Zamiast wygrywać, Polacy są dumni z honorowych porażek
Zamiast wygrywać, Polacy są dumni z honorowych porażek
Agaton Koziński
Agnieszka Niedek
Pokaż mi swoją futbolową drużynę narodową, a powiem ci, jakie jest społeczeństwo, które ona reprezentuje. Mecz Polska - Niemcy, który pogrzebał nasze szanse na dobry występ na mundialu, idealnie pasuje do tej formuły. Drużyny Jźrgena Klinsmanna i Pawła Janasa zagrały zgodnie ze stereotypami, jakie przypisuje się naszym narodom. Niemcy okazali się tymi, którzy walczą do końca i z konsekwencją czołgu pokonują wszystkie przeszkody. Z kolei Polacy potwierdzili, że w sytuacjach nadzwyczajnych są zdolni do poświęceń. Ale w kluczowym momencie brakuje im zdolności dyskontowania wcześniej włożonego wysiłku. Czyli najczęściej są mądrzy po szkodzie. I to na krótko.
Poświęcenie Artura Boruca i jego kolegów w meczu przeciw Niemcom na niewiele się zdało. Nasza drużyna szansę na dobry występ na mistrzostwach świata straciła bowiem wcześniej, w meczu z Ekwadorem. Głównie przez inną naszą cechę narodową - minimalizm, brak nawyku konsekwentnej walki o własną przyszłość. Polakom brakuje instynktu drapieżnika, który bezwzględnie wykorzysta słabość przeciwnika. Rafał Ziemkiewicz w książce "Polactwo" tę naszą cechę nazwał "zmuzułmanieniem". Oznacza ono apatię, akceptowanie porażek jako sytuacji normalnej, brak chęci walki o poprawę własnego losu.
Kronika zapowiedzianej klęski
- Polacy wyraźnie zlekceważyli Ekwadorczyków. Wcześniej ograli ich w sparingu, więc nasi zawodnicy już przed meczem dopisali sobie trzy punkty - Robert Korzeniowski, szef redakcji sportowej TVP, a w przeszłości wybitny lekkoatleta, nie ma wątpliwości, dlaczego przegraliśmy pierwszy mecz na mundialu. Porażka z Ekwadorem podziałała na piłkarzy mobilizująco, bo w meczu z Niemcami byli już skoncentrowani, waleczni i zdeterminowani, by osiągnąć sukces. Tyle że są po prostu gorszymi od Niemców piłkarzami.
Styl, w jakim odpadamy z mundialu, to tak naprawdę nic nowego, bowiem w ten sam sposób przegrywamy od dłuższego czasu. Tak było na mundialu cztery lata temu. Pierwszy mecz z gospodarzami - Koreą Płd. - zawodnicy i trener potraktowali jak sparing przed naprawdę trudnym rywalem - Portugalią. W konsekwencji nasi piłkarze grali za mało agresywnie, tak jakby nie chcieli tracić sił. I przegrali 0:2. W meczu z Portugalią wcale nie pokazali, że siły zaoszczędzili, bo w sporcie taka kalkulacja jest kompletną bzdurą - zawsze trzeba włożyć tyle sił, ile potrzeba do odniesienia zwycięstwa. Nie tylko zresztą w sporcie.
Po azjatyckim mundialu oglądaliśmy popisy nieudolności w wykonaniu mistrza kraju - Wisły Kraków. Piłkarze tego klubu stali się ofiarami sukcesu, który u nas często świętuje się bez opamiętania, zamiast się przygotowywać do kolejnych zwycięstw. Wystarczyło, by w sezonie 2002/2003 Wisła wyeliminowała AC Parma oraz Schalke 04, by piłkarze uznali się za mistrzów, przestali solidnie trenować, a skupili się na pozowaniu w sesjach zdjęciowych czy wizytach u fryzjera. W efekcie przez kolejne trzy sezony krakowski zespół trwonił wypracowaną w udanym sezonie renomę. A w konsekwencji przegrywał z półamatorską Valerengą Oslo czy gruzińskim Dynamo Tbilisi.
