Pesymistyczny scenariusz dla Polski
Ludzie lubią słuchać o sprawiedliwości społecznej. Sprawiedliwość społeczna tym różni się od sprawiedliwości bezprzymiotnikowej, czym demokracja od demokracji socjalistycznej, a krzesło od krzesła elektrycznego. U nas przez całą transformację istniało wysokie poparcie społeczne dla postulatów kolejnych grup roszczeniowych. Prymitywne kalkulacje podpowiadały wyborcom, że skoro udało się górnikom wyszarpnąć coś od obecnego rządu, to może i ich grupie zawodowej czy społecznej uda się to samo. W ostatnich miesiącach - pisałem o tym niedawno - wyłamali się z tego schematu lekarze, ale jedna jaskółka może nie czynić społecznej wiosny.
Do wcześniejszych emerytur może się ustawić długa kolejka. Mogą też sobie rządzący zyskiwać różne grupy becikowym, senioralnym czy na przykład żelbecikowym (dla mieszkańców blokowisk, żeby też poczuli szczodrobliwość władzy). A że to nie będzie sprawiedliwe? No cóż, sprawiedliwości domagają się filozofowie albo może szerzej: ludzie wykształceni, pracowici, przedsiębiorczy, zaś "sprawiedliwości społecznej" - na ogół żądają inni. I nawet mimo awansu edukacyjnego i przedsiębiorczości wielu naszych rodaków ci pierwsi stanowią mniejszość w każdym społeczeństwie. Zaś sztukę schlebiania masom lewica bezbożna i lewica pobożna opanowały doskonale.
Straszak na inteligencję
Swój stosunek do inteligencji czy inaczej ludzi wykształconych, pracowitych i przedsiębiorczych PiS i obecna koalicja przedstawiły jednoznacznie: dla górników pieniądze, a dla lekarzy - "kamasze" i prokuratura (za nielegalne strajki). Inne grupy inteligencji - nauczyciele, naukowcy, pisarze - również zauważają różnicę między traktowaniem tych grup a traktowaniem hałaśliwych i łamiących prawo pasożytniczych lobbies.
Nagonka przedstawicieli władz na bogatych przedsiębiorców bez udowodnienia im najpierw czegokolwiek jest również częścią tego samego polityczno-społecznego klimatu. Do jego cech należy nieufność do sukcesu. Władza zdaje się mówić: trudno, nie możemy obejść się bez przedsiębiorców, ale jeśli już muszą być, to przynajmniej niech będą biedni.
Nieufności do sukcesu towarzyszy nieufność wobec obcych, wszczynanie kolejnych awantur z zagranicznymi inwestorami. W ramach walki z bankami jakiś mózgowiec z PiS zaproponował niedawno ograniczenie transferu zysków za granicę. Najprawdopodobniej nie wie, że na całym świecie ankietowane firmy międzynarodowe wymieniają ograniczenia tego rodzaju wśród głównych powodów, dla których powstrzymują się one przed wejściem na rynek, gdzie występują takie ograniczenia. Ale powinien rozumieć przynajmniej tyle, że jeśli firma nie może dokonać transferu kapitału z jakiegoś kraju za granicę, to na pewno nie będzie transferowała go do danego kraju. Czyli staniemy przed perspektywą wysychania strumienia inwestycji firm międzynarodowych.
Mamy przed sobą zmianę na stanowisku prezesa NBP, połączoną zapewne ze zmianami w statucie banku (jak choćby już rozpoczęte próby zmiany celów banku centralnego). Biznes, zarówno krajowy, jak i zagraniczny, nie znosi niepewności. A przecież i nas wszystkich, nie tylko przedsiębiorców, interesuje wartość złotówki. Od niej zależy, na co będziemy sobie mogli pozwolić, kupując importowane produkty lub planując urlop za granicą.
Wielu ludzi, zwłaszcza wykształconych i przedsiębiorczych, od dawna źle się czuje w tych warunkach. Ma dość klimatu podejrzliwości, ciasnego gorsetu etatyzmu, który chce się nałożyć na wszystko niemalże - od szkoły zaczynając. I wcześniej czy później ludzie, od których w pierwszej kolejności zależy wzrost zamożności społeczeństwa, powiedzą: "dość!". I zaczną szukać sobie innego miejsca na ziemi. Im młodsi i lepiej wykształceni, tym ta decyzja zostanie powzięta wcześniej.
