Proces Saddama Husajna będzie największym przedstawieniem prawniczym świata Salem należy do starego klanu arabskiego, walecznego i wiernego tradycji. Kiedy jego lud zaatakuje Ezechiel, dawny wróg, wcielenie diabła na usługach chrześcijan i żydów, Salem zjednoczy skłócone klany, najedzie ziemie nieprzyjaciela i niczym podczas ataków 11 września zburzy wieżę - chlubę wroga. To fabuła opowiadania Saddama Husajna zatytułowanego "Wynoś się stąd, przeklinam cię". Raghad, córka Saddama, twierdzi, że ojciec skończył je pisać 18 marca 2003 r., czyli dzień przed inwazją na Irak. Rękopis już po wojnie odnaleziono w ministerstwie kultury w Bagdadzie, a dostarczył go wydawcom w Ammanie Alla Bashir, lekarz Saddama, który zaraz po wojnie uciekł do Kuwejtu.
Publikację opowiadania zapowiedzieli jordańscy wydawcy. Tymczasem Saddam pod okiem Amerykanów czeka na proces, którego data rozpoczęcia nie jest pewna. Oczywista jest natomiast taktyka Saddama - z pewnością, jak jego bohater Salem, będzie chciał zjednoczyć poddanych, skłócić wrogów i zwyciężyć.
Ósmego lipca 1982 r. w Dudzail, 40 km na północ od Bagdadu, doszło do próby zamachu na Husajna. Dyktator wyszedł z ostrzału cało w przeciwieństwie do 50 mieszkańców miasta. W 2003 r. Amerykanie znaleźli rozkaz podpisany przez Saddama, który nakazywał egzekucję pojmanych. Pierwszego lipca 2004 r. Saddam, ubrany w czarny garnitur, wysłuchał przed sądem oskarżenia w tej sprawie. "Jestem prezydentem Iraku" - oświadczył. "Byłym prezydentem" - poprawił go sędzia. "Nie, obecnym! Wybranym przez lud! I kiedy przyprowadzicie mnie tu następnym razem, pamiętajcie, by byli ze mną prawnicy. W przeciwnym razie niczego nie podpiszę" - zagroził. Na koniec rzucił do odprowadzającego go strażnika: "Ostrożnie! Jestem już stary!".
Marines w Tygrysie
Dwadzieścia cztery lata rządów, 280 tys. zabitych Irakijczyków, co najmniej dwa razy tyle uznanych za zaginionych, 8 mln stron dokumentacji i 500 prawdopodobnych zarzutów. Z tego wybrano tylko 14 najlepiej udokumentowanych i najłatwiejszych do udowodnienia zbrodni. Nie wiadomo jednak, kiedy zacznie się proces "rzeźnika z Bagdadu" i jego najbliższych 11 współpracowników. Na początku czerwca irackie władze zapowiadały, że pierwsza rozprawa odbędzie się w ciągu dwóch miesięcy. Teraz nie jest nawet pewne, czy uda się ją rozpocząć przed końcem roku.
Dyktatora będzie oskarżać i sądzić 40 prokuratorów i sędziów. W zbieraniu dowodów pomaga im zespół 75 prawników, archeologów, antropologów i ekspertów sądowych. Ich nazwiska są trzymane w tajemnicy. Ich ochrona pochłania prawie połowę budżetu trybunału. Mimo to kilku sędziów, którzy mieli się zajmować sprawą, zginęło w zamachach.
Bronić Saddama będzie międzynarodowy zespół 1500 prawników. Większość tylko udziela konsultacji. W grupie znaleźli się m.in. dr Curtis Doebbler, waszyngtoński prawnik i były doradca Autonomii Palestyńskiej, Giovanni di Stefano, prawnik doradzający Slobodanowi Miloševiciowi, Brytyjczyk Tim Hughes i Francuz Emmanuel Ludot. Współpracuje z nimi Aisza Kaddafi, córka libijskiego dyktatora. W prace włączyły się też żona Saddama Sajida Khairallah Telfah oraz córki Hala, Raghad i Rana. Hala dysponuje funduszami, Raghad występuje publicznie w obronie ojca.
