Polityka to jest pytel codzienny. Kto nie pytluje, ten nie jest
Polakom nie można dogodzić. Jedni mówią, że jest nudno, inni, że jest wesoło, a jeszcze inni, że ponuro. To znaczy, że jest bogato - dla każdego coś miłego. Coś jak z tym niedźwiedziem syberyjskim. I smieszno, i straszno. Ale najlepsze jest co innego. Człowiek może się wyłączyć na chwilę z obserwowania sceny politycznej, na dzień, dwa, nawet na tydzień i nie traci wątku. To nie jest tak jak z serialem telewizyjnym, w którym jak się przepuści odcinek, to nie wiadomo, dlaczego Placek nagle leży w łóżku z Jackiem, a Jacek ma dziecko z Agatką. Tu się wskakuje w wolnej chwili i zawsze jest tak samo. Gdyby ktoś zapadł pięć miesięcy temu w śpiączkę, a teraz się obudził i spytał, co tam, panie, w polityce, usłyszałby, że toczą się rokowania koalicyjne. Odetchnąłby tedy z ulgą i mógł powiedzieć - nic nie straciłem, to śpię dalej.
Niestety, hałas jest taki, że nie daje się nawet zdrzemnąć. Gdyby Wojciech Mann w swojej audycji zapytał dzieci, to znaczy gdyby mu kierownictwo TVP pozwoliło zapytać, na czym polega polityka, usłyszałby w odpowiedzi, że na pytlowaniu. Polityka to jest pytel codzienny. Kto nie pytluje, ten nie jest. Gdzieś tam w świecie politycy, zwłaszcza gdy prowadzą poufne rokowania, wykręcają się formułą no comment. A u nas swojsko, jak w maglu. Comment, oczywiście, że comment. Niech pan mi pozwoli dokończyć moje comment, bo jak pan wygłaszał swoje comment, to ja ich no comment.
Aleksander Kwaśniewski, jako wyjątek w stanie spoczynku, nie ogłaszał ostatnio żadnych comments, ale też nie wytrzymał. Pojechał do Pragi czeskiej, tam spotkał się z Václavem Havlem i zaprezentował mu swoje comment na temat polskiej polityki zagranicznej i europejskiej. Pewnie wydanie z siebie comments tu, na miejscu, uniemożliwiła Kwaśniewskiemu cenzura obyczajowa. Teraz Havel poinformuje konstytucyjne władze RP, że wpłynęła do niego skarga (skarga to straszna, jęk to okrutny) Kwaśniewskiego i że mają tydzień na zmianę polityki. Jak nie, Havel napisze wiersz, esej albo sztukę teatralną, a Kwaśniewski pojedzie się poskarżyć na Maltę lub do Słowenii.
Podobno w tajnej części praskiego spotkania Kwaśniewski złożył na ręce Havla zeznania w sprawie ułaskawienia Petera Vogla, zabójcy kobiety, których nie miał czasu ani ochoty składać w polskiej prokuraturze. Niewykluczone, że Havel śledztwo umorzy ze względu na niską szkodliwość dla Republiki Czeskiej.
Tu, na miejscu, wspaniałe comment koalicyjne usłyszeliśmy z ust przewodniczącego PO Donalda Tuska. Tusk ujawnił bez osłonek, że wtedy, kiedy sam rokował z PiS, przychodzili do niego po pięć razy dziennie Lepper, Giertych i Olejniczak, obiecując stanowiska marszałka i premiera, byle tylko nie wiązał się z braćmi Kaczyńskimi. No, to nareszcie wiadomo, dlaczego nie powstała koalicja PO-PiS: dlatego że Lepper, Giertych i Olejniczak byli przeciw. Najgorsze jest, że Tusk usłuchał, a nie ma ani premiera, ani marszałka. Jeśli o mnie chodzi, to no comment. Ale rezerwuję sobie prawo komentarza, jak się dowiem, że w tej sprawie odwiedzali Tuska kosmici, dzwonił Yeti i przyszedł list od Nessie.
Jedynym zmartwieniem, jakie mnie ostatnio trapiło, była perspektywa obniżenia rozrywkowej wartości polityki w związku z procesem cywilizowania się, wyciszania i ogładzania Andrzeja Leppera. Ale niepotrzebnie się troskałem. Natura nie znosi próżni i miejsce po Lepperze natychmiast zajął Roman Giertych, który nie tylko naindyczył się jak szef Samoobrony w poprzedniej kadencji, ale też przejął jego postulaty i rolę błazna. Giertych domaga się teraz między innymi renegocjacji traktatu akcesyjnego z UE i oddania polskich rezerw walutowych do dyspozycji Sejmu.
Pomysły Giertycha stawiają włosy na głowie, o ile ktoś je ma. Szef LPR chciałby sfinansować rezerwami różne słuszne projekty, z wyłączeniem jednak Radia Maryja i TV Trwam. Piękny jest pomysł udzielania przez Sejm kredytów na budowę autostrad. Rządy czasem udzielają gwarancji kredytowych, a Giertych chciałby, aby parlament po prostu stał się bankiem kredytowym. Doświadczenia z bankiem, z którym Giertych był związany, pozwalają przewidywać, czym by się to skończyło. Sejm, jako pierwszy parlament w dziejach, ogłosiłby niewypłacalność.
