Przywódcy Rosji i Niemiec przepisują Europie Wschodniej środek uspokajający zamiast dopingującego
Na bezludnej wys-pie siedzą Niemiec i Rosjanin. Głodni i znudzeni znajdują złotą rybkę. "Darujcie mi życie, a spełnię wasze życzenia!" - błaga rybka. "Chcę butelkę wódki i do domu" - mówi Rosjanin. Rybka spełnia życzenie. "A ty?" - pyta Niemca. "Skrzynkę piwa i żeby kolega wrócił!". Ulice Moskwy znają ten dowcip aż za dobrze. Był przypominany podczas każdej imprezy państwowej, gdy w bramach Kremla pojawiał się poprzedni niemiecki kanclerz Gerhard Schröder. Żart powracał, gdy Schröder przyjeżdżał do Moskwy z wizytą prywatną, a witająca go delegacja składała się z jednej osoby - prezydenta Putina. Niemiecko-rosyjskie Kameradschaft miało umrzeć śmiercią naturalną, gdy kanclerzem została Angela Merkel. Dziś nic tego nie zapowiada.
Nowe sąsiedztwo
Resort spraw zagranicznych Niemiec rozpoczął właśnie prace nad projektem nowej europejskiej polityki sąsiedztwa, której adresatami są Ukraina, Białoruś (gdy powstaną tam odpowiednie warunki), Mołdawia i republiki zakaukaskie. Program, o którym pierwszy napisała "Frankfurter Allgemeine Zeitung", ma promować demokrację, stabilność oraz dobrobyt, m.in. dzięki rozszerzeniu "europejskiego obszaru prawnego". Jak uważa Alexander Rahr z Niemieckiego Towarzystwa Polityki Zagranicznej, ten element może być najsłabszym punktem tej polityki, bo najtrudniej będzie go wprowadzić w życie. Twórcy koncepcji sąsiedztwa podkreślają, że współczesna Ostpolitik ma stworzyć bodźce do transformacji i zbliżenia tych państw do UE. De facto oznacza to postawienie Ukrainy czy Białorusi w jednym rzędzie z państwami Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu, którym ponad dziesięć lat temu w deklaracji barcelońskiej zaoferowano model partnerstwa śródziemnomorskiego. Mimo olbrzymiego wsparcia finansowego (3,5 mld euro rocznie) nie widać zadowalających rezultatów, a cel, czyli stworzenie do 2010 r. strefy wolnego handlu, wciąż się oddala. Proponowane przez Niemcy działania w ramach nowego "wymiaru wschodniego" są podobne. Opierają się na współpracy gospodarczej i promocji demokracji. I zapewne podobnie się skończą.
Mimo wszystko projekt był potrzebny. Tak twierdzi prof. Klaus Segbers, politolog z Wolnego Uniwersytetu w Berlinie. Unia potrzebuje bowiem spójnej polityki współpracy z sąsiadami, a "wymiar wschodni" jest koniecznym uzupełnieniem istniejących kierunków. Dotychczas unijnej polityce na tym obszarze zarzucano "brak strategicznej głębi". - Szanse na stworzenie wspólnej polityki zagranicznej i bezpieczeństwa unii są jednak nikłe. Prędzej NATO otworzy się na Zakaukazie - mówi Alexander Rahr.
Rosja najpierw
Wątpliwości budzi nacisk strony niemieckiej na zwiększenie roli Rosji w regionie. Po części jest to uzasadnione. Niemcy są postrzegane w UE jako mediator w stosunkach z Moskwą, od której unia oczekuje, że będzie przyjaznym i odpowiedzialnym partnerem - zarówno w kwestiach o strategicznym znaczeniu, jak i sprawach surowców energetycznych czy wartości demokratycznych. Rosji zależy natomiast na potwierdzeniu i umocnieniu swojej pozycji w Europie. "Jednocześnie Moskwa nie chce się zbyt mocno uzależniać od wielu europejskich wartości i regulacji prawnych"- twierdzi Fabrizio Tassinari, analityk z Centrum Studiów Polityki Europejskiej (CEPS) w Brukseli.