W zespole doszło już do pierwszych utarczek. Raghad oskarżyła Mohammeda Rashdana, szefa adwokatów, o przywłaszczenie 270 tys. dolarów. Jego następcą został Ziad al-Khasawneh, dotychczasowy rzecznik grupy. - Ten proces będzie największym oszustwem Amerykanów - stwierdził dla "Wprost" Ziad. Jego poglądy mogą być wskazówką, w którym kierunku potoczy się proces. W rozmowie z "The Atlantic Monthly" Ziad oświadczył, że Saddama złapano rok wcześniej, niż to pokazano światu, CIA podaje mu narkotyki, a codziennie w Iraku ginie kilka razy więcej żołnierzy, niż się podaje oficjalnie. "Ich ciała są nocą zrzucane do Tygrysu i Eufratu. Podczas pełni można zobaczyć spadające czarne worki" - mówił Ziad.
Saddam w gaciach
Rządy w Bagdadzie i Waszyngtonie zgodnie twierdzą, że zależy im na jak najszybszym rozpoczęciu procesu. Na tym jednak zgoda się kończy. W ubiegłym tygodniu Abdel Hussein Shandal, iracki minister sprawiedliwości, powtórzył, że rozpoczęcie procesu spowalniają Amerykanie, bo "mają za dużo do ukrycia". Odpowiedział mu Adam Ereli, rzecznik amerykańskiego Departamentu Stanu, twierdząc, że osądzenie irackich zbrodniarzy to suwerenna decyzja Irakijczyków.
Abdel, podobnie jak premier Ibrahim Dżafari, twierdzi, że proces powinien się zacząć nie później niż jesienią. Z kolei biuro prasowe irackiego trybunału, który będzie sądził zbrodniarzy, podało w ubiegłym tygodniu, że jest niezależne nie tylko od amerykańskich nacisków, ale też od irackiego rządu, a daty rozpoczęcia procesu nie można podać, bo rozpoczęto przesłuchania zaledwie czterech z jedenastu oskarżonych.
Iraccy prawnicy muszą mieć świadomość jeszcze co najmniej jednej przeszkody uniemożliwiającej wyznaczanie daty rozpoczęcia procesu. Do połowy sierpnia powinien być gotowy projekt nowej irackiej konstytucji. Jeśli zostanie zatwierdzona w referendum, odbędą się wybory parlamentarne i dopiero nowy, (wybrany według tej konstytucji) rząd ma prawo powołać trybunał do osądzenia zbrodni byłego reżimu. Jeśli proces rozpocznie się wcześniej z pominięciem tej procedury, adwokaci Saddama nie będą mieli problemów z podważeniem wiarygodności trybunału. A to i tak zaledwie wierzchołek góry argumentów, za pomocą których bez wątpienia będą się starali zdyskredytować proces.
- Ten proces będzie farsą. Nasi prawnicy nie mają dostępu do prezydenta. O jego winie będzie orzekać sąd kapturowy - sędziowie, których nikt nigdy nie widział. To nie jest sprawiedliwość - mówi dla "Wprost" Curtis Doebbler. Obrona zapewne będzie chciała wykorzystać każdy fakt potwierdzający złamanie praw oskarżonego. To dlatego Amerykanie tak ostro zareagowali, kiedy brytyjski tabloid "The Sun" opublikował zdjęcia byłego dyktatora w slipach.
Prawnicy Saddama będą wykazywać również to, że interwencja USA w Iraku nie była zatwierdzona przez Radę Bezpieczeństwa ONZ, co czyni ją bezprawną. Doebbler powołuje się przy tym na casus amerykańskich dezerterów, którzy na tej podstawie starali się o azyl w Kanadzie. Argumentowali, że skoro interwencja nie była legalna, więc ich służba w wojsku również. Jeżeli uda się poprowadzić sprawę w tym kierunku, iracki trybunał będzie musiał orzec, czy Saddam wciąż nie jest prezydentem.
