Niemieckie Muzeum Śląskie w Görlitz pokazuje, jak bardzo Polacy nie potrafią prowadzić polityki historycznej
Piotr Semka
Od kilku lat powstaje niemiecki Śląsk, a większość Polaków nic o tym nie wie. Powstaje głównie w Görlitz, położonym przy polskiej granicy, po drugiej stronie Nysy. Gdy w 1815 r. Prusy zaanektowały spory fragment królestwa Saksonii (karząc jej władcę za objęcie tronu księstwa warszawskiego), zrabowane tereny z miastem Görlitz włączono do śląskiej prowincji królestwa Prus. Po 1945 r. zachodnia część miasta trafiła do NRD i o śląskim epizodzie zapomniano. Gdy po 1990 r. powstał land Saksonia, wydawało się, że w Görlitz zwycięży identyfikacja z Saksonią bądź Górnymi Łużycami. O śląskości Görlitz nie zapomnieli jednak ziomkowie. Od 1990 r. odbywali tu swe zjazdy. Wtedy jeszcze na siedzibę muzeum niemieckiego Śląska planowano jakieś miejsce w Dolnej Saksonii. Od połowy lat 90. zwyciężyła koncepcja zbudowania muzeum na "skrawku śląskiej ziemi".
Rudi Pawelka, jeden z pomysłodawców muzeum, znany w Polsce jako inicjator powstania Pruskiego Powiernictwa, proponował nawet nazwę Landesmuseum (muzeum landu), co sugerowało pośrednio, że obok 14 aktualnie istniejących krajów związkowych jest jeszcze dodatkowy land - niemiecki Śląsk. Tak prowokacyjny pomysł odrzucono, ale land Saksonia i rząd federalny - przy udziale władz Görlitz i Ziomkostwa Ślązaków - doprowadziły w końcu do powstania Muzeum Śląskiego. Otwarcie tej instytucji 13 maja przeszło w Polsce niemal bez echa. A przecież wizja historii Śląska, jaką propaguje muzeum, nie może być Polakom obojętna.
Śląski kącik
Muzeum mieści się w sercu starówki, w mieszczańskim dworze Schönhof - jednej z najpiękniejszych renesansowych budowli na północ od Alp. Cała zabytkowa uliczka Brüderstarsse, prowadząca do muzeum od strony rynku, już stała się śląską promenadą. Sklepy ze śląskim pamiątkami, księgarnie, biura turystyczne wyspecjalizowane w wycieczkach na polski Śląsk wprowadzają turystę w "heimatowy" (małoojczyźniany) nastrój. W księgarni Śląski Kufer Skarbów znajdujemy albumy z fotografiami ze Śląska przemieszane z typową ziomkowską literaturą rewizjonistyczną.
Muzeum Śląskie zdaje się rygorystycznie przestrzegać zasady bycia "muzeum europejskiego regionu kulturowego". Wszystkie podpisy pod zdjęciami są zarówno po polsku, jak i po niemiecku. To samo dotyczy relacji dźwiękowych i katalogu wystawy. Bezpłatny wstęp jest przywilejem wycieczek szkolnych z niemieckiego Görlitz i z leżącego po drugiej stronie Nysy polskiego Zgorzelca.
Dyrektor muzeum Markus Bauer podkreśla, że nie będzie ono przyczółkiem rewanżystów. Deklaruje, że do projektów muzeum włączy nie tylko ziomków ze Śląska, ale również instytucje z polskiej strony. - Pozwoli to uniknąć gwałtownych sporów, podobnych do tych, jakie rozgorzały wokół Centrum przeciw Wypędzeniom w Berlinie - mówił, otwierając muzeum. Bauer bagatelizuje to, że członkiem rady fundacji muzeum jest Rudi Pawelka. - Nie można dopuścić do napiętnowania projektu z powodu jednej osoby. Poglądy Pawelki nie mają z muzeum nic wspólnego - zaznacza dyrektor.
Śląsk na słodko-kwaśno
Twórcy ekspozycji w muzeum w ciekawy sposób przedstawiają przejawy kultury miejskiej na Śląsku i niemieckich myślicieli tego rejonu, takich jak Anioł Ślązak, Jakub Boehme, Martin Opitz czy noblista Gerhart Hauptmann. Bardzo bogato reprezentowana jest barokowa kultura religijna Śląska z jej najwybitniejszymi malarzami, takimi jak Michael Willmann czy Philip Sauerland. Twórcy muzeum pokazują z wdziękiem barwny i kipiący ideami Wrocław w XIX wieku i w połowie XX wieku, jeden z najprężniejszych ośrodków polityki i sztuki w Niemczech. Prawie całą salę zapełniają dzieła wrocławskiej moderny, na czele z ekspresjonistami. Z niemieckich heimatmuzeów zebrano najwspanialsze przykłady śląskich produkcji fajansu i szkła artystycznego.