- Dla Niemiec najważniejszym celem polityki zagranicznej powinno być zaangażowanie w unijną politykę sąsiedztwa i popieranie zbliżenia Rosji z krajami Europy Środkowej i Wschodniej. Problem jednak w tym, że europejska polityka sąsiedztwa jest niedojrzała - uważa Rahr. - Niemcy nie są światowym mocarstwem. Ich międzynarodowa pozycja zależy przede wszystkim od siły zintegrowanej Europy - dodaje Rahr. Nowa polityka wschodnia, realizowana pod auspicjami unii, oznacza de facto dbałość o stworzenie silnej Europy, a w stosunkach z Rosją - zachowanie status quo zainicjowanego przez Ostpolitik Willy'ego Brandta, która to polityka była potem podtrzymywana przez wspólne wizyty w saunie Kohla i Gorbaczowa oraz męską przyjaźń Schrödera z Putinem.
Rosyjski politolog Dmitrij Trienin zauważył, że dzisiejsza "psychologiczna równowaga sił między Rosją a Europą nieco się zmieniła. Rosja odzyskała dumę i pewność siebie, Europa znalazła się w kryzysie". To sprawiło, że Rosja odgrywa teraz tak ważną rolę w stosunkach z unią. "W dzisiejszym świecie jest więcej Rosji niż Europy" - dodaje Trienin. Rosja jest gwarantem bezpieczeństwa UE na wschodzie, a o "krystaliczności przyjaciela Putina" zapewniał nieraz na forum Parlamentu Europejskiego Gerhard Schröder. Przyjaźń rosyjsko-niemiecka jest w pełni rozkwitu i nie wymaga już umacniania kąpielami w łaźniach, wypadami na Syberię czy podlewaniem winem, tak często sączonym przez Schrödera i Putina. Szlaki między państwami przetarto dawno, a kierunek polityki zostaje ten sam także pod rządami Angeli Merkel. "Rosja najpierw"- ta dewiza przyświecająca niemieckiej polityce zagranicznej przeżywa renesans.
Polska później
W dokumencie przygotowywanym pod kierunkiem szefa MSZ Franka Waltera Stein-meiera Niemcy domagają się zwrócenia szczególnej uwagi na "wrażliwość i ambicje Rosji" w regionie, którego dotyczy nowa Ostpolitik. Inicjatywę uzasadniają "położeniem geopolitycznym, poczuciem historycznej odpowiedzialności za Europę, tradycją Ostpolitik, a także rozpoczynającą się w styczniu przyszłego roku niemiecką prezydencją w unii i związaną z tym potrzebą "sformułowania politycznego kredo". "W niemieckim projekcie, który ponoć reprezentuje interesy całej wspólnoty, zabrakło miejsca dla jej innych członków" - podkreśla dr Iris Kempe z Centrum Badań Użytkowych nad Polityką. Tłumaczy to faktem, że Niemcy dłużej pracują nad tym projektem. "To jednak Polska była inicjatorem stworzenia >>wymiaru wschodniego<< UE jeszcze w czasie negocjacji akcesyjnych w 1998 r. Porzucenie realizacji tej koncepcji uzasadniono wówczas większą wagą problematyczną >>wymiaru północnego<<"
- przypomina Rahr. Do współpracy przy projekcie wypadałoby więc zaprosić Polskę. Niemiecka inicjatywa podkreślania roli Rosji budzi obawy podobne do tych, jakie powstały po zatwierdzeniu budowy Gazociągu Północnego. - Propozycja jest w fazie projektu. Polska na pewno zostanie do niego zaproszona - zapewnia prof. Rahr.Polscy eurodeputowani umiarkowanie cieszą się z niemieckiej propozycji. - To za sprawą długotrwałych polskich nacisków niemiecki MSZ wpisał politykę wschodnią do programu swojej prezydencji - przypomina Bogdan Klich z PO. - To duża szansa dla Polski, by wpłynąć na kreowanie tej polityki. Ale bardzo dużo zależy od aktywności polskiej dyplomacji i poprawienia relacji między Warszawą a Berlinem. Jeśli te stosunki będą złe, nasz wpływ na politykę wschodnią stanie się nieznaczny - dodaje Klich.
