Bracia Kaczyńscy właśnie wprowadzają w Polsce system prezydencki
Ilu czytelników "Wprost" zna nazwisko premiera Rosji? Zapewne niewielu. A ilu jest w stanie wymienić choć jednego ministra rosyjskiego rządu? Prawie nikt. Wszyscy wiedzą natomiast, kto w Moskwie rządzi - Władimir Putin. Podobnie jak wszyscy wiedzą, że w Waszyngtonie rządzi George Bush. Poza Polską niewiele osób pamiętało, kto u nas był premierem. Ale zapewne już wkrótce dużo więcej ludzi na świecie zapamięta jedno, dość trudne nazwisko - Kaczyński. Bo bracia Kaczyńscy, nie zmieniając konstytucji, de facto wprowadzili właśnie w Polsce coś na kształt systemu prezydenckiego. Konsolidacja władzy w jednych rękach następuje obecnie w skali niespotykanej po 1989 r. Nie wszyscy jeszcze zdają sobie sprawę z tego, jak duża to będzie władza. I jak bardzo cały aparat rządowo-prezydencki będzie ustawiany i napędzany przez jednego człowieka. Bo nikt chyba nie ma wątpliwości, że w duecie Lech - Jarosław to ten drugi będzie programował, realizował i egzekwował. To on jest mózgiem.
Rządów Kaczyński - Kaczyński nie da się porównać do żadnych innych, kiedy to prezydent i premier pochodzili z tego samego obozu. Ani do pary Kaczyński - Marcinkiewicz, ani Kwaśniewski - Miller, ani nawet Wałęsa - Bielecki. To będzie jeden premier-prezydent, jedna instytucja o nazwisku Kaczyński.
Ci straszni bracia
Czy należy się bać siły "premieroprezydenta"? Władimir Putin nie kojarzy się ze zbyt demokratycznymi rządami, George W. Bush - jak najbardziej. A Kaczyński? Na razie nie widać poważnych powodów do obaw. Choć trudno się dziwić przeciętnym Polakom, którzy czują się nieswojo, kiedy premier i prezydent tak samo się nazywają, mają niemal identyczne poglądy, sympatie, fobie i jeszcze tak samo wyglądają! A na dodatek wiadomo, że byli, są i będą wobec siebie bezwzględnie lojalni. - Największe wyzwanie medialne, jakie teraz stoi przed braćmi Kaczyńskimi, to zneutralizować dość utrwalony już stereotyp, że skupienie władzy w rękach dwóch braci jest niebezpieczne - uważa socjolog Tomasz Żukowski. Jak to mają zrobić? - Udowadniając działaniem, że tak nie jest - odpowiada Żukowski.
Wbrew dość histerycznym reakcjom części polskich elit po wygraniu podwójnych wyborów przez PiS na razie trudno znaleźć dowód na to, że bracia Kaczyńscy łamią zasady demokracji. Charakterystyczna jest scenka z nieformalnego spotkania prezesa PiS z kilkoma dziennikarzami, która rozegrała się wkrótce po desygnowaniu go na premiera. Rzecznik partii Adam Bielan zaczął spotkanie od uwagi, że w pomieszczeniu wokół są lustra i żeby wszyscy mieli świadomość, że to są "specjalne" lustra, że jesteśmy podglądani, bo właśnie PiS przejmuje pełnię władzy. Dziennikarze spojrzeli na Kaczyńskiego, jak zareaguje na ten żart. A ten z kamienną twarzą zakomunikował: "Tak, proszę państwa, teraz będziemy wszystko podsłuchiwać. Jeśli znacie jeszcze jakieś miejsca, gdzie nie ma podsłuchów, proszę nam to zakomunikować, to my je tam natychmiast założymy. Tak już teraz będzie". Minę miał przy tym nad wyraz poważną. Szeroki uśmiech pojawił się po długiej chwili. Autoironia i dowcip nowego premiera to raczej dobry niż zły znak.