Dzieła zgromadzone w jednym miejscu pozwalają dobrze zrozumieć znaczenie Śląska na mapie niemieckiej kultury. Co innego, informacje tworzące narrację historyczną. I tu polski widz ma już znacznie więcej powodów do zastanowienia. W redagowaniu tekstów dotyczących historii widać wielki wysiłek, by uwzględniać polski punkt widzenia, ale dotyczy to głównie najbardziej drażliwego XX wieku. Co do historii obejmującej okres od X wieku do XV wieku (najbardziej istotny dla polskiej tożsamości państwowej Śląska), enigmatyczne dane budzą chęć polemiki.
"Krajobraz kulturowy Śląska kształtował się w epoce, w której nie istniały państwa narodowe. We wczesnym średniowieczu osiedlały się tu plemiona słowiańskie zajmujące się uprawą ziemi. W XIII wieku polska dynastia panująca zwróciła się w kierunku zachodnim. Niemieccy osadnicy przyczynili się do rozwoju kraju, wprowadzając technikę i rozwiniętą kulturę prawną. W długim pokojowym procesie Śląsk wrastał w obszar kultury niemieckiej". Ten cytat dobrze oddaje styl narracji historycznej dotyczącej średniowiecza. Niemieckie zasiedlenie Śląska jest uznawane za faktyczny punkt wyjścia dla historii tej ziemi. "Przez stulecia dominującym językiem tego kraju był niemiecki, ale mówiono tu również po polsku, morawsku, czesku i w jidysz". Co z mówiącymi po śląsku Słowianami? W jakim stopniu i jak długo ten język trwał? Na te pytania próżno szukać odpowiedzi. O polskim ruchu odrodzenia śląskiego nie dowiadujemy się wiele, aż do wybuchu powstań śląskich, w których - jak głosi wystawa - obie strony posługują się "nacjonalistyczną propagandą". Potem dochodzi do "arbitralnego wytyczenia granic Górnego Śląska przez państwa sojusznicze", który to stan prowadzi do poważnego kryzysu gospodarczego, a "przez podział Śląska zerwane zostają więzi gospodarcze powstałe w czasie wieków".
Niewiele możemy się dowiedzieć o wpływie NSDAP na mniejszość niemiecką i o zjawisku V kolumny, za to czytamy, że "władze polskie niejednokrotnie naruszały prawa mniejszości niemieckiej". Z uznaniem należy odnotować z kolei informacje o rozwoju Katowic w okresie międzywojennym i akcji wypędzenia Polaków z tego rejonu po agresji 1 września.
Osobny temat to kwestia deportacji Niemców po II wojnie - tu zderza się polska wrażliwość, uznająca deportacje za skutek rozpętania wojny przez Niemców, z niemiecką opcją, zakładającą, iż dla wysiedleń żadnych usprawiedliwień być nie może. Niepokój musi budzić teza wystawy, że niemieckie ofiary wypędzeń stały się ofiarami nacjonalistycznie podsycanego odwetu za zbrodnie popełniane w imieniu narodu niemieckiego. A każdy, kto staje się ofiarą nacjonalizmu, jest niewinny.
Bez Sobieskiego I Jana Kazimierza
Czy ekspozycja Schlesische Museum jest prawdziwa? To zależy, bo historię niełatwo przedstawiać bez narodowej specyfiki. W polskim muzeum Śląska zapewne bardziej wyeksponowano by okres przynależności Śląska do państwa polskiego, szczegółowo przedstawiając władców z rodu śląskich Piastów. Na pewno badano by skalę zachowania polskiego języka wśród śląskiego ludu. Dla Polaków ważne są epizody dziejowe, które z niemieckiej perspektywy niewiele znaczą - przemarsz przez Śląsk wojsk Jana III Sobieskiego czy pobyt Jana Kazimierza na Śląsku podczas potopu. Znacznie więcej miejsca poświęcić wypadałoby budzicielom polskości - takim jak Karol Miarka czy Józef Lompa, powstaniom śląskim, obronie śląskich rubieży w 1939 r. czy późniejszej kaźni Ślązaków wiernych polskości pod rządami III Rzeszy.