Filozofia Żurawskiego
Polscy zawodnicy, gdy grają z renomowaną drużyną, dają z siebie wszystko, natomiast gdy stają naprzeciw słabszego teoretycznie przeciwnika, grają na pół gwizdka, jakby wychodzili z założenia, że rywale sami sobie strzelą gole. - Nasi piłkarze pod względem umiejętności to średnia klasa europejska. Natomiast od dawna widać, że mają problemy z mentalnością. Brakuje im żądzy zwycięstwa w każdym meczu, bez względu na klasę rywala - podkreśla Korzeniowski. Paweł Słomiński, trener odnoszący sukcesy z polskimi pływakami (trenuje m.in. Otylię Jędrzejczak), uważa, że naszym futbolistom brakuje ambicji. - Rozmawiałem z wieloma naszymi piłkarzami, grającymi na różnych poziomach. Za każdym razem uderzał mnie brak ambicji. Tym piłkarzom nie zależało na awansie do wyższej ligi, grze w lepszej drużynie. Taka mentalność jest dla sportowca zabójcza - mówi "Wprost" Słomiński.
Maciej Żurawski po meczu z Ekwadorem udzielił wywiadu tygodnikowi "Piłka Nożna", gdzie wyłożył swoją piłkarską filozofię. "Do wszystkich spotkań podchodzę w ten sam sposób - jakbym grał o życie. Tyle że wiem, iż nie ma sensu nadmiernie się napinać. Bo co jest pisane - i tak nastąpi. Jeśli nie są pisane mi sukcesy w kadrze, po prostu ich nie osiągnę" - tłumaczy Żurawski swój słaby występ w meczu z Ekwadorem. Brak wiary w możliwość decydowania o własnej przyszłości czy zwalanie odpowiedzialności na ślepy los porażają. Tym bardziej że tak myśli najlepszy polski piłkarz, kreowany na lidera reprezentacji.
Zabójczy spokój
Zasadą "co ma być, to będzie" nie kieruje się tylko Żurawski i pozostali reprezentacyjni piłkarze. W ten sposób zdają się myśleć niemal wszyscy polscy sportowcy. Wystarczy przypomnieć turniej hokejowej pierwszej dywizji, który odbył się na początku tego roku. Polska ekipa jechała tam jako faworyt do awansu do grona 16 najlepszych drużyn świata. Nasi hokeiści zawalili już pierwszy mecz, przegrywając 1:2 z przeciętną Litwą. Później, mając w każdym meczu nóż na gardle, rozbijali kolejnych rywali. Sytuacja w grupie rozwinęła się w ten sposób, że przed ostatnim meczem turnieju los Polaków znów zależał tylko od nich. Wystarczyło pokonać reprezentację Austrii. I nasi hokeiści znów nie sprostali temu zadaniu.
Minimalistyczna mentalność naszych sportowców ujawniła się też podczas ubiegłorocznej siatkarskiej Ligi Światowej. Polska drużyna była rewelacją tych rozgrywek, awansując do turnieju finałowego. I na tym poprzestali, zajmując w turnieju ostatnie miejsce. - Polscy sportowcy wykonują skok i już w jego połowie czekają na aplauz tłumów. Jakby nie wiedzieli, że to koniec wieńczy dzieło - podkreśla Korzeniowski. Ale czy Polacy nie uprawiający wyczynowo sportu są inni? Naszemu społeczeństwu generalnie brakuje mentalności drapieżników i zwycięzców. Naszą naczelną wartością jest spokój. Dobrze pokazują to badania CBOS "Praca jako wartość" (z 2004 r.). Wynika z nich, że dla 60 proc. Polaków najważniejszą cechę dobrej pracy jest pewność, że nie zostanie się zwolnionym. Następnymi istotnymi zaletami są otoczenie sympatycznych ludzi (52 proc.) i brak stresów (47 proc.). Możliwość awansu ma znaczenie tylko dla 28 proc. respondentów, a jedynie 6 proc. chciałoby podejmować istotne decyzje.
Honor nieudacznika
- Robienie kariery jako cel sam w sobie jest wciąż źle odbierane w polskim społeczeństwie. Wciąż nie lubimy ludzi ambitnych, przebojowych - mówi Magdalena Nowicka, socjolog z uniwersytetu w Bambergu. Dlatego, gdy przychodzi nam stanąć do twardej rywalizacji, cofamy nogę. Gdy na co dzień ważniejszy od rywalizacji i dążenia do sukcesu jest święty spokój, to nic dziwnego, że nie radzimy sobie w trudnych sytuacjach.
