W Nigerii od 1960 r. rozkradziono 375 mld dolarów - sześć razy więcej, niż kosztował plan Marshalla Są tak wygłodzone, że ich mięśnie zanikają, a przez skórę prześwitują kości. Ich organizmy nie są w stanie nawet regulować temperatury ciała. To powoduje, że podczas zbliżającej się pory deszczowej, gdy ryzyko infekcji jeszcze wzrośnie, dzieci w Nigrze będą umierać tysiącami - mówi Isabelle de Fourny z organizacji Lekarze bez Granic. Jedna czwarta z 12 milionów mieszkańców Nigru cierpi głód, a milionowi grozi śmierć głodowa, jeśli nie otrzyma natychmiastowej pomocy.
Kiedy dwuletni Faroukou trafił do kliniki pod Niamej, ważył niewiele ponad pięć i pół kilograma. Jego organizm był tak osłabiony głodem i malarią, że chłopiec mimo wysiłków lekarzy zmarł. Tu nie ma dyskusji. Potrzebna jest pomoc zewnętrzna. Tyle że na krótko i dla ratowania życia. Potem dary serca zaczną zabijać.
Karabiny z dobrego serca
Zwiastunem tego, jakie skutki przynoszą wielkie akcje solidarności z pogrążoną w problemach Afryką, była kampania Live Aid w 1985 r. Chciano ratować ofiary głodu w Etiopii, ale zamiast najbiedniejszych skorzystał komunistyczny dyktator płk Mengistu Haile Mariam, który pieniądze i dary przekazał sprzyjającym mu plemionom. Do tych, które go nie poparły, słał wojsko, by niszczyło pola, pogłębiając klęskę głodu.
Przykładów marnotrawienia pomocy w Afryce nie trzeba szukać w aż tak odległej przeszłości. Zeszłego lata po apelach ONZ cały Zachód, również Polska, organizował akcje solidarności z mieszkańcami Darfuru. Mówiło się, że ta sudańska prowincja jest objęta największym kryzysem humanitarnym na świecie. Ulicami przeszło kilka manifestacji, zebrano trochę pieniędzy, a na forum Rady Bezpieczeństwa przeprowadzono długą debatę, która nie przyniosła żadnego wymiernego rezultatu. Stosowne uchwały potępiające rząd w Chartumie (wyrażane na tyle oględnie, by tamtejsi twardogłowi nie poczuli się za bardzo urażeni) przyjął Parlament Europejski, a nawet nasz Sejm. I co? Kryzys trwa. Tylko zabitych przez dżandżawidów nasyłanych przez sudański rząd jest teraz nie 250 tys., jak przed rokiem, ale dwa razy tyle. Dżandżawidzi są lepiej uzbrojeni, a większość z nich wcielono do sił państwowych. Rząd w Chartumie trzyma się doskonale i otrzymuje nowe datki na pomoc Darfurczykom. Wiadomo, do czyich kieszeni trafiają pieniądze, nawet nazwiska poszczególnych ministrów i generałów są znane.
Naród się nie wyżywi...
Dzięki pomocy Zachodu od lat utrzymują się rozbuchane biurokracje w większości państw afrykańskich, uważane obok korupcji za największą zmorę tego kontynentu. W Nigerii od czasu uzyskania niepodległości w 1960 r. rozkradziono 375 mld dolarów - to po uwzględnieniu zmiany wartości dolara sześć razy więcej, niż w ramach planu Marshalla dostała powojenna Europa. W Kenii można zwolnić dwie trzecie urzędników bez szkody dla funkcjonowania państwa - wyliczyli to wysłannicy Unii Europejskiej, przyzwyczajeni do rozbudowanej machiny biurokratycznej.
Bardziej niż biurokracja Afrykę psują jednak amerykańska kukurydza, francuskie ziemniaki oraz niemieckie bawełniane podkoszulki. Liczba darów z Zachodu jest wprost proporcjonalna do liczby likwidowanych miejsc pracy. Znaczna część żywności z USA i Europy jest wyprzedawana po cenach dumpingowych. W rezultacie afrykański rolnik swoją motykę może odwiesić na kołek. Podobnie jest ze sprzedawaną za grosze odzieżą z darów. Lokalny producent nie ma szans konkurować z takimi towarami. A efekt? Brak inicjatyw gospodarczych i pogłębiająca się stagnacja.
