozac.
Więcej możesz przeczytać w 12/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.