Współpracownik gen. Jaruzelskiego, były szef MSW, uczestniczył w największej zbrodni w powojennej Polsce Sześciuset Polaków zniknęło w lipcu 1945 r. bez śladu. Byli ofiarami najbardziej tajemniczej zbrodni w powojennej Polsce, dokonanej przez funkcjonariuszy sowieckiego NKWD przy pomocy Urzędu Bezpieczeństwa i milicji. Nigdy nie udało się wykryć, gdzie dokonano mordu ani gdzie pochowano ofiary. Prokuratorzy Instytutu Pamięci Narodowej ustalili, że z tą zbrodnią ma związek gen. Mirosław Milewski, w PRL minister spraw wewnętrznych, członek politbiura i sekretarz KC PZPR, bliski współpracownik gen. Jaruzelskiego - do połowy lat 80. W 1985 r. usunięto go z PZPR, bo na jaw wyszła afera "Żelazo": pod nadzorem Milewskiego wywiad PRL zarabiał na napadach, przemycie i kradzieżach w krajach Europy Zachodniej, a z pieniędzy tych korzystali potem m.in. członkowie władz PZPR. Od 1944 r. Milewski był zaufanym współpracownikiem NKWD i KGB. Jako siedemnastoletni pracownik Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Augustowie brał udział w tzw. obławie augustowskiej, której efektem było zniknięcie 600 Polaków.
Zdjęcie z enkawudzistą
W zbrodni dokonanej na Polakach uczestniczyły regularne oddziały Armii Czerwonej należące do 1. Frontu Białoruskiego, jednostki 62. dywizji strzeleckiej wojsk wewnętrznych NKWD oraz wydzielona 110-osobowa formacja 1. Pułku Praskiego LWP. Polacy raczej tylko pomagali Sowietom, tyle że Urząd Bezpieczeństwa w Augustowie (ten, w którym pracował Mirosław Milewski) wykazywał się wielką gorliwością w tej pomocy. O tym, że Milewski uczestniczył w obławie augustowskiej, świadczą m.in. zdjęcia z 1945 r. Odnalazł je Marcin Markiewicz z białostockiego oddziału IPN. Na fotografii, którą publikujemy, siedemnastoletni Milewski pozuje razem z najbardziej zaangażowanymi w obławę: sowieckim doradcą Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego majorem Wasilenką, szefem PUBP w Augustowie Aleksandrem Kuczyńskim oraz jego zastępcą Ryszardem Cabanem. Udział Milewskiego w obławie potwierdzają świadkowie tamtych zdarzeń. Według nich, Milewski doprowadził sowieckich żołnierzy do członków podziemia i ich rodzin, wskazywał miejsca zamieszkania poszukiwanych Polaków. Przyczynił się do aresztowania m.in. swojej koleżanki, 19-letniej Zofii Pawełko należącej do Armii Krajowej. - Byłem świadkiem aresztowania siostry przez enkawudzistów. Do naszego domu przyprowadził ich Milewski. Mama prosiła go, aby nie zabierał Zosi, on odparł, że to tylko przesłuchanie. Nigdy nie wróciła - wspomina Wacław Pawełko, brat Zofii.
Podczas wojny Milewski mieszkał w położonym niedaleko Augustowa Jaziewie i doskonale wiedział, kto w okolicy był członkiem AK lub Batalionów Chłopskich. Milewski uczestniczył w przesłuchaniach ofiar obławy, m.in. Leona Karpa.
Gen. Mirosław Milewski w rozmowie z "Wprost" zaprzecza, by brał udział w augustowskiej obławie. - Zofię Pawełko znałem, bo była koleżanką mojej siostry ciotecznej. Ale nie przyczyniłem się do jej aresztowania. Wręcz przeciwnie.
W tej sprawie zeznawał jakiś dzieciak, chyba jej brat. To nieporozumienie - mówi "Wprost" Milewski. Opowiada, że fotografię z enkawudzistami zrobiono w dzień zwycięstwa: - Do biura w powiatowym urzędzie przyjechali Rosjanie. Powiedzieli, że koniecznie trzeba to upamiętnić. Na tym zdjęciu było kilka osób, na pewno szef augustowskiego Urzędu Bezpieczeństwa i jego zastępca, a obok jakaś Rosjanka.
