Zwolennikom lustracji nie chodzi o sprawiedliwość, a o zwykłą zemstę i radowanie się upadkiem bliźnich - zawyrokowali moraliści W dyskusji o lustracji ogromny udział mają złe emocje" - napisał zatroskany o jej poziom Henryk Woźniakowski w ostatnim numerze "Znaku" (poświęconym lustracji właśnie). "Myślę (...) o swoistej delectatio morosa, o ludziach duchowo skarlałych, dla których zasadniczym źródłem satysfakcji i uciechy jest widok grzechów, słabości i zdrad popełnianych przez bliźnich - a zwłaszcza tych bliźnich, którzy są osobami publicznymi lub autorytetami". Oto przykład głębokiej refleksji nad motywami tych, którzy domagają się sprawiedliwości. Krakowski intelektualista nie ma wątpliwości, że naprawdę nie o sprawiedliwość im chodzi, ale o zwykłą zemstę albo - jeszcze gorzej - radowanie się upadkiem bliźnich.
Dla moralisty "Znaku", który tropi ukryte motywy działań bliźnich, taka sprawiedliwość nie będzie sprawiedliwością. Tylko czy w takim razie w ogóle można sięgać po sprawiedliwość? Przecież nie sposób wykluczyć nie do końca czystych intencji we wszelkich ludzkich działaniach, nawet - choć trudno to sobie wyobrazić - w tak oczywistych moralnie jak walka z lustracją? Jednak nie! W tym akurat wypadku jakiekolwiek wątpliwości będą "obrzydliwą i zatrącającą o moralny szantaż sugestią" - twardo oświadcza w tym samym tekście Henryk Woźniakowski. Duchowe karły lustracji zostają zdemaskowane przez odsłonięcie ich niecnych motywów, szlachetne intencje przeciwników lustracji są poza podejrzeniami.
W tym samym "Znaku" Józefa Hennelowa oburza się na historyka prof. Ryszarda Terleckiego, który opublikował tekst po odkryciu, że jego ojciec, znany pisarz Olgierd Terlecki, współpracował z bezpieką. Nie usprawiedliwiając, syn próbuje zrozumieć ów wybór i zanalizować cały jego złożony kontekst. Dla moralistki z "Tygodnika Powszechnego" to "jakby splunięcie na grób ojca". Trudno sobie wyobrazić coś bardziej paskudnego niż próba odsłonięcia i zrozumienia prawdy. Wzniosłe jest demaskowanie motywów dostępnych wyłącznie dla moralnych autorytetów.
"Lustracyjne oczyszczenie przypomina mi dążenie do ustanowienia Kościoła Czystych, wolnych od ciężaru grzeszników. Zwolennicy takiego Kościoła szybko zaczęli wznosić stosy, a potem sami też byli paleni" - deklaruje w tym samym miejscu inna katolicka intelektualistka krakowska - Halina Bortnowska. Próba ujawnienia zła staje się więc tożsama z absolutyzmem moralnym, który prowadzi na stos. Nic dziwnego, skoro w innym fragmencie ta sama autorka oświadcza, że oczyszczenie kojarzy się jej z czystką. Wniosek z tego, że czystość także. Co do stosów, to Bortnowska ma rację o tyle, że "czyści" wprawdzie nie próbują nikogo palić, ale środowisko Bortnowskiej usiłuje to zrobić z nimi - na razie per procura.
Walka z nienawiścią, złymi emocjami i radykalizmem jest sprawą na tyle poważną, że - jak kiedyś walka o pokój - wymaga zastosowania wszelkich metod. Należy przypominać o "ulegających szaleństwu" inkwizytorach, "pławiących się w ekskrementach" i usiłujących zbrukać wszystko i wszystkich. Należy tropić ich niecne intencje, odsłaniać ohydę charakterów i podłość wszelkich uczynków. Należy tryb warunkowy zmieniać na oznajmujący albo jeszcze lepiej wykrzyknikowy. Dzięki temu rozważanie Jarosława Kaczyńskiego na temat możliwości wykorzystania przez Rosjan materiałów bezpieki przeciw prezydentowi Kwaśniewskiemu zmienia się w oświadczenie. Potem już obrońcy standardów politycznych - jak Janina Paradowska czy były premier Mieczysław Rakowski - mogą gromić degradację polskiej polityki do poziomu insynuacji. Ten ostatni w roli dziennikarza, w której występuje w TVN 24, stwierdził, że takiej skali podłości politycznej nie spotkał w życiu. Wyraźnie marzy o stanie wojennym, którego poziomu moralnego sam doglądał.