Ja mam lepszy pomysł i bardziej sprawiedliwy społecznie - rozdać te rezerwy Polakom. Zacząć od 10 dolarów na głowę, żeby się w niej nie przewróciło, co wedle moich obliczeń starczy na pół litra, dwa piwa, kilo kiełbasy wyborczej, dwie bułki i zdjęcie Giertycha. Do skonsumowania 3 maja, w dniu święta narodowego. Potem będzie dużo czasu na rzyganie. Jak się rzyga, to no comment.
Autor jest publicystą "Faktu"
Fot: T. Strzyżewskis
Niestety, hałas jest taki, że nie daje się nawet zdrzemnąć. Gdyby Wojciech Mann w swojej audycji zapytał dzieci, to znaczy gdyby mu kierownictwo TVP pozwoliło zapytać, na czym polega polityka, usłyszałby w odpowiedzi, że na pytlowaniu. Polityka to jest pytel codzienny. Kto nie pytluje, ten nie jest. Gdzieś tam w świecie politycy, zwłaszcza gdy prowadzą poufne rokowania, wykręcają się formułą no comment. A u nas swojsko, jak w maglu. Comment, oczywiście, że comment. Niech pan mi pozwoli dokończyć moje comment, bo jak pan wygłaszał swoje comment, to ja ich no comment.
Aleksander Kwaśniewski, jako wyjątek w stanie spoczynku, nie ogłaszał ostatnio żadnych comments, ale też nie wytrzymał. Pojechał do Pragi czeskiej, tam spotkał się z Václavem Havlem i zaprezentował mu swoje comment na temat polskiej polityki zagranicznej i europejskiej. Pewnie wydanie z siebie comments tu, na miejscu, uniemożliwiła Kwaśniewskiemu cenzura obyczajowa. Teraz Havel poinformuje konstytucyjne władze RP, że wpłynęła do niego skarga (skarga to straszna, jęk to okrutny) Kwaśniewskiego i że mają tydzień na zmianę polityki. Jak nie, Havel napisze wiersz, esej albo sztukę teatralną, a Kwaśniewski pojedzie się poskarżyć na Maltę lub do Słowenii.
Podobno w tajnej części praskiego spotkania Kwaśniewski złożył na ręce Havla zeznania w sprawie ułaskawienia Petera Vogla, zabójcy kobiety, których nie miał czasu ani ochoty składać w polskiej prokuraturze. Niewykluczone, że Havel śledztwo umorzy ze względu na niską szkodliwość dla Republiki Czeskiej.
Tu, na miejscu, wspaniałe comment koalicyjne usłyszeliśmy z ust przewodniczącego PO Donalda Tuska. Tusk ujawnił bez osłonek, że wtedy, kiedy sam rokował z PiS, przychodzili do niego po pięć razy dziennie Lepper, Giertych i Olejniczak, obiecując stanowiska marszałka i premiera, byle tylko nie wiązał się z braćmi Kaczyńskimi. No, to nareszcie wiadomo, dlaczego nie powstała koalicja PO-PiS: dlatego że Lepper, Giertych i Olejniczak byli przeciw. Najgorsze jest, że Tusk usłuchał, a nie ma ani premiera, ani marszałka. Jeśli o mnie chodzi, to no comment. Ale rezerwuję sobie prawo komentarza, jak się dowiem, że w tej sprawie odwiedzali Tuska kosmici, dzwonił Yeti i przyszedł list od Nessie.
Jedynym zmartwieniem, jakie mnie ostatnio trapiło, była perspektywa obniżenia rozrywkowej wartości polityki w związku z procesem cywilizowania się, wyciszania i ogładzania Andrzeja Leppera. Ale niepotrzebnie się troskałem. Natura nie znosi próżni i miejsce po Lepperze natychmiast zajął Roman Giertych, który nie tylko naindyczył się jak szef Samoobrony w poprzedniej kadencji, ale też przejął jego postulaty i rolę błazna. Giertych domaga się teraz między innymi renegocjacji traktatu akcesyjnego z UE i oddania polskich rezerw walutowych do dyspozycji Sejmu.
Pomysły Giertycha stawiają włosy na głowie, o ile ktoś je ma. Szef LPR chciałby sfinansować rezerwami różne słuszne projekty, z wyłączeniem jednak Radia Maryja i TV Trwam. Piękny jest pomysł udzielania przez Sejm kredytów na budowę autostrad. Rządy czasem udzielają gwarancji kredytowych, a Giertych chciałby, aby parlament po prostu stał się bankiem kredytowym. Doświadczenia z bankiem, z którym Giertych był związany, pozwalają przewidywać, czym by się to skończyło. Sejm, jako pierwszy parlament w dziejach, ogłosiłby niewypłacalność.
Ja mam lepszy pomysł i bardziej sprawiedliwy społecznie - rozdać te rezerwy Polakom. Zacząć od 10 dolarów na głowę, żeby się w niej nie przewróciło, co wedle moich obliczeń starczy na pół litra, dwa piwa, kilo kiełbasy wyborczej, dwie bułki i zdjęcie Giertycha. Do skonsumowania 3 maja, w dniu święta narodowego. Potem będzie dużo czasu na rzyganie. Jak się rzyga, to no comment.
Autor jest publicystą "Faktu"
Fot: T. Strzyżewskis
Więcej możesz przeczytać w 17/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.