Adwokaci będą próbowali dowieść też tego, że trybunał nie ma technicznych możliwości, by przeprowadzić proces i należy go przenieść do któregoś z państw europejskich, najlepiej neutralnego. Na to są jednak niewielkie szanse - proces przeprowadzony w oddali, w dodatku w obcym języku, nie będzie miał spodziewanego efektu medialnego. Kontrowersje budzi też statut trybunału. Zwykle o winie orzeka się na podstawie dowodów "będących poza wszelkimi wątpliwościami". Trybunał ma orzekać na podstawie dowodów "satysfakcjonujących". Human Rights Watch, międzynarodowa organizacja zajmująca się ochroną praw człowieka, zwróciła uwagę na ten zapis jako niezgodny z międzynarodową praktyką.
Wy także
Michael Scharf, amerykański ekspert prawa międzynarodowego i jeden z prawników szkolących irackich sędziów śledczych, uważa, że obrona będzie próbowała zastosować taktykę adwokatów Miloševicia w Hadze, a także obrońców zbrodniarzy nazistowskich. - Polega ona na odwróceniu oskarżeń poprzez zarzuty mówiące o tym, że w pewnym okresie koalicja akceptowała postępowania Saddama, a nawet mu pomagała - mówi Scharf. Obrona Saddama może mieć tu poważne argumenty.
W połowie lat 80. USA robiły wszystko, by powstrzymać rewolucję mułłów w Iranie. Dlatego po cichu Waszyngton wspierał Saddama, który prowadził wojnę z Iranem. W 1983 r. dyktatora odwiedził Donald Rumsfeld, obecny sekretarz obrony, wtedy wysłannik prezydenta Reagana. Sprawę ujawnił w 2002 r.
"Washington Post". Rumsfeld tłumaczył, że do Iraku pojechał, by ostrzec Saddama, aby nie ważył się użyć gazu bojowego. Tyle że notatki ze spotkań w Bagdadzie tego nie potwierdzają. Rok później wysłannik prezydenta znów odwiedził Irak - tym razem uspokajał dyktatora, by nie przejmował się krytyką, którą wywołało używanie śmiercionośnych gazów. Zapewniał, że stosunki iracko-amerykańskie się nie pogorszą. Dobre stosunki z Bagdadem trwały do ataku Iraku na Kuwejt. Podobne relacje z Saddamem utrzymywały Rosja i Francja. W 2002 r. inspektorzy ONZ opublikowali listę 24 przedsiębiorstw z USA i ponad 50 innych, w większości z Niemiec (oraz m.in. z Francji, Holandii, Wielkiej Brytanii, Hiszpanii, Szwecji, Japonii i Chin), które dostarczały reżimowi substancje i produkty objęte embargiem ONZ.
Amerykanie zdają sobie sprawę, że rozgrzebywanie tych faktów nie będzie służyło ich interesom. Dlatego pośród 14 zarzutów przeciwko dyktatorowi (dotyczących m.in. użycia w 1988 r. gazów bojowych przeciw mieszkańcom kurdyjskiej Halabdży, egzekucji 8 tys. członków plemienia Barzanich, egzekucji 50 Irakijczyków w szyickim Dudzail, inwazji na Kuwejt w 1990 r., krwawych represji po antyrządowym powstaniu szyitów na południu Iraku w 1991 r.) nie ma oskarżenia o wywołanie wojny iracko-irańskiej. Spowodowało to protesty Teheranu, który w obliczu amerykańskiego nacisku atomowego chętnie by wykorzystał te argumenty, by osłabić pozycję USA w regionie. Obrońcy jednak zapowiedzieli, że aby "przypomnieć kontekst historyczny, na rozprawę zamierzają wezwać George'a Busha i Donalda Rumsfelda". - Zapytamy, dlaczego nagle przestali lubić Saddama - obiecuje Doebbler.
