Głos katolików, nawet bardzo mało postępowych, nie jest sprzeczny z wolnościowym i nowoczesnym ładem
Obecność religii w życiu publicznym (zauważana ostatnio głównie w związku z rolą odgrywaną przez Radio Maryja) to nie tylko nasz problem. Na Zachodzie pojawił się lęk przed spolityzowanymi religiami, przed religijnie umotywowanymi przemocą i nietolerancją. Fundamentalizm islamski skłania do przemyślenia miejsca religii w świecie współczesnym. Nie chodzi przy tym tylko o zagrożenia płynące z zewnątrz. Zaniepokojenie budzą też mniejszości muzułmańskie w Europie, a rozruchy w Holandii i Francji potwierdzają te obawy. Także w Niemczech hasło wielokulturowości przestało być popularne. Zaczęto, za przykładem Francji, wprowadzać ograniczenia używania symboli religijnych w szkołach i instytucjach państwowych. Na nowo podjęto kwestię nauki religii. Pojawia się przy tym pytanie, czy zakazy dotyczące islamu powinny obejmować też chrześcijaństwo.
Religia niewidzialna
Niektórzy twierdzą, że zagrożenie polityczne stanowi monoteizm, każda wiara zbyt głęboko przeżyta, każde wyznanie wzięte zbyt dosłownie. Religia prowadzi do konfliktów, a religijne zwrócenie się ku transcendencji oznacza pogardę dla życia, rodzi wrogą wobec niego postawę i przemoc. Religia jest w swej istocie totalitarna i prowadzi do wojny, chyba że sama siebie podda relatywizacji, zostanie "skonfesjonalizowana" i oddzielona od państwa, wyłączona ze sfery polityki.
Konflikt Zachodu ze światem arabskim bywa przedstawiany jako konflikt świata zsekularyzowanego ze światem, w którym religia ciągle jeszcze splata się z polityką. Podkreśla się, że rozdzielenie władzy duchowej i świeckiej jest podstawową cechą cywilizacji zachodniej. Rozdzielenie to ma oznaczać z jednej strony uwolnienie państwa od zadań moralnych i religijnych, z drugiej zaś - oczyszczenie religii z elementów władzy i polityki. Takie oderwanie od polityki, od struktur władzy, od państwa miałoby wynikać z samej istoty chrześcijaństwa, które rozerwało jedność religii i państwa charakterystyczną dla innych, niechrześcijańskich cywilizacji. Postępująca sekularyzacja sama jest skutkiem chrześcijaństwa, jego wyrazem, a zarazem umożliwia mu oczyszczenie z tego, co jest mu obce, sublimację i uduchowienie.
Odrzuca się już jako fałszywe teorie sekularyzacji twierdzące, że powoli zanika wymiar społeczny religii, że religie tracą instytucjonalną postać, stają się "niewidzialne". Teza o prywatyzacji i dezinstytucjonalizacji religii nie wytrzymuje konfrontacji z rzeczywistością. Podkreśla się jednak utratę politycznej roli religii w cywilizacji zachodniej, odłączenie się religii od wszelkich struktur władzy, przede wszystkim państwowych. Odbywa się to zarówno przez przemiany samej religii, jak i przemiany państwa i polityki. Państwo staje się światopolądowo neutralne.
Jak pisze Ernst-Wolfgang Boeckenfoerde, teoretyk prawa i były sędzia niemieckiego Trybunału Konstytucyjnego, a jednocześnie wierzący katolik: "Państwo, w którym żyjemy, nie jest już >>państwem chrześcijańskim<<, nie ma ono i nie wyznaje żadnej religii, jego centrum nie stanowi prawda wiary chrześcijańskiej. Nie ta prawda jest jego wiodącą ideą, lecz religijno-światopoglądowa neutralność. Jest ono wspólnym domem, w którym razem mieszkają chrześcijanie i niechrześcijanie jako równoprawni obywatele i podmioty praw. Wiara chrześcijańska może być realizowana przez chrześcijan w państwie gwarantującym wolność religijną, ale samo państwo jej nie realizuje". Zmienia się także religia - staje się refleksyjna, uznaje różnorodność wiary i neutralność państwa. Taka refleksyjna, pluralistyczna i niedogmatyczna religia doskonale daje się pogodzić z nowoczesnością i bez trudu mieści się w porządku liberalnym. Nikomu specjalnie nie przeszkadza, a ponadto może wspierać ów ład, dostarczając szerszych uzasadnień i silniejszych motywacji publicznym regułom sprawiedliwości.
