Po luksusowe dobra minister finansów wysyła Polaków za granicę Janusz Filipiak (42. na liście najbogatszych "Wprost"), właściciel ComArchu, niemal żadnego przedmiotu z tzw. najwyższej półki (łącznie z garniturami) nie kupił w Polsce. Podobnie Marek Profus (17. na liście) - jego ulubioną ulicą jest Bahnhoffstrasse w Zurychu, gdzie obok siebie znajdują się sklepy najbardziej eksluzywnych firm. Na większości luksusowych zakupów robionych za granicą można zaoszczędzić od kilku do kilkudziesięciu tysięcy złotych. Warszawa długo jeszcze nie będzie miała własnych Champs-Elysees, Bond Street czy Fifth Avenue. Bogaci Polacy na luksusowe zakupy wolą się wybrać do Paryża, Londynu czy Nowego Jorku. Nieduży rynek dóbr luksusowych, szacowany na niewiele ponad 60 mln zł, w Polsce dobijają podatki. A bliskość bogatszych europejskich stolic sprawia, że majętni Polacy wolą pojechać na zakupy za granicę.
Gdzie kupuje elita
Wojciech Kruk, właściciel firmy jubilerskiej W. Kruk, choć sam sprzedaje towary z wyższej półki, nie dziwi się, że Polacy "porządne" zakupy wolą robić za granicą. - Bo tam zawsze było i jest taniej. Polska przedwojenna elita i arystokracja też na zakupy jeździła za granicę: do Paryża i Genewy - mówi "Wprost" Kruk. Wspomniany Janusz Filipiak luksusowe dobra także woli kupować za granicą. Dla niego liczy się duży wybór. - Ceny są niekiedy nawet podobne, ale w salonie Mercedesa w Nyon w Szwajcarii na placu u dealera stoi 120-140 wersji różnych modeli samochodów, a w naszych - dwa - narzeka. - Tak samo jest z zegarkami. W moich salonach mam kilka luksusowych zegarków, podczas gdy w sklepach w Paryżu i w Londynie leży ich sto - dodaje Kruk. Setki zegarków nie ma, bo nie ma na nie kupców. Kupców nie ma, bo gdzie indziej jest taniej...
Niewiele firm ze światowej czołówki ma swoje przedstawicielstwa w Polsce. W Warszawie nie ma marki Graff produkującej biżuterię, nie można kupić sukienek Bottega Veneta czy superluksusowych telefonów Vertu. Ale i nie ma na te produkty klientów. Warszawski butik Ermenegildo Zegna sprzedaje rocznie 250 garniturów po 4-15 tys. zł.
- Nigdy nie będziemy mieli takich cen jak w Mediolanie, gdyby jednak VAT był niższy, moglibyśmy obniżyć niektóre ceny - uważa Mariusz Kaczmarczyk z firmy Paradise Group, która prowadzi w Polsce salony Zegna, Boss i Kenzo. Podobnie jest w wypadku innych luksusowych przedmiotów, jak choćby zegarków Patek. Producent wyznacza stałą cenę, do której w poszczególnych krajach naliczane są marże i podatki. Kupując zegarek w Luksemburgu, gdzie stawka VAT jest niższa niż w Polsce o 7 punktów procentowych, możemy tę kwotę zaoszczędzić. Jest o co walczyć, gdyż przeciętne ceny tych zegarków to kilkadziesiąt tysięcy złotych.
Branża w kole
Polska ma jedną z najwyższych stawek VAT na świecie. W UE wyższe, bo 25-proc. stawki mają tylko Szwecja, Dania i Węgry. Prawdziwym rajem, jeśli wziąć pod uwagę wysokość VAT, są Luksemburg i Cypr (15 proc.), Niemcy (16 proc.), Wielka Brytania (17,5 proc.) czy Grecja i Estonia (18 proc). Na mapie europejskiego luksusu liczą się jednak tylko Niemcy, Wielka Brytania, Włochy, Francja i Hiszpania. Tam swoje butiki mają najbardziej luksusowe marki świata. Tam też jest największy wybór i najniższe ceny.