Może będę nieobecny
Obrona Husajna będzie chciała również zablokować prace sądu. Tę taktykę zastosował Saddam wobec ONZ, która naciskała go na wyrażenie zgody na przeprowadzenie inspekcji. Adwokaci będą więc zasypywać sąd wnioskami formalnymi. Oskarżeniu będzie trudno uwiarygodnić dowody. Rządy Saddama opierały się na poleceniach wydawanych ustnie. Znalezione rozkazy i instrukcje mogą więc być łatwo podważone.
Jeśli oskarżeniu uda się udowodnić większość zarzutów (co jednak nastąpi), Saddamowi może grozić kara śmierci (Amerykanie zawiesili jej wykonywanie, ale w ubiegłym roku po utworzeniu irackiego rządu przywrócono ją). - Gdyby dyktatorowi groziła kara śmierci, Human Rights Watch, który od ponad 10 lat zbierał dowody przeciw dyktatorowi, może się wycofać z procesu. Organizacja jest przeciwna tej karze - mówi Michael Byers z University of British Columbia w Vancouver, autor książki "Prawo wojny". - Za nimi z pomocy w przeprowadzeniu rozprawy wycofa się ONZ - dodaje. Egzekucji Saddama domaga się jednak iracka ulica. Prezydent Dżalal Talabani, były kurdyjski partyzant, mówił niedawno, że nie podpisze wyroku śmierci na Saddama. "Nie pozwalają mi na to przekonania" - zapewniał. Za to dał do zrozumienia, że "może wtedy będzie nieobecny w Bagdadzie, a wyrok podpisze jeden z wiceprezydentów".
Proces dyktatora - o czym są przekonani niemal wszyscy obserwatorzy - będzie ogromnym telewizyjnym show. - To będzie największe przedstawienie prawnicze na świecie - mówi Byers. Rozprawę będzie retransmitować większość globalnych stacji telewizyjnych, w tym na pewno wszystkie arabskie. Już teraz wszelkie informacje na temat dyktatora budzą sensację. Niedawno magazyn "GQ" opublikował historię pięciu żołnierzy z Gwardii Narodowej, którzy przez kilka miesięcy pilnowali Saddama w więzieniu. Opowiadali, jak Saddam musi sobie prać ubrania i jak karmi ptaki na spacerniaku. Na śniadanie lubi płatki śniadaniowe, zajada się też chipsami Doritos. "Jest przekonany, że to, co się dzieje w Iraku, to sytuacja tymczasowa - opowiadał strażnik. - Kiedy już nas polubił, stwierdził, że gdy to wszystko się skończy, będziemy mogli zamieszkać w jednym z jego pałaców".
Ósmego lipca 1982 r. w Dudzail, 40 km na północ od Bagdadu, doszło do próby zamachu na Husajna. Dyktator wyszedł z ostrzału cało w przeciwieństwie do 50 mieszkańców miasta. W 2003 r. Amerykanie znaleźli rozkaz podpisany przez Saddama, który nakazywał egzekucję pojmanych. Pierwszego lipca 2004 r. Saddam, ubrany w czarny garnitur, wysłuchał przed sądem oskarżenia w tej sprawie. "Jestem prezydentem Iraku" - oświadczył. "Byłym prezydentem" - poprawił go sędzia. "Nie, obecnym! Wybranym przez lud! I kiedy przyprowadzicie mnie tu następnym razem, pamiętajcie, by byli ze mną prawnicy. W przeciwnym razie niczego nie podpiszę" - zagroził. Na koniec rzucił do odprowadzającego go strażnika: "Ostrożnie! Jestem już stary!".
Marines w Tygrysie
Dwadzieścia cztery lata rządów, 280 tys. zabitych Irakijczyków, co najmniej dwa razy tyle uznanych za zaginionych, 8 mln stron dokumentacji i 500 prawdopodobnych zarzutów. Z tego wybrano tylko 14 najlepiej udokumentowanych i najłatwiejszych do udowodnienia zbrodni. Nie wiadomo jednak, kiedy zacznie się proces "rzeźnika z Bagdadu" i jego najbliższych 11 współpracowników. Na początku czerwca irackie władze zapowiadały, że pierwsza rozprawa odbędzie się w ciągu dwóch miesięcy. Teraz nie jest nawet pewne, czy uda się ją rozpocząć przed końcem roku.