Polska religijność amerykańska
Wybitny filozof Charles Taylor pisał o "post-Durkheimowskim" społeczeństwie, w którym przynależność religijna nie jest powiązana z tożsamością narodową lub z porządkiem społecznym. Jak wiadomo, Emile Durkheim, jeden z klasyków socjologii, sądził, że tylko struktura normatywna społeczeństwa ma zawsze charakter religijny i że bez niej społeczeństwo nie może istnieć. Taylor to odrzuca, wskazuje jednak, że ciągle jeszcze można spotkać tożsamości "neoDurkheimowskie". Według niego, niektóre społeczeństwa pozostają w quasi-antagonistycznym stosunku do "post-Durkheimowskiego" świata. I wymienia w tym kontekście trzy kraje - Stany Zjednoczone, Irlandię i Polskę.
Rzeczywiście, Stany Zjednoczone to twardy orzech do zgryzienia dla teoretyków sekularyzacji, socjologów religii i filozofów liberalizmu. Za prezydentury George`a Busha Europejczycy odkryli głęboką religijność Amerykanów i to, że w USA religia bynajmniej nie sprowadza się wyłącznie do doświadczeń i przeżyć jednostek; co więcej - nie jest tylko więzią w ramach danego Kościoła czy wyznania, lecz łączy się z kolektywną tożsamością Amerykanów. Sama suwerenność USA jest rozumiana jako suwerenność pochodząca od Boga.
Kiedyś żywotność religii w Stanach Zjednoczonych wyjaśniano istniejącym tam "wolnym rynkiem" religii zaspokajającym wszelkie upodobania. Dlatego miała być zgodna z indywidualizmem i liberalizmem. Teraz jednak zauważono, że w wypadku Ameryki sekularyzacja państwa nie wyklucza daleko idącej sakralizacji sfery publicznej ani swoistego mesjanizmu politycznego, że religia jest elementem tożsamości zbiorowej.
Także Polska wydaje się wyjątkowa na tle współczesnej Europy. Po pierwsze dlatego, że jest bardziej religijna niż większość krajów europejskich. Warto przy tym zauważyć, że mimo spadku religijności w krajach Europy Zachodniej państwa postkomunistyczne na początku transformacji w latach 90. były o wiele mniej religijne niż kraje zachodnie. Tylko Polska oparła się komunistycznej sekularyzacji. Unowocześnienie, odrabianie zapóźnienia, "imitacyjna modernizacja" mogły więc polegać w krajach postkomunistycznych raczej na odradzaniu się religii niż na sekularyzacji. Po drugie, religia odgrywa w Polsce rolę polityczną. Reakcje na śmierć Jana Pawła II pokazały, że Polacy - mimo całego społecznego i kulturowego zróżnicowania - ciągle podzielają ten sam sposób odczuwania: religijny i narodowy zarazem, "neo-Durkheimowski" - jak by powiedział Taylor. Także w tym sensie Polska nie jest krajem zsekularyzowanym.