Koniec żartów
Kiedy Jarosław Kaczyński wkroczy do kancelarii premiera, żarty się skończą (zwłaszcza dla niektórych ministrów). - Kaczyński zamierza rządzić twardą ręką nie tylko krajem, ale przede wszystkim swoim najbliższym otoczeniem. A jak widać po odwołaniu Marcinkiewicza, nie zawaha się przed niczym. W Alejach Ujazdowskich szybko zmieni się atmosfera pracy. Do władzy wkracza twardy marszałek z wiernymi gwardzistami, którzy będą egzekwować wolę szefa. - Zmieni się atmosfera, zaczną się tworzyć koterie jak na porządnym dworze. Będzie też większe "bizancjum" - mówi jeden z tych nielicznych polityków PiS, którzy przyznają się ciągle do sympatii dla Kazimierza Marcinkiewicza. Były premier był miły i dość ugodowy, nowy będzie uprzejmy, ale bezwzględny. Marcinkiewicz przydzielał zadania swoim ludziom i czynił ich odpowiedzialnymi za nie, Kaczyński zapewne większość decyzji będzie podejmował sam. Marcinkiewicz budził zaufanie, Kaczyński - strach. W kancelarii premiera i w rządzie ważniejsza od atmosfery jest jednak skuteczność.
Jarosław Kaczyński, choć otwarcie nie krytykuje swojego poprzednika, jednoznacznie zapowiada, że w pracach Rady Ministrów ma nastąpić znaczące przyspieszenie. Rząd PiS dotychczas przygotował znacznie mniej skończonych projektów ustaw, niż zapowiadał na początku urzędowania. Naprawa finansów publicznych, budowa autostrad i mieszkań - tu Kaczyński oczekuje największych zmian. Ministra infrastruktury Jerzego Polaczka czy ministra gospodarki Piotra Woźniaka czekają gorące dni. Kaczyński i jego otoczenie nie ukrywają, że jeśli zmian nie będzie, w resortach polecą głowy.
Można się spodziewać szybszych zmian w Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, wzrośnie nacisk na błyskawiczne rozwiązanie Wojskowych Służb Informacyjnych i powołanie nowej wojskowej służby specjalnej. Kaczyński nie zawaha się podejmować kontrowersyjnych decyzji. Tak jak w wypadku Antoniego Macierewicza, którego zatrudnienie jako likwidatora WSI poważnie rozważa. Dlaczego? - Bo potrzebny jest ktoś zdeterminowany i mający pojęcie o służbach - mówi nowy premier. A nikogo innego, kto by spełniał te warunki, nie zna.
Spółki skarbu państwa będą szybciej "czyszczone". O losie Jaromira Netzla, szefa PZU, Kaczyński zadecyduje wkrótce sam - kiedy tylko przyjrzy się bliżej jego działalności. Nie przyspieszy za to zbytnio prywatyzacja, choć Jarosław Kaczyński zapowiada, że chce ją przeprowadzić.
Pogląd prezesa poglądem partii
Działacze PiS już wiedzą, że niesubordynacja w partii kosztuje utratę stanowisk, teraz dowiedzą się o tym ministrowie. Czy oznacza to większą sprawność rządu? Wolę Kaczyńskiego będą realizować jego najbardziej zaufani ludzie - dawni działacze Porozumienia Centrum. Są lojalni, pracowici, nie eksponują albo - jak mówią złośliwi - nie mają własnych poglądów. - W najbliższym otoczeniu premiera będą teraz ludzie bez poglądów - maszyny do pracy. W PiS eksponowanie własnych poglądów, zwłaszcza jeśli są odmienne od poglądów prezesa, nie jest na pewno trendy. - W Sejmie politycy PiS, kiedy mają wypowiedzieć się dla mediów, najpierw biegną przeczytać depeszę PAP, żeby sprawdzić, co powiedział Jarosław. Dopiero potem sami się wypowiadają. I powtarzają myśli prezesa - mówi sejmowy bywalec.
Politycy PiS, gdy trzeba, mogą zmienić poglądy. Jeszcze niedawno ci sami ludzie wychwalali pod niebiosa zdolności Kazimierza Marcinkiewicza, a dziś chętnie opowiadają o tym, że był niesprawny, że w pracach rządu jest wiele opóźnień, że właściwie zajmował się tylko budowaniem wizerunku i podróżami po kraju.