Uciekanie od odpowiedzialności niesie jeszcze inną konsekwencję - Polacy nie chcą być przywódcami, liderami grupy. Ankieta CBOS przeprowadzona wśród ludzi młodych wykazała, że zaledwie 3 proc. z nich widzi się w roli właściciela firmy, a 4 proc. deklaruje, że chce zostać dyrektorem lub prezesem. Wychowani w takim otoczeniu sportowcy przenoszą podobne zachowania do zespołów, w których grają. Potem brakuje na przykład siatkarza, który w kulminacyjnym momencie ważnego meczu zdobędzie kluczowe punkty. Brakuje piłkarza, który poderwie do walki zespół po stracie bramki - jak w meczu z Ekwadorem. - To nie przypadek, że jedyną drużyną, która odnosi w Polsce sukcesy, są siatkarki. One maję niezwykle charyzmatycznego lidera - trenera Andrzeja Niemczyka. Nasze złotka dałyby się za niego pokroić, do ostatniej piłki realizują jego polecenia. I dlatego wygrywają - twierdzi Korzeniowski.
Taka sytuacja to jednak rzadkość. Najlepszym tego przykładem jest kariera Marty Domachowskiej, naszej najlepszej obecnie tenisistki. Dopóki była w wieku juniorskim, odnosiła sukcesy (doszła nawet do czwartej dziesiątki rankingu najlepszych tenisistek świata). Obecnie 20-letnia zawodniczka tylko się dobrze zapowiada. "Marta musi wreszcie dojrzeć i wziąć odpowiedzialność za swoją karierę, a nie wciąż się chować za innymi. Musi wygrać ze stresem i zacząć szanować ludzi, którzy chcą jej pomóc" - mówił były już trener Domachowskiej Paweł Ostrowski. - Polskim zawodnikom brakuje pokory. Odniosą drobny sukces i natychmiast zachowują się jak największe gwiazdy. Co innego Otylia Jędrzejczak. Ona jest ciągle skromna, nie wywyższa się, nie podważa moich kompetencji. Dlatego wygrywa najważniejsze zawody na świecie - tłumaczy Paweł Słomiński.
Nie tylko sportowcy, ale i przeciętni Polacy boją się wziąć odpowiedzialność za własne życie, ciągle chowają się za plecami innych. Ale taka postawa sprawia, że ciągle będziemy przegrywać - w sporcie i w życiu. I będziemy dumni nie ze zwycięstw, lecz z honorowych porażek. Tylko czy przegrywanie jest honorowe?
Agaton Koziński
Agnieszka Niedek
Pokaż mi swoją futbolową drużynę narodową, a powiem ci, jakie jest społeczeństwo, które ona reprezentuje. Mecz Polska - Niemcy, który pogrzebał nasze szanse na dobry występ na mundialu, idealnie pasuje do tej formuły. Drużyny Jźrgena Klinsmanna i Pawła Janasa zagrały zgodnie ze stereotypami, jakie przypisuje się naszym narodom. Niemcy okazali się tymi, którzy walczą do końca i z konsekwencją czołgu pokonują wszystkie przeszkody. Z kolei Polacy potwierdzili, że w sytuacjach nadzwyczajnych są zdolni do poświęceń. Ale w kluczowym momencie brakuje im zdolności dyskontowania wcześniej włożonego wysiłku. Czyli najczęściej są mądrzy po szkodzie. I to na krótko.
Poświęcenie Artura Boruca i jego kolegów w meczu przeciw Niemcom na niewiele się zdało. Nasza drużyna szansę na dobry występ na mistrzostwach świata straciła bowiem wcześniej, w meczu z Ekwadorem. Głównie przez inną naszą cechę narodową - minimalizm, brak nawyku konsekwentnej walki o własną przyszłość. Polakom brakuje instynktu drapieżnika, który bezwzględnie wykorzysta słabość przeciwnika. Rafał Ziemkiewicz w książce "Polactwo" tę naszą cechę nazwał "zmuzułmanieniem". Oznacza ono apatię, akceptowanie porażek jako sytuacji normalnej, brak chęci walki o poprawę własnego losu.
Kronika zapowiedzianej klęski
- Polacy wyraźnie zlekceważyli Ekwadorczyków. Wcześniej ograli ich w sparingu, więc nasi zawodnicy już przed meczem dopisali sobie trzy punkty - Robert Korzeniowski, szef redakcji sportowej TVP, a w przeszłości wybitny lekkoatleta, nie ma wątpliwości, dlaczego przegraliśmy pierwszy mecz na mundialu. Porażka z Ekwadorem podziałała na piłkarzy mobilizująco, bo w meczu z Niemcami byli już skoncentrowani, waleczni i zdeterminowani, by osiągnąć sukces. Tyle że są po prostu gorszymi od Niemców piłkarzami.
