W zaszyfrowanych dokumentach pojawił się opis Lubiąża jako miejsca, gdzie składowano cenne dzieła sztuki
Joanna Lamparska
Cenne rzeźby, obrazy, ołtarze, kolekcje monet i biżuterii oraz rzadkie książki - to wszystko zostało ukryte na Dolnym Śląsku w czasie II wojny światowej. Pochodziły one z sześćdziesięciu muzeów, z pięciuset obiektów sakralnych; trzystu budowli świeckich oraz ze zbiorów kilkuset kolekcjonerów. Do dziś nie odnaleziono wielu ukrytych przez Niemców dóbr - brakuje... kilometra skarbów. Liczy się je w setkach metrów, bo wywieziono je wozami meblowymi. Każdego roku wypływają nowe dokumenty dotyczące niemieckich skrytek. Niedawno został odnaleziony w Niemczech fragment mapy z miejscami, w których mają się znajdować kolejne depozyty. Właściciele mapy pojawili się w kilku zabytkowych obiektach, ale szybko wyjechali. Poszukiwacze uważają, że kluczem do tajemnicy są wciąż nieznane fragmenty tzw. listy Grundmanna.
Tajemnice Grundmanna
Günther Grundmann, do 1945 r. konserwator zabytków prowincji dolnośląskiej, był wielkim miłośnikiem sztuki. Dolny Śląsk znał doskonale, miał również dobrą orientację w terenie, przyjaźnił się z wieloma kolekcjonerami. Spod jego pióra wyszły liczne opracowania dotyczące regionu. To właśnie Grundmann został wytypowany przez władze III Rzeszy do zabezpieczenia dzieł sztuki przed nalotami i przed zbliżającą się Armią Czerwoną. Początkowo zamierzał on utworzyć skrytki w zamkach i pałacach, ale czy tylko tam? Zresztą, czy arystokratyczne rezydencje były rzeczywiście bezpiecznym miejscem ukrycia? To istota tajemnicy Gźnthera Grundmanna.
Niemiecki konserwator zdawał sobie sprawę, że musi ocalić przede wszystkim zbiory państwowe, czyli kolekcje muzeów i archiwa, ale także dzieła sztuki pochodzące z kościołów i innych obiektów sakralnych. Dodatkowo zajął się prywatnymi zbiorami. Nie mając dokładnego rozeznania, jakie prace znajdują się w rękach zbieraczy, rozesłał do 250 kolekcjonerów prośbę o podanie spisu szczególnie cennych zabytków, które chcieliby ocalić. Odpowiedziało mu 160 osób. Zgłosiły 552 obrazy, 90 rzeźb, 373 meble, wybitne grafiki i kilka tysięcy przedmiotów rzemiosła artystycznego. Miejsca, w których Grundmann zamierzał ukrywać dobra, umieścił na specjalnej liście, której szyfr został złamany po wojnie.
Listę Grundmanna zamyka data 21 czerwca 1944 r. Do tego czasu konserwator zdążył zorganizować transporty do 80 skrytek, głównie w dolnośląskich zamkach i pałacach. Od ukrytego wtedy bogactwa może się zakręcić w głowie; wystarczy wymienić Warmątowice koło Legnicy, gdzie schowano kilkadziesiąt tysięcy monet z kolekcji numizmatycznej Miejskich Zbiorów Sztuki we Wrocławiu. W Cieplicach ukryto przedmioty ze skarbca katedry na Wawelu, z Wilanowa, Łazienek, Muzeum Narodowego w Krakowie. W Brzezicy schowano 20 tys. zabytkowych książek.
Tajne w tajnym
Kolekcjonerzy, którzy nie odpowiedzieli na apel Grundmanna (90 rodzin zrezygnowało z pomocy konserwatora), działali na własną rękę. Właścicielka majątku w Ścinawce Wielkiej, która miała w swojej galerii 50 obrazów, 20 z nich zamurowała w schowku w cegielni. Również dyrektor muzeum w Zgorzelcu nakazał zamurować jedną z piwnic w budynku. W ukrytym pomieszczeniu pozostały regały ze szkłem, porcelaną i numizmatyką. Mieszkańcy pałacu w Krzyżowej wpadli na pomysł, by zabytkowe lufy armatnie postawić pionowo, obudować i zadaszyć, tworząc coś w rodzaju altany. Inni tworzyli skrytki, o których pojęcie mieli tylko ukrywający w nich swoje dobra.
