Izrael wciąż jest w stanie obudzić ajatollahów z atomowego snu
Mów po cichu, ale miej w ręce długi kij - ta zasada Theodora Roosevelta dobrze opisuje dzisiejszą politykę Izraela wobec Iranu. W Jerozolimie i Tel Awiwie nikt nie zamierza oddać pola bez walki, ale coraz mniej ludzi wierzy w możliwość amerykańskiej akcji wojskowej przeciw irańskim instalacjom atomowym. W miasteczku rządowym Girat Ram zdają sobie sprawę, że pogróżki Mahmuda Ahmadineżada nie są błazeńskimi wyskokami prezydenta chuligana, lecz wyrazem globalnej strategii ajatollahów z Teheranu.
Islamski miecz
Prezydent Bush z powodu zaangażowania USA w Iraku może nie dostać od Kongresu zgody na kolejną "awanturę" - oceniają eksperci z Instytutu Trumana w Jerozolimie. Problem irański trzeba będzie załatwić na własną rękę - uważa Mosze Jaalon, były szef izraelskiego sztabu generalnego. Według niego, Izrael jest w stanie obudzić ajatollahów z atomowego snu, ale trzeba to zrobić po cichu i z zaskoczenia. Zdania w tej sprawie są jednak podzielone. Dowódca lotnictwa gen. Eliezer Szkadi podziela opinie Jaalona, ale były szef wywiadu wojskowego gen. Aharon Zeew Farkasz obawia się, że Izraelczycy dotarli do miejsca, z którego nie ma odwrotu. Część członków sztabu generalnego nie kryje, że Izrael nie będzie w stanie bez pomocy innych państw zniszczyć irańskiego potencjału atomowego.
Na temat międzynarodowej impotencji w tej sprawie wylano już w Tel Awiwie morze łez. "Byłoby lepiej, również dla nich, gdyby nie postawili nas w sytuacji bez wyjścia" - powiedział w wywiadzie z okazji święta Pesach gen. Szkadi. Izrael zrobi wszystko, aby odsunąć od siebie islamski miecz Damoklesa, ale nikt nie może przewidzieć, czy te działania okażą się skuteczne.
W związku z tym coraz częściej mówi się, że już teraz należy się przygotować do życia w cieniu irańskiego grzyba. Niedawno ujawniono, że na Pustyni Judzkiej powstaje system podziemnych schronów przeznaczonych na godzinę zero dla kierownictwa politycznego, wojskowego i administracyjnego. Chodzi o zapewnienie ciągłości funkcjonowania najważniejszych instytucji w czasie wojny atomowej. W dużej mierze może to zadecydować o tym, czy Izrael przetrwa jako państwo, czy też ulegnie zagładzie.
Niedawno przebywał w Teheranie premier jednego z emiratów w Zatoce Perskiej. W rozmowie z duchowym przywódcą Iranu Alim Chameneim zapytał go, co jest strategicznym celem polityki irańskiej. "Zniszczenie Izraela. Całkowite fizyczne zniszczenie państwa syjonistycznego" - odpowiedział ajatollah. Zbulwersowany polityk arabski postarał się, aby jeszcze tego samego dnia informacja o tym dotarła do Jerozolimy.
Szóste mocarstwo
Niektórzy komentatorzy popełniają błąd, tłumacząc niezrównoważone deklaracje teherańskich polityków fanatyzmem religijnym. Znawcy przedmiotu przypominają, że prezydent Ahmadineżad i inne osobistości irańskich władz należą do najskrajniejszej mistycznej sekty szyickiej, która głosi, że po pokonaniu niewiernych nadejdzie odkupiciel - Mahdi. Mahdi, dwunasty i ostatni imam z dynastii przywódców szyickich, znikł w tajemniczych okolicznościach ponad tysiąc lat temu, ale wierni czekają na jego powrót do dziś, twierdząc, że stanie się to po apokalipsie. - Bez wojny atomowej nie będzie apokalipsy - tłumaczy Menachem Szafira z Instytutu Badań nad Islamem. - Stąd upór Irańczyków, którzy nie obawiają się konfrontacji z Zachodem.
Prof. Emanuel Siwan, arabista z Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie, nie wyklucza elementu religijnego, ale uważa, że Irańczycy kierują się głównie względami politycznymi. - Chodzi o odbudowę imperium perskiego. Iran ma ambicje zostania szóstym mocarstwem - uważa Siwan. Podobną opinię wyraża prof. Martin Kramer z Uniwersytetu Telawiwskiego: - Bomba atomowa zapewni im wstęp do klubu najważniejszych państw świata. Kramer dodaje, że wielu politologów nie docenia ambicji następców Chomeiniego.
