Trzaski, którymi krewetki straszą swoich wrogów, zakłócają działanie sonarów okrętów podwodnych Wbrew popularnemu powiedzeniu ryby mają głos. I to całkiem donośny. Toczą kłótnie o to, komu przypadnie kawałek morskiego dna, smakowity robak lub atrakcyjna samica. Spośród 40 tys. gatunków ryb co najmniej 2 proc. jest uzdolnionych wokalnie. Najbardziej gadatliwi są mieszkańcy raf koralowych - nie tylko wydają dźwięki, ale także uważnie słuchają.
Narybek - niespełna dwucentymetrowe przezroczyste miniatury ryb - odpływa daleko od miejsca narodzin. Czasami kilkaset kilometrów. Na otwartych wodach te młode ryby spędzają do kilku miesięcy. Na pewnym etapie rozwoju są gotowe do osiedlenia się na stałe. Do niedawna sądzono, że do miejsca przeznaczenia trafiają przypadkowo, zwykle tam, gdzie zaniesie je prąd morski. Dopiero badania prof. Johna Montgomery'ego z University of Auckland z Nowej Zelandii udowodniły, że narybek szybko opanowuje umiejętność pływania. Wykształcenie się pęcherza pławnego umożliwia nawet bardzo małym rybom kontrolowanie głębokości zanurzenia. Ryby unikają więc wartkich prądów, które porwałyby je w niegościnne okolice. Co więcej, gdy już płetwa ogonowa wyrośnie im w pełni, potrafią płynąć pod prąd. Kierunek wędrówki wybierają bezbłędnie. Okazuje się, że w nawigacji bardziej przydaje się im słuch niż węch czy wzrok.
Śpiew krewetek
Rafa koralowa jest gwarnym miejscem. Świsty, chrząkania, dudnienia, skrzypienia i zgrzytania rozbrzmiewają tam od rana do nocy. Odgłosy zmieniają się zależnie od dobowego rytmu zachowań żyjących na rafie zwierząt. Wiele gatunków ryb wydaje dźwięki, szybko napinając i rozkurczając mięśnie podobne do mięśni głosowych innych kręgowców, także ptaków i ssaków. Przyczepione do ścian pęcherza pławnego powodują wibracje tego wypełnionego powietrzem worka. U "śpiewających" ryb jest on nienaturalnie powiększony. Inne gatunki ryb zgrzytają silnymi szczękami - tak jak papugoryby, które niszczą koralowce, ogryzając z nich żywą tkankę. Hałas towarzyszący kruszeniu wapiennego szkieletu korali przypomina rozgryzanie orzechów. Krewetki z kolei manifestują obecność dźwiękami przypominającymi skwierczenie smażonego boczku. Są nie większe od palca, ale za to najgłośniejsze spośród wszystkich skorupiaków zamieszkujących płytkie wody. Fatalne skutki obecności tych niepozornych zwierząt odkryto w czasie II wojny światowej. Okazało się, że trzaski, którymi krewetki straszą swoich wrogów, zakłócają działanie sonarów okrętów podwodnych.
W wodzie dźwięk rozchodzi się szybciej niż w powietrzu. Młode ryby szukające odpowiedniego dla siebie miejsca płyną w kierunku dobrze znanych odgłosów. Potwierdził to eksperyment przeprowadzony przez Stephena Swearera z University of Melbourne - umieszczona na dnie morza pułapka z głośnikami emitującymi trzaski krewetek przyciągała kilkakrotnie więcej ryb niż ciche miejsca. Ochrona zwierząt wydających dźwięki - nawet takich jak kraby czy jeżowce - może pomóc w odtwarzaniu populacji ryb.