- Schaffgotschowie, jeden z najpotężniejszych śląskich rodów, do których należały m.in. Cieplice i Chojnik, zatrudnili dwóch włoskich murarzy, a dane o miejscu złożenia dóbr włożyli do specjalnej skrzynki, która też została ukryta - mówi Bogusław Wróbel z Polskiego Towarzystwa Eksploracyjnego. Kilka lat temu jeden z poszukiwaczy znalazł skrzynkę z dokumentami i zaproponował Schaffgotschom jej odsprzedanie. Zjawiło się dwóch przedstawicieli rodziny i zapytali, jak wygląda skrzynka. Gdy znalazca ją opisał, zorientowali się, że nie tego szukali.
Brakujący kilometr
W 1944 r. esesmani wywieźli z Wrocławia 75 obrazów, które trafiły do Berlina. Świadkowie wspominają o innych tajnych transportach, o których milczy Grundmann. Niemal każde sudeckie miasteczko pielęgnuje historię o niemieckim konwoju, który pojawił się w nocy. Obładowane skrzyniami ciężarówki przejechały w niewiadomym kierunku, rozległ się wybuch, a po kilku godzinach puste już samochody wróciły tą samą drogą. Tajemniczy ładunek został ukryty.
Choć lista Grundmanna kończy się na czerwcu 1944 r., wielka akcja ukrywania skarbów trwała także później. Do lutego 1945 r. z Wrocławia wyjechało 207 oficjalnych transportów i kilka razy więcej nieoficjalnych. Nie wiadomo, czy za wiedzą i zgodą Grundmanna zakopano w wale nadrzecznym we Wrocławiu wykonany w brązie pomnik konny Fryderyka II z wrocławskiego rynku. Zakopano także brązową statuę Blüźchera z centrum miasta.
Lista Grundmanna to zaszyfrowany spis zaledwie 80 skrytek w obiektach zabytkowych. Z relacji świadków wynika, że Niemcy wykorzystywali też bunkry i sztolnie do ukrywania dzieł sztuki. Grupy rewindykacyjne, które po II wojnie światowej zajmowały się odszukiwaniem tych dzieł, trafiły na zabytki, które wypełniły 131 samochodów ciężarowych i 22 wagony towarowe, czyli około 1000 metrów bieżących wozów meblowych. Tymczasem Grundmann, który przy transporcie korzystał z usług firmy spedycyjnej swojego przyjaciela Gustava Knauera, ukrył 2000 metrów skarbów, czyli dwa razy więcej. Kilometra skarbów ciągle więc brakuje. Przede wszystkim zbiorów prywatnych, czyli 552 obrazów, a także rzeźb, mebli, grafik i tysięcy przedmiotów rzemiosła artystycznego.
Samodzielna Brygada Zdobyczy Wojennych
Wszystkie miejsca z listy Grundmanna odwiedziła tuż po wojnie komisja rewindykacyjna Ministerstwa Kultury i Sztuki, kierowana przez Witolda Kieszkowskiego, dyrektora naczelnej dyrekcji muzeów. Tuż przed polską komisją na Dolny Śląsk wtargnęła utworzona już w 1941 r. w ZSRR Samodzielna Brygada Zdobyczy Wojennych, która została potem zamieniona na Główny Zarząd Zdobyczy. Miał on do dyspozycji pięć pociągów ewakuacyjnych, kilkadziesiąt ciągników i kilkuset ludzi, w tym historyków sztuki. Towarzyszyli im oczywiście tajniacy. Funkcjonariusze Głównego Zarządu Zdobyczy jeździli po Dolnym Śląsku i wywozili, co się dało. Niekiedy tygodniami nie dopuszczali do niektórych obiektów Polaków. Po Rosjanach przyszli szabrownicy. W tym czasie po Dolnym Śląsku krążyły ekipy, co ciekawe, przybywające najczęściej z Poznania, które wykupywały od szabrowników ich łupy.
Zaraz po wojnie Dolny Śląsk przypominał Eldorado - wystarczyło wbić w ziemię łopatę i trafić na złoto. Komisja Kieszkowskiego trafiała na częściowo zrabowane skrytki, ale docierała też do miejsc, o których nie było mowy w tajnej liście Grundmanna. Te dodatkowe skrytki musiały zaistnieć w jakichś dokumentach. Dokumentów jednak również nie ma, przynajmniej oficjalnie.
