Rosyjski straszak gazowy się zaciął
W węgierskim punkcie przyjęcia rosyjskiego gazu wskazówki liczników przepływu niespodziewanie spadły o jedną piątą dotychczasowej wielkości. Spadki zaobserwowali też Włosi i Chorwaci. Okazało się, że Gazprom zmniejszył bez zapowiedzi dostawy gazu. Oficjalny powód? Gwałtowny spadek temperatur w Rosji. Ale o tej porze w Rosji zawsze jest zimno. Rzeczywisty powód? Gazprom jest niewydolnym molochem. Gazprom jest nagi - trafnie ocenia sytuację rosyjskiej firmy amerykańska agencja Renaissance Capital, trust mózgów specjalizujący się w badaniu rynku energii. Firma jest źle zarządzana, nienowoczesna. To tylko część prawdy. Niedawny kryzys rosyjsko--ukraiński obnażył, zdaniem ekspertów Renaissance Capital, fatalną strukturę własnościową Gazpromu i rosyjskiego sektora gazowego w ogóle. Sprawiło to, że koszty eksploatacji rosyjskiego gazu są i będą wyższe niż średnia światowa. Gazu w Rosji jest w bród i pozycja Gazpromu jako monopolisty w Europie wydaje się niezachwiana, ale będzie coraz gorzej. Niebawem kolejne kraje dowiedzą się, że dostaną mniej gazu, niż zamówiły. Za kilka lat firma może zbankrutować.
Sztuka marnotrawstwa
W czasach ZSRR gaz tryskał z ziemi i było go w bród, był tani, nie dbano o nowe złoża i sieci przesyłowe. Na własne cele spalano gaz, którego cena wynosiła 30-40 USD za 1000 m3, czyli poniżej kosztów wydobycia. Po upadku komunistycznego imperium Gazprom pozostał firmą państwową i oczkiem w głowie Kremla. Ten, kto rządził Gazpromem, rządził Rosją. Kiedy złoża europejskie zaczęły się wyczerpywać, Gazprom sięgnął po gaz z Azji Środkowej. Wykorzystywał go w gospodarce Rosji i zaprzyjaźnionych republik. Aby zaopatrzyć Europę Zachodnią i Środkową, musiał sięgnąć po zasoby syberyjskie. Wtedy zdano sobie sprawę, jak kosztowna jest jego eksploatacja. Trudno się dziwić; dystans od złoża do odbiorcy wynosił 5000 km, a tereny te są trudno dostępne i często zamarznięte.
Niegościnne warunki geologiczne i klimatyczne wszędzie podnoszą koszty eksploatacji. To tylko pół prawdy. Gaz wydobywany w podobnych warunkach w Kanadzie kosztuje dwa i pół razy taniej niż rosyjski! Dlaczego tam jest taniej? Bo eksploatacją i przesyłem tamtejszego gazu zajmują się firmy prywatne. Żaden prywatny właściciel złoża nie zdecydowałby się na tak rabunkową politykę energetyczną jak Rosjanie. Na to może sobie pozwolić tylko państwo, dla którego koszty nie mają znaczenia. Płacą w końcu podatnicy. Dlatego w USA i Kanadzie, gdzie energetyka jest w rękach prywatnych i istnieje wolny rynek gazu, podwyżka cen gazu dla konsumentów indywidualnych w ostatnim okresie była prawie niezauważalna.
Znaczącym składnikiem kosztów wydobycia i przesyłu gazpromowskiego gazu jest marnotrawstwo surowca; nieszczelności, wycieki oraz niska dyscyplina zatrudnionych. Pod tym względem niewiele się zmieniło od czasów ZSRR, kiedy zdarzało się, że o wyciekach ropy naftowej informowały Rosjan centra monitoringu satelitarnego CIA. Kilka lat temu z rurociągu Kariaga - Usinsk wyciekło w ciągu 11 dni ponad 200 tys. ton ropy naftowej i wyciekłoby więcej, gdyby Amerykanie nie powiadomili Rosjan o awarii rurociągu. - Zaledwie rok od nacjonalizacji Jukosu, innego rosyjskiego giganta energetycznego, sprzedaż ropy spadła w firmie o ponad 5 proc., bo pojawiło się państwowe marnotrawstwo - mówi rzecznik koncernu Claire Davidson. A przecież Jukos pod rządami Chodorkowskiego należał do najbardziej dynamicznych i wydajnych firm energetycznych świata. Wycieki ropy można zauważyć, gazu - nie; eksperci Renaissance Capital szacują, że wskutek fatalnej konserwacji gazociągów, niedoinwestowania urządzeń i zaniechania nowych odwiertów Gazprom traci od 12 proc. do 15 proc. wydobywanego gazu. Standard światowy to najwyżej 2,5-3-procentowe straty.
Bankructwo nadchodzi?
Rosyjski straszak gazowy, wymierzony w Ukrainę, może wkrótce się okazać bezużyteczny. Opóźnianie przez Kreml restrukturyzacji i prywatyzacji Gazpromu zamienia firmę w kolosa na glinianych nogach. - Dopóki Gazprom będzie państwowy, dopóty będzie monopolistą. Dopóki będzie monopolistą, dopóty nic się nie zmieni - uważa Adam Landes, prezes Renaissance Capital, autor pomysłu rozbicia Gazpromu.