Jak wiemy, polski katolicyzm i religijność polskiego społeczeństwa bywały przedmiotem ostrych sporów i kontrowersji, miały także wiele postaci i formuł, ale niewątpliwie miejsce religii w polskiej kulturze i pamięci jest inne niż na przykład w niemieckiej, francuskiej czy czeskiej. To nie pamięć o wojnach religijnych i nacjonalizmie, zwłaszcza polskim, była motywem skłaniającym nas do jednoczenia się z państwami Europy, lecz przede wszystkim doświadczenie totalitaryzmu, a przedtem zniewolenia przez ponadnarodowe imperia. W Polsce nie było wojen religijnych, a ofiary zaciętej i postępowej walki z polskim nacjonalizmem są pogrzebane m.in. w Katyniu i Palmirach. Polacy mają za sobą doświadczenie życia w ustroju, w którym chrześcijaństwo zostało uznane za przeżytek - tolerowany, lecz skazany na zniknięcie. Nie jest także przypadkiem, że ruch opozycyjny przeciw komunizmowi odkrył na nowo religię, a lewicowo-laickie idee okazały się zbyt słabe i mało przekonujące, aby organizować politycznie Polaków.
W "Solidarności" odzyskane poczucie wolności i solidarności łączyło się z renesansem religijności. Było przy tym jasne, że polska "religia obywatelska" nie ma nic wspólnego ani z "religią polityczną", ani z ciasnym nacjonalizmem. Polska "religia obywatelska" - od romantyzmu po "Solidarność" - nie czciła bałwochwalczo narodu polskiego, lecz pozwalała nam rozumieć polskie doświadczenie w świetle ostatecznej i uniwersalnej rzeczywistości, z całym złem i dobrem, którego doświadczaliśmy i które sprawialiśmy.
Chrześcijaństwo i polityka
Osoby duchowne zajmowały w politycznym dramacie Polski ważne, czasami centralne miejsce. Wystarczy wspomnieć kardynała Stefana Wyszyńskiego czy rolę, jaką odegrał - także w polskiej polityce - Jan Paweł II. Nie inaczej było w III Rzeczypospolitej - ks. Józef Tischner był nie tylko filozofem, ale także myślicielem i publicystą politycznym, podobnie jak jest nim ks. Adam Boniecki, redaktor naczelny "Tygodnika Powszechnego", czy o. Maciej Zięba. Do tego grona duchownych biorących czynny udział w polskiej debacie politycznej zalicza się także ojciec Tadeusz Rydzyk, reprezentujący jednak często poglądy kontrowersyjne. Nie ulega wątpliwości, że błędne, niebezpieczne poglądy powinny być odrzucane i krytykowane na płaszczyźnie politycznej. Na płaszczyźnie religijnej można się zastanawiać, jakie poglądy są zgodne z duchem i nauczeniem chrześcijaństwa, a jakie nie, na przykład w kwestii regulacji urodzin czy lustracji.
Warto odpowiedzieć sobie na pytanie, czy związki między religią i polityką są w ogóle zgodne z zasadami współczesnej demokracji i jakie są to związki. Niewątpliwie rozdzielenie państwa i wiary, choć jest wielkim osiągnięciem cywilizacji europejskiej, nigdy nie było i nie może być całkowite. Chrześcijaństwo i polityka zawsze były z sobą powiązane, mimo zasady wolności religijnej. Tak jest do dzisiaj, a przynajmniej było do niedawna. Żadna wspólnota polityczna, żadne państwo nie obywa się bez wspólnej duchowej podstawy i pewnego poczucia wspólnoty. Nie jest możliwe państwo opierające się tylko na regułach formalnych, na prawie stanowionym i konstytucji. Słynne jest stwierdzenie Boeckenfoerdego, że "wolnościowe, sekularne państwo żyje dzięki założeniom, których nie może samo gwarantować. Jest to ogromne ryzyko, które państwo to podjęło ze względu na wolność".