Wotum nieufności
Proces szukania sobie innego miejsca na ziemi już się rozpoczął, nasilił się w ostatnich latach i będzie się nasilać do najbliższych wyborów parlamentarnych. A jeszcze się przyspieszy po wyborach, gdyby potwierdziły one prymat obecnie rządzących sił politycznych. Lata 80. to okres intensywnej emigracji, w szczególności ludzi wykształconych. Upadek komunizmu (pisałem już o tym kiedyś w felietonie) odwrócił ten trend. Nie tylko znacznie spadła liczba emigrantów, ale też ponadproporcjonalny był wśród nich udział ludzi słabo wykształconych. Narastanie deformacji instytucjonalnych w gospodarce i niesprawne, ale za to rozrastające się państwo raz jeszcze zmieniły trendy migracyjne. Od 1998 r. emigracja znowu zaczyna rosnąć, a w ostatnich dwóch, trzech latach w wymiarze absolutnym przewyższyła poziom emigracji ze schyłkowych lat 80. I raz jeszcze rośnie w niej udział ludzi wykształconych.
Najwięcej ludzi wykształconych wyjeżdża do Stanów Zjednoczonych i od niedawna do Wielkiej Brytanii. Ponad jedna czwarta wyjeżdżających do tego drugiego kraju legitymowała się dyplomem ukończenia szkoły wyższej, a ponad 80 proc. to ludzie młodzi, w wieku 18-34 lat. Jak widać, mimo antyliberalnej propagandy rządzących ludzie wykształceni i młodzież mają świadomość tego, że to właśnie w liberalnych gospodarkach istnieją największe szanse dla zdolnych, wykształconych, pracowitych i przedsiębiorczych. Zresztą - dodajmy - dla słabo wykształconych też, bo dobrze rozwijająca się gospodarka tworzy różnorakie miejsca pracy. Do tego samego poglądu doszli wcześniej i inni. W latach 1990-1997 z Francji wyjechało około 300 tys. ludzi wykształconych, z czego tylko w północnej Kalifornii osiadło około 40 tys. Wielu przeniosło swoje firmy za kanał i teraz kieruje nimi z miasteczek położonych między Dover i Londynem. Tendencje te wzmogły się jeszcze po dojściu do władzy socjalistów i nie zmieniły się po kolejnych wyborach.
Francuzi i Polacy głosują nogami - jest to wotum nieufności. Przedsiębiorczy i wykształceni Francuzi mówią "nie" wysokim podatkom, przeregulowaniu, wysokim kosztom pracy, przerośniętym programom socjalnym i nieelastycznemu establishmentowi. Wypisz, wymaluj to samo powiedzieliby ci wykształceni Polacy, którzy już wyjechali, gdybyśmy przeprowadzili podobne badania.
Koniec wyścigu
Gospodarka francuska rośnie dziś w tempie około 1,5 proc. rocznie. My jeszcze do tego nie doszliśmy, ale po kolejnych sześciu, ośmiu latach rządów promujących de facto życie z ręką w kieszeni sąsiada (według znanego sformułowania Ludwiga Erharda, ojca niemieckiego cudu gospodarczego) nawet obecne tempo wzrostu rzędu 3,5 proc. rocznie zapewne znacznie się spowolni. Niepohamowany pęd do regulowania wszystkiego i rosnący ciężar wydatków publicznych (wraz z towarzyszącymi wyższymi podatkami) stłamszą dynamizm polskich przedsiębiorców. A niestabilna polityka makroekonomiczna podniesie jeszcze poziom niepewności. Ale to nie będzie koniec konsekwencji odpływu ludzi wykształconych i przedsiębiorczych. Nie tylko obniży się dynamizm gospodarki, ale będzie się pogarszać jej struktura, gdyż malejący strumień zagranicznych inwestycji zmniejszy udział produkcji nowoczesnej, w której dominują firmy międzynarodowe. Pogorszy to z kolei tempo wzrostu eksportu.