Polscy przedstawiciele branży luksusowej wpadli w błędne koło. Z najnowszych i najdroższych kolekcji są sprowadzane tylko pojedyncze sztuki. Aby je przywieźć do Polski, dostawcy muszą zamrozić ogromne pieniądze. Także z tego powodu te dobra są u nas droższe. Branża rozwija się bardzo powoli i tylko dzięki temu, że wśród Polaków rośnie świadomość niektórych marek i czasem kupują sobie coś "ekstra". Ci, którzy potrafią za jednym razem nabyć towary za dziesiątki, a nawet setki tysięcy złotych, wolą zrobić to za granicą. Skoro najbardziej wartościowi klienci nie kupują w Polsce, trudno się dziwić, że nad Wisłą nie powstają nowe salony sprzedaży. Zresztą niewielu jest chętnych do franchisingu, mogących zaryzykować na tak trudnym rynku relatywnie duże pieniądze. Otworzenie butiku światowego kreatora mody to koszt przekraczający milion dolarów.
Anonimowi w luksusie
Na restrykcyjnej polityce fiskalnej Polska traci więcej, niż zarabia na zbieraniu podatków. Są to dziesiątki milionów złotych. Niektóre zegarki kosztują ponad 100 tys. zł, a biżuteria - kilka razy tyle. Kupując na przykład w Wielkiej Brytani luksusowe, kosztujące w Polsce około 7,5 tys. zł pióro Montegrappa, zarabia się nawet ponad 5 tys. zł. - To dlatego podatek od zakupów dokonanych przez Polaków zostaje za granicą - zwraca uwagę Ireneusz Jabłoński z Centrum im. Adama Smitha. - Niższy VAT ożywiłby konsumpcję towarów luksusowych i byłby bodźcem zachęcającym do ich sprzedaży - dodaje Krzysztof Sachs, doradca podatkowy w firmie Ernest & Young.
Polscy przedstawiciele średniej i wyższej klasy mają jeszcze jeden powód, by na zakupy wyruszać za granicę. - W Polsce o każdym większym wydatku rzędu 100 tys. zł od razu się plotkuje. Zagranica zapewnia anonimowość - mówi Wojciech Kruk.
- Miejsc tak naprawdę luksusowych jest kilka na świecie - na tym właśnie polega ich elitarność. Niemiec, jeśli chce kupić naprawdę szykowny garnitur, też musi jechać do Londynu - dodaje Janusz Filipiak. Co nie łagodzi refleksji, że dbający o zawartość swojego portfela bogatszy Polak ma znacznie więcej powodów do zakupów za granicą niż inni Europejczycy.
Wojciech Kruk, właściciel firmy jubilerskiej W. Kruk, choć sam sprzedaje towary z wyższej półki, nie dziwi się, że Polacy "porządne" zakupy wolą robić za granicą. - Bo tam zawsze było i jest taniej. Polska przedwojenna elita i arystokracja też na zakupy jeździła za granicę: do Paryża i Genewy - mówi "Wprost" Kruk. Wspomniany Janusz Filipiak luksusowe dobra także woli kupować za granicą. Dla niego liczy się duży wybór. - Ceny są niekiedy nawet podobne, ale w salonie Mercedesa w Nyon w Szwajcarii na placu u dealera stoi 120-140 wersji różnych modeli samochodów, a w naszych - dwa - narzeka. - Tak samo jest z zegarkami. W moich salonach mam kilka luksusowych zegarków, podczas gdy w sklepach w Paryżu i w Londynie leży ich sto - dodaje Kruk. Setki zegarków nie ma, bo nie ma na nie kupców. Kupców nie ma, bo gdzie indziej jest taniej...
Niewiele firm ze światowej czołówki ma swoje przedstawicielstwa w Polsce. W Warszawie nie ma marki Graff produkującej biżuterię, nie można kupić sukienek Bottega Veneta czy superluksusowych telefonów Vertu. Ale i nie ma na te produkty klientów. Warszawski butik Ermenegildo Zegna sprzedaje rocznie 250 garniturów po 4-15 tys. zł.