Skarby w jaskini
11 czerwca 1944 r. w Egenie odbyło się spotkanie konserwatorów zabytków. Grund-mann oświadczył tam: "Zagrożenia mocno obciążonych zamków i dworów wiejskich z niewystarczającą ochroną nie da się załatwić od ręki. Poza jaskiniami i kopalniami nie potrzebujemy innych zabezpieczonych przed bombardowaniami miejsc ukrycia". Czy kilometr skarbów czeka pod ziemią? Ze słów Grundmanna wynika, że brał on też pod uwagę jaskinie i kopalnie, być może również podziemne fabryki. Tych zaś na jego liście nie ma. W 1936 r. w III Rzeszy wydano zarządzenie inwentaryzacji naturalnych jaskiń. Inwentaryzacja z terenu Dolnego Śląska dziwnym trafem jest niedostępna.
Jest jeszcze jeden fakt przemawiający za ukrywaniem skarbów w podziemiach. To odpowiedź Grundmanna na list Służby Ochrony Zabytków w Hamburgu z 27 października 1943 r., w którym pracownicy służby proszą o fotografie jakichś zabytków. "Zdjęciami chętnie służymy po wojnie, gdy będzie można wydobyć płyty z bunkra" - pisał Grundmann.
Szyfr zakodowany szyfrem
Eksploratorzy opowiadają, jak w połowie lat 90. XX wieku we Wrocławiu pojawiły się osoby reprezentujące dawne służby bezpieczeństwa. Swego czasu mieli oni dostęp do tajnych dokumentów dotyczących niemieckich skrytek na Dolnym Śląsku, zdobytych tuż po wojnie przez tajne służby. Przywieźli szkice rozmieszczenia dóbr w poszczególnych pomieszczeniach, mieli pokaźną sumę na opłacenie ich wydobycia.
W zaszyfrowanych dokumentach pojawił się opis Lubiąża. Po złamaniu kodu okazało się, że dokładne plany ukrycia wraz z informacjami dotyczącymi zabezpieczenia skrytek to nie wszystko. Znajdowały się tam też instrukcje, jak obejść zabezpieczenia, na przykład miny. Niestety, informacje nie były nic warte bez wskazania, gdzie znajdują się skrytki. A tego nie dało się ustalić, gdyż układy współrzędnych na mapach oraz wskazane tam miejsca nijak nie mają się do rzeczywistości. Po prostu ten opis został zakodowany następnym szyfrem, którego do tej pory nie udało się złamać.
Zdaniem Wróbla o lokalizacji skrytek mógł coś wiedzieć dr inżynier Kurt Sommer, referent budowlany Działu Ochrony Przeciwlotniczej Okręgowego Dowództwa Ochrony Powietrznej Okręgu Wojskowego 8. Został on w czasie wojny oddelegowany do dyspozycji Grundmanna. 19 czerwca 1943 r. Sommer poprosił swoich przełożonych o przedłużenie służby w związku z pracą dla Grundmanna. W podaniu zaznaczył, że ma przeprowadzić prace zabezpieczające w dużym obiekcie sakralnym. W tym czasie Grundmann spotykał się dwukrotnie z Hurzlerem, kierownikiem działu budowlanego, który należał do personelu obozu w Auschwitz. Prawdopodobnie więc przygotowywanie skrytki w tym budynku odbywało się rękami więźniów Auschwitz. Istnieje dokument z 1 sierpnia 1944 r., z którego wynika, że z 13 wrocławskich kościołów wywieziono i ukryto w miejscu, w którym Sommer przygotowywał skrytkę, 205 sztuk różnych zabytków, w tym 25 epitafiów, 83 drewniane rzeźby, 63 obrazy i 10 relikwiarzy. Z innej notatki, z 5 października 1944 r., wynika, że Grundmann w towarzystwie pracowników organizacji Todta, która budowała m.in. podziemia w Górach Sowich i kwatery Hitlera, odwiedził donżon w twierdzy w Srebrnej Górze. Prawdopodobnie robili przymiarki do utworzenia tam skrytki. Jeśli powstała, czy zostanie kiedykolwiek odkryta? Podobnie jak inne skrytki, w których prawdopodobnie wciąż znajduje się kilometr bieżący skarbów.