Na pewno więcej miejsca zajęłyby pionierskie lata zasiedlania Śląska przez kresowiaków. Wszystko to w Görlitz jest marginesem, i nic dziwnego, bo wizje historii i ich priorytety - u każdego narodu - są różne. W takiej sytuacji trzeba jednak oszczędniej gospodarować sugestiami o wizji historii wykraczającej ponad narodowe stereotypy.
Śląski Piemont czy miasto mostów?
"Śląskie tradycje stanowią wspólne dziedzictwo Niemców, Polaków i Czechów. Muzeum szuka nowych dróg wiodących do poznania tego bogatego krajobrazu kulturowego - wspólnie z partnerami po obu stronach Nysy" - głosi tekst otwierający wystawę. Jak na tak górnolotny plan, realia są znacznie bardziej partykularne. Wystawa przedstawia niemiecką wizję historii Śląska, wzbogaconą o opinie wychodzące naprzeciw polskiej wrażliwości historycznej - notabene nawiązań do czeskich akcentów w historii Śląska jest niezwykle mało. Jest to więc bardziej niemieckie Heimatmuseum niż muzeum europejskiego regionu kulturowego. Jeśli ten ostatni tytuł miałby mieć głębszy sens, muzeum powinni stworzyć na równych zasadach niemieccy i polscy partnerzy. Tymczasem w liczącej osiem osób radzie naukowej muzeum znalazło się tylko jedno polskie nazwisko - profesora Edwarda Białka, filologa z Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Wałbrzychu.
Fragmenty ekspozycji, które uwzględniają polski punkt widzenia, to raczej grzeczność niż partnerstwo przy tworzeniu wizji historii tego rejonu Europy. A taki stan rzeczy nie jest obojętny przy usytuowaniu muzeum. Polacy inaczej przyjmowaliby istnienie muzeum niemieckiego Śląska w Dolnej Saksonii, a inaczej w przygranicznym Görlitz. Trzeba się bowiem na coś zdecydować: albo projektuje się dwójmiasto Görlitz/Zgorzelec jako europejską stolicę kultury, albo tworzy się z niej symboliczny skrawek niemieckiego Śląska. Przy pierwszym założeniu muzeum powinno być miejscem przedstawiania na równych prawach polskiej i niemieckiej wizji dziejów Śląska. Owszem, wymaga to porozumienia obu państw i równego partycypowania w kosztach placówki. Jeśli jednak taka wizja jest nierealna, to należało się zastanowić, czy budowa muzeum w granicznym mieście nie będzie budziła obaw po polskiej stronie Nysy.
Wyobraźmy sobie, jak reagowaliby Ukraińcy, gdyby w przygranicznym Przemyślu zbudowano muzeum ziemi lwowskiej. Muzeum, w którym głosilibyśmy, że w XIV wieku nie istniały państwa narodowe i sławilibyśmy cywilizacyjną polonizację Rusi Czerwonej. Samo muzeum śląskie w Görlitz nie musi być konfliktogenne, ale jeśli ktoś zacznie z tego miasta tworzyć śląski Piemont, czyli przyczółek wskrzeszania tradycji niemieckiego Śląska, to także muzeum zacznie się kojarzyć Polakom jak najgorzej. Tym bardziej że stosunki polsko--niemieckie na styku Görlitz - Zgorzelec niebezpiecznie się rozdwajają. Oficjalny duch europejskiej współpracy kłóci się z realiami dnia codziennego. Ponad pół roku temu mieszkańcy Zgorzelca jak najgorzej przyjęli demonstrację, podczas której ultrasi z NPD i DVU demonstrowali m.in. z biało-żółtymi flagami przy moście granicznym nad Nysą.
Co by się stało, gdyby Niemcy zaproponowali nam zbudowanie wspólnego muzeum Śląska przy równym podziale kosztów. Przykładowo, muzeum ma budżet 900 tys. euro rocznie. Czy Polacy byliby zdolni do takich inwestycji? Kiedy Niemcy budują własne muzea, często nie zgadzamy się z ich ocenami historii, ale czy robimy coś dla tworzenia własnej śląskiej tożsamości? Dlaczego we Wrocławiu nie ma muzeum Śląska? Warto wskazywać to polskim krytykom prowadzenia polityki historycznej.