Kilka tygodni temu dziennik "Maariv" doniósł, że w aparacie obrony rozważa się możliwość rozdzielenia wśród Izraelczków tabletek zawierających jod, częściowo neutralizujących skutki promieniowania radioaktywnego. W ubiegłym roku te tabletki dostali ludzie mieszkający w pobliżu reaktorów w Dimonie i Nahal Sorek, bo zachodziła obawa, że doszło do skażenia radioaktywnego.
Izrael ma mniej więcej wielkość jednego województwa w Polsce. W kilku miejscach ma 7 km szerokości. W centrum kraju w promieniu 10 km mieszka ponad milion ludzi, prawie cała reszta żyje na wąskim pasie wybrzeża Morza Śródziemnego. Nie trzeba wybujałej wyobraźni, by sobie wyobrazić skutki uderzenia atomowego na gęsto zaludnioną część państwa żydowskiego.
Równowaga strachu
Zakładając, że Iran zdobędzie broń atomową, Izrael zechce oprzeć swoją strategię na dwóch elementach: odstraszeniu i systemie antyrakietowym Chetz. Nie został on nigdy wypróbowany w warunkach bojowych i mimo że należy do najlepszych na świecie, można wątpić, czy okaże się hermetyczną zaporą przed rakietami z głowicami atomowymi. Jako czynnik odstraszania zdał egzamin w okresie zimnej wojny. Według obcych źródeł, izraelska siła odstraszająca składa się z supernowoczesnych okrętów podwodnych "Delfin" z rakietami atomowymi, podziemnych wyrzutni rakietowych w okolicach pustyni Negew i lotnictwa strategicznego dalekiego zasięgu, którego samoloty są przystosowane do przenoszenia bomb atomowych. Według doniesień zagranicznych (cenzura wojskowa blokuje informacje na ten temat), Izrael dysponuje też urozmaiconym arsenałem bomb atomowych, neutronowych i wodorowych. Oznacza to, że po przyjęciu pierwszego ciosu Izrael będzie mógł odpowiedzieć drugim, trzecim, a nawet czwartym uderzeniem.
Swoista równowaga strachu funkcjonowała już przez kilkadziesiąt lat, ale wtedy graczami na atomowym boisku nie byli ludzie "niepoczytalni". W dzisiejszym Iranie zawsze może się znaleźć pijany ajatollah, który zechce nacisnąć czerwony guzik, lub fanatyk pragnący zmienić historię świata. Prezydent Ahmadineżad prawdopodobnie nie słyszał o zasadzie Roosevelta. Jego wściekłość wynika z przekonania, że Żydzi i współcześni krzyżowcy depczą islam i godzą w honor muzułmanów, od Afganistanu, przez Persję, Gazę i Zachodni Brzeg, po Pakistan, Arabię Saudyjską i Irak. Ahmadineżad krzyczy na cały głos również dlatego, że jego kij nie jest na razie wystarczająco długi. Zostało już jednak niewiele czasu. Bomba Mahdiego nie zechce czekać.
Islamski miecz
Prezydent Bush z powodu zaangażowania USA w Iraku może nie dostać od Kongresu zgody na kolejną "awanturę" - oceniają eksperci z Instytutu Trumana w Jerozolimie. Problem irański trzeba będzie załatwić na własną rękę - uważa Mosze Jaalon, były szef izraelskiego sztabu generalnego. Według niego, Izrael jest w stanie obudzić ajatollahów z atomowego snu, ale trzeba to zrobić po cichu i z zaskoczenia. Zdania w tej sprawie są jednak podzielone. Dowódca lotnictwa gen. Eliezer Szkadi podziela opinie Jaalona, ale były szef wywiadu wojskowego gen. Aharon Zeew Farkasz obawia się, że Izraelczycy dotarli do miejsca, z którego nie ma odwrotu. Część członków sztabu generalnego nie kryje, że Izrael nie będzie w stanie bez pomocy innych państw zniszczyć irańskiego potencjału atomowego.
Na temat międzynarodowej impotencji w tej sprawie wylano już w Tel Awiwie morze łez. "Byłoby lepiej, również dla nich, gdyby nie postawili nas w sytuacji bez wyjścia" - powiedział w wywiadzie z okazji święta Pesach gen. Szkadi. Izrael zrobi wszystko, aby odsunąć od siebie islamski miecz Damoklesa, ale nikt nie może przewidzieć, czy te działania okażą się skuteczne.
W związku z tym coraz częściej mówi się, że już teraz należy się przygotować do życia w cieniu irańskiego grzyba. Niedawno ujawniono, że na Pustyni Judzkiej powstaje system podziemnych schronów przeznaczonych na godzinę zero dla kierownictwa politycznego, wojskowego i administracyjnego. Chodzi o zapewnienie ciągłości funkcjonowania najważniejszych instytucji w czasie wojny atomowej. W dużej mierze może to zadecydować o tym, czy Izrael przetrwa jako państwo, czy też ulegnie zagładzie.