- Nigdy nie będziemy mieli takich cen jak w Mediolanie, gdyby jednak VAT był niższy, moglibyśmy obniżyć niektóre ceny - uważa Mariusz Kaczmarczyk z firmy Paradise Group, która prowadzi w Polsce salony Zegna, Boss i Kenzo. Podobnie jest w wypadku innych luksusowych przedmiotów, jak choćby zegarków Patek. Producent wyznacza stałą cenę, do której w poszczególnych krajach naliczane są marże i podatki. Kupując zegarek w Luksemburgu, gdzie stawka VAT jest niższa niż w Polsce o 7 punktów procentowych, możemy tę kwotę zaoszczędzić. Jest o co walczyć, gdyż przeciętne ceny tych zegarków to kilkadziesiąt tysięcy złotych.
Branża w kole
Polska ma jedną z najwyższych stawek VAT na świecie. W UE wyższe, bo 25-proc. stawki mają tylko Szwecja, Dania i Węgry. Prawdziwym rajem, jeśli wziąć pod uwagę wysokość VAT, są Luksemburg i Cypr (15 proc.), Niemcy (16 proc.), Wielka Brytania (17,5 proc.) czy Grecja i Estonia (18 proc). Na mapie europejskiego luksusu liczą się jednak tylko Niemcy, Wielka Brytania, Włochy, Francja i Hiszpania. Tam swoje butiki mają najbardziej luksusowe marki świata. Tam też jest największy wybór i najniższe ceny.
Polscy przedstawiciele branży luksusowej wpadli w błędne koło. Z najnowszych i najdroższych kolekcji są sprowadzane tylko pojedyncze sztuki. Aby je przywieźć do Polski, dostawcy muszą zamrozić ogromne pieniądze. Także z tego powodu te dobra są u nas droższe. Branża rozwija się bardzo powoli i tylko dzięki temu, że wśród Polaków rośnie świadomość niektórych marek i czasem kupują sobie coś "ekstra". Ci, którzy potrafią za jednym razem nabyć towary za dziesiątki, a nawet setki tysięcy złotych, wolą zrobić to za granicą. Skoro najbardziej wartościowi klienci nie kupują w Polsce, trudno się dziwić, że nad Wisłą nie powstają nowe salony sprzedaży. Zresztą niewielu jest chętnych do franchisingu, mogących zaryzykować na tak trudnym rynku relatywnie duże pieniądze. Otworzenie butiku światowego kreatora mody to koszt przekraczający milion dolarów.
Anonimowi w luksusie
Na restrykcyjnej polityce fiskalnej Polska traci więcej, niż zarabia na zbieraniu podatków. Są to dziesiątki milionów złotych. Niektóre zegarki kosztują ponad 100 tys. zł, a biżuteria - kilka razy tyle. Kupując na przykład w Wielkiej Brytani luksusowe, kosztujące w Polsce około 7,5 tys. zł pióro Montegrappa, zarabia się nawet ponad 5 tys. zł. - To dlatego podatek od zakupów dokonanych przez Polaków zostaje za granicą - zwraca uwagę Ireneusz Jabłoński z Centrum im. Adama Smitha. - Niższy VAT ożywiłby konsumpcję towarów luksusowych i byłby bodźcem zachęcającym do ich sprzedaży - dodaje Krzysztof Sachs, doradca podatkowy w firmie Ernest & Young.
Polscy przedstawiciele średniej i wyższej klasy mają jeszcze jeden powód, by na zakupy wyruszać za granicę. - W Polsce o każdym większym wydatku rzędu 100 tys. zł od razu się plotkuje. Zagranica zapewnia anonimowość - mówi Wojciech Kruk.
- Miejsc tak naprawdę luksusowych jest kilka na świecie - na tym właśnie polega ich elitarność. Niemiec, jeśli chce kupić naprawdę szykowny garnitur, też musi jechać do Londynu - dodaje Janusz Filipiak. Co nie łagodzi refleksji, że dbający o zawartość swojego portfela bogatszy Polak ma znacznie więcej powodów do zakupów za granicą niż inni Europejczycy.
Więcej możesz przeczytać w 28/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.