Koncentracji banków sprzyja nie tylko Kongres USA, ale też Komisja Europejska
W brydżowej rozgrywce o dopuszczenie do fuzji banków Pekao SA i BPH rząd zmusił przeciwników, czyli Włochów, do zrzucenia karty biorącej, dzięki czemu będzie mógł ewentualnie oddać jedną lewę mniej, niż się pierwotnie wydawało. Ową lewą byłoby zawładnięcie przez państwo teraz prywatnym bankiem BPH. W brydżu taki manewr nazywa się coup de voleur. Znamionuje on graczy o najwyższym poziomie techniki. Włosko-polski brydż niekiedy zaczyna mimo mistrzowskich zagrywek przeistaczać się w pokera, grę o mniej subtelnych regułach. Sprzeciwianie się przez rząd koncentracji instytucji finansowych jest sprzeczne z powszechną tendencją rynkową, polityką ekonomiczną UE oraz zdrowym rozsądkiem. A argumenty, którymi rząd się posługuje, są po pierwsze, żadne, a po drugie, (jak w pokerze) nieprawdziwe. Nie chodzi bowiem o interes narodowy, ale o państwową kontrolę nad prywatną kasą. Jeśli kolejna próba coup de voleur się powiedzie, jedynymi tego skutkami będą skandal i dalsza utrata zaufania inwestorów zagranicznych do państwa polskiego oraz nadal zaliczane do najwyższych w Europie koszty, jakie ponoszą klienci polskich słabych banków.
Duży może więcej
W gospodarce działa tzw. efekt skali. Duży może więcej, bo ma niższe jednostkowe koszty stałe, większe pieniądze na inwestycje i może ponosić wyższe ryzyko. Prawidłowość ta obowiązuje też w sektorze finansowym. Ponieważ najszybszą metodą powiększenia kapitału jest jego centralizacja, fuzje w sektorze finansowym stały się częste. Politykę antykoncentracyjną, która sprawiła, że amerykańskie banki zaczęły przegrywać konkurencję z japońskimi, odrzucili przed laty Amerykanie. Fala fuzji bankowych dotarła też do Europy. Credit Agricole, przejmując Credit Lyonnais, awansował do piątki największych banków świata, a włoski UniCredito połączył się z niemieckim HVB. Wtórnym efektem tej fuzji jest perspektywa połączenia Pekao, gdzie głównym akcjonariuszem (52,9 proc.) jest UniCredito, i BPH, którego największym udziałowcem (71,2 proc.) jest HVB. Fuzje to obniżenie kosztów usług, a polski system bankowy należy do najdroższych w Europie.
Na zjawisko koncentracji banków życzliwym okiem patrzy i Kongres USA, i UE. Czołowe banki europejskie są mniejsze od swoich amerykańskich i japońskich odpowiedników, a do powstania europejskiego wspólnego rynku finansowego jest daleko. Europejski Bank Centralny szacuje, że tylko 15 proc. ogółu aktywów w bankach europejskich pochodzi z kraju innego niż macierzysty, a transgraniczny przepływ oszczędności detalicznych szacowany jest na 3 proc. Dlatego UE wywierała naciski na włoski nadzór bankowy, aby nie blokował zakupu przez hiszpański BBVA akcji Banca Nazionale del Lavoro, a holenderski ABN Amro - udziałów w Banca Antonveneta. Podobnie jest w wypadku prób utrudniania przez rząd polski efektywnego przejęcia akcji BPH przez Pekao.
Nasze kategoryczne nie
Mówiąc Włochom "nie", rząd wysuwa argumenty monopolizacji rynku, wzrostu cen usług bankowych, transferu pieniędzy za granicę i zwolnień pracowników. Jeden z zarzutów jest sprzeczny z logiką, a dwa dalsze wzajemnie się znoszą. Jeżeli w przedsiębiorstwie można bez zmniejszenia przychodów zwolnić 6 tys. osób, znaczy to, że dotychczas były przerosty zatrudnienia, przekładające się - licząc tylko koszty płac i pochodnych - na kwotę pół miliarda złotych rocznie. Nawet jeżeli po redukcji firma większość tych pieniędzy zamieni na zysk, to i tak klienci banku odczują ulgę związaną z obniżką cen kredytów.