Klubem parlamentarnym będzie teraz rządził Marek Kuchciński - polityk bezbarwny, ale bardzo lojalny. Zastąpi na tym stanowisku jednego z najbardziej zaufanych ludzi Kaczyńskiego - Przemysława Gosiewskiego. W Sejmie posłowie PiS mówili o nim "pas transmisyjny" , bo wykonywał wszystkie polecenia prezesa i łapał w lot jego myśli. Kaczyński musiał niemal siłą zmusić go do przejścia do rządu. - Wiele można mu zarzucić, ale nie brak pracowitości i pomysłowości - mówi Jarosław Kaczyński o Gosiewskim.
Ryzykowna szansa
W rządzie wszystko będzie podporządkowane prezesowi PiS i ustawione pod niego. - Wreszcie będzie jeden silny, sprawny ośrodek decyzyjny. To ułatwi działanie rządu - mówi Adam Lipiński, jeden z najbliższych współpracowników "prezesopremiera". Jarosław Kaczyński będzie miał w ręku niemal wszystkie narzędzia władzy. Nie będzie musiał chodzić po prośbie do prezydenta czy przekonywać klubu parlamentarnego. Ministrom i posłom będzie wydawał polecenia. Brata będzie wprawdzie prosił, ale ze spełnieniem jego próśb nie będzie problemów.
Nikt po 1989 r. nie miał w Polsce takiej władzy, jaką ma dziś Jarosław Kaczyński. Może wszystko wygrać. Ale też wszystko stracić. Bo - jak zaznacza Tomasz Żukowski - "obecna sytuacja zwiększa prawdopodobieństwo spójności i skuteczności władzy. Ale zwiększa też ryzyko błędu i zmniejsza szanse na skorygowanie tego błędu". Co może oznaczać, że Jarosława Kaczyńskiego z fotela premiera może wysadzić tylko Jarosław Kaczyński.
Fot: M. Stelamch
Rządów Kaczyński - Kaczyński nie da się porównać do żadnych innych, kiedy to prezydent i premier pochodzili z tego samego obozu. Ani do pary Kaczyński - Marcinkiewicz, ani Kwaśniewski - Miller, ani nawet Wałęsa - Bielecki. To będzie jeden premier-prezydent, jedna instytucja o nazwisku Kaczyński.
Ci straszni bracia
Czy należy się bać siły "premieroprezydenta"? Władimir Putin nie kojarzy się ze zbyt demokratycznymi rządami, George W. Bush - jak najbardziej. A Kaczyński? Na razie nie widać poważnych powodów do obaw. Choć trudno się dziwić przeciętnym Polakom, którzy czują się nieswojo, kiedy premier i prezydent tak samo się nazywają, mają niemal identyczne poglądy, sympatie, fobie i jeszcze tak samo wyglądają! A na dodatek wiadomo, że byli, są i będą wobec siebie bezwzględnie lojalni. - Największe wyzwanie medialne, jakie teraz stoi przed braćmi Kaczyńskimi, to zneutralizować dość utrwalony już stereotyp, że skupienie władzy w rękach dwóch braci jest niebezpieczne - uważa socjolog Tomasz Żukowski. Jak to mają zrobić? - Udowadniając działaniem, że tak nie jest - odpowiada Żukowski.
Wbrew dość histerycznym reakcjom części polskich elit po wygraniu podwójnych wyborów przez PiS na razie trudno znaleźć dowód na to, że bracia Kaczyńscy łamią zasady demokracji. Charakterystyczna jest scenka z nieformalnego spotkania prezesa PiS z kilkoma dziennikarzami, która rozegrała się wkrótce po desygnowaniu go na premiera. Rzecznik partii Adam Bielan zaczął spotkanie od uwagi, że w pomieszczeniu wokół są lustra i żeby wszyscy mieli świadomość, że to są "specjalne" lustra, że jesteśmy podglądani, bo właśnie PiS przejmuje pełnię władzy. Dziennikarze spojrzeli na Kaczyńskiego, jak zareaguje na ten żart. A ten z kamienną twarzą zakomunikował: "Tak, proszę państwa, teraz będziemy wszystko podsłuchiwać. Jeśli znacie jeszcze jakieś miejsca, gdzie nie ma podsłuchów, proszę nam to zakomunikować, to my je tam natychmiast założymy. Tak już teraz będzie". Minę miał przy tym nad wyraz poważną. Szeroki uśmiech pojawił się po długiej chwili. Autoironia i dowcip nowego premiera to raczej dobry niż zły znak.