Do tej pory jednym z najważniejszych założeń państwa w zachodnim kręgu cywilizacyjnym było chrześcijaństwo. Trudno nie zauważyć, że dzisiejszy kryzys wielu krajów Europy jest skorelowany z upadkiem wiary. Zapaść demograficzna, kultura postheroiczna i narcystyczna, odrzucająca poświęcenie i ofiarę, wiążą się z erozją chrześcijaństwa. Religia, nawet wtedy, gdy staje się jedną z wielu "ofert" etycznych i kulturowych, nie znika ze sfery publicznej i politycznej. Kościół katolicki w swej funkcji "strażnika i opiekuna" często musi interweniować w sferę polityczną, a chrześcijaństwo nie może dotyczyć tylko naszego jednostkowego życia, pomijając zupełnie nasz los zbiorowy. W jakim stopniu porządek prawny i społeczny to dopuszcza i jest przez takie interwencje kształtowany, zależy od cech szczególnych danej wspólnoty politycznej. Rozdział państwa i religii nie musi być radykalny, jak we Francji zbudowanej na zasadzie laicyzmu, może być rozdziałem "wyważonym" - jak w Niemczech. W wielu państwach Europy ciągle istnieją Kościoły państwowe, których wyróżniona pozycja jest gwarantowana konstytucją. Polska wspólnota polityczna, mimo że nie mieliśmy Kościoła państwowego, dopuszczała i dopuszcza polityczne interwencje autorytetów duchowych oraz odwołanie się do wiary, szczególnie w sytuacjach dramatycznych, w jakie obfitowała nasza historia.
Jak pokazywał Boeckenfoerde, w nawiązaniu do Carla Schmitta, zawsze istnieje szeroki obszar "rzeczy pośrednich", res mixtae, w którym spotykają się państwa i wspólnoty religijne. Dlatego zawsze będą pojawiały się konflikty i tarcia między polityką a religią i złudzeniem jest ich bezproblemowe współistnienie. Wynika to także z istoty samej polityki. Polityczność nie daje się odgraniczyć lub dokładnie wyznaczyć - rozmaite sprawy i zjawiska mogą nabierać znaczenia politycznego, stawać się przedmiotem walki politycznej.
Prawo i światopogląd
Nie jest bynajmniej tak, że w państwie wolności religijnej, w państwie niewyznaniowym nie ma miejsca na chrześcijaństwo w polityce, a ci, którzy chcieliby zamknąć je w sferze prywatnej, nie reprezentują neutralnego punktu widzenia. Nieprzypadkowo w sytuacjach dramatycznych i w sytuacji szybkich przemian pojawia się zjawisko "deprywatyzacji" religii, opisywane w latach 90. przez Jose Casanovę. Wyróżnił on w organizmie politycznym (polity) trzy warstwy - państwo, społeczeństwo polityczne i społeczeństwo obywatelskie. Jego zdaniem, w nowoczesnym świecie właściwym miejscem oddziaływania religii jest społeczeństwo obywatelskie, a głos religii jest prawomocny w trzech wypadkach - po pierwsze, gdy broni ona zasady wspólnego dobra przeciwko indywidualistycznym, nowoczesnym teoriom liberalnym; po drugie, gdy podważa roszczenia dwóch głównych systemów społecznych - administracji państwowej i rynku - działających wedle wewnętrznych imperatywów funkcjonalnych bez oglądania się na normy moralne; oraz po trzecie, gdy broni tradycyjnego świata przeżywanego przeciw penetracji przez mechanizmy rynkowe i biurokratyczne.
Porządek prawny, społeczeństwo polityczne i państwo nie zostały po prostu wyeliminowane z debaty publicznej. Prawo w nowoczesnym społeczeństwie ma regulować relacje między ludźmi, by został zapewniony pokój zewnętrzny i - wewnątrz wspólnoty państwowej - wolność jednostki oraz bezpieczeństwo wszystkich i każdego z osobna, a także dobrobyt obywateli. W samym prawie zawiera się jednak także obraz człowieka, każde prawo niesie z sobą antropologiczne i filozoficzne treści. Nigdy więc nie jest zupełnie neutralne, lecz pozostaje związane z pewnym światopoglądem. Państwo i prawo są zawsze wyrazem wspólnoty politycznej, prawo stanowi ramy, ale jest też elementem procesu politycznego. Amerykanie wydają się tego bardziej świadomi niż Europejczycy.