Niedawno przebywał w Teheranie premier jednego z emiratów w Zatoce Perskiej. W rozmowie z duchowym przywódcą Iranu Alim Chameneim zapytał go, co jest strategicznym celem polityki irańskiej. "Zniszczenie Izraela. Całkowite fizyczne zniszczenie państwa syjonistycznego" - odpowiedział ajatollah. Zbulwersowany polityk arabski postarał się, aby jeszcze tego samego dnia informacja o tym dotarła do Jerozolimy.
Szóste mocarstwo
Niektórzy komentatorzy popełniają błąd, tłumacząc niezrównoważone deklaracje teherańskich polityków fanatyzmem religijnym. Znawcy przedmiotu przypominają, że prezydent Ahmadineżad i inne osobistości irańskich władz należą do najskrajniejszej mistycznej sekty szyickiej, która głosi, że po pokonaniu niewiernych nadejdzie odkupiciel - Mahdi. Mahdi, dwunasty i ostatni imam z dynastii przywódców szyickich, znikł w tajemniczych okolicznościach ponad tysiąc lat temu, ale wierni czekają na jego powrót do dziś, twierdząc, że stanie się to po apokalipsie. - Bez wojny atomowej nie będzie apokalipsy - tłumaczy Menachem Szafira z Instytutu Badań nad Islamem. - Stąd upór Irańczyków, którzy nie obawiają się konfrontacji z Zachodem.
Prof. Emanuel Siwan, arabista z Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie, nie wyklucza elementu religijnego, ale uważa, że Irańczycy kierują się głównie względami politycznymi. - Chodzi o odbudowę imperium perskiego. Iran ma ambicje zostania szóstym mocarstwem - uważa Siwan. Podobną opinię wyraża prof. Martin Kramer z Uniwersytetu Telawiwskiego: - Bomba atomowa zapewni im wstęp do klubu najważniejszych państw świata. Kramer dodaje, że wielu politologów nie docenia ambicji następców Chomeiniego.
Kilka tygodni temu dziennik "Maariv" doniósł, że w aparacie obrony rozważa się możliwość rozdzielenia wśród Izraelczków tabletek zawierających jod, częściowo neutralizujących skutki promieniowania radioaktywnego. W ubiegłym roku te tabletki dostali ludzie mieszkający w pobliżu reaktorów w Dimonie i Nahal Sorek, bo zachodziła obawa, że doszło do skażenia radioaktywnego.
Izrael ma mniej więcej wielkość jednego województwa w Polsce. W kilku miejscach ma 7 km szerokości. W centrum kraju w promieniu 10 km mieszka ponad milion ludzi, prawie cała reszta żyje na wąskim pasie wybrzeża Morza Śródziemnego. Nie trzeba wybujałej wyobraźni, by sobie wyobrazić skutki uderzenia atomowego na gęsto zaludnioną część państwa żydowskiego.
Równowaga strachu
Zakładając, że Iran zdobędzie broń atomową, Izrael zechce oprzeć swoją strategię na dwóch elementach: odstraszeniu i systemie antyrakietowym Chetz. Nie został on nigdy wypróbowany w warunkach bojowych i mimo że należy do najlepszych na świecie, można wątpić, czy okaże się hermetyczną zaporą przed rakietami z głowicami atomowymi. Jako czynnik odstraszania zdał egzamin w okresie zimnej wojny. Według obcych źródeł, izraelska siła odstraszająca składa się z supernowoczesnych okrętów podwodnych "Delfin" z rakietami atomowymi, podziemnych wyrzutni rakietowych w okolicach pustyni Negew i lotnictwa strategicznego dalekiego zasięgu, którego samoloty są przystosowane do przenoszenia bomb atomowych. Według doniesień zagranicznych (cenzura wojskowa blokuje informacje na ten temat), Izrael dysponuje też urozmaiconym arsenałem bomb atomowych, neutronowych i wodorowych. Oznacza to, że po przyjęciu pierwszego ciosu Izrael będzie mógł odpowiedzieć drugim, trzecim, a nawet czwartym uderzeniem.
Swoista równowaga strachu funkcjonowała już przez kilkadziesiąt lat, ale wtedy graczami na atomowym boisku nie byli ludzie "niepoczytalni". W dzisiejszym Iranie zawsze może się znaleźć pijany ajatollah, który zechce nacisnąć czerwony guzik, lub fanatyk pragnący zmienić historię świata. Prezydent Ahmadineżad prawdopodobnie nie słyszał o zasadzie Roosevelta. Jego wściekłość wynika z przekonania, że Żydzi i współcześni krzyżowcy depczą islam i godzą w honor muzułmanów, od Afganistanu, przez Persję, Gazę i Zachodni Brzeg, po Pakistan, Arabię Saudyjską i Irak. Ahmadineżad krzyczy na cały głos również dlatego, że jego kij nie jest na razie wystarczająco długi. Zostało już jednak niewiele czasu. Bomba Mahdiego nie zechce czekać.
Więcej możesz przeczytać w 17/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.