Koncert samców
Większości odgłosów rozbrzmiewających na rafie nie jesteśmy w stanie usłyszeć, gdyż mają zbyt niską częstotliwość, niedostępną dla ludzkiego ucha. Z powodu głośnego zachowania do najbardziej słyszalnych należy ryba żyjąca u zachodnich wybrzeży Stanów Zjednoczonych. Amerykanie uważają Porichthys notatus za najbrzydszą rybę wszechoceanu - wygląda jak mocno przerośnięta, prawie 40-centymetrowa kijanka. Zwykle żyje z dala od brzegu, ale na początku lata migruje w stronę wybrzeża, by w cieplejszej wodzie dochować się potomstwa. Samce budują gniazda w szczelinach skał i pod kamieniami, a gdy lokum jest gotowe, zaczynają wokalne popisy trwające do dwóch godzin. Samicom zupełnie nie przeszkadza, że serenady ich partnerów przypominają warkot motorówki. Największe szanse ma u nich ten, który śpiewa najgłośniej. Samice wpływają do jego gniazda, przyklejają ikrę pod sufitem i już się jajeczkami nie interesują. Samiec zapładnia cenny depozyt i pilnie go strzeże, a potem długo dba o świeżo wykluty narybek. Nie przerywa jednak nocnego koncertowania. Wabi kolejne samice, wychodząc z założenia, że im więcej ikry w gnieździe, tym lepiej.
Miłosny śpiew Porichthys przywabia także nieuzdolnione wokalnie samce tego gatunku, które chcą się rozmnożyć niewielkim wysiłkiem. Chyłkiem wślizgują się do gniazda i w czasie, gdy jego prawowity właściciel pręży płetwy i popisuje się przed sąsiadami, zapładniają część jego ikry. Intruzowi uchodzi to płazem - jest mały i do złudzenia przypomina samicę. Poza jednym szczegółem - ma ponad dziesięć razy większe jądra niż śpiewak i produkuje wielkie ilości mleczu. Niemych samców jest jednak mało, podczas gdy rozśpiewana większość buczy jak gigantyczny ul.
- Nigdy nie przestawało mnie dziwić, jak w podobny sposób działa układ nerwowy ryby i ssaka - mówi prof. Andrew Bass z amerykańskiego Cornell University, który bada zmysł słuchu tych ryb. Tylko niektóre gatunki ryb potrafią śpiewać, wszystkie jednak doskonale słyszą. Na próżno jednak szukalibyśmy na ich głowie czegoś, co przypominałoby małżowinę uszną. Ich podstawowy narząd słuchu to tzw. linia boczna - kanalik, który ciągnie się wzdłuż ciała od głowy do ogona, a niewielkie otworki w skórze i łuskach łączą go z otoczeniem. Fala dźwiękowa docierająca do ryby oddziałuje na włoski czuciowe znajdujące się w podskórnym kanaliku. Włoski wzbudzają impulsy nerwowe, które dochodzą do mózgu. Prof. Bass odkrył, że samce Porichthys mogą jednocześnie wyśpiewywać miłosne serenady i ich słuchać. Tuż przed wydaniem dźwięku z mózgu ryby płynie impuls blokujący wrażliwość ucha. Zewnętrzne odgłosy są odbierane ze zwykłą intensywnością tylko w tych krótkich okresach, kiedy samiec milczy. Ucho wewnętrzne i mózg są więc idealnie dostrojone do długości dźwięków produkowanych przez organizm. Być może to odkrycie pozwoli wyjaśnić mechanizm utraty słuchu u ludzi, o którym nadal niewiele wiemy.
Śpiew krewetek
Rafa koralowa jest gwarnym miejscem. Świsty, chrząkania, dudnienia, skrzypienia i zgrzytania rozbrzmiewają tam od rana do nocy. Odgłosy zmieniają się zależnie od dobowego rytmu zachowań żyjących na rafie zwierząt. Wiele gatunków ryb wydaje dźwięki, szybko napinając i rozkurczając mięśnie podobne do mięśni głosowych innych kręgowców, także ptaków i ssaków. Przyczepione do ścian pęcherza pławnego powodują wibracje tego wypełnionego powietrzem worka. U "śpiewających" ryb jest on nienaturalnie powiększony. Inne gatunki ryb zgrzytają silnymi szczękami - tak jak papugoryby, które niszczą koralowce, ogryzając z nich żywą tkankę. Hałas towarzyszący kruszeniu wapiennego szkieletu korali przypomina rozgryzanie orzechów. Krewetki z kolei manifestują obecność dźwiękami przypominającymi skwierczenie smażonego boczku. Są nie większe od palca, ale za to najgłośniejsze spośród wszystkich skorupiaków zamieszkujących płytkie wody. Fatalne skutki obecności tych niepozornych zwierząt odkryto w czasie II wojny światowej. Okazało się, że trzaski, którymi krewetki straszą swoich wrogów, zakłócają działanie sonarów okrętów podwodnych.