600 zaginionych
Między 10 a 25 lipca 1945 r. na terenie powiatów suwalskiego i augustowskiego aresztowano prawie 2 tys. osób, głównie członków niepodległościowego podziemia, ale też przypadkowych cywilów. Umieszczono ich w trzech obozach filtracyjnych, a w końcu wyselekcjonowano około 600 osób, które ciężarówkami wywieziono w nieznanym kierunku. Po wszystkich ślad zaginął. Prof. Natalia Lebiediewa z Instytutu Historii Rosyjskiej Akademii Nauk, autorka książki o Katyniu, uważa, że ofiary augustowskiej obławy nie zginęły od razu. Przekonuje, że wówczas Armia Czerwona w zasadzie nie dokonywała już masowych rozstrzeliwań, bo wyniszczonemu wojną ZSRR potrzebne były ręce do niewolniczej pracy. Jej zdaniem, Polacy mogli trafić do jakiegoś tajnego obozu, gdzie być może przeprowadzano na nich eksperymenty z bronią chemiczną lub biologiczną. Prokuratorzy IPN uważają natomiast, że ofiary od razu stracono. - Nawet gdyby Polacy byli poddawani jakimś eksperymentom, ktoś by pewnie przeżył. Tymczasem w wypadku augustowskiej obławy nigdy nie natrafiono na ślad żadnej z ofiar - mówi dr Jerzy Milewski z białostockiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej. Jego zdaniem, najprawdopodobniej 600 Polaków zabito i pochowano w okolicach Grodna.
Niewinny czarodziej
Mirosław Milewski zapewnia, że nic nie łączyło go z NKWD. Tymczasem w moskiewskich archiwach odnaleziono niedawno dokument sprzed 57 lat, który obciąża Milewskiego. Sprawa dotyczy żołnierza AK Czesława Burzyńskiego, który w 1947 r. został zatrzymany przez funkcjonariuszy UB w Giżycku. Po dziewięciu dniach przekazano go w ręce NKWD, a sowiecki sąd skazał go na 20 lat łagrów. Gdy w 1957 r. Burzyński wrócił do kraju, twierdził, że aresztował go właśnie Milewski. Trzy lata temu sąd w Giżycku oczyścił Milewskiego z zarzutów w sprawie aresztowania i torturowania Burzyńskiego. - W wyniku tortur pokrzywdzony stracił wzrok i nie mógł rozpoznać swego oprawcy przed sądem - tłumaczy prof. Witold Kulesza, wiceprezes IPN. Prokuratorzy IPN odnaleźli w rosyjskich archiwach wyrok sowieckiego sądu z 1947 r., w którym na poczet kary 20 lat katorgi zalicza się... 9 dni spędzonych w UB w Giżycku. Ten dokument podważa wersję Milewskiego, który utrzymywał, że z tą sprawą nie ma nic wspólnego.
Kilka tygodni temu prof. Andrzej Paczkowski, historyk i członek kolegium IPN, ujawnił notatkę, z której wynika, że za morderstwem ks. Jerzego Popiełuszki mógł stać gen. Mirosław Milewski. Autor ujawnionej przez Paczkowskiego notatki, nieżyjący już Wiesław Górnicki, w latach 80. jeden z najbliższych współpracowników gen. Jaruzelskiego, sporządził ją kilka dni po zabiciu księdza. Relacjonuje w niej naradę w Urzędzie Rady Ministrów, w której wzięli udział m.in. gen. Wojciech Jaruzelski, gen. Michał Janiszewski i płk Bogusław Kołodziejczak. Rozmówcy nie mieli wątpliwości, że za działaniami zabójców stał Milewski. O Milewskiego pytaliśmy jego towarzyszy z kierownictwa PZPR. Ostatni I sekretarz Mieczysław Rakowski i były członek politbiura Hieronim Kubiak nie chcieli o nim mówić. Z kolei generałowie Jaruzelski i Kiszczak unikali kontaktu z dziennikarzami "Wprost". Na temat Milewskiego chciał mówić tylko prof. Jerzy Wiatr, jeden z głównych ideologów PZPR w latach 80. - Po 1980 r. generał Milewski był powszechnie uważany za przedstawiciela betonowego skrzydła PZPR. Czy z tego wynika, że był powiązany z Moskwą, nie umiem powiedzieć. Tak się mówiło. Ale nigdy nie miałem dostępu do tego rodzaju dokumentów - mówi Wiatr.
Związki Milewskiego z Moskwą potwierdzają dokumenty znajdujące się w tzw. archiwum Wasilija Mitrochina, byłego oficera KGB. Wynika z nich, że na początku lat 80. Milewski regularnie raportował KGB o sytuacji w Polsce. W listopadzie 1980 r. przedstawił szefowi KGB Jurijowi Andropowowi (późniejszemu generalnemu sekretarzowi KPZR) listę 1200 "działaczy kontrrewolucyjnych", którzy mieli zostać aresztowani po wprowadzeniu stanu wojennego w Polsce.