Przyzwyczajenie Afrykańczyków do rozdawnictwa Zachodu rodzi takie dramaty jak sytuacja w Nigrze. Od ubiegłego października, gdy skończyła się skąpa pora deszczowa, klęska głodu była do przewidzenia. - Można jej było zapobiec - mówi Kassoum Issa z opozycyjnej organizacji Democratic Coordination of Niger Civil Society. - Problem polega na tym, że nasz rząd był przekonany, iż pomoc z Zachodu i tak dostanie, więc nie musi nic robić. Nie upominał się jednak o nią wystarczająco głośno, bo prezydent był na to zbyt dumny. Tymczasem Zachód zajęty swoimi sprawami o pomaganiu zapomniał. W efekcie setki tysięcy ludzi umierają z głodu.
Wszelkie plany Marshalla dla Afryki, nawet najhojniejsze, nie mają szans na powodzenie. Pieniądze nadal będą przejadane. W dodatku powojenna Europa odbudowywała infrastrukturę, a w Afryce nie tylko nie ma czego odbudowywać, ale też z powodu niekończącej się pomocy z Zachodu nie ma bodźca, by cokolwiek budować.
Test na żywym organizmie
Coraz więcej ekspertów, nie zważając na poprawność polityczną, zaczyna mówić otwarcie, że Afryka musi sobie sama pomóc, a sponsorowanie jej przez Europę czy USA tylko pogłębia permanentny kryzys. Przywódcy Afryki twierdzą, że kontynent świetnie potrafi to zrobić, a nawet że podjęli w tym celu pierwsze kroki. Dowody miały być przedstawione podczas szczytu w libijskiej Syrcie, gdzie rządzący najbiedniejszymi krajami debatowali w tym samym czasie co przywódcy G-8 na szczycie w Gleneagles. W Syrcie mówiono m.in. o programie African Peer Review Mechanism realizowanego pod egidą Unii Afrykańskiej. Jego celem jest analiza sytuacji politycznej i ekonomicznej na kontynencie oraz wytknięcie błędów 23 państwom, które włączyły się do programu. Na przyszły miesiąc zapowiadano opublikowanie pierwszych raportów o sytuacji Rwandzie i Ghanie oraz Kenii. Z Nairobi nadeszły jednak informacje, że gdy eksperci UA zaczęli pytać o szczegóły wydawania pieniędzy z państwowych rezerw, zostali wyrzuceni z kraju.
Zresztą, jeśli African Peer Review Mechanism nie wypali, nie będzie to pierwsza porażka Unii Afrykańskiej w naprawianiu Afryki przez Afrykańczyków. Unia toleruje fałszerstwa wyborcze i terror w Zimbabwe oraz morderstwa opozycjonistów w Etiopii. Za sukces uznano zapobieżenie w tym roku przewrotowi w Togo, gdy władzę po zmarłym prezydencie Gnassingbe Eyademie próbował przejąć jego syn. Pod "czujnym okiem" obserwatorów Unii Afrykańskiej zorganizowano tam wybory. Tyle że w zgodnej opinii niezależnych komentatorów sfałszowano je, a władzę przejął i tak Faure Eyadema. - Nie ma się co czarować, African Peer Review Mechanism to mydlenie oczu donatorom - oświadczył niedawno Moeletsi Mbeki, biznesmen, brat prezydenta RPA Thabo Mbekiego.
Marshall wybiera między złym a gorszym
Brytyjski premier wymyślił i przeforsował na szczycie G-8 kolejny już projekt nowego planu Marshalla dla Afryki. Mocarstwa postanowiły stosować metodę kija i marchewki. Na początek darowano wszystkie długi 18 krajom Trzeciego Świata, w tym 15 z Afryki. Łącznie 40 mld dolarów. Państw typowanych do oddłużenia nie wybierano jednak z klucza politycznego, choć sytuację polityczną uwzględniano. Z tego powodu Zimbabwe czy nie próbująca nawet zwalczyć korupcji Kenia prezentów w postaci oddłużenia nie dostały. Tym razem najważniejsze były warunki gospodarcze: choćby próby wprowadzenia wolnego rynku, walki z inflacją i korupcją. Tylko czy takie podejście do problemu ma sens? Przykładem może być Uganda, która cierpiała pod dwoma prawdopodobnie najokrutniejszymi reżimami w historii Afryki: psychopaty Idi Amina oraz skrajnie niekompetentnego i przekupnego Miltona Obote. Dziś sytuacja ekonomiczna tego kraju nazywana jest "najbardziej obiecującą we wschodniej Afryce". Problem w tym, że rządzący przez dwie kadencje prezydent Yoweri Museveni, któremu Uganda w znacznej mierze zawdzięcza sukces gospodarczy, zaczął ostatnio majstrować przy konstytucji, by umożliwić sobie pozostanie na trzecią kadencję.