Styl, w jakim odpadamy z mundialu, to tak naprawdę nic nowego, bowiem w ten sam sposób przegrywamy od dłuższego czasu. Tak było na mundialu cztery lata temu. Pierwszy mecz z gospodarzami - Koreą Płd. - zawodnicy i trener potraktowali jak sparing przed naprawdę trudnym rywalem - Portugalią. W konsekwencji nasi piłkarze grali za mało agresywnie, tak jakby nie chcieli tracić sił. I przegrali 0:2. W meczu z Portugalią wcale nie pokazali, że siły zaoszczędzili, bo w sporcie taka kalkulacja jest kompletną bzdurą - zawsze trzeba włożyć tyle sił, ile potrzeba do odniesienia zwycięstwa. Nie tylko zresztą w sporcie.
Po azjatyckim mundialu oglądaliśmy popisy nieudolności w wykonaniu mistrza kraju - Wisły Kraków. Piłkarze tego klubu stali się ofiarami sukcesu, który u nas często świętuje się bez opamiętania, zamiast się przygotowywać do kolejnych zwycięstw. Wystarczyło, by w sezonie 2002/2003 Wisła wyeliminowała AC Parma oraz Schalke 04, by piłkarze uznali się za mistrzów, przestali solidnie trenować, a skupili się na pozowaniu w sesjach zdjęciowych czy wizytach u fryzjera. W efekcie przez kolejne trzy sezony krakowski zespół trwonił wypracowaną w udanym sezonie renomę. A w konsekwencji przegrywał z półamatorską Valerengą Oslo czy gruzińskim Dynamo Tbilisi.
Filozofia Żurawskiego
Polscy zawodnicy, gdy grają z renomowaną drużyną, dają z siebie wszystko, natomiast gdy stają naprzeciw słabszego teoretycznie przeciwnika, grają na pół gwizdka, jakby wychodzili z założenia, że rywale sami sobie strzelą gole. - Nasi piłkarze pod względem umiejętności to średnia klasa europejska. Natomiast od dawna widać, że mają problemy z mentalnością. Brakuje im żądzy zwycięstwa w każdym meczu, bez względu na klasę rywala - podkreśla Korzeniowski. Paweł Słomiński, trener odnoszący sukcesy z polskimi pływakami (trenuje m.in. Otylię Jędrzejczak), uważa, że naszym futbolistom brakuje ambicji. - Rozmawiałem z wieloma naszymi piłkarzami, grającymi na różnych poziomach. Za każdym razem uderzał mnie brak ambicji. Tym piłkarzom nie zależało na awansie do wyższej ligi, grze w lepszej drużynie. Taka mentalność jest dla sportowca zabójcza - mówi "Wprost" Słomiński.
Maciej Żurawski po meczu z Ekwadorem udzielił wywiadu tygodnikowi "Piłka Nożna", gdzie wyłożył swoją piłkarską filozofię. "Do wszystkich spotkań podchodzę w ten sam sposób - jakbym grał o życie. Tyle że wiem, iż nie ma sensu nadmiernie się napinać. Bo co jest pisane - i tak nastąpi. Jeśli nie są pisane mi sukcesy w kadrze, po prostu ich nie osiągnę" - tłumaczy Żurawski swój słaby występ w meczu z Ekwadorem. Brak wiary w możliwość decydowania o własnej przyszłości czy zwalanie odpowiedzialności na ślepy los porażają. Tym bardziej że tak myśli najlepszy polski piłkarz, kreowany na lidera reprezentacji.
Zabójczy spokój
Zasadą "co ma być, to będzie" nie kieruje się tylko Żurawski i pozostali reprezentacyjni piłkarze. W ten sposób zdają się myśleć niemal wszyscy polscy sportowcy. Wystarczy przypomnieć turniej hokejowej pierwszej dywizji, który odbył się na początku tego roku. Polska ekipa jechała tam jako faworyt do awansu do grona 16 najlepszych drużyn świata. Nasi hokeiści zawalili już pierwszy mecz, przegrywając 1:2 z przeciętną Litwą. Później, mając w każdym meczu nóż na gardle, rozbijali kolejnych rywali. Sytuacja w grupie rozwinęła się w ten sposób, że przed ostatnim meczem turnieju los Polaków znów zależał tylko od nich. Wystarczyło pokonać reprezentację Austrii. I nasi hokeiści znów nie sprostali temu zadaniu.