Także poza gospodarką życie będzie trudniejsze niż dotychczas. Wzmożona emigracja - lekarzy, naukowców, zdolniejszych nauczycieli - obniży standardy i ciągnąć nas będzie w dół w dalszej przyszłości. W jeszcze dłuższej perspektywie możemy się stać rezerwuarem taniej (jak na Europę) siły roboczej i producentem prostych, nie wymagających większych kwalifikacji wyrobów. Zacznie się zwiększać dystans do krajów "nowej Europy" - proces, który już się rozpoczął - i przestaniemy doganiać "starą", zamożną Europę. Szanse zostaną raz jeszcze zmarnowane.
Ilustracja: D. Krupa
Do wcześniejszych emerytur może się ustawić długa kolejka. Mogą też sobie rządzący zyskiwać różne grupy becikowym, senioralnym czy na przykład żelbecikowym (dla mieszkańców blokowisk, żeby też poczuli szczodrobliwość władzy). A że to nie będzie sprawiedliwe? No cóż, sprawiedliwości domagają się filozofowie albo może szerzej: ludzie wykształceni, pracowici, przedsiębiorczy, zaś "sprawiedliwości społecznej" - na ogół żądają inni. I nawet mimo awansu edukacyjnego i przedsiębiorczości wielu naszych rodaków ci pierwsi stanowią mniejszość w każdym społeczeństwie. Zaś sztukę schlebiania masom lewica bezbożna i lewica pobożna opanowały doskonale.
Straszak na inteligencję
Swój stosunek do inteligencji czy inaczej ludzi wykształconych, pracowitych i przedsiębiorczych PiS i obecna koalicja przedstawiły jednoznacznie: dla górników pieniądze, a dla lekarzy - "kamasze" i prokuratura (za nielegalne strajki). Inne grupy inteligencji - nauczyciele, naukowcy, pisarze - również zauważają różnicę między traktowaniem tych grup a traktowaniem hałaśliwych i łamiących prawo pasożytniczych lobbies.
Nagonka przedstawicieli władz na bogatych przedsiębiorców bez udowodnienia im najpierw czegokolwiek jest również częścią tego samego polityczno-społecznego klimatu. Do jego cech należy nieufność do sukcesu. Władza zdaje się mówić: trudno, nie możemy obejść się bez przedsiębiorców, ale jeśli już muszą być, to przynajmniej niech będą biedni.
Nieufności do sukcesu towarzyszy nieufność wobec obcych, wszczynanie kolejnych awantur z zagranicznymi inwestorami. W ramach walki z bankami jakiś mózgowiec z PiS zaproponował niedawno ograniczenie transferu zysków za granicę. Najprawdopodobniej nie wie, że na całym świecie ankietowane firmy międzynarodowe wymieniają ograniczenia tego rodzaju wśród głównych powodów, dla których powstrzymują się one przed wejściem na rynek, gdzie występują takie ograniczenia. Ale powinien rozumieć przynajmniej tyle, że jeśli firma nie może dokonać transferu kapitału z jakiegoś kraju za granicę, to na pewno nie będzie transferowała go do danego kraju. Czyli staniemy przed perspektywą wysychania strumienia inwestycji firm międzynarodowych.
Mamy przed sobą zmianę na stanowisku prezesa NBP, połączoną zapewne ze zmianami w statucie banku (jak choćby już rozpoczęte próby zmiany celów banku centralnego). Biznes, zarówno krajowy, jak i zagraniczny, nie znosi niepewności. A przecież i nas wszystkich, nie tylko przedsiębiorców, interesuje wartość złotówki. Od niej zależy, na co będziemy sobie mogli pozwolić, kupując importowane produkty lub planując urlop za granicą.
Wielu ludzi, zwłaszcza wykształconych i przedsiębiorczych, od dawna źle się czuje w tych warunkach. Ma dość klimatu podejrzliwości, ciasnego gorsetu etatyzmu, który chce się nałożyć na wszystko niemalże - od szkoły zaczynając. I wcześniej czy później ludzie, od których w pierwszej kolejności zależy wzrost zamożności społeczeństwa, powiedzą: "dość!". I zaczną szukać sobie innego miejsca na ziemi. Im młodsi i lepiej wykształceni, tym ta decyzja zostanie powzięta wcześniej.