Zarzut monopolizacji rynku i zaniku konkurencyjności nie wytrzymuje konfrontacji z faktami. Nowo powstały bank pod względem wielkości będzie podobny do PKO BP, ale nie oznacza to zmniejszenia konkurencyjności rynku. Połączenie zwiększa udział w rynku pięciu największych banków z 49Ęproc. do 54 proc., podczas gdy wskaźnik ten dla Holandii, Belgii i Finlandii przekracza 80 proc., a dla większości państw unijnych oscyluje wokół 50 proc. Podobny wynik daje przyjęcie jako wskaźnika koncentracji udziału w rynku trzech największych banków. Tu liderami z 60-procentową koncentracją są Portugalczycy i Czesi, a Polska z indeksem 46,5 proc. mieściłaby się w środku europejskiego rankingu.
Przez moment można było sądzić, że mówiąc Włochom nie, rząd chciał wytargować od nich dodatkowe korzyści. I to mu się udało - UniCredito redukcje zatrudnienia ograniczy do 2 tys. osób i rozłoży ją na lata, polskiej filii powierzy kierowanie oddziałami wschodnimi oraz ulokuje w Polsce centrum informacyjne. Rząd jednak znalazł kolejne przeszkody blokujące działalność banku. Komisja Nadzoru Bankowego od sierpnia rozpatruje prośbę UniCeredito o zgodę na prawo wykonywania głosów na WZA BPH, a minister Cezary Mech odgraża się, że KNB zgody nie udzieli. Interesujące jest, jak owa odmowa będzie uzasadniona, gdyż prawo dopuszcza ją jedynie w trzech wypadkach - gdy "wpływ podmiotu zamierzającego objąć lub nabyć akcje jest niekorzystny dla ostrożnego i stabilnego zarządzania bankiem, środki przeznaczone na nabycie akcji pochodzą z pożyczki, kredytu lub źródeł nie udokumentowanych, przepisy prawa obowiązujące w miejscu siedziby lub zamieszkania właściciela uniemożliwiają KNB wykonywanie efektywnego nadzoru". Trudno będzie uznać, że UniCredito nie zna się na bankowości, pierze pieniądze lub ma siedzibę na Kubie.
Drugą armatą wytoczoną przez rząd jest umowa prywatyzacyjna z 1999 r. Włosi zobowiązali się w niej do nieinwestowania w akcje spółek prowadzących w Polsce działalność konkurencyjną. Ponieważ - zdaniem Ministerstwa Skarbu - UniCredito nie otrzymało zgody MSP na przejęcie akcji BPH, powinno je sprzedać. Stanowisko rządu zawiera interpretację rozszerzającą, trudną do obrony w procesie. Umowa prywatyzacyjna odnosi się do wrogiego przejęcia, a nie do dobrowolnej fuzji.
Szatański plan
Urzędnicy z MSP wiedzą, że rząd, domagając się od Włochów sprzedaży akcji i blokując wykonywanie prawa własności, pakuje się w spór prawny. Po co rządowi taka bomba zegarowa? Wytłumaczeniem jest "szatański plan" pokonania Portugalczyków z pomocą Włochów przy użyciu Holendrów. Rząd chce, aby Włosi sprzedali akcje BPH wskazanemu inwestorowi - Rabobankowi. Holenderski bank jest jednym z dominujących akcjonariuszy Eureko, z którym rząd spiera się o kontrolę nad PZU i 6 mld zł odszkodowania. Rząd chce rozwiązać węzeł gordyjski, jaki wokół prywatyzacji PZU zawiązali poprzednicy. Rabobank w zamian za BPH mógłby poprzeć rząd i przekazać mu kontrolę nad krajowym ubezpieczycielem. Cel byłby szczytny, gdyby nie to, że w dalszych marzeniach jest fatamorgana wielkiej krajowej grupy kapitałowej, złożonej z PZU, PKO BP, ponownie znacjonalizowanego BOŚ i - być może - BPH. Plan ten stworzy kolejne struktury monopolistyczne: Rabobank jest właścicielem BGŻ, a zatem mielibyśmy do czynienia z faktycznym połączeniem BPH i BGŻ. Drugim monopolistą stałaby się owa "narodowa grupa kapitałowa".
