Program Powszechnej Prywatyzacji zamiast uwłaszczyć społeczeństwo, skorumpował klasę polityczną
Obiecując na początku III RP powszechne uwłaszczenie, w rzeczywistości pozwolono Polakom zarobić po mniej więcej 100 zł (tyle można było zyskać, sprzedając świadectwo udziałowe), czyli wówczas równowartość dziesięciu butelek wódki. To przerażająca prawda o Programie Powszechnej Prywatyzacji, uznawanym za jeden z kamieni milowych III RP. Podobnie oceniają Czesi swój program tzw. prywatyzacji kuponowej, zbudowany wedle polskiego wzoru. Oba programy były karykaturami prawdziwej prywatyzacji. Oba nie miały najmniejszych szans powodzenia. Na obu uwłaszczyły się nie społeczeństwa, lecz część klasy politycznej.
"PPP łączy akcjonariat obywatelski z szansą naprawy przedsiębiorstw w postaci narodowych funduszy inwestycyjnych" - przekonywał w 1995 r. Janusz Lewandowski, były minister przekształceń własnościowych i współautor koncepcji PPP. "Program Narodowych Funduszy Inwestycyjnych jest programem o charakterze masowym. Dotyczy całej grupy dorosłych obywateli, a z drugiej strony - znaczącej grupy ponad 400 przedsiębiorstw. Jest to około 10 proc. potencjału wytwórczego polskiego sektora publicznego" - wtórował mu Wiesław Kaczmarek, minister przekształceń własnościowych w rządzie SLD-PSL. Dziś obaj politycy dystansują się od tego pomysłu. Lewandowski twierdzi w rozmowie z "Wprost", że winni są posłowie, którzy program przegłosowali, oraz eksperci Banku Światowego, którzy go do tego programu namawiali (co ciekawe, fakt wymyślenia programu NFI jest umieszczony w CV Lewandowskiego, opublikowanym na jego stronie internetowej pod hasłem "Osiągnięcia"). Lewandowski twierdzi dziś, że koncepcja sprzedaży firm na aukcjach temu, kto da więcej, była "z politycznego punktu widzenia nie do zaakceptowania", za to było duże "ciśnienie" na powszechne uwłaszczenie.
Komisja do sprawy PPP
- Chcemy powołać komisję śledczą, która zbada działalność programu Narodowych Funduszy Inwestycyjnych (tak potem nazwano PPP) i odpowie na pytania, czy była to właściwa forma prywatyzacji - zapowiedzieli na początku marca politycy Prawa i Sprawiedliwości, z premierem Kazimierzem Marcinkiewiczem na czele. - Idea powołania komisji ds. NFI nie została zarzucona - mówi "Wprost" Artur Zawisza, poseł PiS, szef sejmowej Komisji Skarbu. - Im bardziej Platforma Obywatelska będzie rozrabiać w opozycji, tym szybciej powstanie komisja ds. NFI - dodaje inny ważny polityk PiS. Straszak w postaci komisji może się okazać skuteczny, bo współautorem projektu NFI jest europarlamentarzysta PO Janusz Lewandowski, a beneficjentami - wielu polityków tej partii, m.in. były minister finansów Rafał Zagórny.
- Aby osądzić program NFI, nie potrzeba komisji śledczej. Jego istotę można porównać do słynnej definicji szampana w PRL, czyli napoju, który klasa robotnicza piła ustami swoich przedstawicieli - komentuje Andrzej Sadowski, wiceprezydent Centrum im. Adama Smitha. Zamiast sprzedawać państwowe firmy na licytacjach, a dochody wpłacać na fundusz emerytalny, co ograniczyłoby konieczność finansowania emerytur z budżetu państwa, stworzono fundusze zarządzające państwowymi firmami. NFI zarządzały firmy, które nie odpowiadały przed nikim, a ich wynagrodzenie było niezależne od wyników. Do takich funduszy przekazano 512 firm stanowiących około 10 proc. państwowego majątku. Każdy Polak miał zostać uwłaszczony i stać się kapitalistą, kupując świadectwo udziałowe za 20 zł. Faktycznie powstanie NFI stało się początkiem budowy kapitalizmu politycznego ze wszystkimi jego patologiami: 10 proc. majątku państwa zostało przekazane praktycznie za darmo do firm wybranych przez polityków pod szczytnym hasłem "uwłaszczenia społeczeństwa". Nic dziwnego, że prawie połowa Polaków uważa dziś, że na prywatyzacji zarabiają cwaniacy i kombinatorzy wspólnie z państwowymi urzędnikami.
