Z Polski jest teraz niemal dokładnie tak samo daleko (i tak samo blisko) na Białoruś jak do Irlandii Każdy ma takiego Łukaszenkę, na jakiego zasługuje; nasz nazywa się Lepper. Andrzej Lepper cieszy się w Polsce mniej więcej piętnastoprocentowym poparciem, a Aleksander Łukaszenka ma na Białorusi mniej więcej pięćdziesięcioprocentowe poparcie. Te 35 punktów procentowych różnicy między poparciem dla Leppera a poparciem dla Łukaszenki wyznacza dystans dzielący Polskę od Białorusi - ani jeden punkt procentowy mniej, ani jeden więcej. Na szczęście na razie tylko 15 proc. Polaków pragnie tego, co ma (a raczej: czego nie ma) i o utrzymaniu czego w przyszłości marzy aż 50 proc. Białorusinów.
Pamiętając, iż mniej więcej podobnym poparciem wyborców cieszą się Andrzej Lepper i Donald Tusk, łatwo o wniosek, że w tej chwili z Polski jest niemal dokładnie tak samo daleko (i tak samo blisko) na Białoruś (która jest najszybciej zwijającym się krajem Europy) jak do Irlandii (która jest najszybciej rozwijającym się krajem Europy). Na Białoruś Leppera-Łukaszenki najbliżej jest oczywiście tym Polakom, którzy szczególnie sobie upodobali życie na cudzy koszt, natomiast do Irlandii Tuska-McAleese najbliżej jest tym, którzy - dla odmiany - wolą żyć na własny koszt, robić karierę i się bogacić, ale też niespecjalnie palą się do utrzymywania armii darmozjadów (vide: "Prywatne leczy" i "Górnik w portfelu").
Władze Irlandii niemal od dwudziestu lat są skoncentrowane na uczynieniu ze swego państwa najbogatszego kraju Europy - i wychodzi im to z niezłym skutkiem. Irlandia w tym czasie z kraju zacofanego, "najuboższego z najbiedniejszych" - jak o niej napisał w 1986 r. "The Economist" - z produktem krajowym brutto na głowę w wysokości zaledwie kilku tysięcy dolarów, stała się krajem nowoczesnym, z PKB na głowę w wysokości 31,9 tys. dolarów, prześcigając w tej kluczowej kategorii Wielką Brytanię, Francję, Niemcy itd. Tymczasem dyktator Białorusi, zamiast się skupić na wprowadzeniu kraju na ścieżkę szybkiego wzrostu gospodarczego, od wielu lat szuka sposobu na uczynienie ze swojego państwa najuboższego kraju Europy - i też jest bliski osiągnięcia celu. PKB na głowę Białorusina wynosi 6,8 tys. dolarów i w wyścigu o tytuł najbiedniejszego państwa Europy Białoruś pozwala się wyprzedzać już tylko Bośni i Hercegowinie (6,5 tys. dolarów), Ukrainie (6,3 tys. dolarów), Albanii (4,9 tys. dolarów), Serbii i Czarnogórze (2,4 tys. dolarów) oraz Mołdawii (1,9 tys. dolarów). Ale niech się Albańczycy, Serbowie, Czarnogórcy i Mołdawianie przedwcześnie nie cieszą, albowiem Łukaszenka nie powiedział jeszcze w tej sprawie ostatniego słowa. A jego najnowszym fortelem wykorzystywanym w odwracaniu uwagi Białorusinów od koszmarnej sytuacji ekonomicznej kraju jest wypowiedzenie gorącej wojny polskiej mniejszości na Białorusi i zimnej wojny Polsce. Bicie Polaków to przecież zajęcie znacznie przyjemniejsze i na pewno dużo mniej stresujące niż startowanie w globalnej rywalizacji gospodarek - niż ściganie się w wymyślaniu i produkowaniu poszukiwanych towarów, handlowaniu i świadczeniu usług (vide: "Tyranienko Białorusi").