Niemiecki pilnik
Choć nikt nie chce tego oficjalnie przyznać, niemiecka propozycja niesie dwa potencjalne zagrożenia - oddalenie członkostwa dla takich krajów jak Ukraina czy Mołdawia oraz uprzywilejowanie Moskwy. - Dla Berlina to Moskwa, a nie Kijów, była i chyba długo będzie najważniejszym partnerem - mówi jeden z polskich eurodeputowanych. Nikt się też w Brukseli nie łudzi, że akcesja Ukrainy oddaliła się o wiele lat. By uniknąć wrażenia marginalizacji Ukrainy, Białorusi i krajów zakaukaskich, projekt nowego sąsiedztwa przewiduje zawarcie umowy z całym regionem, "o ile powstaną ku temu odpowiednie warunki". Ale tych bliżej się nie precyzuje. Niemcom zbliżająca się prezydencja, podczas której prace nad "wymiarem wschodnim" zostaną zintensyfikowane, jest w każdym razie na rękę. Spieszą się z przedłużeniem układu o partnerstwie i współpracy z Rosją, podkreślającym priorytetowy charakter stosunków z Moskwą, który wygasa w przyszłym roku.
- Tak czy inaczej współpraca dyktowana głównie energetycznymi potrzebami unii będzie kontynuowana szczególnie na linii Berlin - Moskwa - uważa dr Iris Kempe. Może się więc okazać, że nowa polityka "wschodniego sąsiedztwa" bardziej niż UE potrzebna jest Niemcom pragnącym w ten sposób ograniczyć negatywne skojarzenia, często towarzyszące umacnianiu dwustronnej współpracy Berlin - Moskwa (vide reakcje na porozumienie w sprawie Gazociągu Północnego). Byłaby więc rodzajem prozacu na wschodnioeuropejskie fobie i nie spełnione marzenia, na przykład o wejściu w dającej się przewidzieć przyszłości do UE. A w tej kwestii region potrzebuje raczej środków dopingujących.
Nowe sąsiedztwo
Resort spraw zagranicznych Niemiec rozpoczął właśnie prace nad projektem nowej europejskiej polityki sąsiedztwa, której adresatami są Ukraina, Białoruś (gdy powstaną tam odpowiednie warunki), Mołdawia i republiki zakaukaskie. Program, o którym pierwszy napisała "Frankfurter Allgemeine Zeitung", ma promować demokrację, stabilność oraz dobrobyt, m.in. dzięki rozszerzeniu "europejskiego obszaru prawnego". Jak uważa Alexander Rahr z Niemieckiego Towarzystwa Polityki Zagranicznej, ten element może być najsłabszym punktem tej polityki, bo najtrudniej będzie go wprowadzić w życie. Twórcy koncepcji sąsiedztwa podkreślają, że współczesna Ostpolitik ma stworzyć bodźce do transformacji i zbliżenia tych państw do UE. De facto oznacza to postawienie Ukrainy czy Białorusi w jednym rzędzie z państwami Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu, którym ponad dziesięć lat temu w deklaracji barcelońskiej zaoferowano model partnerstwa śródziemnomorskiego. Mimo olbrzymiego wsparcia finansowego (3,5 mld euro rocznie) nie widać zadowalających rezultatów, a cel, czyli stworzenie do 2010 r. strefy wolnego handlu, wciąż się oddala. Proponowane przez Niemcy działania w ramach nowego "wymiaru wschodniego" są podobne. Opierają się na współpracy gospodarczej i promocji demokracji. I zapewne podobnie się skończą.
