Historią rządzi geografia" - twierdził wybitny brytyjski historyk George M. Trevelyan. Czy rzeczywiście tak jest? Od dawna spierają się na ten temat zarówno politycy, jak i naukowcy próbujący analizować procesy zachodzące w stosunkach międzynarodowych. Ich spór dotyczy znaczenia geopolityki, czyli doktryny głoszącej związek polityki państwa z jego położeniem geograficznym. We współczesnej Polsce debata na tematy geopolityczne w praktyce nie istnieje, a jedynym znaczącym głosem próbującym ją zapoczątkować była książka Leszka Moczulskiego. Lider zapomnianej już dziś KPN przekonywał, że Polska - podobnie jak cała Europa Środkowo-Wschodnia - nie powinna się zbyt szybko integrować z UE, tylko stworzyć regionalną wspólnotę nazywaną Międzymorzem.
Pogląd ten nie znalazł zbyt wielu zwolenników, ale też nikt z naszych euroentuzjastycznie nastawionych intelektualistów nie zadał sobie trudu, by polemizować z bogato udokumentowaną pracą Moczulskiego. Trudno tego nie uznać za jeszcze jeden przykład kryzysu polskiej myśli politycznej. O jego głębokości można się przekonać, czytając książkę prof. Piotra Eberhardta poświęconą dwunastu twórcom polskiej geopolityki. Już sam ich dobór ze znacznie dłuższej liczby kandydatów wskazuje, że w końcu XIX wieku i pierwszej połowie XX wieku polska geopolityka przeżywała okres rozkwitu. Na liście Eberhardta znaleźli się zarówno znani politycy (m.in. Roman Dmowski), publicyści (Juliusz Mieroszewski), jak i naukowcy (Eugeniusz Romer), ale najciekawsze szkice dotyczą postaci dziś już niemal kompletnie zapomnianych.
Podstawowy dylemat polskich geopolityków najlepiej oddają tytuły dwóch książek: głośnej rozprawy Dmowskiego "Niemcy, Rosja i kwestia polska" oraz nawiązującej do niej pracy Adolfa Bocheńskiego "Między Rosją a Niemcami". Na pytanie, jak Polacy mają sobie ułożyć relacje z dwoma równie wielkimi, co ekspansywnymi sąsiadami, bohaterowie książki udzielali bardzo różnych odpowiedzi. Większość była jednak zgodna co do tego, że największe zagrożenie dla naszego kraju stanowi sojusz rosyjsko-niemiecki. Niektórzy próbowali temu zaradzić, sugerując strategiczny sojusz bądź to z Rosją (jak chciał Dmowski), bądź też z Niemcami (co proponował Władysław Studnicki). Większość nie wierzyła w tego rodzaju partnerstwo i szukała ratunku w gronie mniejszych narodów położonych w trójkącie Adriatyku, Bałtyku i Morza Czarnego. Dla realizacji idei Międzymorza Włodzimierz Wakar proponował, by II Rzeczpospolita wyrzekła się na rzecz Czechów Zaolzia, umożliwiła Litwinom współrządzenie Wilnem, a Ukraińcom zapewniła szeroką autonomię. "Nie wolno nam nie brać pod uwagę ewentualności, że te dwa względem nas nieprzyjazne obozy zechcą wyciągnąć dłonie ku sobie, występując przeciw Polsce wspólnie"- pisał Wakar o ZSRR i Niemczech trzynaście lat przed paktem Ribbentrop-Mołotow.
Podobnie definiował stojące przed II RP zagrożenia Adolf Bocheński, przekonując, że warunkiem bezpieczeństwa naszego kraju jest antagonizm niemiecko-rosyjski. Niestety, ani on, ani też inni omawiani przez Eberhardta analitycy nie mieli pomysłu, w jaki sposób Polska mogłaby ów antagonizm podsycać. Bocheński rozważał różne fantastyczne projekty, w rodzaju wyrażenia zgody na przemarsz przez terytorium Polski armii niemieckiej, mającej następnie samodzielnie zaatakować ZSRR. Z kolei Studnicki lansował ideę pojednania polsko-niemieckiego (za cenę oddania Gdańska i zgody na korytarz do Prus Wschodnich), a następnie stworzenia antysowieckiego bloku państw w Europie Środkowo-Wschodniej. Tego rodzaju sugestie płynęły z Berlina do Warszawy po dojściu Hitlera do władzy, ale losy Węgier czy Rumunii w czasie II wojny wyraźnie pokazały, że również taki wybór nie stwarzał większych szans na zachowanie suwerenności.
Największą przenikliwością wykazał się Włodzimierz Bączkowski, szukając ratunku dla Polski w prometeizmie, czyli koncepcji podsycania antagonizmów narodowościowych i religijnych w ZSRR, licząc na to, że ich nasilenie zahamuje ekspansjonizm Kremla, a z czasem doprowadzi do rozpadu imperium. Bączkowski, który obok Wojciecha Wasiutyńskiego jako jedyny z bohaterów książki Eberhardta dożył chwili rozpadu bloku sowieckiego, musiał wszakże czekać na realizację swoich prognoz przez pół wieku. To właśnie jego poglądy wydają się szczególnie pouczające i zachęcające do lektury, która wciąż ma w sobie coś aktualnego. Zrozumie to każdy, kto zza morza słów o bezpieczeństwie Polski ulokowanej w NATO i UE dostrzega, jak powoli rośnie, budowany na gazowym fundamencie, nowy sojusz Moskwy i Berlina.