NIK nam nie podskoczy!
Jak zauważyli kontrolerzy NIK, szefowie Ministerstwa Przekształceń Własnościowych, a później Ministerstwa Skarbu Państwa, podpisując w 1995 r. (ministrem odpowiedzialnym był wówczas Wiesław Kaczmarek) i 1999 r. (wówczas ministrem był Emil Wąsacz) umowy z firmami zarządzającymi NFI, nie uzależniali ich wynagrodzenia od wyników finansowych funduszy. Było to jawne złamanie ustawy o NFI (art. 24), która takiego uzależnienia nakazywała dokonać. Co ciekawe, mimo że zwrócił na to uwagę NIK (5 lipca 1996 r.), przy podpisywaniu kolejnych umów z funduszami w 1999 r. znowu złamano prawo i nie uzależniono wynagrodzeń od wyników zarządzania. Kontrolerzy NIK napisali wyraźnie w raporcie opublikowanym w 2001 r., że "dotychczasowa działalność wskazuje na scenariusz mający na celu maksymalizacje zysków firm zarządzających, a nie maksymalizacje wartości majątku funduszy".
Tylko w 1998 r. NIK skierował do warszawskiej prokuratury kilkadziesiąt doniesień o popełnieniu przestępstwa w NFI. Umorzyła ona śledztwo w sprawie wypłacania zawyżonych wynagrodzeń firmom zarządzającym majątkiem NFI, tłumacząc to pionierskim charakterem prywatyzacji. W pierwszych pięciu latach wypłacono firmom 513 mln zł, czyli ponad jedną trzecią wartości rynkowej funduszy w 2000 r.
Nietrudno znaleźć związki pomiędzy politykami odpowiedzialnymi za projekt NFI a firmami zarządzającymi. Pokazuje to przykład Ireneusza Nawrockiego, kolegi Wiesława Kaczmarka. W 1994 r. Kaczmarek mianował Nawrockiego szefem rady nadzorczej KGHM Polska Miedź. Rok później Nawrocki został szefem spółki KNK Finance & Investment, która w konkursie na zarządzanie narodowymi funduszami inwestycyjnymi została zarządzającym XI NFI. W 1999 r. Nawrocki był szefem Trinity Management, który zarządzał III i XI NFI. Gdy w 2001 r. SLD wrócił do władzy, a Kaczmarek ponownie został szefem resortu skarbu, powołał Nawrockiego na szefa rady nadzorczej Polskich Sieci Elektroenergetycznych i na prezesa PZU Życie. Z tego ostatniego stanowiska Nawrocki musiał ustąpić po ujawnieniu afery w... NFI, którego był prezesem. Jeszcze bliższe związki z NFI miał Emil Wąsacz, następca Kaczmarka, minister w rządzie AWS i Unii Wolności, który był wcześniej członkiem rady nadzorczej, a później prezesem XIV NFI.
Wiem, ale nie powiem
Janusz Lewandowski przyznał, że zna wielu polityków, którzy dużo zarobili na programie NFI, ale odmówił podania nazwisk. Jednym z nich jest jego kolega, były wiceminister finansów i były poseł Platformy Obywatelskiej Rafał Zagórny. Najpierw, od 1995 r., kierował NFI Piast. W czasie kadencji Zagórnego akcje NFI Piast straciły na wartości. Po odejściu z Piasta Zagórny zaczął skupować akcje NFI na własny rachunek i tym razem nieźle zarobił: w sumie na kilkunastu transakcjach akcjami różnych NFI - około pół miliona złotych na czysto.
