Nasz wieszcz to prekursor hip-hopu, graficiarz i autor muzycznych megahitów
Lech Makowiecki
Rymowanki wyszły już z mody, a szlachetna niegdyś sztuka operowania trzynastozgłoskowcem okrzyknięta została przez współczesnych guru mianem "obciachowej". Młode pokolenie, nadzwyczaj biegłe w skrótowych komunikatach typu SMS i Gadu-Gadu, uznało poezję mistrza Adama za "trudną i hermetyczną". Rezydent parnasu, w którego dziełach zaczytywały się niegdyś z wypiekami na twarzy nie tylko salony, ale i pospólstwo - dzisiejszym wyedukowanym licealistom, studentom, magistrom czy inżynierom jawi się jako ktoś nadzwyczaj elitarny. Czy w dobie komputerów, hamburgerów, globalizmu, satanizmu, podboju kosmosu, politycznego bigosu i reality show uduchowiony i nadwrażliwy marzyciel z zaściankowego Nowogródka może jeszcze wzbudzać zachwyt swym poetyckim przesłaniem?
Od graffiti do hip-hopu
Wydawałoby się, że twórca uznawany (przez aklamację) za największego polskiego poetę nie przystaje już do naszej "matriksowej" rzeczywistości, a słowo "romantyzm" należy wykreślić ze współczesnego słownika.
Warto by jednak poszukać w biografii i dziełach wieszcza znamion ponadczasowości. I postawić sobie hipotetyczne pytanie: czy (lub raczej jak) Adam Mickiewicz radziłby sobie w dzisiejszym wyścigu szczurów? Warto się też pokusić o odnalezienie w jego twórczości odnośników do współczesnych trendów popkultury. Pierwsze odkrycie zaskoczy przede wszystkim ziomali z blokowisk. Otóż nie ulega wątpliwości, że Mickiewicz był prekursorem hip-hopu. Istnieje całe mnóstwo relacji naocznych świadków, opisujących publiczne prezentacje improwizowanych naprędce wierszowanych toastów i dedykacji, które mistrz adresował do najbliższych mu przyjaciół. Adam wygłaszał je zwykle przy akompaniamencie gitary, fletu lub fortepianu. Dodatkowe utrudnienie (a może ułatwienie?) stanowiły zwykle znaczne ilości wina (okres młodości) bądź piwa (wiek dojrzały poety), przyswajane chętnie w procesie tworzenia... Do legendy przeszedł "pojedynek gigantów" - kultowy sparring na słowa między Mickiewiczem a Słowackim w Paryżu w 1832 r. Warto nadmienić, że do tych występów angażowani byli muzycy z najwyższej półki; w tym konkretnym wypadku swych bitów użyczał poetom sam Fryderyk Chopin.
A hip-hopem właśnie nazywa się rymowana melodeklamacja na podkładzie muzyki. Co ciekawe - źródła historyczne podają, że choć sam Mickiewicz był wielkim wielbicielem muzyki, to nie miał za grosz talentu ani do gry, ani do śpiewu. Spełniał więc w 100 proc. obowiązujące dziś standardy (vide: Liroy).
Kolejnym związanym nierozerwalnie z naszymi czasami wykwitem subkultury młodzieżowej jest bazgranie sprayem po ścianach. Okazuje się, że nasz Mickiewicz w pewnym sensie był także graficiarzem. Kroniki podają, że już w 1825 r., w drodze do Odessy wschodząca naówczas gwiazda polskiej poezji romantycznej gasiła swe pragnienie w źródełku przy kapliczce. Chwilę później na ścianie tego miejsca religijnego kultu pojawił się wykonany węglem napis: "Byłem. Wodę piłem. Woda dobra... Adam Mickiewicz". Dziś nawet ekstremalni przedstawiciele tego rodzaju sztuki nie malują na kapliczkach czy kościołach.
Drugie, udokumentowane "romantyczne graffiti", jakie wyszło spod ręki naszego wieszcza, pojawiło się na altance w majątku państwa Zaleskich w Pustowarówce. Była to już znacznie bardziej rozbudowana forma literacka, zaczynająca się od słów: "Jeżeliś prawy Polak, masz czyste sumienie...". Niestety - dla potomnych ocalała tylko pierwsza linijka tego malunku. Ale już po tych 13 sylabach można się zorientować, że treści głoszone wówczas przez młodych buntowników znacznie odbiegały od współczesnych przesłań typu HWDP.