Mimo wszystko projekt był potrzebny. Tak twierdzi prof. Klaus Segbers, politolog z Wolnego Uniwersytetu w Berlinie. Unia potrzebuje bowiem spójnej polityki współpracy z sąsiadami, a "wymiar wschodni" jest koniecznym uzupełnieniem istniejących kierunków. Dotychczas unijnej polityce na tym obszarze zarzucano "brak strategicznej głębi". - Szanse na stworzenie wspólnej polityki zagranicznej i bezpieczeństwa unii są jednak nikłe. Prędzej NATO otworzy się na Zakaukazie - mówi Alexander Rahr.
Rosja najpierw
Wątpliwości budzi nacisk strony niemieckiej na zwiększenie roli Rosji w regionie. Po części jest to uzasadnione. Niemcy są postrzegane w UE jako mediator w stosunkach z Moskwą, od której unia oczekuje, że będzie przyjaznym i odpowiedzialnym partnerem - zarówno w kwestiach o strategicznym znaczeniu, jak i sprawach surowców energetycznych czy wartości demokratycznych. Rosji zależy natomiast na potwierdzeniu i umocnieniu swojej pozycji w Europie. "Jednocześnie Moskwa nie chce się zbyt mocno uzależniać od wielu europejskich wartości i regulacji prawnych"- twierdzi Fabrizio Tassinari, analityk z Centrum Studiów Polityki Europejskiej (CEPS) w Brukseli.
- Dla Niemiec najważniejszym celem polityki zagranicznej powinno być zaangażowanie w unijną politykę sąsiedztwa i popieranie zbliżenia Rosji z krajami Europy Środkowej i Wschodniej. Problem jednak w tym, że europejska polityka sąsiedztwa jest niedojrzała - uważa Rahr. - Niemcy nie są światowym mocarstwem. Ich międzynarodowa pozycja zależy przede wszystkim od siły zintegrowanej Europy - dodaje Rahr. Nowa polityka wschodnia, realizowana pod auspicjami unii, oznacza de facto dbałość o stworzenie silnej Europy, a w stosunkach z Rosją - zachowanie status quo zainicjowanego przez Ostpolitik Willy'ego Brandta, która to polityka była potem podtrzymywana przez wspólne wizyty w saunie Kohla i Gorbaczowa oraz męską przyjaźń Schrödera z Putinem.
Rosyjski politolog Dmitrij Trienin zauważył, że dzisiejsza "psychologiczna równowaga sił między Rosją a Europą nieco się zmieniła. Rosja odzyskała dumę i pewność siebie, Europa znalazła się w kryzysie". To sprawiło, że Rosja odgrywa teraz tak ważną rolę w stosunkach z unią. "W dzisiejszym świecie jest więcej Rosji niż Europy" - dodaje Trienin. Rosja jest gwarantem bezpieczeństwa UE na wschodzie, a o "krystaliczności przyjaciela Putina" zapewniał nieraz na forum Parlamentu Europejskiego Gerhard Schröder. Przyjaźń rosyjsko-niemiecka jest w pełni rozkwitu i nie wymaga już umacniania kąpielami w łaźniach, wypadami na Syberię czy podlewaniem winem, tak często sączonym przez Schrödera i Putina. Szlaki między państwami przetarto dawno, a kierunek polityki zostaje ten sam także pod rządami Angeli Merkel. "Rosja najpierw"- ta dewiza przyświecająca niemieckiej polityce zagranicznej przeżywa renesans.