Dyktatora będzie oskarżać i sądzić 40 prokuratorów i sędziów. W zbieraniu dowodów pomaga im zespół 75 prawników, archeologów, antropologów i ekspertów sądowych. Ich nazwiska są trzymane w tajemnicy. Ich ochrona pochłania prawie połowę budżetu trybunału. Mimo to kilku sędziów, którzy mieli się zajmować sprawą, zginęło w zamachach.
Bronić Saddama będzie międzynarodowy zespół 1500 prawników. Większość tylko udziela konsultacji. W grupie znaleźli się m.in. dr Curtis Doebbler, waszyngtoński prawnik i były doradca Autonomii Palestyńskiej, Giovanni di Stefano, prawnik doradzający Slobodanowi Miloševiciowi, Brytyjczyk Tim Hughes i Francuz Emmanuel Ludot. Współpracuje z nimi Aisza Kaddafi, córka libijskiego dyktatora. W prace włączyły się też żona Saddama Sajida Khairallah Telfah oraz córki Hala, Raghad i Rana. Hala dysponuje funduszami, Raghad występuje publicznie w obronie ojca.
W zespole doszło już do pierwszych utarczek. Raghad oskarżyła Mohammeda Rashdana, szefa adwokatów, o przywłaszczenie 270 tys. dolarów. Jego następcą został Ziad al-Khasawneh, dotychczasowy rzecznik grupy. - Ten proces będzie największym oszustwem Amerykanów - stwierdził dla "Wprost" Ziad. Jego poglądy mogą być wskazówką, w którym kierunku potoczy się proces. W rozmowie z "The Atlantic Monthly" Ziad oświadczył, że Saddama złapano rok wcześniej, niż to pokazano światu, CIA podaje mu narkotyki, a codziennie w Iraku ginie kilka razy więcej żołnierzy, niż się podaje oficjalnie. "Ich ciała są nocą zrzucane do Tygrysu i Eufratu. Podczas pełni można zobaczyć spadające czarne worki" - mówił Ziad.
Saddam w gaciach
Rządy w Bagdadzie i Waszyngtonie zgodnie twierdzą, że zależy im na jak najszybszym rozpoczęciu procesu. Na tym jednak zgoda się kończy. W ubiegłym tygodniu Abdel Hussein Shandal, iracki minister sprawiedliwości, powtórzył, że rozpoczęcie procesu spowalniają Amerykanie, bo "mają za dużo do ukrycia". Odpowiedział mu Adam Ereli, rzecznik amerykańskiego Departamentu Stanu, twierdząc, że osądzenie irackich zbrodniarzy to suwerenna decyzja Irakijczyków.
Abdel, podobnie jak premier Ibrahim Dżafari, twierdzi, że proces powinien się zacząć nie później niż jesienią. Z kolei biuro prasowe irackiego trybunału, który będzie sądził zbrodniarzy, podało w ubiegłym tygodniu, że jest niezależne nie tylko od amerykańskich nacisków, ale też od irackiego rządu, a daty rozpoczęcia procesu nie można podać, bo rozpoczęto przesłuchania zaledwie czterech z jedenastu oskarżonych.
Iraccy prawnicy muszą mieć świadomość jeszcze co najmniej jednej przeszkody uniemożliwiającej wyznaczanie daty rozpoczęcia procesu. Do połowy sierpnia powinien być gotowy projekt nowej irackiej konstytucji. Jeśli zostanie zatwierdzona w referendum, odbędą się wybory parlamentarne i dopiero nowy, (wybrany według tej konstytucji) rząd ma prawo powołać trybunał do osądzenia zbrodni byłego reżimu. Jeśli proces rozpocznie się wcześniej z pominięciem tej procedury, adwokaci Saddama nie będą mieli problemów z podważeniem wiarygodności trybunału. A to i tak zaledwie wierzchołek góry argumentów, za pomocą których bez wątpienia będą się starali zdyskredytować proces.