Bywa jednak lustracja w dobrej sprawie. Prezydent w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" twierdzi, że część dziennikarzy śledczych wypełnia tylko zlecenia służb specjalnych. On sam padł ofiarą "ubeckiej mutacji", jaką jest tygodnik "Wprost", który zajmuje się walką z postpeerelowskimi politykami, takimi jak Józef Oleksy, a obecnie z samym prezydentem. Dlaczego ubecy prześladują postkomunistów - prezydent nie wyjaśnił. Pytania na ten temat nie zadali mu zwykle niezwykle dociekliwi w tropieniu "teorii spiskowych" i "lustracyjnych manii" dwaj zastępcy naczelnego, którzy wywiad przeprowadzali. Prezydent ustala standardy, a "GW" zna swoje miejsce. Nie tylko zresztą ona. Autorytety nie oburzyły się. Przecież prezydent broni nas przed degeneracją życia politycznego.
W tym samym "Znaku" Józefa Hennelowa oburza się na historyka prof. Ryszarda Terleckiego, który opublikował tekst po odkryciu, że jego ojciec, znany pisarz Olgierd Terlecki, współpracował z bezpieką. Nie usprawiedliwiając, syn próbuje zrozumieć ów wybór i zanalizować cały jego złożony kontekst. Dla moralistki z "Tygodnika Powszechnego" to "jakby splunięcie na grób ojca". Trudno sobie wyobrazić coś bardziej paskudnego niż próba odsłonięcia i zrozumienia prawdy. Wzniosłe jest demaskowanie motywów dostępnych wyłącznie dla moralnych autorytetów.
"Lustracyjne oczyszczenie przypomina mi dążenie do ustanowienia Kościoła Czystych, wolnych od ciężaru grzeszników. Zwolennicy takiego Kościoła szybko zaczęli wznosić stosy, a potem sami też byli paleni" - deklaruje w tym samym miejscu inna katolicka intelektualistka krakowska - Halina Bortnowska. Próba ujawnienia zła staje się więc tożsama z absolutyzmem moralnym, który prowadzi na stos. Nic dziwnego, skoro w innym fragmencie ta sama autorka oświadcza, że oczyszczenie kojarzy się jej z czystką. Wniosek z tego, że czystość także. Co do stosów, to Bortnowska ma rację o tyle, że "czyści" wprawdzie nie próbują nikogo palić, ale środowisko Bortnowskiej usiłuje to zrobić z nimi - na razie per procura.
Walka z nienawiścią, złymi emocjami i radykalizmem jest sprawą na tyle poważną, że - jak kiedyś walka o pokój - wymaga zastosowania wszelkich metod. Należy przypominać o "ulegających szaleństwu" inkwizytorach, "pławiących się w ekskrementach" i usiłujących zbrukać wszystko i wszystkich. Należy tropić ich niecne intencje, odsłaniać ohydę charakterów i podłość wszelkich uczynków. Należy tryb warunkowy zmieniać na oznajmujący albo jeszcze lepiej wykrzyknikowy. Dzięki temu rozważanie Jarosława Kaczyńskiego na temat możliwości wykorzystania przez Rosjan materiałów bezpieki przeciw prezydentowi Kwaśniewskiemu zmienia się w oświadczenie. Potem już obrońcy standardów politycznych - jak Janina Paradowska czy były premier Mieczysław Rakowski - mogą gromić degradację polskiej polityki do poziomu insynuacji. Ten ostatni w roli dziennikarza, w której występuje w TVN 24, stwierdził, że takiej skali podłości politycznej nie spotkał w życiu. Wyraźnie marzy o stanie wojennym, którego poziomu moralnego sam doglądał.
Bywa jednak lustracja w dobrej sprawie. Prezydent w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" twierdzi, że część dziennikarzy śledczych wypełnia tylko zlecenia służb specjalnych. On sam padł ofiarą "ubeckiej mutacji", jaką jest tygodnik "Wprost", który zajmuje się walką z postpeerelowskimi politykami, takimi jak Józef Oleksy, a obecnie z samym prezydentem. Dlaczego ubecy prześladują postkomunistów - prezydent nie wyjaśnił. Pytania na ten temat nie zadali mu zwykle niezwykle dociekliwi w tropieniu "teorii spiskowych" i "lustracyjnych manii" dwaj zastępcy naczelnego, którzy wywiad przeprowadzali. Prezydent ustala standardy, a "GW" zna swoje miejsce. Nie tylko zresztą ona. Autorytety nie oburzyły się. Przecież prezydent broni nas przed degeneracją życia politycznego.
Więcej możesz przeczytać w 12/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.