Polska później
W dokumencie przygotowywanym pod kierunkiem szefa MSZ Franka Waltera Stein-meiera Niemcy domagają się zwrócenia szczególnej uwagi na "wrażliwość i ambicje Rosji" w regionie, którego dotyczy nowa Ostpolitik. Inicjatywę uzasadniają "położeniem geopolitycznym, poczuciem historycznej odpowiedzialności za Europę, tradycją Ostpolitik, a także rozpoczynającą się w styczniu przyszłego roku niemiecką prezydencją w unii i związaną z tym potrzebą "sformułowania politycznego kredo". "W niemieckim projekcie, który ponoć reprezentuje interesy całej wspólnoty, zabrakło miejsca dla jej innych członków" - podkreśla dr Iris Kempe z Centrum Badań Użytkowych nad Polityką. Tłumaczy to faktem, że Niemcy dłużej pracują nad tym projektem. "To jednak Polska była inicjatorem stworzenia >>wymiaru wschodniego<< UE jeszcze w czasie negocjacji akcesyjnych w 1998 r. Porzucenie realizacji tej koncepcji uzasadniono wówczas większą wagą problematyczną >>wymiaru północnego<<"
- przypomina Rahr. Do współpracy przy projekcie wypadałoby więc zaprosić Polskę. Niemiecka inicjatywa podkreślania roli Rosji budzi obawy podobne do tych, jakie powstały po zatwierdzeniu budowy Gazociągu Północnego. - Propozycja jest w fazie projektu. Polska na pewno zostanie do niego zaproszona - zapewnia prof. Rahr.Polscy eurodeputowani umiarkowanie cieszą się z niemieckiej propozycji. - To za sprawą długotrwałych polskich nacisków niemiecki MSZ wpisał politykę wschodnią do programu swojej prezydencji - przypomina Bogdan Klich z PO. - To duża szansa dla Polski, by wpłynąć na kreowanie tej polityki. Ale bardzo dużo zależy od aktywności polskiej dyplomacji i poprawienia relacji między Warszawą a Berlinem. Jeśli te stosunki będą złe, nasz wpływ na politykę wschodnią stanie się nieznaczny - dodaje Klich.
Niemiecki pilnik
Choć nikt nie chce tego oficjalnie przyznać, niemiecka propozycja niesie dwa potencjalne zagrożenia - oddalenie członkostwa dla takich krajów jak Ukraina czy Mołdawia oraz uprzywilejowanie Moskwy. - Dla Berlina to Moskwa, a nie Kijów, była i chyba długo będzie najważniejszym partnerem - mówi jeden z polskich eurodeputowanych. Nikt się też w Brukseli nie łudzi, że akcesja Ukrainy oddaliła się o wiele lat. By uniknąć wrażenia marginalizacji Ukrainy, Białorusi i krajów zakaukaskich, projekt nowego sąsiedztwa przewiduje zawarcie umowy z całym regionem, "o ile powstaną ku temu odpowiednie warunki". Ale tych bliżej się nie precyzuje. Niemcom zbliżająca się prezydencja, podczas której prace nad "wymiarem wschodnim" zostaną zintensyfikowane, jest w każdym razie na rękę. Spieszą się z przedłużeniem układu o partnerstwie i współpracy z Rosją, podkreślającym priorytetowy charakter stosunków z Moskwą, który wygasa w przyszłym roku.
- Tak czy inaczej współpraca dyktowana głównie energetycznymi potrzebami unii będzie kontynuowana szczególnie na linii Berlin - Moskwa - uważa dr Iris Kempe. Może się więc okazać, że nowa polityka "wschodniego sąsiedztwa" bardziej niż UE potrzebna jest Niemcom pragnącym w ten sposób ograniczyć negatywne skojarzenia, często towarzyszące umacnianiu dwustronnej współpracy Berlin - Moskwa (vide reakcje na porozumienie w sprawie Gazociągu Północnego). Byłaby więc rodzajem prozacu na wschodnioeuropejskie fobie i nie spełnione marzenia, na przykład o wejściu w dającej się przewidzieć przyszłości do UE. A w tej kwestii region potrzebuje raczej środków dopingujących.
Więcej możesz przeczytać w 29/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.