Pamiętając o granicach, chroniąc wolność polityczną i wolność religijną jako podstawowe zasady, na których się wspiera Rzeczpospolita, nie powinniśmy więc sądzić, że jedyną drogą, jaka przed nami jest otwarta, jest droga ku "post-Durkheimowskiej" nowoczesności, lub że głos katolików, nawet bardzo mało postępowych, w debacie politycznej jest z zasady sprzeczny z wolnościowym i nowoczesnym ładem.
Religia niewidzialna
Niektórzy twierdzą, że zagrożenie polityczne stanowi monoteizm, każda wiara zbyt głęboko przeżyta, każde wyznanie wzięte zbyt dosłownie. Religia prowadzi do konfliktów, a religijne zwrócenie się ku transcendencji oznacza pogardę dla życia, rodzi wrogą wobec niego postawę i przemoc. Religia jest w swej istocie totalitarna i prowadzi do wojny, chyba że sama siebie podda relatywizacji, zostanie "skonfesjonalizowana" i oddzielona od państwa, wyłączona ze sfery polityki.
Konflikt Zachodu ze światem arabskim bywa przedstawiany jako konflikt świata zsekularyzowanego ze światem, w którym religia ciągle jeszcze splata się z polityką. Podkreśla się, że rozdzielenie władzy duchowej i świeckiej jest podstawową cechą cywilizacji zachodniej. Rozdzielenie to ma oznaczać z jednej strony uwolnienie państwa od zadań moralnych i religijnych, z drugiej zaś - oczyszczenie religii z elementów władzy i polityki. Takie oderwanie od polityki, od struktur władzy, od państwa miałoby wynikać z samej istoty chrześcijaństwa, które rozerwało jedność religii i państwa charakterystyczną dla innych, niechrześcijańskich cywilizacji. Postępująca sekularyzacja sama jest skutkiem chrześcijaństwa, jego wyrazem, a zarazem umożliwia mu oczyszczenie z tego, co jest mu obce, sublimację i uduchowienie.
Odrzuca się już jako fałszywe teorie sekularyzacji twierdzące, że powoli zanika wymiar społeczny religii, że religie tracą instytucjonalną postać, stają się "niewidzialne". Teza o prywatyzacji i dezinstytucjonalizacji religii nie wytrzymuje konfrontacji z rzeczywistością. Podkreśla się jednak utratę politycznej roli religii w cywilizacji zachodniej, odłączenie się religii od wszelkich struktur władzy, przede wszystkim państwowych. Odbywa się to zarówno przez przemiany samej religii, jak i przemiany państwa i polityki. Państwo staje się światopolądowo neutralne.
Jak pisze Ernst-Wolfgang Boeckenfoerde, teoretyk prawa i były sędzia niemieckiego Trybunału Konstytucyjnego, a jednocześnie wierzący katolik: "Państwo, w którym żyjemy, nie jest już >>państwem chrześcijańskim<<, nie ma ono i nie wyznaje żadnej religii, jego centrum nie stanowi prawda wiary chrześcijańskiej. Nie ta prawda jest jego wiodącą ideą, lecz religijno-światopoglądowa neutralność. Jest ono wspólnym domem, w którym razem mieszkają chrześcijanie i niechrześcijanie jako równoprawni obywatele i podmioty praw. Wiara chrześcijańska może być realizowana przez chrześcijan w państwie gwarantującym wolność religijną, ale samo państwo jej nie realizuje". Zmienia się także religia - staje się refleksyjna, uznaje różnorodność wiary i neutralność państwa. Taka refleksyjna, pluralistyczna i niedogmatyczna religia doskonale daje się pogodzić z nowoczesnością i bez trudu mieści się w porządku liberalnym. Nikomu specjalnie nie przeszkadza, a ponadto może wspierać ów ład, dostarczając szerszych uzasadnień i silniejszych motywacji publicznym regułom sprawiedliwości.