Joanna Lamparska
Cenne rzeźby, obrazy, ołtarze, kolekcje monet i biżuterii oraz rzadkie książki - to wszystko zostało ukryte na Dolnym Śląsku w czasie II wojny światowej. Pochodziły one z sześćdziesięciu muzeów, z pięciuset obiektów sakralnych; trzystu budowli świeckich oraz ze zbiorów kilkuset kolekcjonerów. Do dziś nie odnaleziono wielu ukrytych przez Niemców dóbr - brakuje... kilometra skarbów. Liczy się je w setkach metrów, bo wywieziono je wozami meblowymi. Każdego roku wypływają nowe dokumenty dotyczące niemieckich skrytek. Niedawno został odnaleziony w Niemczech fragment mapy z miejscami, w których mają się znajdować kolejne depozyty. Właściciele mapy pojawili się w kilku zabytkowych obiektach, ale szybko wyjechali. Poszukiwacze uważają, że kluczem do tajemnicy są wciąż nieznane fragmenty tzw. listy Grundmanna.
Tajemnice Grundmanna
Günther Grundmann, do 1945 r. konserwator zabytków prowincji dolnośląskiej, był wielkim miłośnikiem sztuki. Dolny Śląsk znał doskonale, miał również dobrą orientację w terenie, przyjaźnił się z wieloma kolekcjonerami. Spod jego pióra wyszły liczne opracowania dotyczące regionu. To właśnie Grundmann został wytypowany przez władze III Rzeszy do zabezpieczenia dzieł sztuki przed nalotami i przed zbliżającą się Armią Czerwoną. Początkowo zamierzał on utworzyć skrytki w zamkach i pałacach, ale czy tylko tam? Zresztą, czy arystokratyczne rezydencje były rzeczywiście bezpiecznym miejscem ukrycia? To istota tajemnicy Gźnthera Grundmanna.
Niemiecki konserwator zdawał sobie sprawę, że musi ocalić przede wszystkim zbiory państwowe, czyli kolekcje muzeów i archiwa, ale także dzieła sztuki pochodzące z kościołów i innych obiektów sakralnych. Dodatkowo zajął się prywatnymi zbiorami. Nie mając dokładnego rozeznania, jakie prace znajdują się w rękach zbieraczy, rozesłał do 250 kolekcjonerów prośbę o podanie spisu szczególnie cennych zabytków, które chcieliby ocalić. Odpowiedziało mu 160 osób. Zgłosiły 552 obrazy, 90 rzeźb, 373 meble, wybitne grafiki i kilka tysięcy przedmiotów rzemiosła artystycznego. Miejsca, w których Grundmann zamierzał ukrywać dobra, umieścił na specjalnej liście, której szyfr został złamany po wojnie.
Listę Grundmanna zamyka data 21 czerwca 1944 r. Do tego czasu konserwator zdążył zorganizować transporty do 80 skrytek, głównie w dolnośląskich zamkach i pałacach. Od ukrytego wtedy bogactwa może się zakręcić w głowie; wystarczy wymienić Warmątowice koło Legnicy, gdzie schowano kilkadziesiąt tysięcy monet z kolekcji numizmatycznej Miejskich Zbiorów Sztuki we Wrocławiu. W Cieplicach ukryto przedmioty ze skarbca katedry na Wawelu, z Wilanowa, Łazienek, Muzeum Narodowego w Krakowie. W Brzezicy schowano 20 tys. zabytkowych książek.
Tajne w tajnym
Kolekcjonerzy, którzy nie odpowiedzieli na apel Grundmanna (90 rodzin zrezygnowało z pomocy konserwatora), działali na własną rękę. Właścicielka majątku w Ścinawce Wielkiej, która miała w swojej galerii 50 obrazów, 20 z nich zamurowała w schowku w cegielni. Również dyrektor muzeum w Zgorzelcu nakazał zamurować jedną z piwnic w budynku. W ukrytym pomieszczeniu pozostały regały ze szkłem, porcelaną i numizmatyką. Mieszkańcy pałacu w Krzyżowej wpadli na pomysł, by zabytkowe lufy armatnie postawić pionowo, obudować i zadaszyć, tworząc coś w rodzaju altany. Inni tworzyli skrytki, o których pojęcie mieli tylko ukrywający w nich swoje dobra.