Nie bez znaczenia w aferze NFI jest to, że w polskim sektorze bankowym byli licznie obecni (i ciągle są) działacze z czasów PRL. Na przykład otwarcie w NFI angażował się BRE Bank, kierowany wówczas przez Krzysztofa Szwarca, byłego pracownika polskich ambasad w latach 70. i 80. Inne banki często ukrywały, jak duży wpływ mają na NFI, i przejmowały w nich udziały przez spółki zależne, rejestrowane w rajach podatkowych. Kontrolerom NIK udało się tylko stwierdzić, że zarejestrowana na Wyspach Normandzkich spółka NIF Fund Holdings PCC, akcjonariusz m.in. XII NFI Piast, była stowarzyszona przez spółkę Handlowy Inwestycje z Bankiem Handlowym w Warszawie, którym kierował inny menedżer z peerelowskim rodowodem - Cezary Stypułkowski.
Czeski błąd
W 1990 r. Lajos Bokros, ówczesny minister finansów Węgier, uzgodnił z premierem Józsefem Antallem, że w ciągu czterech lat rządów sprzedadzą połowę majątku państwa. W 1990 r. do państwa węgierskiego należało 1,8 tys. przedsiębiorstw, a w 1994 r. - już tylko niespełna 600. Obecnie w posiadaniu węgierskiego rządu są jedynie pojedyncze firmy (m.in. koncern naftowy MOL), które mają zostać sprzedane do końca 2006 r.
Z prywatyzacji węgierskie państwo otrzymało prawie 15 mld USD, a przy okazji rozwiązano problem reprywatyzacji, ponieważ za bony reprywatyzacyjne można było kupować akcje sprzedawanych przez państwo firm. Także Estończycy zostali przez niemieckich ekspertów namówieni do komercyjnej prywatyzacji i dobrze na tym wyszli. Na podobną drogę weszła cztery lata temu Słowacja, gdzie rząd na aukcjach stara się sprzedawać od razu kontrolne pakiety akcji. Fiasko natomiast ponieśli Czesi, którzy przeprowadzili wzorowaną na programie NFI prywatyzację kuponową. Formalnie dwie trzecie gospodarki zostało błyskawicznie sprywatyzowane, w praktyce kupony kupiły państwowe banki kontrolowane przez polityków. Zarobili także biznesmeni, którzy mieli w owych bankach duże linie kredytowe (na przykład najbogatszy Czech Petr Kellner).
"Sprzedaż państwowego majątku musi być przeprowadzona szybko, w przeciwnym razie rozmaite grupy interesów będą miały dość czasu, by się zmobilizować i przeciągać ludzi władzy na swoją stronę" - zauważył socjalista Roger Douglas, były minister finansów Nowej Zelandii, autor udanej liberalnej terapii szokowej, jaką przeprowadzono w Nowej Zelandii pod koniec lat 80.
Łatwo można było przewidzieć, do czego doprowadzi realizacja programu NFI na takich zasadach. Za kluczowe decyzje odpowiedzialne były grupy interesu, o których wspominał Douglas. Zwyczajnie przeciągnęły ludzi władzy na swoją stronę. I z tym Polska boryka się do dziś.