Moskiewskie archiwa mogą pomóc w postawieniu przed sądem żyjących sprawców obławy augustowskiej, ale także dać odpowiedź na pytanie, jaką rolę w PRL odgrywali ludzie Moskwy tacy jak Mirosław Milewski. I czy jedynie tzw. beton partyjny współpracował z Moskwą. Wiele wskazuje na to, że w kierownictwie PZPR ścierały się tylko różne moskiewskie frakcje, odgrywające role liberałów bądź betonu.
W zbrodni dokonanej na Polakach uczestniczyły regularne oddziały Armii Czerwonej należące do 1. Frontu Białoruskiego, jednostki 62. dywizji strzeleckiej wojsk wewnętrznych NKWD oraz wydzielona 110-osobowa formacja 1. Pułku Praskiego LWP. Polacy raczej tylko pomagali Sowietom, tyle że Urząd Bezpieczeństwa w Augustowie (ten, w którym pracował Mirosław Milewski) wykazywał się wielką gorliwością w tej pomocy. O tym, że Milewski uczestniczył w obławie augustowskiej, świadczą m.in. zdjęcia z 1945 r. Odnalazł je Marcin Markiewicz z białostockiego oddziału IPN. Na fotografii, którą publikujemy, siedemnastoletni Milewski pozuje razem z najbardziej zaangażowanymi w obławę: sowieckim doradcą Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego majorem Wasilenką, szefem PUBP w Augustowie Aleksandrem Kuczyńskim oraz jego zastępcą Ryszardem Cabanem. Udział Milewskiego w obławie potwierdzają świadkowie tamtych zdarzeń. Według nich, Milewski doprowadził sowieckich żołnierzy do członków podziemia i ich rodzin, wskazywał miejsca zamieszkania poszukiwanych Polaków. Przyczynił się do aresztowania m.in. swojej koleżanki, 19-letniej Zofii Pawełko należącej do Armii Krajowej. - Byłem świadkiem aresztowania siostry przez enkawudzistów. Do naszego domu przyprowadził ich Milewski. Mama prosiła go, aby nie zabierał Zosi, on odparł, że to tylko przesłuchanie. Nigdy nie wróciła - wspomina Wacław Pawełko, brat Zofii.
Podczas wojny Milewski mieszkał w położonym niedaleko Augustowa Jaziewie i doskonale wiedział, kto w okolicy był członkiem AK lub Batalionów Chłopskich. Milewski uczestniczył w przesłuchaniach ofiar obławy, m.in. Leona Karpa.
Gen. Mirosław Milewski w rozmowie z "Wprost" zaprzecza, by brał udział w augustowskiej obławie. - Zofię Pawełko znałem, bo była koleżanką mojej siostry ciotecznej. Ale nie przyczyniłem się do jej aresztowania. Wręcz przeciwnie.
W tej sprawie zeznawał jakiś dzieciak, chyba jej brat. To nieporozumienie - mówi "Wprost" Milewski. Opowiada, że fotografię z enkawudzistami zrobiono w dzień zwycięstwa: - Do biura w powiatowym urzędzie przyjechali Rosjanie. Powiedzieli, że koniecznie trzeba to upamiętnić. Na tym zdjęciu było kilka osób, na pewno szef augustowskiego Urzędu Bezpieczeństwa i jego zastępca, a obok jakaś Rosjanka.
600 zaginionych
Między 10 a 25 lipca 1945 r. na terenie powiatów suwalskiego i augustowskiego aresztowano prawie 2 tys. osób, głównie członków niepodległościowego podziemia, ale też przypadkowych cywilów. Umieszczono ich w trzech obozach filtracyjnych, a w końcu wyselekcjonowano około 600 osób, które ciężarówkami wywieziono w nieznanym kierunku. Po wszystkich ślad zaginął. Prof. Natalia Lebiediewa z Instytutu Historii Rosyjskiej Akademii Nauk, autorka książki o Katyniu, uważa, że ofiary augustowskiej obławy nie zginęły od razu. Przekonuje, że wówczas Armia Czerwona w zasadzie nie dokonywała już masowych rozstrzeliwań, bo wyniszczonemu wojną ZSRR potrzebne były ręce do niewolniczej pracy. Jej zdaniem, Polacy mogli trafić do jakiegoś tajnego obozu, gdzie być może przeprowadzano na nich eksperymenty z bronią chemiczną lub biologiczną. Prokuratorzy IPN uważają natomiast, że ofiary od razu stracono. - Nawet gdyby Polacy byli poddawani jakimś eksperymentom, ktoś by pewnie przeżył. Tymczasem w wypadku augustowskiej obławy nigdy nie natrafiono na ślad żadnej z ofiar - mówi dr Jerzy Milewski z białostockiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej. Jego zdaniem, najprawdopodobniej 600 Polaków zabito i pochowano w okolicach Grodna.