- Schaffgotschowie, jeden z najpotężniejszych śląskich rodów, do których należały m.in. Cieplice i Chojnik, zatrudnili dwóch włoskich murarzy, a dane o miejscu złożenia dóbr włożyli do specjalnej skrzynki, która też została ukryta - mówi Bogusław Wróbel z Polskiego Towarzystwa Eksploracyjnego. Kilka lat temu jeden z poszukiwaczy znalazł skrzynkę z dokumentami i zaproponował Schaffgotschom jej odsprzedanie. Zjawiło się dwóch przedstawicieli rodziny i zapytali, jak wygląda skrzynka. Gdy znalazca ją opisał, zorientowali się, że nie tego szukali.
Brakujący kilometr
W 1944 r. esesmani wywieźli z Wrocławia 75 obrazów, które trafiły do Berlina. Świadkowie wspominają o innych tajnych transportach, o których milczy Grundmann. Niemal każde sudeckie miasteczko pielęgnuje historię o niemieckim konwoju, który pojawił się w nocy. Obładowane skrzyniami ciężarówki przejechały w niewiadomym kierunku, rozległ się wybuch, a po kilku godzinach puste już samochody wróciły tą samą drogą. Tajemniczy ładunek został ukryty.
Choć lista Grundmanna kończy się na czerwcu 1944 r., wielka akcja ukrywania skarbów trwała także później. Do lutego 1945 r. z Wrocławia wyjechało 207 oficjalnych transportów i kilka razy więcej nieoficjalnych. Nie wiadomo, czy za wiedzą i zgodą Grundmanna zakopano w wale nadrzecznym we Wrocławiu wykonany w brązie pomnik konny Fryderyka II z wrocławskiego rynku. Zakopano także brązową statuę Blüźchera z centrum miasta.
Lista Grundmanna to zaszyfrowany spis zaledwie 80 skrytek w obiektach zabytkowych. Z relacji świadków wynika, że Niemcy wykorzystywali też bunkry i sztolnie do ukrywania dzieł sztuki. Grupy rewindykacyjne, które po II wojnie światowej zajmowały się odszukiwaniem tych dzieł, trafiły na zabytki, które wypełniły 131 samochodów ciężarowych i 22 wagony towarowe, czyli około 1000 metrów bieżących wozów meblowych. Tymczasem Grundmann, który przy transporcie korzystał z usług firmy spedycyjnej swojego przyjaciela Gustava Knauera, ukrył 2000 metrów skarbów, czyli dwa razy więcej. Kilometra skarbów ciągle więc brakuje. Przede wszystkim zbiorów prywatnych, czyli 552 obrazów, a także rzeźb, mebli, grafik i tysięcy przedmiotów rzemiosła artystycznego.
Samodzielna Brygada Zdobyczy Wojennych
Wszystkie miejsca z listy Grundmanna odwiedziła tuż po wojnie komisja rewindykacyjna Ministerstwa Kultury i Sztuki, kierowana przez Witolda Kieszkowskiego, dyrektora naczelnej dyrekcji muzeów. Tuż przed polską komisją na Dolny Śląsk wtargnęła utworzona już w 1941 r. w ZSRR Samodzielna Brygada Zdobyczy Wojennych, która została potem zamieniona na Główny Zarząd Zdobyczy. Miał on do dyspozycji pięć pociągów ewakuacyjnych, kilkadziesiąt ciągników i kilkuset ludzi, w tym historyków sztuki. Towarzyszyli im oczywiście tajniacy. Funkcjonariusze Głównego Zarządu Zdobyczy jeździli po Dolnym Śląsku i wywozili, co się dało. Niekiedy tygodniami nie dopuszczali do niektórych obiektów Polaków. Po Rosjanach przyszli szabrownicy. W tym czasie po Dolnym Śląsku krążyły ekipy, co ciekawe, przybywające najczęściej z Poznania, które wykupywały od szabrowników ich łupy.
Zaraz po wojnie Dolny Śląsk przypominał Eldorado - wystarczyło wbić w ziemię łopatę i trafić na złoto. Komisja Kieszkowskiego trafiała na częściowo zrabowane skrytki, ale docierała też do miejsc, o których nie było mowy w tajnej liście Grundmanna. Te dodatkowe skrytki musiały zaistnieć w jakichś dokumentach. Dokumentów jednak również nie ma, przynajmniej oficjalnie.