- Ten proces będzie farsą. Nasi prawnicy nie mają dostępu do prezydenta. O jego winie będzie orzekać sąd kapturowy - sędziowie, których nikt nigdy nie widział. To nie jest sprawiedliwość - mówi dla "Wprost" Curtis Doebbler. Obrona zapewne będzie chciała wykorzystać każdy fakt potwierdzający złamanie praw oskarżonego. To dlatego Amerykanie tak ostro zareagowali, kiedy brytyjski tabloid "The Sun" opublikował zdjęcia byłego dyktatora w slipach.
Prawnicy Saddama będą wykazywać również to, że interwencja USA w Iraku nie była zatwierdzona przez Radę Bezpieczeństwa ONZ, co czyni ją bezprawną. Doebbler powołuje się przy tym na casus amerykańskich dezerterów, którzy na tej podstawie starali się o azyl w Kanadzie. Argumentowali, że skoro interwencja nie była legalna, więc ich służba w wojsku również. Jeżeli uda się poprowadzić sprawę w tym kierunku, iracki trybunał będzie musiał orzec, czy Saddam wciąż nie jest prezydentem.
Adwokaci będą próbowali dowieść też tego, że trybunał nie ma technicznych możliwości, by przeprowadzić proces i należy go przenieść do któregoś z państw europejskich, najlepiej neutralnego. Na to są jednak niewielkie szanse - proces przeprowadzony w oddali, w dodatku w obcym języku, nie będzie miał spodziewanego efektu medialnego. Kontrowersje budzi też statut trybunału. Zwykle o winie orzeka się na podstawie dowodów "będących poza wszelkimi wątpliwościami". Trybunał ma orzekać na podstawie dowodów "satysfakcjonujących". Human Rights Watch, międzynarodowa organizacja zajmująca się ochroną praw człowieka, zwróciła uwagę na ten zapis jako niezgodny z międzynarodową praktyką.
Wy także
Michael Scharf, amerykański ekspert prawa międzynarodowego i jeden z prawników szkolących irackich sędziów śledczych, uważa, że obrona będzie próbowała zastosować taktykę adwokatów Miloševicia w Hadze, a także obrońców zbrodniarzy nazistowskich. - Polega ona na odwróceniu oskarżeń poprzez zarzuty mówiące o tym, że w pewnym okresie koalicja akceptowała postępowania Saddama, a nawet mu pomagała - mówi Scharf. Obrona Saddama może mieć tu poważne argumenty.
W połowie lat 80. USA robiły wszystko, by powstrzymać rewolucję mułłów w Iranie. Dlatego po cichu Waszyngton wspierał Saddama, który prowadził wojnę z Iranem. W 1983 r. dyktatora odwiedził Donald Rumsfeld, obecny sekretarz obrony, wtedy wysłannik prezydenta Reagana. Sprawę ujawnił w 2002 r.
"Washington Post". Rumsfeld tłumaczył, że do Iraku pojechał, by ostrzec Saddama, aby nie ważył się użyć gazu bojowego. Tyle że notatki ze spotkań w Bagdadzie tego nie potwierdzają. Rok później wysłannik prezydenta znów odwiedził Irak - tym razem uspokajał dyktatora, by nie przejmował się krytyką, którą wywołało używanie śmiercionośnych gazów. Zapewniał, że stosunki iracko-amerykańskie się nie pogorszą. Dobre stosunki z Bagdadem trwały do ataku Iraku na Kuwejt. Podobne relacje z Saddamem utrzymywały Rosja i Francja. W 2002 r. inspektorzy ONZ opublikowali listę 24 przedsiębiorstw z USA i ponad 50 innych, w większości z Niemiec (oraz m.in. z Francji, Holandii, Wielkiej Brytanii, Hiszpanii, Szwecji, Japonii i Chin), które dostarczały reżimowi substancje i produkty objęte embargiem ONZ.