W wodzie dźwięk rozchodzi się szybciej niż w powietrzu. Młode ryby szukające odpowiedniego dla siebie miejsca płyną w kierunku dobrze znanych odgłosów. Potwierdził to eksperyment przeprowadzony przez Stephena Swearera z University of Melbourne - umieszczona na dnie morza pułapka z głośnikami emitującymi trzaski krewetek przyciągała kilkakrotnie więcej ryb niż ciche miejsca. Ochrona zwierząt wydających dźwięki - nawet takich jak kraby czy jeżowce - może pomóc w odtwarzaniu populacji ryb.
Koncert samców
Większości odgłosów rozbrzmiewających na rafie nie jesteśmy w stanie usłyszeć, gdyż mają zbyt niską częstotliwość, niedostępną dla ludzkiego ucha. Z powodu głośnego zachowania do najbardziej słyszalnych należy ryba żyjąca u zachodnich wybrzeży Stanów Zjednoczonych. Amerykanie uważają Porichthys notatus za najbrzydszą rybę wszechoceanu - wygląda jak mocno przerośnięta, prawie 40-centymetrowa kijanka. Zwykle żyje z dala od brzegu, ale na początku lata migruje w stronę wybrzeża, by w cieplejszej wodzie dochować się potomstwa. Samce budują gniazda w szczelinach skał i pod kamieniami, a gdy lokum jest gotowe, zaczynają wokalne popisy trwające do dwóch godzin. Samicom zupełnie nie przeszkadza, że serenady ich partnerów przypominają warkot motorówki. Największe szanse ma u nich ten, który śpiewa najgłośniej. Samice wpływają do jego gniazda, przyklejają ikrę pod sufitem i już się jajeczkami nie interesują. Samiec zapładnia cenny depozyt i pilnie go strzeże, a potem długo dba o świeżo wykluty narybek. Nie przerywa jednak nocnego koncertowania. Wabi kolejne samice, wychodząc z założenia, że im więcej ikry w gnieździe, tym lepiej.
Miłosny śpiew Porichthys przywabia także nieuzdolnione wokalnie samce tego gatunku, które chcą się rozmnożyć niewielkim wysiłkiem. Chyłkiem wślizgują się do gniazda i w czasie, gdy jego prawowity właściciel pręży płetwy i popisuje się przed sąsiadami, zapładniają część jego ikry. Intruzowi uchodzi to płazem - jest mały i do złudzenia przypomina samicę. Poza jednym szczegółem - ma ponad dziesięć razy większe jądra niż śpiewak i produkuje wielkie ilości mleczu. Niemych samców jest jednak mało, podczas gdy rozśpiewana większość buczy jak gigantyczny ul.
- Nigdy nie przestawało mnie dziwić, jak w podobny sposób działa układ nerwowy ryby i ssaka - mówi prof. Andrew Bass z amerykańskiego Cornell University, który bada zmysł słuchu tych ryb. Tylko niektóre gatunki ryb potrafią śpiewać, wszystkie jednak doskonale słyszą. Na próżno jednak szukalibyśmy na ich głowie czegoś, co przypominałoby małżowinę uszną. Ich podstawowy narząd słuchu to tzw. linia boczna - kanalik, który ciągnie się wzdłuż ciała od głowy do ogona, a niewielkie otworki w skórze i łuskach łączą go z otoczeniem. Fala dźwiękowa docierająca do ryby oddziałuje na włoski czuciowe znajdujące się w podskórnym kanaliku. Włoski wzbudzają impulsy nerwowe, które dochodzą do mózgu. Prof. Bass odkrył, że samce Porichthys mogą jednocześnie wyśpiewywać miłosne serenady i ich słuchać. Tuż przed wydaniem dźwięku z mózgu ryby płynie impuls blokujący wrażliwość ucha. Zewnętrzne odgłosy są odbierane ze zwykłą intensywnością tylko w tych krótkich okresach, kiedy samiec milczy. Ucho wewnętrzne i mózg są więc idealnie dostrojone do długości dźwięków produkowanych przez organizm. Być może to odkrycie pozwoli wyjaśnić mechanizm utraty słuchu u ludzi, o którym nadal niewiele wiemy.
Więcej możesz przeczytać w 31/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.