Piotr Semka
Od kilku lat powstaje niemiecki Śląsk, a większość Polaków nic o tym nie wie. Powstaje głównie w Görlitz, położonym przy polskiej granicy, po drugiej stronie Nysy. Gdy w 1815 r. Prusy zaanektowały spory fragment królestwa Saksonii (karząc jej władcę za objęcie tronu księstwa warszawskiego), zrabowane tereny z miastem Görlitz włączono do śląskiej prowincji królestwa Prus. Po 1945 r. zachodnia część miasta trafiła do NRD i o śląskim epizodzie zapomniano. Gdy po 1990 r. powstał land Saksonia, wydawało się, że w Görlitz zwycięży identyfikacja z Saksonią bądź Górnymi Łużycami. O śląskości Görlitz nie zapomnieli jednak ziomkowie. Od 1990 r. odbywali tu swe zjazdy. Wtedy jeszcze na siedzibę muzeum niemieckiego Śląska planowano jakieś miejsce w Dolnej Saksonii. Od połowy lat 90. zwyciężyła koncepcja zbudowania muzeum na "skrawku śląskiej ziemi".
Rudi Pawelka, jeden z pomysłodawców muzeum, znany w Polsce jako inicjator powstania Pruskiego Powiernictwa, proponował nawet nazwę Landesmuseum (muzeum landu), co sugerowało pośrednio, że obok 14 aktualnie istniejących krajów związkowych jest jeszcze dodatkowy land - niemiecki Śląsk. Tak prowokacyjny pomysł odrzucono, ale land Saksonia i rząd federalny - przy udziale władz Görlitz i Ziomkostwa Ślązaków - doprowadziły w końcu do powstania Muzeum Śląskiego. Otwarcie tej instytucji 13 maja przeszło w Polsce niemal bez echa. A przecież wizja historii Śląska, jaką propaguje muzeum, nie może być Polakom obojętna.
Śląski kącik
Muzeum mieści się w sercu starówki, w mieszczańskim dworze Schönhof - jednej z najpiękniejszych renesansowych budowli na północ od Alp. Cała zabytkowa uliczka Brüderstarsse, prowadząca do muzeum od strony rynku, już stała się śląską promenadą. Sklepy ze śląskim pamiątkami, księgarnie, biura turystyczne wyspecjalizowane w wycieczkach na polski Śląsk wprowadzają turystę w "heimatowy" (małoojczyźniany) nastrój. W księgarni Śląski Kufer Skarbów znajdujemy albumy z fotografiami ze Śląska przemieszane z typową ziomkowską literaturą rewizjonistyczną.
Muzeum Śląskie zdaje się rygorystycznie przestrzegać zasady bycia "muzeum europejskiego regionu kulturowego". Wszystkie podpisy pod zdjęciami są zarówno po polsku, jak i po niemiecku. To samo dotyczy relacji dźwiękowych i katalogu wystawy. Bezpłatny wstęp jest przywilejem wycieczek szkolnych z niemieckiego Görlitz i z leżącego po drugiej stronie Nysy polskiego Zgorzelca.
Dyrektor muzeum Markus Bauer podkreśla, że nie będzie ono przyczółkiem rewanżystów. Deklaruje, że do projektów muzeum włączy nie tylko ziomków ze Śląska, ale również instytucje z polskiej strony. - Pozwoli to uniknąć gwałtownych sporów, podobnych do tych, jakie rozgorzały wokół Centrum przeciw Wypędzeniom w Berlinie - mówił, otwierając muzeum. Bauer bagatelizuje to, że członkiem rady fundacji muzeum jest Rudi Pawelka. - Nie można dopuścić do napiętnowania projektu z powodu jednej osoby. Poglądy Pawelki nie mają z muzeum nic wspólnego - zaznacza dyrektor.
Śląsk na słodko-kwaśno
Twórcy ekspozycji w muzeum w ciekawy sposób przedstawiają przejawy kultury miejskiej na Śląsku i niemieckich myślicieli tego rejonu, takich jak Anioł Ślązak, Jakub Boehme, Martin Opitz czy noblista Gerhart Hauptmann. Bardzo bogato reprezentowana jest barokowa kultura religijna Śląska z jej najwybitniejszymi malarzami, takimi jak Michael Willmann czy Philip Sauerland. Twórcy muzeum pokazują z wdziękiem barwny i kipiący ideami Wrocław w XIX wieku i w połowie XX wieku, jeden z najprężniejszych ośrodków polityki i sztuki w Niemczech. Prawie całą salę zapełniają dzieła wrocławskiej moderny, na czele z ekspresjonistami. Z niemieckich heimatmuzeów zebrano najwspanialsze przykłady śląskich produkcji fajansu i szkła artystycznego.