"PPP łączy akcjonariat obywatelski z szansą naprawy przedsiębiorstw w postaci narodowych funduszy inwestycyjnych" - przekonywał w 1995 r. Janusz Lewandowski, były minister przekształceń własnościowych i współautor koncepcji PPP. "Program Narodowych Funduszy Inwestycyjnych jest programem o charakterze masowym. Dotyczy całej grupy dorosłych obywateli, a z drugiej strony - znaczącej grupy ponad 400 przedsiębiorstw. Jest to około 10 proc. potencjału wytwórczego polskiego sektora publicznego" - wtórował mu Wiesław Kaczmarek, minister przekształceń własnościowych w rządzie SLD-PSL. Dziś obaj politycy dystansują się od tego pomysłu. Lewandowski twierdzi w rozmowie z "Wprost", że winni są posłowie, którzy program przegłosowali, oraz eksperci Banku Światowego, którzy go do tego programu namawiali (co ciekawe, fakt wymyślenia programu NFI jest umieszczony w CV Lewandowskiego, opublikowanym na jego stronie internetowej pod hasłem "Osiągnięcia"). Lewandowski twierdzi dziś, że koncepcja sprzedaży firm na aukcjach temu, kto da więcej, była "z politycznego punktu widzenia nie do zaakceptowania", za to było duże "ciśnienie" na powszechne uwłaszczenie.
Komisja do sprawy PPP
- Chcemy powołać komisję śledczą, która zbada działalność programu Narodowych Funduszy Inwestycyjnych (tak potem nazwano PPP) i odpowie na pytania, czy była to właściwa forma prywatyzacji - zapowiedzieli na początku marca politycy Prawa i Sprawiedliwości, z premierem Kazimierzem Marcinkiewiczem na czele. - Idea powołania komisji ds. NFI nie została zarzucona - mówi "Wprost" Artur Zawisza, poseł PiS, szef sejmowej Komisji Skarbu. - Im bardziej Platforma Obywatelska będzie rozrabiać w opozycji, tym szybciej powstanie komisja ds. NFI - dodaje inny ważny polityk PiS. Straszak w postaci komisji może się okazać skuteczny, bo współautorem projektu NFI jest europarlamentarzysta PO Janusz Lewandowski, a beneficjentami - wielu polityków tej partii, m.in. były minister finansów Rafał Zagórny.
- Aby osądzić program NFI, nie potrzeba komisji śledczej. Jego istotę można porównać do słynnej definicji szampana w PRL, czyli napoju, który klasa robotnicza piła ustami swoich przedstawicieli - komentuje Andrzej Sadowski, wiceprezydent Centrum im. Adama Smitha. Zamiast sprzedawać państwowe firmy na licytacjach, a dochody wpłacać na fundusz emerytalny, co ograniczyłoby konieczność finansowania emerytur z budżetu państwa, stworzono fundusze zarządzające państwowymi firmami. NFI zarządzały firmy, które nie odpowiadały przed nikim, a ich wynagrodzenie było niezależne od wyników. Do takich funduszy przekazano 512 firm stanowiących około 10 proc. państwowego majątku. Każdy Polak miał zostać uwłaszczony i stać się kapitalistą, kupując świadectwo udziałowe za 20 zł. Faktycznie powstanie NFI stało się początkiem budowy kapitalizmu politycznego ze wszystkimi jego patologiami: 10 proc. majątku państwa zostało przekazane praktycznie za darmo do firm wybranych przez polityków pod szczytnym hasłem "uwłaszczenia społeczeństwa". Nic dziwnego, że prawie połowa Polaków uważa dziś, że na prywatyzacji zarabiają cwaniacy i kombinatorzy wspólnie z państwowymi urzędnikami.
NIK nam nie podskoczy!
Jak zauważyli kontrolerzy NIK, szefowie Ministerstwa Przekształceń Własnościowych, a później Ministerstwa Skarbu Państwa, podpisując w 1995 r. (ministrem odpowiedzialnym był wówczas Wiesław Kaczmarek) i 1999 r. (wówczas ministrem był Emil Wąsacz) umowy z firmami zarządzającymi NFI, nie uzależniali ich wynagrodzenia od wyników finansowych funduszy. Było to jawne złamanie ustawy o NFI (art. 24), która takiego uzależnienia nakazywała dokonać. Co ciekawe, mimo że zwrócił na to uwagę NIK (5 lipca 1996 r.), przy podpisywaniu kolejnych umów z funduszami w 1999 r. znowu złamano prawo i nie uzależniono wynagrodzeń od wyników zarządzania. Kontrolerzy NIK napisali wyraźnie w raporcie opublikowanym w 2001 r., że "dotychczasowa działalność wskazuje na scenariusz mający na celu maksymalizacje zysków firm zarządzających, a nie maksymalizacje wartości majątku funduszy".