Mickiewicz w biznesie
A jak radziłby sobie największy polski poeta, gdyby dane mu było stanąć w szranki ze współczesnymi tuzami show-biznesu? Obecne media są znacznie łaskawsze dla ulubieńców tłumu; jako człowiek niezwykle popularny byłby więc Adam skazany na sukces z wszelkimi tego konsekwencjami (bankiety, paparazzi, Wiktory, Nagrody Nobla etc.). Znany songwriter Mickiewicz odbierałby w Zaiksie honoraria przewyższające łączne zarobki Olewicza, Dutkiewicza i Cygana. Wątpiących odesłać można do wysłuchania Mickiewiczowskich hitów w wykonaniu Marka Grechuty ("Niepewność"), Czesława Niemena ("Dobranoc") czy aktorów Gliwickiego Teatru Muzycznego (musical "Mickiewicz").
Jeszcze lepiej radziłby sobie nasz wieszcz w topowych agencjach reklamowych jako copywriter. Samymi cytatami z "Pana Tadeusza" wypromować by można większość produktów spożywczych występujących dziś w sprzedaży. Gdańska Wódka zachwalana jest otwartym tekstem zarówno w "Pani Twardowskiej", jak i "Panu Tadeuszu". Przepyszny opis parzenia kawy w Soplicowie jest już sam w sobie perełką reklamy. Potentaci farmaceutyczni korzystaliby zapewne z apteczki Wojszczanki, a producent znanego napoju energetyzującego (tego z czerwonym bykiem) zrezygnowałby z usług coraz słabiej skaczącego innego mistrza Adama (Małysza) na rzecz dziarskiego zawołania z "Ody": "Młodości! Dodaj mi skrzydła!".
Ileż to radości mogłoby dać szukanie ukrytych reklamowych przekazów, np. "Znasz-LEE ten krój?" czy "Pan TaDAEWOOsz". Dwaj odziani na niebiesko podstarzali szlachcice gadaliby całymi godzinami przez swe komórki, powtarzając do znudzenia: "TAK, TAK, mój Gerwazy... TAK, TAK mój Protazy"...
Sympatię współczesnych zjednać mu powinna jeszcze jedna przypadłość charakteru: Wielki poeta nie cierpiał (zresztą z wzajemnością) pseudoliterackiej stołecznej elity (mówiąc językiem współczesnym "warszawki"), o czym świadczą jego liczne listy i polemiki. Nasi filmowcy narzekają na brak pomysłów, scenariuszy. A kiedy wreszcie powstanie film fabularny oparty na biografii poety? Wszak całe jego życie to gotowy scenariusz. Byle go tylko nie zepsuć.
Lech Makowiecki
Rymowanki wyszły już z mody, a szlachetna niegdyś sztuka operowania trzynastozgłoskowcem okrzyknięta została przez współczesnych guru mianem "obciachowej". Młode pokolenie, nadzwyczaj biegłe w skrótowych komunikatach typu SMS i Gadu-Gadu, uznało poezję mistrza Adama za "trudną i hermetyczną". Rezydent parnasu, w którego dziełach zaczytywały się niegdyś z wypiekami na twarzy nie tylko salony, ale i pospólstwo - dzisiejszym wyedukowanym licealistom, studentom, magistrom czy inżynierom jawi się jako ktoś nadzwyczaj elitarny. Czy w dobie komputerów, hamburgerów, globalizmu, satanizmu, podboju kosmosu, politycznego bigosu i reality show uduchowiony i nadwrażliwy marzyciel z zaściankowego Nowogródka może jeszcze wzbudzać zachwyt swym poetyckim przesłaniem?
Od graffiti do hip-hopu
Wydawałoby się, że twórca uznawany (przez aklamację) za największego polskiego poetę nie przystaje już do naszej "matriksowej" rzeczywistości, a słowo "romantyzm" należy wykreślić ze współczesnego słownika.
Warto by jednak poszukać w biografii i dziełach wieszcza znamion ponadczasowości. I postawić sobie hipotetyczne pytanie: czy (lub raczej jak) Adam Mickiewicz radziłby sobie w dzisiejszym wyścigu szczurów? Warto się też pokusić o odnalezienie w jego twórczości odnośników do współczesnych trendów popkultury. Pierwsze odkrycie zaskoczy przede wszystkim ziomali z blokowisk. Otóż nie ulega wątpliwości, że Mickiewicz był prekursorem hip-hopu. Istnieje całe mnóstwo relacji naocznych świadków, opisujących publiczne prezentacje improwizowanych naprędce wierszowanych toastów i dedykacji, które mistrz adresował do najbliższych mu przyjaciół. Adam wygłaszał je zwykle przy akompaniamencie gitary, fletu lub fortepianu. Dodatkowe utrudnienie (a może ułatwienie?) stanowiły zwykle znaczne ilości wina (okres młodości) bądź piwa (wiek dojrzały poety), przyswajane chętnie w procesie tworzenia... Do legendy przeszedł "pojedynek gigantów" - kultowy sparring na słowa między Mickiewiczem a Słowackim w Paryżu w 1832 r. Warto nadmienić, że do tych występów angażowani byli muzycy z najwyższej półki; w tym konkretnym wypadku swych bitów użyczał poetom sam Fryderyk Chopin.