Dzieła zgromadzone w jednym miejscu pozwalają dobrze zrozumieć znaczenie Śląska na mapie niemieckiej kultury. Co innego, informacje tworzące narrację historyczną. I tu polski widz ma już znacznie więcej powodów do zastanowienia. W redagowaniu tekstów dotyczących historii widać wielki wysiłek, by uwzględniać polski punkt widzenia, ale dotyczy to głównie najbardziej drażliwego XX wieku. Co do historii obejmującej okres od X wieku do XV wieku (najbardziej istotny dla polskiej tożsamości państwowej Śląska), enigmatyczne dane budzą chęć polemiki.
"Krajobraz kulturowy Śląska kształtował się w epoce, w której nie istniały państwa narodowe. We wczesnym średniowieczu osiedlały się tu plemiona słowiańskie zajmujące się uprawą ziemi. W XIII wieku polska dynastia panująca zwróciła się w kierunku zachodnim. Niemieccy osadnicy przyczynili się do rozwoju kraju, wprowadzając technikę i rozwiniętą kulturę prawną. W długim pokojowym procesie Śląsk wrastał w obszar kultury niemieckiej". Ten cytat dobrze oddaje styl narracji historycznej dotyczącej średniowiecza. Niemieckie zasiedlenie Śląska jest uznawane za faktyczny punkt wyjścia dla historii tej ziemi. "Przez stulecia dominującym językiem tego kraju był niemiecki, ale mówiono tu również po polsku, morawsku, czesku i w jidysz". Co z mówiącymi po śląsku Słowianami? W jakim stopniu i jak długo ten język trwał? Na te pytania próżno szukać odpowiedzi. O polskim ruchu odrodzenia śląskiego nie dowiadujemy się wiele, aż do wybuchu powstań śląskich, w których - jak głosi wystawa - obie strony posługują się "nacjonalistyczną propagandą". Potem dochodzi do "arbitralnego wytyczenia granic Górnego Śląska przez państwa sojusznicze", który to stan prowadzi do poważnego kryzysu gospodarczego, a "przez podział Śląska zerwane zostają więzi gospodarcze powstałe w czasie wieków".
Niewiele możemy się dowiedzieć o wpływie NSDAP na mniejszość niemiecką i o zjawisku V kolumny, za to czytamy, że "władze polskie niejednokrotnie naruszały prawa mniejszości niemieckiej". Z uznaniem należy odnotować z kolei informacje o rozwoju Katowic w okresie międzywojennym i akcji wypędzenia Polaków z tego rejonu po agresji 1 września.
Osobny temat to kwestia deportacji Niemców po II wojnie - tu zderza się polska wrażliwość, uznająca deportacje za skutek rozpętania wojny przez Niemców, z niemiecką opcją, zakładającą, iż dla wysiedleń żadnych usprawiedliwień być nie może. Niepokój musi budzić teza wystawy, że niemieckie ofiary wypędzeń stały się ofiarami nacjonalistycznie podsycanego odwetu za zbrodnie popełniane w imieniu narodu niemieckiego. A każdy, kto staje się ofiarą nacjonalizmu, jest niewinny.
Bez Sobieskiego I Jana Kazimierza
Czy ekspozycja Schlesische Museum jest prawdziwa? To zależy, bo historię niełatwo przedstawiać bez narodowej specyfiki. W polskim muzeum Śląska zapewne bardziej wyeksponowano by okres przynależności Śląska do państwa polskiego, szczegółowo przedstawiając władców z rodu śląskich Piastów. Na pewno badano by skalę zachowania polskiego języka wśród śląskiego ludu. Dla Polaków ważne są epizody dziejowe, które z niemieckiej perspektywy niewiele znaczą - przemarsz przez Śląsk wojsk Jana III Sobieskiego czy pobyt Jana Kazimierza na Śląsku podczas potopu. Znacznie więcej miejsca poświęcić wypadałoby budzicielom polskości - takim jak Karol Miarka czy Józef Lompa, powstaniom śląskim, obronie śląskich rubieży w 1939 r. czy późniejszej kaźni Ślązaków wiernych polskości pod rządami III Rzeszy.