Polska religijność amerykańska
Wybitny filozof Charles Taylor pisał o "post-Durkheimowskim" społeczeństwie, w którym przynależność religijna nie jest powiązana z tożsamością narodową lub z porządkiem społecznym. Jak wiadomo, Emile Durkheim, jeden z klasyków socjologii, sądził, że tylko struktura normatywna społeczeństwa ma zawsze charakter religijny i że bez niej społeczeństwo nie może istnieć. Taylor to odrzuca, wskazuje jednak, że ciągle jeszcze można spotkać tożsamości "neoDurkheimowskie". Według niego, niektóre społeczeństwa pozostają w quasi-antagonistycznym stosunku do "post-Durkheimowskiego" świata. I wymienia w tym kontekście trzy kraje - Stany Zjednoczone, Irlandię i Polskę.
Rzeczywiście, Stany Zjednoczone to twardy orzech do zgryzienia dla teoretyków sekularyzacji, socjologów religii i filozofów liberalizmu. Za prezydentury George`a Busha Europejczycy odkryli głęboką religijność Amerykanów i to, że w USA religia bynajmniej nie sprowadza się wyłącznie do doświadczeń i przeżyć jednostek; co więcej - nie jest tylko więzią w ramach danego Kościoła czy wyznania, lecz łączy się z kolektywną tożsamością Amerykanów. Sama suwerenność USA jest rozumiana jako suwerenność pochodząca od Boga.
Kiedyś żywotność religii w Stanach Zjednoczonych wyjaśniano istniejącym tam "wolnym rynkiem" religii zaspokajającym wszelkie upodobania. Dlatego miała być zgodna z indywidualizmem i liberalizmem. Teraz jednak zauważono, że w wypadku Ameryki sekularyzacja państwa nie wyklucza daleko idącej sakralizacji sfery publicznej ani swoistego mesjanizmu politycznego, że religia jest elementem tożsamości zbiorowej.
Także Polska wydaje się wyjątkowa na tle współczesnej Europy. Po pierwsze dlatego, że jest bardziej religijna niż większość krajów europejskich. Warto przy tym zauważyć, że mimo spadku religijności w krajach Europy Zachodniej państwa postkomunistyczne na początku transformacji w latach 90. były o wiele mniej religijne niż kraje zachodnie. Tylko Polska oparła się komunistycznej sekularyzacji. Unowocześnienie, odrabianie zapóźnienia, "imitacyjna modernizacja" mogły więc polegać w krajach postkomunistycznych raczej na odradzaniu się religii niż na sekularyzacji. Po drugie, religia odgrywa w Polsce rolę polityczną. Reakcje na śmierć Jana Pawła II pokazały, że Polacy - mimo całego społecznego i kulturowego zróżnicowania - ciągle podzielają ten sam sposób odczuwania: religijny i narodowy zarazem, "neo-Durkheimowski" - jak by powiedział Taylor. Także w tym sensie Polska nie jest krajem zsekularyzowanym.
Jak wiemy, polski katolicyzm i religijność polskiego społeczeństwa bywały przedmiotem ostrych sporów i kontrowersji, miały także wiele postaci i formuł, ale niewątpliwie miejsce religii w polskiej kulturze i pamięci jest inne niż na przykład w niemieckiej, francuskiej czy czeskiej. To nie pamięć o wojnach religijnych i nacjonalizmie, zwłaszcza polskim, była motywem skłaniającym nas do jednoczenia się z państwami Europy, lecz przede wszystkim doświadczenie totalitaryzmu, a przedtem zniewolenia przez ponadnarodowe imperia. W Polsce nie było wojen religijnych, a ofiary zaciętej i postępowej walki z polskim nacjonalizmem są pogrzebane m.in. w Katyniu i Palmirach. Polacy mają za sobą doświadczenie życia w ustroju, w którym chrześcijaństwo zostało uznane za przeżytek - tolerowany, lecz skazany na zniknięcie. Nie jest także przypadkiem, że ruch opozycyjny przeciw komunizmowi odkrył na nowo religię, a lewicowo-laickie idee okazały się zbyt słabe i mało przekonujące, aby organizować politycznie Polaków.