Oddłużone państwa pieniądze zaoszczędzone dzięki umorzeniu kredytów będą musiały zainwestować. Większość już poinformowała, na co przeznaczy fundusze. Diabeł tkwi w szczegółach, w tym, by stworzyć mechanizm, który sprawi, że oszczędności zostaną mądrze wydane, i kolejny mechanizm, który będzie kontrolował ten pierwszy. Większość specjalistów jest sceptycznie nastawiona do planów Tony'ego Blaira. "Financial Times" po szczycie G-8 napisał: "Groteskowa jest myśl, że politycy mogą sprawić, by bieda przeszła do historii, tylko tej mocy dotychczas nie użyli".
Andrew Bernstein, filozof z kalifornijskiego Ayn Rand Institute, uważa, że historia dosadnie pokazuje, że "brutalne reżimy i barbarzyńskie plemiona zajęte morderstwami nie są zdolne do jakiejkolwiek transformacji. A udowodniliśmy to sobie, marnując w płonnej nadziei miliardy dolarów". - Zachód powinien porzucić myśl, że jesteśmy odpowiedzialni za ten kontynent i jego wyjście z biedy, i wreszcie powiedzieć, że nasze bogactwo i siłę zawdzięczamy kapitalizmowi - twierdzi Bernstein. Afryka nie jest wcale w szczególnej sytuacji. Francja 13 razy w XVI wieku przecierpiała klęskę głodu, w XVII wieku - 11 razy, 18 razy w wieku XVIII. Zarazy zabijały setki, a nawet setki tysięcy Europejczyków. W XVII wieku zaledwie 58 proc. Francuzów dożywało 15. roku życia, a średnia wieku wynosiła 20 lat. Na początku XVII wieku 74 proc. dzieci umierało przed piątym rokiem życia. - Między rokiem 1750 a 1820 liczba umierających noworodków niespodziewanie spadła o 31 proc. Coś się wydarzyło i nagle ludzie zaczęli żyć! - uważa Bernstein. - Co to było? A czego najbardziej brakuje dziś w Afryce, a co ma Zachód? Kapitalizm! Kapitalizm to system, w którym wolno posiadać, produkować, handlować i czerpać profity z własnej pracy. To system, który kultywuje indywidualizm, szanuje życie, wolność, własność i szczęście.
Afryka musi przestać czuć się w swym nieszczęściu wyjątkowa. Musi sama walczyć ze swoimi problemami. Możemy się z nią podzielić pieniędzmi, ale - jak pokazują doświadczenia ostatnich dekad - bezmyślne rozdawnictwo owocuje tylko jednym - dobrym samopoczuciem Zachodu.
Karabiny z dobrego serca
Zwiastunem tego, jakie skutki przynoszą wielkie akcje solidarności z pogrążoną w problemach Afryką, była kampania Live Aid w 1985 r. Chciano ratować ofiary głodu w Etiopii, ale zamiast najbiedniejszych skorzystał komunistyczny dyktator płk Mengistu Haile Mariam, który pieniądze i dary przekazał sprzyjającym mu plemionom. Do tych, które go nie poparły, słał wojsko, by niszczyło pola, pogłębiając klęskę głodu.
Przykładów marnotrawienia pomocy w Afryce nie trzeba szukać w aż tak odległej przeszłości. Zeszłego lata po apelach ONZ cały Zachód, również Polska, organizował akcje solidarności z mieszkańcami Darfuru. Mówiło się, że ta sudańska prowincja jest objęta największym kryzysem humanitarnym na świecie. Ulicami przeszło kilka manifestacji, zebrano trochę pieniędzy, a na forum Rady Bezpieczeństwa przeprowadzono długą debatę, która nie przyniosła żadnego wymiernego rezultatu. Stosowne uchwały potępiające rząd w Chartumie (wyrażane na tyle oględnie, by tamtejsi twardogłowi nie poczuli się za bardzo urażeni) przyjął Parlament Europejski, a nawet nasz Sejm. I co? Kryzys trwa. Tylko zabitych przez dżandżawidów nasyłanych przez sudański rząd jest teraz nie 250 tys., jak przed rokiem, ale dwa razy tyle. Dżandżawidzi są lepiej uzbrojeni, a większość z nich wcielono do sił państwowych. Rząd w Chartumie trzyma się doskonale i otrzymuje nowe datki na pomoc Darfurczykom. Wiadomo, do czyich kieszeni trafiają pieniądze, nawet nazwiska poszczególnych ministrów i generałów są znane.