Skarby w jaskini
11 czerwca 1944 r. w Egenie odbyło się spotkanie konserwatorów zabytków. Grund-mann oświadczył tam: "Zagrożenia mocno obciążonych zamków i dworów wiejskich z niewystarczającą ochroną nie da się załatwić od ręki. Poza jaskiniami i kopalniami nie potrzebujemy innych zabezpieczonych przed bombardowaniami miejsc ukrycia". Czy kilometr skarbów czeka pod ziemią? Ze słów Grundmanna wynika, że brał on też pod uwagę jaskinie i kopalnie, być może również podziemne fabryki. Tych zaś na jego liście nie ma. W 1936 r. w III Rzeszy wydano zarządzenie inwentaryzacji naturalnych jaskiń. Inwentaryzacja z terenu Dolnego Śląska dziwnym trafem jest niedostępna.
Jest jeszcze jeden fakt przemawiający za ukrywaniem skarbów w podziemiach. To odpowiedź Grundmanna na list Służby Ochrony Zabytków w Hamburgu z 27 października 1943 r., w którym pracownicy służby proszą o fotografie jakichś zabytków. "Zdjęciami chętnie służymy po wojnie, gdy będzie można wydobyć płyty z bunkra" - pisał Grundmann.
Szyfr zakodowany szyfrem
Eksploratorzy opowiadają, jak w połowie lat 90. XX wieku we Wrocławiu pojawiły się osoby reprezentujące dawne służby bezpieczeństwa. Swego czasu mieli oni dostęp do tajnych dokumentów dotyczących niemieckich skrytek na Dolnym Śląsku, zdobytych tuż po wojnie przez tajne służby. Przywieźli szkice rozmieszczenia dóbr w poszczególnych pomieszczeniach, mieli pokaźną sumę na opłacenie ich wydobycia.
W zaszyfrowanych dokumentach pojawił się opis Lubiąża. Po złamaniu kodu okazało się, że dokładne plany ukrycia wraz z informacjami dotyczącymi zabezpieczenia skrytek to nie wszystko. Znajdowały się tam też instrukcje, jak obejść zabezpieczenia, na przykład miny. Niestety, informacje nie były nic warte bez wskazania, gdzie znajdują się skrytki. A tego nie dało się ustalić, gdyż układy współrzędnych na mapach oraz wskazane tam miejsca nijak nie mają się do rzeczywistości. Po prostu ten opis został zakodowany następnym szyfrem, którego do tej pory nie udało się złamać.
Zdaniem Wróbla o lokalizacji skrytek mógł coś wiedzieć dr inżynier Kurt Sommer, referent budowlany Działu Ochrony Przeciwlotniczej Okręgowego Dowództwa Ochrony Powietrznej Okręgu Wojskowego 8. Został on w czasie wojny oddelegowany do dyspozycji Grundmanna. 19 czerwca 1943 r. Sommer poprosił swoich przełożonych o przedłużenie służby w związku z pracą dla Grundmanna. W podaniu zaznaczył, że ma przeprowadzić prace zabezpieczające w dużym obiekcie sakralnym. W tym czasie Grundmann spotykał się dwukrotnie z Hurzlerem, kierownikiem działu budowlanego, który należał do personelu obozu w Auschwitz. Prawdopodobnie więc przygotowywanie skrytki w tym budynku odbywało się rękami więźniów Auschwitz. Istnieje dokument z 1 sierpnia 1944 r., z którego wynika, że z 13 wrocławskich kościołów wywieziono i ukryto w miejscu, w którym Sommer przygotowywał skrytkę, 205 sztuk różnych zabytków, w tym 25 epitafiów, 83 drewniane rzeźby, 63 obrazy i 10 relikwiarzy. Z innej notatki, z 5 października 1944 r., wynika, że Grundmann w towarzystwie pracowników organizacji Todta, która budowała m.in. podziemia w Górach Sowich i kwatery Hitlera, odwiedził donżon w twierdzy w Srebrnej Górze. Prawdopodobnie robili przymiarki do utworzenia tam skrytki. Jeśli powstała, czy zostanie kiedykolwiek odkryta? Podobnie jak inne skrytki, w których prawdopodobnie wciąż znajduje się kilometr bieżący skarbów.
Więcej możesz przeczytać w 25/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.