Wotum nieufności
Proces szukania sobie innego miejsca na ziemi już się rozpoczął, nasilił się w ostatnich latach i będzie się nasilać do najbliższych wyborów parlamentarnych. A jeszcze się przyspieszy po wyborach, gdyby potwierdziły one prymat obecnie rządzących sił politycznych. Lata 80. to okres intensywnej emigracji, w szczególności ludzi wykształconych. Upadek komunizmu (pisałem już o tym kiedyś w felietonie) odwrócił ten trend. Nie tylko znacznie spadła liczba emigrantów, ale też ponadproporcjonalny był wśród nich udział ludzi słabo wykształconych. Narastanie deformacji instytucjonalnych w gospodarce i niesprawne, ale za to rozrastające się państwo raz jeszcze zmieniły trendy migracyjne. Od 1998 r. emigracja znowu zaczyna rosnąć, a w ostatnich dwóch, trzech latach w wymiarze absolutnym przewyższyła poziom emigracji ze schyłkowych lat 80. I raz jeszcze rośnie w niej udział ludzi wykształconych.
Najwięcej ludzi wykształconych wyjeżdża do Stanów Zjednoczonych i od niedawna do Wielkiej Brytanii. Ponad jedna czwarta wyjeżdżających do tego drugiego kraju legitymowała się dyplomem ukończenia szkoły wyższej, a ponad 80 proc. to ludzie młodzi, w wieku 18-34 lat. Jak widać, mimo antyliberalnej propagandy rządzących ludzie wykształceni i młodzież mają świadomość tego, że to właśnie w liberalnych gospodarkach istnieją największe szanse dla zdolnych, wykształconych, pracowitych i przedsiębiorczych. Zresztą - dodajmy - dla słabo wykształconych też, bo dobrze rozwijająca się gospodarka tworzy różnorakie miejsca pracy. Do tego samego poglądu doszli wcześniej i inni. W latach 1990-1997 z Francji wyjechało około 300 tys. ludzi wykształconych, z czego tylko w północnej Kalifornii osiadło około 40 tys. Wielu przeniosło swoje firmy za kanał i teraz kieruje nimi z miasteczek położonych między Dover i Londynem. Tendencje te wzmogły się jeszcze po dojściu do władzy socjalistów i nie zmieniły się po kolejnych wyborach.
Francuzi i Polacy głosują nogami - jest to wotum nieufności. Przedsiębiorczy i wykształceni Francuzi mówią "nie" wysokim podatkom, przeregulowaniu, wysokim kosztom pracy, przerośniętym programom socjalnym i nieelastycznemu establishmentowi. Wypisz, wymaluj to samo powiedzieliby ci wykształceni Polacy, którzy już wyjechali, gdybyśmy przeprowadzili podobne badania.
Koniec wyścigu
Gospodarka francuska rośnie dziś w tempie około 1,5 proc. rocznie. My jeszcze do tego nie doszliśmy, ale po kolejnych sześciu, ośmiu latach rządów promujących de facto życie z ręką w kieszeni sąsiada (według znanego sformułowania Ludwiga Erharda, ojca niemieckiego cudu gospodarczego) nawet obecne tempo wzrostu rzędu 3,5 proc. rocznie zapewne znacznie się spowolni. Niepohamowany pęd do regulowania wszystkiego i rosnący ciężar wydatków publicznych (wraz z towarzyszącymi wyższymi podatkami) stłamszą dynamizm polskich przedsiębiorców. A niestabilna polityka makroekonomiczna podniesie jeszcze poziom niepewności. Ale to nie będzie koniec konsekwencji odpływu ludzi wykształconych i przedsiębiorczych. Nie tylko obniży się dynamizm gospodarki, ale będzie się pogarszać jej struktura, gdyż malejący strumień zagranicznych inwestycji zmniejszy udział produkcji nowoczesnej, w której dominują firmy międzynarodowe. Pogorszy to z kolei tempo wzrostu eksportu.
Także poza gospodarką życie będzie trudniejsze niż dotychczas. Wzmożona emigracja - lekarzy, naukowców, zdolniejszych nauczycieli - obniży standardy i ciągnąć nas będzie w dół w dalszej przyszłości. W jeszcze dłuższej perspektywie możemy się stać rezerwuarem taniej (jak na Europę) siły roboczej i producentem prostych, nie wymagających większych kwalifikacji wyrobów. Zacznie się zwiększać dystans do krajów "nowej Europy" - proces, który już się rozpoczął - i przestaniemy doganiać "starą", zamożną Europę. Szanse zostaną raz jeszcze zmarnowane.
Ilustracja: D. Krupa
Więcej możesz przeczytać w 29/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.