Naród się nie wyżywi...
Dzięki pomocy Zachodu od lat utrzymują się rozbuchane biurokracje w większości państw afrykańskich, uważane obok korupcji za największą zmorę tego kontynentu. W Nigerii od czasu uzyskania niepodległości w 1960 r. rozkradziono 375 mld dolarów - to po uwzględnieniu zmiany wartości dolara sześć razy więcej, niż w ramach planu Marshalla dostała powojenna Europa. W Kenii można zwolnić dwie trzecie urzędników bez szkody dla funkcjonowania państwa - wyliczyli to wysłannicy Unii Europejskiej, przyzwyczajeni do rozbudowanej machiny biurokratycznej.
Bardziej niż biurokracja Afrykę psują jednak amerykańska kukurydza, francuskie ziemniaki oraz niemieckie bawełniane podkoszulki. Liczba darów z Zachodu jest wprost proporcjonalna do liczby likwidowanych miejsc pracy. Znaczna część żywności z USA i Europy jest wyprzedawana po cenach dumpingowych. W rezultacie afrykański rolnik swoją motykę może odwiesić na kołek. Podobnie jest ze sprzedawaną za grosze odzieżą z darów. Lokalny producent nie ma szans konkurować z takimi towarami. A efekt? Brak inicjatyw gospodarczych i pogłębiająca się stagnacja.
Przyzwyczajenie Afrykańczyków do rozdawnictwa Zachodu rodzi takie dramaty jak sytuacja w Nigrze. Od ubiegłego października, gdy skończyła się skąpa pora deszczowa, klęska głodu była do przewidzenia. - Można jej było zapobiec - mówi Kassoum Issa z opozycyjnej organizacji Democratic Coordination of Niger Civil Society. - Problem polega na tym, że nasz rząd był przekonany, iż pomoc z Zachodu i tak dostanie, więc nie musi nic robić. Nie upominał się jednak o nią wystarczająco głośno, bo prezydent był na to zbyt dumny. Tymczasem Zachód zajęty swoimi sprawami o pomaganiu zapomniał. W efekcie setki tysięcy ludzi umierają z głodu.
Wszelkie plany Marshalla dla Afryki, nawet najhojniejsze, nie mają szans na powodzenie. Pieniądze nadal będą przejadane. W dodatku powojenna Europa odbudowywała infrastrukturę, a w Afryce nie tylko nie ma czego odbudowywać, ale też z powodu niekończącej się pomocy z Zachodu nie ma bodźca, by cokolwiek budować.
Test na żywym organizmie
Coraz więcej ekspertów, nie zważając na poprawność polityczną, zaczyna mówić otwarcie, że Afryka musi sobie sama pomóc, a sponsorowanie jej przez Europę czy USA tylko pogłębia permanentny kryzys. Przywódcy Afryki twierdzą, że kontynent świetnie potrafi to zrobić, a nawet że podjęli w tym celu pierwsze kroki. Dowody miały być przedstawione podczas szczytu w libijskiej Syrcie, gdzie rządzący najbiedniejszymi krajami debatowali w tym samym czasie co przywódcy G-8 na szczycie w Gleneagles. W Syrcie mówiono m.in. o programie African Peer Review Mechanism realizowanego pod egidą Unii Afrykańskiej. Jego celem jest analiza sytuacji politycznej i ekonomicznej na kontynencie oraz wytknięcie błędów 23 państwom, które włączyły się do programu. Na przyszły miesiąc zapowiadano opublikowanie pierwszych raportów o sytuacji Rwandzie i Ghanie oraz Kenii. Z Nairobi nadeszły jednak informacje, że gdy eksperci UA zaczęli pytać o szczegóły wydawania pieniędzy z państwowych rezerw, zostali wyrzuceni z kraju.
Zresztą, jeśli African Peer Review Mechanism nie wypali, nie będzie to pierwsza porażka Unii Afrykańskiej w naprawianiu Afryki przez Afrykańczyków. Unia toleruje fałszerstwa wyborcze i terror w Zimbabwe oraz morderstwa opozycjonistów w Etiopii. Za sukces uznano zapobieżenie w tym roku przewrotowi w Togo, gdy władzę po zmarłym prezydencie Gnassingbe Eyademie próbował przejąć jego syn. Pod "czujnym okiem" obserwatorów Unii Afrykańskiej zorganizowano tam wybory. Tyle że w zgodnej opinii niezależnych komentatorów sfałszowano je, a władzę przejął i tak Faure Eyadema. - Nie ma się co czarować, African Peer Review Mechanism to mydlenie oczu donatorom - oświadczył niedawno Moeletsi Mbeki, biznesmen, brat prezydenta RPA Thabo Mbekiego.