Koniec żartów
Kiedy Jarosław Kaczyński wkroczy do kancelarii premiera, żarty się skończą (zwłaszcza dla niektórych ministrów). - Kaczyński zamierza rządzić twardą ręką nie tylko krajem, ale przede wszystkim swoim najbliższym otoczeniem. A jak widać po odwołaniu Marcinkiewicza, nie zawaha się przed niczym. W Alejach Ujazdowskich szybko zmieni się atmosfera pracy. Do władzy wkracza twardy marszałek z wiernymi gwardzistami, którzy będą egzekwować wolę szefa. - Zmieni się atmosfera, zaczną się tworzyć koterie jak na porządnym dworze. Będzie też większe "bizancjum" - mówi jeden z tych nielicznych polityków PiS, którzy przyznają się ciągle do sympatii dla Kazimierza Marcinkiewicza. Były premier był miły i dość ugodowy, nowy będzie uprzejmy, ale bezwzględny. Marcinkiewicz przydzielał zadania swoim ludziom i czynił ich odpowiedzialnymi za nie, Kaczyński zapewne większość decyzji będzie podejmował sam. Marcinkiewicz budził zaufanie, Kaczyński - strach. W kancelarii premiera i w rządzie ważniejsza od atmosfery jest jednak skuteczność.
Jarosław Kaczyński, choć otwarcie nie krytykuje swojego poprzednika, jednoznacznie zapowiada, że w pracach Rady Ministrów ma nastąpić znaczące przyspieszenie. Rząd PiS dotychczas przygotował znacznie mniej skończonych projektów ustaw, niż zapowiadał na początku urzędowania. Naprawa finansów publicznych, budowa autostrad i mieszkań - tu Kaczyński oczekuje największych zmian. Ministra infrastruktury Jerzego Polaczka czy ministra gospodarki Piotra Woźniaka czekają gorące dni. Kaczyński i jego otoczenie nie ukrywają, że jeśli zmian nie będzie, w resortach polecą głowy.
Można się spodziewać szybszych zmian w Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, wzrośnie nacisk na błyskawiczne rozwiązanie Wojskowych Służb Informacyjnych i powołanie nowej wojskowej służby specjalnej. Kaczyński nie zawaha się podejmować kontrowersyjnych decyzji. Tak jak w wypadku Antoniego Macierewicza, którego zatrudnienie jako likwidatora WSI poważnie rozważa. Dlaczego? - Bo potrzebny jest ktoś zdeterminowany i mający pojęcie o służbach - mówi nowy premier. A nikogo innego, kto by spełniał te warunki, nie zna.
Spółki skarbu państwa będą szybciej "czyszczone". O losie Jaromira Netzla, szefa PZU, Kaczyński zadecyduje wkrótce sam - kiedy tylko przyjrzy się bliżej jego działalności. Nie przyspieszy za to zbytnio prywatyzacja, choć Jarosław Kaczyński zapowiada, że chce ją przeprowadzić.
Pogląd prezesa poglądem partii
Działacze PiS już wiedzą, że niesubordynacja w partii kosztuje utratę stanowisk, teraz dowiedzą się o tym ministrowie. Czy oznacza to większą sprawność rządu? Wolę Kaczyńskiego będą realizować jego najbardziej zaufani ludzie - dawni działacze Porozumienia Centrum. Są lojalni, pracowici, nie eksponują albo - jak mówią złośliwi - nie mają własnych poglądów. - W najbliższym otoczeniu premiera będą teraz ludzie bez poglądów - maszyny do pracy. W PiS eksponowanie własnych poglądów, zwłaszcza jeśli są odmienne od poglądów prezesa, nie jest na pewno trendy. - W Sejmie politycy PiS, kiedy mają wypowiedzieć się dla mediów, najpierw biegną przeczytać depeszę PAP, żeby sprawdzić, co powiedział Jarosław. Dopiero potem sami się wypowiadają. I powtarzają myśli prezesa - mówi sejmowy bywalec.