Gra zatem idzie o sporą stawkę. Rzeczywistym przedmiotem sporu jest model gospodarki. Po jednej stronie jest to gospodarka rynkowa, w której szanuje się prawa własności, normy europejskie i nie przeciwdziała tendencjom rynkowym. Alternatywą jest gospodarka państwowo-kapitalistyczna, która musi się przerodzić w układ oligarchiczno-korupcyjny, w którym prawo traktuje się instrumentalnie, a decyzje, co dla ekonomiki dobre, podejmuje wysoki urzędnik.
Wybierając drugi model, trudno liczyć na znaczny napływ kapitału. Nie powinno nas też dziwić, że "Financial Times", pisząc o takiej Polsce, czołówkowy artykuł zatytułował: "Polish chauvinism".
Duży może więcej
W gospodarce działa tzw. efekt skali. Duży może więcej, bo ma niższe jednostkowe koszty stałe, większe pieniądze na inwestycje i może ponosić wyższe ryzyko. Prawidłowość ta obowiązuje też w sektorze finansowym. Ponieważ najszybszą metodą powiększenia kapitału jest jego centralizacja, fuzje w sektorze finansowym stały się częste. Politykę antykoncentracyjną, która sprawiła, że amerykańskie banki zaczęły przegrywać konkurencję z japońskimi, odrzucili przed laty Amerykanie. Fala fuzji bankowych dotarła też do Europy. Credit Agricole, przejmując Credit Lyonnais, awansował do piątki największych banków świata, a włoski UniCredito połączył się z niemieckim HVB. Wtórnym efektem tej fuzji jest perspektywa połączenia Pekao, gdzie głównym akcjonariuszem (52,9 proc.) jest UniCredito, i BPH, którego największym udziałowcem (71,2 proc.) jest HVB. Fuzje to obniżenie kosztów usług, a polski system bankowy należy do najdroższych w Europie.
Na zjawisko koncentracji banków życzliwym okiem patrzy i Kongres USA, i UE. Czołowe banki europejskie są mniejsze od swoich amerykańskich i japońskich odpowiedników, a do powstania europejskiego wspólnego rynku finansowego jest daleko. Europejski Bank Centralny szacuje, że tylko 15 proc. ogółu aktywów w bankach europejskich pochodzi z kraju innego niż macierzysty, a transgraniczny przepływ oszczędności detalicznych szacowany jest na 3 proc. Dlatego UE wywierała naciski na włoski nadzór bankowy, aby nie blokował zakupu przez hiszpański BBVA akcji Banca Nazionale del Lavoro, a holenderski ABN Amro - udziałów w Banca Antonveneta. Podobnie jest w wypadku prób utrudniania przez rząd polski efektywnego przejęcia akcji BPH przez Pekao.
Nasze kategoryczne nie
Mówiąc Włochom "nie", rząd wysuwa argumenty monopolizacji rynku, wzrostu cen usług bankowych, transferu pieniędzy za granicę i zwolnień pracowników. Jeden z zarzutów jest sprzeczny z logiką, a dwa dalsze wzajemnie się znoszą. Jeżeli w przedsiębiorstwie można bez zmniejszenia przychodów zwolnić 6 tys. osób, znaczy to, że dotychczas były przerosty zatrudnienia, przekładające się - licząc tylko koszty płac i pochodnych - na kwotę pół miliarda złotych rocznie. Nawet jeżeli po redukcji firma większość tych pieniędzy zamieni na zysk, to i tak klienci banku odczują ulgę związaną z obniżką cen kredytów.
Zarzut monopolizacji rynku i zaniku konkurencyjności nie wytrzymuje konfrontacji z faktami. Nowo powstały bank pod względem wielkości będzie podobny do PKO BP, ale nie oznacza to zmniejszenia konkurencyjności rynku. Połączenie zwiększa udział w rynku pięciu największych banków z 49Ęproc. do 54 proc., podczas gdy wskaźnik ten dla Holandii, Belgii i Finlandii przekracza 80 proc., a dla większości państw unijnych oscyluje wokół 50 proc. Podobny wynik daje przyjęcie jako wskaźnika koncentracji udziału w rynku trzech największych banków. Tu liderami z 60-procentową koncentracją są Portugalczycy i Czesi, a Polska z indeksem 46,5 proc. mieściłaby się w środku europejskiego rankingu.