Pogląd ten nie znalazł zbyt wielu zwolenników, ale też nikt z naszych euroentuzjastycznie nastawionych intelektualistów nie zadał sobie trudu, by polemizować z bogato udokumentowaną pracą Moczulskiego. Trudno tego nie uznać za jeszcze jeden przykład kryzysu polskiej myśli politycznej. O jego głębokości można się przekonać, czytając książkę prof. Piotra Eberhardta poświęconą dwunastu twórcom polskiej geopolityki. Już sam ich dobór ze znacznie dłuższej liczby kandydatów wskazuje, że w końcu XIX wieku i pierwszej połowie XX wieku polska geopolityka przeżywała okres rozkwitu. Na liście Eberhardta znaleźli się zarówno znani politycy (m.in. Roman Dmowski), publicyści (Juliusz Mieroszewski), jak i naukowcy (Eugeniusz Romer), ale najciekawsze szkice dotyczą postaci dziś już niemal kompletnie zapomnianych.
Podstawowy dylemat polskich geopolityków najlepiej oddają tytuły dwóch książek: głośnej rozprawy Dmowskiego "Niemcy, Rosja i kwestia polska" oraz nawiązującej do niej pracy Adolfa Bocheńskiego "Między Rosją a Niemcami". Na pytanie, jak Polacy mają sobie ułożyć relacje z dwoma równie wielkimi, co ekspansywnymi sąsiadami, bohaterowie książki udzielali bardzo różnych odpowiedzi. Większość była jednak zgodna co do tego, że największe zagrożenie dla naszego kraju stanowi sojusz rosyjsko-niemiecki. Niektórzy próbowali temu zaradzić, sugerując strategiczny sojusz bądź to z Rosją (jak chciał Dmowski), bądź też z Niemcami (co proponował Władysław Studnicki). Większość nie wierzyła w tego rodzaju partnerstwo i szukała ratunku w gronie mniejszych narodów położonych w trójkącie Adriatyku, Bałtyku i Morza Czarnego. Dla realizacji idei Międzymorza Włodzimierz Wakar proponował, by II Rzeczpospolita wyrzekła się na rzecz Czechów Zaolzia, umożliwiła Litwinom współrządzenie Wilnem, a Ukraińcom zapewniła szeroką autonomię. "Nie wolno nam nie brać pod uwagę ewentualności, że te dwa względem nas nieprzyjazne obozy zechcą wyciągnąć dłonie ku sobie, występując przeciw Polsce wspólnie"- pisał Wakar o ZSRR i Niemczech trzynaście lat przed paktem Ribbentrop-Mołotow.
Podobnie definiował stojące przed II RP zagrożenia Adolf Bocheński, przekonując, że warunkiem bezpieczeństwa naszego kraju jest antagonizm niemiecko-rosyjski. Niestety, ani on, ani też inni omawiani przez Eberhardta analitycy nie mieli pomysłu, w jaki sposób Polska mogłaby ów antagonizm podsycać. Bocheński rozważał różne fantastyczne projekty, w rodzaju wyrażenia zgody na przemarsz przez terytorium Polski armii niemieckiej, mającej następnie samodzielnie zaatakować ZSRR. Z kolei Studnicki lansował ideę pojednania polsko-niemieckiego (za cenę oddania Gdańska i zgody na korytarz do Prus Wschodnich), a następnie stworzenia antysowieckiego bloku państw w Europie Środkowo-Wschodniej. Tego rodzaju sugestie płynęły z Berlina do Warszawy po dojściu Hitlera do władzy, ale losy Węgier czy Rumunii w czasie II wojny wyraźnie pokazały, że również taki wybór nie stwarzał większych szans na zachowanie suwerenności.
Największą przenikliwością wykazał się Włodzimierz Bączkowski, szukając ratunku dla Polski w prometeizmie, czyli koncepcji podsycania antagonizmów narodowościowych i religijnych w ZSRR, licząc na to, że ich nasilenie zahamuje ekspansjonizm Kremla, a z czasem doprowadzi do rozpadu imperium. Bączkowski, który obok Wojciecha Wasiutyńskiego jako jedyny z bohaterów książki Eberhardta dożył chwili rozpadu bloku sowieckiego, musiał wszakże czekać na realizację swoich prognoz przez pół wieku. To właśnie jego poglądy wydają się szczególnie pouczające i zachęcające do lektury, która wciąż ma w sobie coś aktualnego. Zrozumie to każdy, kto zza morza słów o bezpieczeństwie Polski ulokowanej w NATO i UE dostrzega, jak powoli rośnie, budowany na gazowym fundamencie, nowy sojusz Moskwy i Berlina.
Więcej możesz przeczytać w 17/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.