Na pewno więcej miejsca zajęłyby pionierskie lata zasiedlania Śląska przez kresowiaków. Wszystko to w Görlitz jest marginesem, i nic dziwnego, bo wizje historii i ich priorytety - u każdego narodu - są różne. W takiej sytuacji trzeba jednak oszczędniej gospodarować sugestiami o wizji historii wykraczającej ponad narodowe stereotypy.
Śląski Piemont czy miasto mostów?
"Śląskie tradycje stanowią wspólne dziedzictwo Niemców, Polaków i Czechów. Muzeum szuka nowych dróg wiodących do poznania tego bogatego krajobrazu kulturowego - wspólnie z partnerami po obu stronach Nysy" - głosi tekst otwierający wystawę. Jak na tak górnolotny plan, realia są znacznie bardziej partykularne. Wystawa przedstawia niemiecką wizję historii Śląska, wzbogaconą o opinie wychodzące naprzeciw polskiej wrażliwości historycznej - notabene nawiązań do czeskich akcentów w historii Śląska jest niezwykle mało. Jest to więc bardziej niemieckie Heimatmuseum niż muzeum europejskiego regionu kulturowego. Jeśli ten ostatni tytuł miałby mieć głębszy sens, muzeum powinni stworzyć na równych zasadach niemieccy i polscy partnerzy. Tymczasem w liczącej osiem osób radzie naukowej muzeum znalazło się tylko jedno polskie nazwisko - profesora Edwarda Białka, filologa z Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Wałbrzychu.
Fragmenty ekspozycji, które uwzględniają polski punkt widzenia, to raczej grzeczność niż partnerstwo przy tworzeniu wizji historii tego rejonu Europy. A taki stan rzeczy nie jest obojętny przy usytuowaniu muzeum. Polacy inaczej przyjmowaliby istnienie muzeum niemieckiego Śląska w Dolnej Saksonii, a inaczej w przygranicznym Görlitz. Trzeba się bowiem na coś zdecydować: albo projektuje się dwójmiasto Görlitz/Zgorzelec jako europejską stolicę kultury, albo tworzy się z niej symboliczny skrawek niemieckiego Śląska. Przy pierwszym założeniu muzeum powinno być miejscem przedstawiania na równych prawach polskiej i niemieckiej wizji dziejów Śląska. Owszem, wymaga to porozumienia obu państw i równego partycypowania w kosztach placówki. Jeśli jednak taka wizja jest nierealna, to należało się zastanowić, czy budowa muzeum w granicznym mieście nie będzie budziła obaw po polskiej stronie Nysy.
Wyobraźmy sobie, jak reagowaliby Ukraińcy, gdyby w przygranicznym Przemyślu zbudowano muzeum ziemi lwowskiej. Muzeum, w którym głosilibyśmy, że w XIV wieku nie istniały państwa narodowe i sławilibyśmy cywilizacyjną polonizację Rusi Czerwonej. Samo muzeum śląskie w Görlitz nie musi być konfliktogenne, ale jeśli ktoś zacznie z tego miasta tworzyć śląski Piemont, czyli przyczółek wskrzeszania tradycji niemieckiego Śląska, to także muzeum zacznie się kojarzyć Polakom jak najgorzej. Tym bardziej że stosunki polsko--niemieckie na styku Görlitz - Zgorzelec niebezpiecznie się rozdwajają. Oficjalny duch europejskiej współpracy kłóci się z realiami dnia codziennego. Ponad pół roku temu mieszkańcy Zgorzelca jak najgorzej przyjęli demonstrację, podczas której ultrasi z NPD i DVU demonstrowali m.in. z biało-żółtymi flagami przy moście granicznym nad Nysą.
Co by się stało, gdyby Niemcy zaproponowali nam zbudowanie wspólnego muzeum Śląska przy równym podziale kosztów. Przykładowo, muzeum ma budżet 900 tys. euro rocznie. Czy Polacy byliby zdolni do takich inwestycji? Kiedy Niemcy budują własne muzea, często nie zgadzamy się z ich ocenami historii, ale czy robimy coś dla tworzenia własnej śląskiej tożsamości? Dlaczego we Wrocławiu nie ma muzeum Śląska? Warto wskazywać to polskim krytykom prowadzenia polityki historycznej.
Więcej możesz przeczytać w 25/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.