Przez moment można było sądzić, że mówiąc Włochom nie, rząd chciał wytargować od nich dodatkowe korzyści. I to mu się udało - UniCredito redukcje zatrudnienia ograniczy do 2 tys. osób i rozłoży ją na lata, polskiej filii powierzy kierowanie oddziałami wschodnimi oraz ulokuje w Polsce centrum informacyjne. Rząd jednak znalazł kolejne przeszkody blokujące działalność banku. Komisja Nadzoru Bankowego od sierpnia rozpatruje prośbę UniCeredito o zgodę na prawo wykonywania głosów na WZA BPH, a minister Cezary Mech odgraża się, że KNB zgody nie udzieli. Interesujące jest, jak owa odmowa będzie uzasadniona, gdyż prawo dopuszcza ją jedynie w trzech wypadkach - gdy "wpływ podmiotu zamierzającego objąć lub nabyć akcje jest niekorzystny dla ostrożnego i stabilnego zarządzania bankiem, środki przeznaczone na nabycie akcji pochodzą z pożyczki, kredytu lub źródeł nie udokumentowanych, przepisy prawa obowiązujące w miejscu siedziby lub zamieszkania właściciela uniemożliwiają KNB wykonywanie efektywnego nadzoru". Trudno będzie uznać, że UniCredito nie zna się na bankowości, pierze pieniądze lub ma siedzibę na Kubie.
Drugą armatą wytoczoną przez rząd jest umowa prywatyzacyjna z 1999 r. Włosi zobowiązali się w niej do nieinwestowania w akcje spółek prowadzących w Polsce działalność konkurencyjną. Ponieważ - zdaniem Ministerstwa Skarbu - UniCredito nie otrzymało zgody MSP na przejęcie akcji BPH, powinno je sprzedać. Stanowisko rządu zawiera interpretację rozszerzającą, trudną do obrony w procesie. Umowa prywatyzacyjna odnosi się do wrogiego przejęcia, a nie do dobrowolnej fuzji.
Szatański plan
Urzędnicy z MSP wiedzą, że rząd, domagając się od Włochów sprzedaży akcji i blokując wykonywanie prawa własności, pakuje się w spór prawny. Po co rządowi taka bomba zegarowa? Wytłumaczeniem jest "szatański plan" pokonania Portugalczyków z pomocą Włochów przy użyciu Holendrów. Rząd chce, aby Włosi sprzedali akcje BPH wskazanemu inwestorowi - Rabobankowi. Holenderski bank jest jednym z dominujących akcjonariuszy Eureko, z którym rząd spiera się o kontrolę nad PZU i 6 mld zł odszkodowania. Rząd chce rozwiązać węzeł gordyjski, jaki wokół prywatyzacji PZU zawiązali poprzednicy. Rabobank w zamian za BPH mógłby poprzeć rząd i przekazać mu kontrolę nad krajowym ubezpieczycielem. Cel byłby szczytny, gdyby nie to, że w dalszych marzeniach jest fatamorgana wielkiej krajowej grupy kapitałowej, złożonej z PZU, PKO BP, ponownie znacjonalizowanego BOŚ i - być może - BPH. Plan ten stworzy kolejne struktury monopolistyczne: Rabobank jest właścicielem BGŻ, a zatem mielibyśmy do czynienia z faktycznym połączeniem BPH i BGŻ. Drugim monopolistą stałaby się owa "narodowa grupa kapitałowa".
Gra zatem idzie o sporą stawkę. Rzeczywistym przedmiotem sporu jest model gospodarki. Po jednej stronie jest to gospodarka rynkowa, w której szanuje się prawa własności, normy europejskie i nie przeciwdziała tendencjom rynkowym. Alternatywą jest gospodarka państwowo-kapitalistyczna, która musi się przerodzić w układ oligarchiczno-korupcyjny, w którym prawo traktuje się instrumentalnie, a decyzje, co dla ekonomiki dobre, podejmuje wysoki urzędnik.
Wybierając drugi model, trudno liczyć na znaczny napływ kapitału. Nie powinno nas też dziwić, że "Financial Times", pisząc o takiej Polsce, czołówkowy artykuł zatytułował: "Polish chauvinism".
Więcej możesz przeczytać w 4/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.