A hip-hopem właśnie nazywa się rymowana melodeklamacja na podkładzie muzyki. Co ciekawe - źródła historyczne podają, że choć sam Mickiewicz był wielkim wielbicielem muzyki, to nie miał za grosz talentu ani do gry, ani do śpiewu. Spełniał więc w 100 proc. obowiązujące dziś standardy (vide: Liroy).
Kolejnym związanym nierozerwalnie z naszymi czasami wykwitem subkultury młodzieżowej jest bazgranie sprayem po ścianach. Okazuje się, że nasz Mickiewicz w pewnym sensie był także graficiarzem. Kroniki podają, że już w 1825 r., w drodze do Odessy wschodząca naówczas gwiazda polskiej poezji romantycznej gasiła swe pragnienie w źródełku przy kapliczce. Chwilę później na ścianie tego miejsca religijnego kultu pojawił się wykonany węglem napis: "Byłem. Wodę piłem. Woda dobra... Adam Mickiewicz". Dziś nawet ekstremalni przedstawiciele tego rodzaju sztuki nie malują na kapliczkach czy kościołach.
Drugie, udokumentowane "romantyczne graffiti", jakie wyszło spod ręki naszego wieszcza, pojawiło się na altance w majątku państwa Zaleskich w Pustowarówce. Była to już znacznie bardziej rozbudowana forma literacka, zaczynająca się od słów: "Jeżeliś prawy Polak, masz czyste sumienie...". Niestety - dla potomnych ocalała tylko pierwsza linijka tego malunku. Ale już po tych 13 sylabach można się zorientować, że treści głoszone wówczas przez młodych buntowników znacznie odbiegały od współczesnych przesłań typu HWDP.
Mickiewicz w biznesie
A jak radziłby sobie największy polski poeta, gdyby dane mu było stanąć w szranki ze współczesnymi tuzami show-biznesu? Obecne media są znacznie łaskawsze dla ulubieńców tłumu; jako człowiek niezwykle popularny byłby więc Adam skazany na sukces z wszelkimi tego konsekwencjami (bankiety, paparazzi, Wiktory, Nagrody Nobla etc.). Znany songwriter Mickiewicz odbierałby w Zaiksie honoraria przewyższające łączne zarobki Olewicza, Dutkiewicza i Cygana. Wątpiących odesłać można do wysłuchania Mickiewiczowskich hitów w wykonaniu Marka Grechuty ("Niepewność"), Czesława Niemena ("Dobranoc") czy aktorów Gliwickiego Teatru Muzycznego (musical "Mickiewicz").
Jeszcze lepiej radziłby sobie nasz wieszcz w topowych agencjach reklamowych jako copywriter. Samymi cytatami z "Pana Tadeusza" wypromować by można większość produktów spożywczych występujących dziś w sprzedaży. Gdańska Wódka zachwalana jest otwartym tekstem zarówno w "Pani Twardowskiej", jak i "Panu Tadeuszu". Przepyszny opis parzenia kawy w Soplicowie jest już sam w sobie perełką reklamy. Potentaci farmaceutyczni korzystaliby zapewne z apteczki Wojszczanki, a producent znanego napoju energetyzującego (tego z czerwonym bykiem) zrezygnowałby z usług coraz słabiej skaczącego innego mistrza Adama (Małysza) na rzecz dziarskiego zawołania z "Ody": "Młodości! Dodaj mi skrzydła!".
Ileż to radości mogłoby dać szukanie ukrytych reklamowych przekazów, np. "Znasz-LEE ten krój?" czy "Pan TaDAEWOOsz". Dwaj odziani na niebiesko podstarzali szlachcice gadaliby całymi godzinami przez swe komórki, powtarzając do znudzenia: "TAK, TAK, mój Gerwazy... TAK, TAK mój Protazy"...
Sympatię współczesnych zjednać mu powinna jeszcze jedna przypadłość charakteru: Wielki poeta nie cierpiał (zresztą z wzajemnością) pseudoliterackiej stołecznej elity (mówiąc językiem współczesnym "warszawki"), o czym świadczą jego liczne listy i polemiki. Nasi filmowcy narzekają na brak pomysłów, scenariuszy. A kiedy wreszcie powstanie film fabularny oparty na biografii poety? Wszak całe jego życie to gotowy scenariusz. Byle go tylko nie zepsuć.
Więcej możesz przeczytać w 25/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.