Minimalistyczna mentalność naszych sportowców ujawniła się też podczas ubiegłorocznej siatkarskiej Ligi Światowej. Polska drużyna była rewelacją tych rozgrywek, awansując do turnieju finałowego. I na tym poprzestali, zajmując w turnieju ostatnie miejsce. - Polscy sportowcy wykonują skok i już w jego połowie czekają na aplauz tłumów. Jakby nie wiedzieli, że to koniec wieńczy dzieło - podkreśla Korzeniowski. Ale czy Polacy nie uprawiający wyczynowo sportu są inni? Naszemu społeczeństwu generalnie brakuje mentalności drapieżników i zwycięzców. Naszą naczelną wartością jest spokój. Dobrze pokazują to badania CBOS "Praca jako wartość" (z 2004 r.). Wynika z nich, że dla 60 proc. Polaków najważniejszą cechę dobrej pracy jest pewność, że nie zostanie się zwolnionym. Następnymi istotnymi zaletami są otoczenie sympatycznych ludzi (52 proc.) i brak stresów (47 proc.). Możliwość awansu ma znaczenie tylko dla 28 proc. respondentów, a jedynie 6 proc. chciałoby podejmować istotne decyzje.
Honor nieudacznika
- Robienie kariery jako cel sam w sobie jest wciąż źle odbierane w polskim społeczeństwie. Wciąż nie lubimy ludzi ambitnych, przebojowych - mówi Magdalena Nowicka, socjolog z uniwersytetu w Bambergu. Dlatego, gdy przychodzi nam stanąć do twardej rywalizacji, cofamy nogę. Gdy na co dzień ważniejszy od rywalizacji i dążenia do sukcesu jest święty spokój, to nic dziwnego, że nie radzimy sobie w trudnych sytuacjach.
Uciekanie od odpowiedzialności niesie jeszcze inną konsekwencję - Polacy nie chcą być przywódcami, liderami grupy. Ankieta CBOS przeprowadzona wśród ludzi młodych wykazała, że zaledwie 3 proc. z nich widzi się w roli właściciela firmy, a 4 proc. deklaruje, że chce zostać dyrektorem lub prezesem. Wychowani w takim otoczeniu sportowcy przenoszą podobne zachowania do zespołów, w których grają. Potem brakuje na przykład siatkarza, który w kulminacyjnym momencie ważnego meczu zdobędzie kluczowe punkty. Brakuje piłkarza, który poderwie do walki zespół po stracie bramki - jak w meczu z Ekwadorem. - To nie przypadek, że jedyną drużyną, która odnosi w Polsce sukcesy, są siatkarki. One maję niezwykle charyzmatycznego lidera - trenera Andrzeja Niemczyka. Nasze złotka dałyby się za niego pokroić, do ostatniej piłki realizują jego polecenia. I dlatego wygrywają - twierdzi Korzeniowski.
Taka sytuacja to jednak rzadkość. Najlepszym tego przykładem jest kariera Marty Domachowskiej, naszej najlepszej obecnie tenisistki. Dopóki była w wieku juniorskim, odnosiła sukcesy (doszła nawet do czwartej dziesiątki rankingu najlepszych tenisistek świata). Obecnie 20-letnia zawodniczka tylko się dobrze zapowiada. "Marta musi wreszcie dojrzeć i wziąć odpowiedzialność za swoją karierę, a nie wciąż się chować za innymi. Musi wygrać ze stresem i zacząć szanować ludzi, którzy chcą jej pomóc" - mówił były już trener Domachowskiej Paweł Ostrowski. - Polskim zawodnikom brakuje pokory. Odniosą drobny sukces i natychmiast zachowują się jak największe gwiazdy. Co innego Otylia Jędrzejczak. Ona jest ciągle skromna, nie wywyższa się, nie podważa moich kompetencji. Dlatego wygrywa najważniejsze zawody na świecie - tłumaczy Paweł Słomiński.
Nie tylko sportowcy, ale i przeciętni Polacy boją się wziąć odpowiedzialność za własne życie, ciągle chowają się za plecami innych. Ale taka postawa sprawia, że ciągle będziemy przegrywać - w sporcie i w życiu. I będziemy dumni nie ze zwycięstw, lecz z honorowych porażek. Tylko czy przegrywanie jest honorowe?
Więcej możesz przeczytać w 25/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.