A jak w tym globalnym wyścigu na trasie z Białorusi do Irlandii wypadnie po najbliższych wyborach prezydenckich i parlamentarnych Polska (12 tys. dolarów PKB na głowę)? Mam nadzieję,
że w przyszłym prezydencie oraz w politykach nowej koalicji rządowej obudzą się Irlandczycy z 1986 r., co by oznaczało, że przynajmniej nie będą przeszkadzać przedsiębiorczym Polakom w zmniejszaniu dystansu dzielącego Polskę od Irlandii i w umknięciu - raz na zawsze - z sąsiedztwa Białorusi. Wówczas być może młodzi polscy emigranci powrócą z Irlandii, a Lepper - w pogoni za swoim elektoratem - wyemigruje na Białoruś. I wreszcie wszyscy będą na swoim miejscu. Czyli Polskandia, nie Polskaruś!
Władze Irlandii niemal od dwudziestu lat są skoncentrowane na uczynieniu ze swego państwa najbogatszego kraju Europy - i wychodzi im to z niezłym skutkiem. Irlandia w tym czasie z kraju zacofanego, "najuboższego z najbiedniejszych" - jak o niej napisał w 1986 r. "The Economist" - z produktem krajowym brutto na głowę w wysokości zaledwie kilku tysięcy dolarów, stała się krajem nowoczesnym, z PKB na głowę w wysokości 31,9 tys. dolarów, prześcigając w tej kluczowej kategorii Wielką Brytanię, Francję, Niemcy itd. Tymczasem dyktator Białorusi, zamiast się skupić na wprowadzeniu kraju na ścieżkę szybkiego wzrostu gospodarczego, od wielu lat szuka sposobu na uczynienie ze swojego państwa najuboższego kraju Europy - i też jest bliski osiągnięcia celu. PKB na głowę Białorusina wynosi 6,8 tys. dolarów i w wyścigu o tytuł najbiedniejszego państwa Europy Białoruś pozwala się wyprzedzać już tylko Bośni i Hercegowinie (6,5 tys. dolarów), Ukrainie (6,3 tys. dolarów), Albanii (4,9 tys. dolarów), Serbii i Czarnogórze (2,4 tys. dolarów) oraz Mołdawii (1,9 tys. dolarów). Ale niech się Albańczycy, Serbowie, Czarnogórcy i Mołdawianie przedwcześnie nie cieszą, albowiem Łukaszenka nie powiedział jeszcze w tej sprawie ostatniego słowa. A jego najnowszym fortelem wykorzystywanym w odwracaniu uwagi Białorusinów od koszmarnej sytuacji ekonomicznej kraju jest wypowiedzenie gorącej wojny polskiej mniejszości na Białorusi i zimnej wojny Polsce. Bicie Polaków to przecież zajęcie znacznie przyjemniejsze i na pewno dużo mniej stresujące niż startowanie w globalnej rywalizacji gospodarek - niż ściganie się w wymyślaniu i produkowaniu poszukiwanych towarów, handlowaniu i świadczeniu usług (vide: "Tyranienko Białorusi").
A jak w tym globalnym wyścigu na trasie z Białorusi do Irlandii wypadnie po najbliższych wyborach prezydenckich i parlamentarnych Polska (12 tys. dolarów PKB na głowę)? Mam nadzieję,
że w przyszłym prezydencie oraz w politykach nowej koalicji rządowej obudzą się Irlandczycy z 1986 r., co by oznaczało, że przynajmniej nie będą przeszkadzać przedsiębiorczym Polakom w zmniejszaniu dystansu dzielącego Polskę od Irlandii i w umknięciu - raz na zawsze - z sąsiedztwa Białorusi. Wówczas być może młodzi polscy emigranci powrócą z Irlandii, a Lepper - w pogoni za swoim elektoratem - wyemigruje na Białoruś. I wreszcie wszyscy będą na swoim miejscu. Czyli Polskandia, nie Polskaruś!
Więcej możesz przeczytać w 31/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.