Tylko w 1998 r. NIK skierował do warszawskiej prokuratury kilkadziesiąt doniesień o popełnieniu przestępstwa w NFI. Umorzyła ona śledztwo w sprawie wypłacania zawyżonych wynagrodzeń firmom zarządzającym majątkiem NFI, tłumacząc to pionierskim charakterem prywatyzacji. W pierwszych pięciu latach wypłacono firmom 513 mln zł, czyli ponad jedną trzecią wartości rynkowej funduszy w 2000 r.
Nietrudno znaleźć związki pomiędzy politykami odpowiedzialnymi za projekt NFI a firmami zarządzającymi. Pokazuje to przykład Ireneusza Nawrockiego, kolegi Wiesława Kaczmarka. W 1994 r. Kaczmarek mianował Nawrockiego szefem rady nadzorczej KGHM Polska Miedź. Rok później Nawrocki został szefem spółki KNK Finance & Investment, która w konkursie na zarządzanie narodowymi funduszami inwestycyjnymi została zarządzającym XI NFI. W 1999 r. Nawrocki był szefem Trinity Management, który zarządzał III i XI NFI. Gdy w 2001 r. SLD wrócił do władzy, a Kaczmarek ponownie został szefem resortu skarbu, powołał Nawrockiego na szefa rady nadzorczej Polskich Sieci Elektroenergetycznych i na prezesa PZU Życie. Z tego ostatniego stanowiska Nawrocki musiał ustąpić po ujawnieniu afery w... NFI, którego był prezesem. Jeszcze bliższe związki z NFI miał Emil Wąsacz, następca Kaczmarka, minister w rządzie AWS i Unii Wolności, który był wcześniej członkiem rady nadzorczej, a później prezesem XIV NFI.
Wiem, ale nie powiem
Janusz Lewandowski przyznał, że zna wielu polityków, którzy dużo zarobili na programie NFI, ale odmówił podania nazwisk. Jednym z nich jest jego kolega, były wiceminister finansów i były poseł Platformy Obywatelskiej Rafał Zagórny. Najpierw, od 1995 r., kierował NFI Piast. W czasie kadencji Zagórnego akcje NFI Piast straciły na wartości. Po odejściu z Piasta Zagórny zaczął skupować akcje NFI na własny rachunek i tym razem nieźle zarobił: w sumie na kilkunastu transakcjach akcjami różnych NFI - około pół miliona złotych na czysto.
Nie bez znaczenia w aferze NFI jest to, że w polskim sektorze bankowym byli licznie obecni (i ciągle są) działacze z czasów PRL. Na przykład otwarcie w NFI angażował się BRE Bank, kierowany wówczas przez Krzysztofa Szwarca, byłego pracownika polskich ambasad w latach 70. i 80. Inne banki często ukrywały, jak duży wpływ mają na NFI, i przejmowały w nich udziały przez spółki zależne, rejestrowane w rajach podatkowych. Kontrolerom NIK udało się tylko stwierdzić, że zarejestrowana na Wyspach Normandzkich spółka NIF Fund Holdings PCC, akcjonariusz m.in. XII NFI Piast, była stowarzyszona przez spółkę Handlowy Inwestycje z Bankiem Handlowym w Warszawie, którym kierował inny menedżer z peerelowskim rodowodem - Cezary Stypułkowski.
Czeski błąd
W 1990 r. Lajos Bokros, ówczesny minister finansów Węgier, uzgodnił z premierem Józsefem Antallem, że w ciągu czterech lat rządów sprzedadzą połowę majątku państwa. W 1990 r. do państwa węgierskiego należało 1,8 tys. przedsiębiorstw, a w 1994 r. - już tylko niespełna 600. Obecnie w posiadaniu węgierskiego rządu są jedynie pojedyncze firmy (m.in. koncern naftowy MOL), które mają zostać sprzedane do końca 2006 r.