Marshall wybiera między złym a gorszym
Brytyjski premier wymyślił i przeforsował na szczycie G-8 kolejny już projekt nowego planu Marshalla dla Afryki. Mocarstwa postanowiły stosować metodę kija i marchewki. Na początek darowano wszystkie długi 18 krajom Trzeciego Świata, w tym 15 z Afryki. Łącznie 40 mld dolarów. Państw typowanych do oddłużenia nie wybierano jednak z klucza politycznego, choć sytuację polityczną uwzględniano. Z tego powodu Zimbabwe czy nie próbująca nawet zwalczyć korupcji Kenia prezentów w postaci oddłużenia nie dostały. Tym razem najważniejsze były warunki gospodarcze: choćby próby wprowadzenia wolnego rynku, walki z inflacją i korupcją. Tylko czy takie podejście do problemu ma sens? Przykładem może być Uganda, która cierpiała pod dwoma prawdopodobnie najokrutniejszymi reżimami w historii Afryki: psychopaty Idi Amina oraz skrajnie niekompetentnego i przekupnego Miltona Obote. Dziś sytuacja ekonomiczna tego kraju nazywana jest "najbardziej obiecującą we wschodniej Afryce". Problem w tym, że rządzący przez dwie kadencje prezydent Yoweri Museveni, któremu Uganda w znacznej mierze zawdzięcza sukces gospodarczy, zaczął ostatnio majstrować przy konstytucji, by umożliwić sobie pozostanie na trzecią kadencję.
Oddłużone państwa pieniądze zaoszczędzone dzięki umorzeniu kredytów będą musiały zainwestować. Większość już poinformowała, na co przeznaczy fundusze. Diabeł tkwi w szczegółach, w tym, by stworzyć mechanizm, który sprawi, że oszczędności zostaną mądrze wydane, i kolejny mechanizm, który będzie kontrolował ten pierwszy. Większość specjalistów jest sceptycznie nastawiona do planów Tony'ego Blaira. "Financial Times" po szczycie G-8 napisał: "Groteskowa jest myśl, że politycy mogą sprawić, by bieda przeszła do historii, tylko tej mocy dotychczas nie użyli".
Andrew Bernstein, filozof z kalifornijskiego Ayn Rand Institute, uważa, że historia dosadnie pokazuje, że "brutalne reżimy i barbarzyńskie plemiona zajęte morderstwami nie są zdolne do jakiejkolwiek transformacji. A udowodniliśmy to sobie, marnując w płonnej nadziei miliardy dolarów". - Zachód powinien porzucić myśl, że jesteśmy odpowiedzialni za ten kontynent i jego wyjście z biedy, i wreszcie powiedzieć, że nasze bogactwo i siłę zawdzięczamy kapitalizmowi - twierdzi Bernstein. Afryka nie jest wcale w szczególnej sytuacji. Francja 13 razy w XVI wieku przecierpiała klęskę głodu, w XVII wieku - 11 razy, 18 razy w wieku XVIII. Zarazy zabijały setki, a nawet setki tysięcy Europejczyków. W XVII wieku zaledwie 58 proc. Francuzów dożywało 15. roku życia, a średnia wieku wynosiła 20 lat. Na początku XVII wieku 74 proc. dzieci umierało przed piątym rokiem życia. - Między rokiem 1750 a 1820 liczba umierających noworodków niespodziewanie spadła o 31 proc. Coś się wydarzyło i nagle ludzie zaczęli żyć! - uważa Bernstein. - Co to było? A czego najbardziej brakuje dziś w Afryce, a co ma Zachód? Kapitalizm! Kapitalizm to system, w którym wolno posiadać, produkować, handlować i czerpać profity z własnej pracy. To system, który kultywuje indywidualizm, szanuje życie, wolność, własność i szczęście.
Afryka musi przestać czuć się w swym nieszczęściu wyjątkowa. Musi sama walczyć ze swoimi problemami. Możemy się z nią podzielić pieniędzmi, ale - jak pokazują doświadczenia ostatnich dekad - bezmyślne rozdawnictwo owocuje tylko jednym - dobrym samopoczuciem Zachodu.
Więcej możesz przeczytać w 31/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.