Niewinny czarodziej
Mirosław Milewski zapewnia, że nic nie łączyło go z NKWD. Tymczasem w moskiewskich archiwach odnaleziono niedawno dokument sprzed 57 lat, który obciąża Milewskiego. Sprawa dotyczy żołnierza AK Czesława Burzyńskiego, który w 1947 r. został zatrzymany przez funkcjonariuszy UB w Giżycku. Po dziewięciu dniach przekazano go w ręce NKWD, a sowiecki sąd skazał go na 20 lat łagrów. Gdy w 1957 r. Burzyński wrócił do kraju, twierdził, że aresztował go właśnie Milewski. Trzy lata temu sąd w Giżycku oczyścił Milewskiego z zarzutów w sprawie aresztowania i torturowania Burzyńskiego. - W wyniku tortur pokrzywdzony stracił wzrok i nie mógł rozpoznać swego oprawcy przed sądem - tłumaczy prof. Witold Kulesza, wiceprezes IPN. Prokuratorzy IPN odnaleźli w rosyjskich archiwach wyrok sowieckiego sądu z 1947 r., w którym na poczet kary 20 lat katorgi zalicza się... 9 dni spędzonych w UB w Giżycku. Ten dokument podważa wersję Milewskiego, który utrzymywał, że z tą sprawą nie ma nic wspólnego.
Kilka tygodni temu prof. Andrzej Paczkowski, historyk i członek kolegium IPN, ujawnił notatkę, z której wynika, że za morderstwem ks. Jerzego Popiełuszki mógł stać gen. Mirosław Milewski. Autor ujawnionej przez Paczkowskiego notatki, nieżyjący już Wiesław Górnicki, w latach 80. jeden z najbliższych współpracowników gen. Jaruzelskiego, sporządził ją kilka dni po zabiciu księdza. Relacjonuje w niej naradę w Urzędzie Rady Ministrów, w której wzięli udział m.in. gen. Wojciech Jaruzelski, gen. Michał Janiszewski i płk Bogusław Kołodziejczak. Rozmówcy nie mieli wątpliwości, że za działaniami zabójców stał Milewski. O Milewskiego pytaliśmy jego towarzyszy z kierownictwa PZPR. Ostatni I sekretarz Mieczysław Rakowski i były członek politbiura Hieronim Kubiak nie chcieli o nim mówić. Z kolei generałowie Jaruzelski i Kiszczak unikali kontaktu z dziennikarzami "Wprost". Na temat Milewskiego chciał mówić tylko prof. Jerzy Wiatr, jeden z głównych ideologów PZPR w latach 80. - Po 1980 r. generał Milewski był powszechnie uważany za przedstawiciela betonowego skrzydła PZPR. Czy z tego wynika, że był powiązany z Moskwą, nie umiem powiedzieć. Tak się mówiło. Ale nigdy nie miałem dostępu do tego rodzaju dokumentów - mówi Wiatr.
Związki Milewskiego z Moskwą potwierdzają dokumenty znajdujące się w tzw. archiwum Wasilija Mitrochina, byłego oficera KGB. Wynika z nich, że na początku lat 80. Milewski regularnie raportował KGB o sytuacji w Polsce. W listopadzie 1980 r. przedstawił szefowi KGB Jurijowi Andropowowi (późniejszemu generalnemu sekretarzowi KPZR) listę 1200 "działaczy kontrrewolucyjnych", którzy mieli zostać aresztowani po wprowadzeniu stanu wojennego w Polsce.
Moskiewskie archiwa mogą pomóc w postawieniu przed sądem żyjących sprawców obławy augustowskiej, ale także dać odpowiedź na pytanie, jaką rolę w PRL odgrywali ludzie Moskwy tacy jak Mirosław Milewski. I czy jedynie tzw. beton partyjny współpracował z Moskwą. Wiele wskazuje na to, że w kierownictwie PZPR ścierały się tylko różne moskiewskie frakcje, odgrywające role liberałów bądź betonu.
Więcej możesz przeczytać w 28/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.