W "Solidarności" odzyskane poczucie wolności i solidarności łączyło się z renesansem religijności. Było przy tym jasne, że polska "religia obywatelska" nie ma nic wspólnego ani z "religią polityczną", ani z ciasnym nacjonalizmem. Polska "religia obywatelska" - od romantyzmu po "Solidarność" - nie czciła bałwochwalczo narodu polskiego, lecz pozwalała nam rozumieć polskie doświadczenie w świetle ostatecznej i uniwersalnej rzeczywistości, z całym złem i dobrem, którego doświadczaliśmy i które sprawialiśmy.
Chrześcijaństwo i polityka
Osoby duchowne zajmowały w politycznym dramacie Polski ważne, czasami centralne miejsce. Wystarczy wspomnieć kardynała Stefana Wyszyńskiego czy rolę, jaką odegrał - także w polskiej polityce - Jan Paweł II. Nie inaczej było w III Rzeczypospolitej - ks. Józef Tischner był nie tylko filozofem, ale także myślicielem i publicystą politycznym, podobnie jak jest nim ks. Adam Boniecki, redaktor naczelny "Tygodnika Powszechnego", czy o. Maciej Zięba. Do tego grona duchownych biorących czynny udział w polskiej debacie politycznej zalicza się także ojciec Tadeusz Rydzyk, reprezentujący jednak często poglądy kontrowersyjne. Nie ulega wątpliwości, że błędne, niebezpieczne poglądy powinny być odrzucane i krytykowane na płaszczyźnie politycznej. Na płaszczyźnie religijnej można się zastanawiać, jakie poglądy są zgodne z duchem i nauczeniem chrześcijaństwa, a jakie nie, na przykład w kwestii regulacji urodzin czy lustracji.
Warto odpowiedzieć sobie na pytanie, czy związki między religią i polityką są w ogóle zgodne z zasadami współczesnej demokracji i jakie są to związki. Niewątpliwie rozdzielenie państwa i wiary, choć jest wielkim osiągnięciem cywilizacji europejskiej, nigdy nie było i nie może być całkowite. Chrześcijaństwo i polityka zawsze były z sobą powiązane, mimo zasady wolności religijnej. Tak jest do dzisiaj, a przynajmniej było do niedawna. Żadna wspólnota polityczna, żadne państwo nie obywa się bez wspólnej duchowej podstawy i pewnego poczucia wspólnoty. Nie jest możliwe państwo opierające się tylko na regułach formalnych, na prawie stanowionym i konstytucji. Słynne jest stwierdzenie Boeckenfoerdego, że "wolnościowe, sekularne państwo żyje dzięki założeniom, których nie może samo gwarantować. Jest to ogromne ryzyko, które państwo to podjęło ze względu na wolność".
Do tej pory jednym z najważniejszych założeń państwa w zachodnim kręgu cywilizacyjnym było chrześcijaństwo. Trudno nie zauważyć, że dzisiejszy kryzys wielu krajów Europy jest skorelowany z upadkiem wiary. Zapaść demograficzna, kultura postheroiczna i narcystyczna, odrzucająca poświęcenie i ofiarę, wiążą się z erozją chrześcijaństwa. Religia, nawet wtedy, gdy staje się jedną z wielu "ofert" etycznych i kulturowych, nie znika ze sfery publicznej i politycznej. Kościół katolicki w swej funkcji "strażnika i opiekuna" często musi interweniować w sferę polityczną, a chrześcijaństwo nie może dotyczyć tylko naszego jednostkowego życia, pomijając zupełnie nasz los zbiorowy. W jakim stopniu porządek prawny i społeczny to dopuszcza i jest przez takie interwencje kształtowany, zależy od cech szczególnych danej wspólnoty politycznej. Rozdział państwa i religii nie musi być radykalny, jak we Francji zbudowanej na zasadzie laicyzmu, może być rozdziałem "wyważonym" - jak w Niemczech. W wielu państwach Europy ciągle istnieją Kościoły państwowe, których wyróżniona pozycja jest gwarantowana konstytucją. Polska wspólnota polityczna, mimo że nie mieliśmy Kościoła państwowego, dopuszczała i dopuszcza polityczne interwencje autorytetów duchowych oraz odwołanie się do wiary, szczególnie w sytuacjach dramatycznych, w jakie obfitowała nasza historia.