- Odbudowa Gazpromu i wzmocnienie jego konkurencyjności pochłonie 60 mld USD - ocenia prof. Piotr Moncarz, ekspert ds. energetyki gazowej ze Stanford University w Kalifornii. Rosjanie takimi pieniędzmi nie dysponują. Bez tych inwestycji firmie grozi kryzys, tym bardziej że Gazprom nie ma żadnej strategii długofalowej i nadal traktowany jest jak dojna krowa Kremla
Sztuka marnotrawstwa
W czasach ZSRR gaz tryskał z ziemi i było go w bród, był tani, nie dbano o nowe złoża i sieci przesyłowe. Na własne cele spalano gaz, którego cena wynosiła 30-40 USD za 1000 m3, czyli poniżej kosztów wydobycia. Po upadku komunistycznego imperium Gazprom pozostał firmą państwową i oczkiem w głowie Kremla. Ten, kto rządził Gazpromem, rządził Rosją. Kiedy złoża europejskie zaczęły się wyczerpywać, Gazprom sięgnął po gaz z Azji Środkowej. Wykorzystywał go w gospodarce Rosji i zaprzyjaźnionych republik. Aby zaopatrzyć Europę Zachodnią i Środkową, musiał sięgnąć po zasoby syberyjskie. Wtedy zdano sobie sprawę, jak kosztowna jest jego eksploatacja. Trudno się dziwić; dystans od złoża do odbiorcy wynosił 5000 km, a tereny te są trudno dostępne i często zamarznięte.
Niegościnne warunki geologiczne i klimatyczne wszędzie podnoszą koszty eksploatacji. To tylko pół prawdy. Gaz wydobywany w podobnych warunkach w Kanadzie kosztuje dwa i pół razy taniej niż rosyjski! Dlaczego tam jest taniej? Bo eksploatacją i przesyłem tamtejszego gazu zajmują się firmy prywatne. Żaden prywatny właściciel złoża nie zdecydowałby się na tak rabunkową politykę energetyczną jak Rosjanie. Na to może sobie pozwolić tylko państwo, dla którego koszty nie mają znaczenia. Płacą w końcu podatnicy. Dlatego w USA i Kanadzie, gdzie energetyka jest w rękach prywatnych i istnieje wolny rynek gazu, podwyżka cen gazu dla konsumentów indywidualnych w ostatnim okresie była prawie niezauważalna.
Znaczącym składnikiem kosztów wydobycia i przesyłu gazpromowskiego gazu jest marnotrawstwo surowca; nieszczelności, wycieki oraz niska dyscyplina zatrudnionych. Pod tym względem niewiele się zmieniło od czasów ZSRR, kiedy zdarzało się, że o wyciekach ropy naftowej informowały Rosjan centra monitoringu satelitarnego CIA. Kilka lat temu z rurociągu Kariaga - Usinsk wyciekło w ciągu 11 dni ponad 200 tys. ton ropy naftowej i wyciekłoby więcej, gdyby Amerykanie nie powiadomili Rosjan o awarii rurociągu. - Zaledwie rok od nacjonalizacji Jukosu, innego rosyjskiego giganta energetycznego, sprzedaż ropy spadła w firmie o ponad 5 proc., bo pojawiło się państwowe marnotrawstwo - mówi rzecznik koncernu Claire Davidson. A przecież Jukos pod rządami Chodorkowskiego należał do najbardziej dynamicznych i wydajnych firm energetycznych świata. Wycieki ropy można zauważyć, gazu - nie; eksperci Renaissance Capital szacują, że wskutek fatalnej konserwacji gazociągów, niedoinwestowania urządzeń i zaniechania nowych odwiertów Gazprom traci od 12 proc. do 15 proc. wydobywanego gazu. Standard światowy to najwyżej 2,5-3-procentowe straty.
Bankructwo nadchodzi?
Rosyjski straszak gazowy, wymierzony w Ukrainę, może wkrótce się okazać bezużyteczny. Opóźnianie przez Kreml restrukturyzacji i prywatyzacji Gazpromu zamienia firmę w kolosa na glinianych nogach. - Dopóki Gazprom będzie państwowy, dopóty będzie monopolistą. Dopóki będzie monopolistą, dopóty nic się nie zmieni - uważa Adam Landes, prezes Renaissance Capital, autor pomysłu rozbicia Gazpromu.
- Odbudowa Gazpromu i wzmocnienie jego konkurencyjności pochłonie 60 mld USD - ocenia prof. Piotr Moncarz, ekspert ds. energetyki gazowej ze Stanford University w Kalifornii. Rosjanie takimi pieniędzmi nie dysponują. Bez tych inwestycji firmie grozi kryzys, tym bardziej że Gazprom nie ma żadnej strategii długofalowej i nadal traktowany jest jak dojna krowa Kremla
Więcej możesz przeczytać w 4/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.