Politycy PiS, gdy trzeba, mogą zmienić poglądy. Jeszcze niedawno ci sami ludzie wychwalali pod niebiosa zdolności Kazimierza Marcinkiewicza, a dziś chętnie opowiadają o tym, że był niesprawny, że w pracach rządu jest wiele opóźnień, że właściwie zajmował się tylko budowaniem wizerunku i podróżami po kraju.
Klubem parlamentarnym będzie teraz rządził Marek Kuchciński - polityk bezbarwny, ale bardzo lojalny. Zastąpi na tym stanowisku jednego z najbardziej zaufanych ludzi Kaczyńskiego - Przemysława Gosiewskiego. W Sejmie posłowie PiS mówili o nim "pas transmisyjny" , bo wykonywał wszystkie polecenia prezesa i łapał w lot jego myśli. Kaczyński musiał niemal siłą zmusić go do przejścia do rządu. - Wiele można mu zarzucić, ale nie brak pracowitości i pomysłowości - mówi Jarosław Kaczyński o Gosiewskim.
Ryzykowna szansa
W rządzie wszystko będzie podporządkowane prezesowi PiS i ustawione pod niego. - Wreszcie będzie jeden silny, sprawny ośrodek decyzyjny. To ułatwi działanie rządu - mówi Adam Lipiński, jeden z najbliższych współpracowników "prezesopremiera". Jarosław Kaczyński będzie miał w ręku niemal wszystkie narzędzia władzy. Nie będzie musiał chodzić po prośbie do prezydenta czy przekonywać klubu parlamentarnego. Ministrom i posłom będzie wydawał polecenia. Brata będzie wprawdzie prosił, ale ze spełnieniem jego próśb nie będzie problemów.
Nikt po 1989 r. nie miał w Polsce takiej władzy, jaką ma dziś Jarosław Kaczyński. Może wszystko wygrać. Ale też wszystko stracić. Bo - jak zaznacza Tomasz Żukowski - "obecna sytuacja zwiększa prawdopodobieństwo spójności i skuteczności władzy. Ale zwiększa też ryzyko błędu i zmniejsza szanse na skorygowanie tego błędu". Co może oznaczać, że Jarosława Kaczyńskiego z fotela premiera może wysadzić tylko Jarosław Kaczyński.
Przemysław Gosiewski - będzie koordynował prace Rady Ministrów Dawny działacz NZS, w Porozumieniu Centrum był kierownikiem biura poselskiego Adama Glapińskiego, działał w SKOK, był pełnomocnikiem sztabu wyborczego Lecha Kaczyńskiego, członkiem komisji śledczej ds. PZU, w obecnym Sejmie kierował Klubem Parlamentarnym PiS. Adam Lipiński - będzie organizował prace najbliższego zaplecza w kancelarii premiera Dawny działacz opozycji, w latach 70. związany ze studenckim SKS. Potem działacz "Solidarności", w stanie wojennym ukrywał się. Od początku członek PC, od zawsze jeden z najbliższych ludzi Jarosława Kaczyńskiego, był redaktorem naczelnym tygodnika "Nowe Państwo". Wiceprzewodniczący PiS. Marek Kuchciński - będzie pilnował porządku w Klubie Parlamentarnym PiS Poseł z Przemyśla, wieloletni współpracownik Jarosława Kaczyńskiego, od początku członek Porozumienia Centrum, potem PiS. Był zastępcą Gosiewskiego w klubie PiS. Joachim Brudziński - będzie pilnował porządku w partii Mało znany polityk, od początku w PC, a potem PiS. Pierwszy raz został posłem w ubiegłym roku, kierował partią w regionie zachodniopomorskim. Kiedy Kaczyński zdecydował się zostać premierem, postanowił, że Brudziński będzie szefem zarządu głównego i sekretarzem generalnym PiS. |
Fot: M. Stelamch
Więcej możesz przeczytać w 29/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.