Jak pokazywał Boeckenfoerde, w nawiązaniu do Carla Schmitta, zawsze istnieje szeroki obszar "rzeczy pośrednich", res mixtae, w którym spotykają się państwa i wspólnoty religijne. Dlatego zawsze będą pojawiały się konflikty i tarcia między polityką a religią i złudzeniem jest ich bezproblemowe współistnienie. Wynika to także z istoty samej polityki. Polityczność nie daje się odgraniczyć lub dokładnie wyznaczyć - rozmaite sprawy i zjawiska mogą nabierać znaczenia politycznego, stawać się przedmiotem walki politycznej.
Prawo i światopogląd
Nie jest bynajmniej tak, że w państwie wolności religijnej, w państwie niewyznaniowym nie ma miejsca na chrześcijaństwo w polityce, a ci, którzy chcieliby zamknąć je w sferze prywatnej, nie reprezentują neutralnego punktu widzenia. Nieprzypadkowo w sytuacjach dramatycznych i w sytuacji szybkich przemian pojawia się zjawisko "deprywatyzacji" religii, opisywane w latach 90. przez Jose Casanovę. Wyróżnił on w organizmie politycznym (polity) trzy warstwy - państwo, społeczeństwo polityczne i społeczeństwo obywatelskie. Jego zdaniem, w nowoczesnym świecie właściwym miejscem oddziaływania religii jest społeczeństwo obywatelskie, a głos religii jest prawomocny w trzech wypadkach - po pierwsze, gdy broni ona zasady wspólnego dobra przeciwko indywidualistycznym, nowoczesnym teoriom liberalnym; po drugie, gdy podważa roszczenia dwóch głównych systemów społecznych - administracji państwowej i rynku - działających wedle wewnętrznych imperatywów funkcjonalnych bez oglądania się na normy moralne; oraz po trzecie, gdy broni tradycyjnego świata przeżywanego przeciw penetracji przez mechanizmy rynkowe i biurokratyczne.
Porządek prawny, społeczeństwo polityczne i państwo nie zostały po prostu wyeliminowane z debaty publicznej. Prawo w nowoczesnym społeczeństwie ma regulować relacje między ludźmi, by został zapewniony pokój zewnętrzny i - wewnątrz wspólnoty państwowej - wolność jednostki oraz bezpieczeństwo wszystkich i każdego z osobna, a także dobrobyt obywateli. W samym prawie zawiera się jednak także obraz człowieka, każde prawo niesie z sobą antropologiczne i filozoficzne treści. Nigdy więc nie jest zupełnie neutralne, lecz pozostaje związane z pewnym światopoglądem. Państwo i prawo są zawsze wyrazem wspólnoty politycznej, prawo stanowi ramy, ale jest też elementem procesu politycznego. Amerykanie wydają się tego bardziej świadomi niż Europejczycy.
Pamiętając o granicach, chroniąc wolność polityczną i wolność religijną jako podstawowe zasady, na których się wspiera Rzeczpospolita, nie powinniśmy więc sądzić, że jedyną drogą, jaka przed nami jest otwarta, jest droga ku "post-Durkheimowskiej" nowoczesności, lub że głos katolików, nawet bardzo mało postępowych, w debacie politycznej jest z zasady sprzeczny z wolnościowym i nowoczesnym ładem.
Więcej możesz przeczytać w 4/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.