Z prywatyzacji węgierskie państwo otrzymało prawie 15 mld USD, a przy okazji rozwiązano problem reprywatyzacji, ponieważ za bony reprywatyzacyjne można było kupować akcje sprzedawanych przez państwo firm. Także Estończycy zostali przez niemieckich ekspertów namówieni do komercyjnej prywatyzacji i dobrze na tym wyszli. Na podobną drogę weszła cztery lata temu Słowacja, gdzie rząd na aukcjach stara się sprzedawać od razu kontrolne pakiety akcji. Fiasko natomiast ponieśli Czesi, którzy przeprowadzili wzorowaną na programie NFI prywatyzację kuponową. Formalnie dwie trzecie gospodarki zostało błyskawicznie sprywatyzowane, w praktyce kupony kupiły państwowe banki kontrolowane przez polityków. Zarobili także biznesmeni, którzy mieli w owych bankach duże linie kredytowe (na przykład najbogatszy Czech Petr Kellner).
"Sprzedaż państwowego majątku musi być przeprowadzona szybko, w przeciwnym razie rozmaite grupy interesów będą miały dość czasu, by się zmobilizować i przeciągać ludzi władzy na swoją stronę" - zauważył socjalista Roger Douglas, były minister finansów Nowej Zelandii, autor udanej liberalnej terapii szokowej, jaką przeprowadzono w Nowej Zelandii pod koniec lat 80.
Łatwo można było przewidzieć, do czego doprowadzi realizacja programu NFI na takich zasadach. Za kluczowe decyzje odpowiedzialne były grupy interesu, o których wspominał Douglas. Zwyczajnie przeciągnęły ludzi władzy na swoją stronę. I z tym Polska boryka się do dziś.
Historia choroby |
---|
1993 Sejm uchwalił ustawę o Narodowych Funduszach Inwestycyjnych. Każdy fundusz miał zarządzać kilkudziesięcioma dawnymi przedsiębiorstwami państwowymi tak, by zwiększyć ich wartość. Właścicielami NFI mieli zostać obywatele, którzy wykupili tzw. świadectwa udziałowe. Później można je było zamienić na pakiet akcji zawierający po jednym udziale w każdym z 15 NFI. 1995 zakończono przekazywanie spółek do NFI. Łącznie było ich 512. 22 listopada rozpoczęto wydawanie powszechnych świadectw udziałowych (świadectwo kosztowało 20 zł). Odebrało je 96,2 proc. uprawnionych (25,9 mln osób). W ostatniej chwili ówczesny premier Waldemar Pawlak wyłączył z funduszy firmy, które uznał za ważne dla gospodarki. 1996 3 marca świadectwa udziałowe uległy likwidacji i zamianie na akcje funduszy. Akcje każdej ze spółek włączonych do programu NFI zostały podzielone na cztery części: 25 proc. akcji zachował skarb państwa, do 15 proc. akcji otrzymali pracownicy danej spółki, 33 proc. akcji - jeden z NFI, zwany funduszem wiodącym w danej spółce, a 27 proc. akcji rozdzielone zostało pomiędzy pozostałe czternaście NFI, z których każdy otrzymał po 1,93 proc. akcji. 1997 akcje NFI zadebiutowały na Giełdzie Papierów Wartościowych. Na pierwszej sesji suma cen akcji 15 funduszy wynosiła 160 zł. 2001 NIK publikuje raport o działalności funduszy, który nie zostawił na NFI suchej nitki. Z ustaleń kontrolerów wynika, że w latach 1996-2000 wartość firm należących do NFI spadła o 44,2 proc. (z 5,93 mld zł do 3,31 mld zł). 2005 koniec programu NFI. 31 grudnia zarządy NFI decydowały, czy przekształcić je w fundusze inwestycyjne, czy zakończyć działalność. |
Więcej możesz przeczytać w 17/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.