Amerykanie zdają sobie sprawę, że rozgrzebywanie tych faktów nie będzie służyło ich interesom. Dlatego pośród 14 zarzutów przeciwko dyktatorowi (dotyczących m.in. użycia w 1988 r. gazów bojowych przeciw mieszkańcom kurdyjskiej Halabdży, egzekucji 8 tys. członków plemienia Barzanich, egzekucji 50 Irakijczyków w szyickim Dudzail, inwazji na Kuwejt w 1990 r., krwawych represji po antyrządowym powstaniu szyitów na południu Iraku w 1991 r.) nie ma oskarżenia o wywołanie wojny iracko-irańskiej. Spowodowało to protesty Teheranu, który w obliczu amerykańskiego nacisku atomowego chętnie by wykorzystał te argumenty, by osłabić pozycję USA w regionie. Obrońcy jednak zapowiedzieli, że aby "przypomnieć kontekst historyczny, na rozprawę zamierzają wezwać George'a Busha i Donalda Rumsfelda". - Zapytamy, dlaczego nagle przestali lubić Saddama - obiecuje Doebbler.
Może będę nieobecny
Obrona Husajna będzie chciała również zablokować prace sądu. Tę taktykę zastosował Saddam wobec ONZ, która naciskała go na wyrażenie zgody na przeprowadzenie inspekcji. Adwokaci będą więc zasypywać sąd wnioskami formalnymi. Oskarżeniu będzie trudno uwiarygodnić dowody. Rządy Saddama opierały się na poleceniach wydawanych ustnie. Znalezione rozkazy i instrukcje mogą więc być łatwo podważone.
Jeśli oskarżeniu uda się udowodnić większość zarzutów (co jednak nastąpi), Saddamowi może grozić kara śmierci (Amerykanie zawiesili jej wykonywanie, ale w ubiegłym roku po utworzeniu irackiego rządu przywrócono ją). - Gdyby dyktatorowi groziła kara śmierci, Human Rights Watch, który od ponad 10 lat zbierał dowody przeciw dyktatorowi, może się wycofać z procesu. Organizacja jest przeciwna tej karze - mówi Michael Byers z University of British Columbia w Vancouver, autor książki "Prawo wojny". - Za nimi z pomocy w przeprowadzeniu rozprawy wycofa się ONZ - dodaje. Egzekucji Saddama domaga się jednak iracka ulica. Prezydent Dżalal Talabani, były kurdyjski partyzant, mówił niedawno, że nie podpisze wyroku śmierci na Saddama. "Nie pozwalają mi na to przekonania" - zapewniał. Za to dał do zrozumienia, że "może wtedy będzie nieobecny w Bagdadzie, a wyrok podpisze jeden z wiceprezydentów".
Proces dyktatora - o czym są przekonani niemal wszyscy obserwatorzy - będzie ogromnym telewizyjnym show. - To będzie największe przedstawienie prawnicze na świecie - mówi Byers. Rozprawę będzie retransmitować większość globalnych stacji telewizyjnych, w tym na pewno wszystkie arabskie. Już teraz wszelkie informacje na temat dyktatora budzą sensację. Niedawno magazyn "GQ" opublikował historię pięciu żołnierzy z Gwardii Narodowej, którzy przez kilka miesięcy pilnowali Saddama w więzieniu. Opowiadali, jak Saddam musi sobie prać ubrania i jak karmi ptaki na spacerniaku. Na śniadanie lubi płatki śniadaniowe, zajada się też chipsami Doritos. "Jest przekonany, że to, co się dzieje w Iraku, to sytuacja tymczasowa - opowiadał strażnik. - Kiedy już nas polubił, stwierdził, że gdy to wszystko się skończy, będziemy mogli zamieszkać w jednym z jego pałaców".
Więcej możesz przeczytać w 28/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.