PiS niemal całkowicie wstrzymało prywatyzację, licząc na tani aplauz jej przeciwników
Już myśleliśmy, że po dziesiątkach lat totalitaryzmu udało się nam zbudować demokratyczny ustrój, w którym obowiązują przyzwoite maniery i w miarę dobre obyczaje odpowiadające randze dużego europejskiego państwa - a tu klops. Wprawdzie zapowiedzi kłopotów z utrzymaniem odpowiednich standardów nie brakowało, ale zdawało się, że na blokady dróg i mównicy sejmowej można patrzeć przez pryzmat dziecięcej choroby zmartwychwstałej demokracji. Tymczasem okazało się, że ekipa PiS i jego popleczników postanowiła radykalnie zmniejszyć odległość dzielącą nas od politycznego nadiru, przeciwieństwa zenitu.
Nie mając w praktyce nic do zaoferowania oprócz naciąganych politycznie śledztw i rozliczeń, postanowiła zdeprecjonować publicznie, także w oczach świata, III Rzeczpospolitą, czyli po prostu nasze odbudowane państwo. Z przerażającą dezynwolturą trąbi się dokoła, że w minionym 17-leciu Polska nie zdała historycznego egzaminu, że na gruzach trzeciej trzeba budować IV Rzeczpospolitą. Pierwsze półrocze 2006 r. to przecież łańcuch działań i zachowań obniżających prestiż i wizerunek Polski na arenie międzynarodowej.
Fasada bliźniaków
Własne, zaskakujące ubóstwo intelektualne i mentalne rządząca ekipa stara się ukryć za fasadą gołosłownych, obraźliwych ocen i insynuacji wobec osób uznanych za winowajców rzekomego zła lub choćby tylko za nie podzielających poglądów bliźniaków. Kompromitującą reakcję prezydenta na wygłup trzeciorzędnej gazety niemieckiej przedstawia się jako wyraz niezbędnej, twardej polityki wobec niemieckiego sąsiada, asekurując się równocześnie złym stanem zdrowia głowy państwa. Na marginesie przypomnijmy, że Clinton, udając się na spotkanie z Jelcynem, miał 40 stopni gorączki, ale wizyty nie odwołał. Za zupełnie kuriozalne wypada uznać stanowisko PiS wobec wystąpienia dotychczasowych ministrów spraw zagranicznych w tej sprawie. Za podobnie groteskowy trzeba też uznać przebieg odwołania prof. Zyty Gilowskiej.
Negacji dotychczasowej polityki transformacyjnej po roku 1989, uznawanej w całym świecie za polski sukces, towarzyszą żenujące oskarżenia pod adresem osób i instytucji legitymujących się wspaniałym dorobkiem. Ponieważ PiS zakłada, że wszystkie fundacje są podejrzane, podkreśla się, że CASE to fundacja, a nie wysokiej klasy instytut badawczy, pracujący za małe pieniądze.
Kolejnym sukcesem PiS jest niemal całkowite wstrzymanie prywatyzacji, obliczone na tani aplauz jej słabo zorientowanych przeciwników. Oczywiście, przemilcza się przy tym i ukrywa przed społeczeństwem fakt, że zmniejszenie wpływów do budżetu z prywatyzacji o kilka miliardów złotych oznacza identyczny wzrost długu publicznego Polski i kosztów jego obsługi, pokrywanych przez obywateli.
À rebours Legutki
Polityka szefów PiS potwierdza reguły panujące w systemach "wodzowskich". Normą jest tu schlebianie i odwoływanie się do najsłabiej wykształconych warstw społeczeństwa, które powinny bezgranicznie wierzyć obiecankom przywódców, nie zadając im głupich pytań. Naturalną konsekwencją takiego "światopoglądu" musiało być karkołomne w swej wymowie polityczne odrzucenie polskiej inteligencji jako "łże-elity" i negacja jej zasług w demontowaniu totalitaryzmu, a także w kształtowaniu nowego ustroju.
Najdziwniejsze w tym wszystkim jest znalezienie przez PiS sojusznika w walce z inteligencją w postaci profesora najstarszego polskiego uniwersytetu. Prof. Ryszard Legutko pozwolił sobie na opublikowanie w naszym tygodniku tekstu ("Przyjaciele ludu" "Wprost", nr 26), który wywołuje mój zasadniczy sprzeciw. Już na wstępie autor przyznaje, że kampania wyborcza PiS nie zawierała wyraźnych sygnałów przychylnych inteligencji i dla usprawiedliwienia partii Kaczyńskich stwierdza, że "to nie dzięki głosom inteligencji wygrywa się wybory". Polską inteligencję oskarżył o "antypisowskę furię", o posługiwanie się na dużą skalę "inwektywami i bluzgami". Nie jest też wyrwane z kontekstu zdanie prof. Legutki rozpoczynające kolejny akapit: "Przez kilka lat inteligencja stanowiła duże zagrożenie dla naszego życia intelektualnego, aspirując do monopolu" i dalej: "polska inteligencja (...) nie dała sobie rady nawet z tak podstawowym zadaniem, jak opis dzisiejszej Polski. (...) Żyje w świecie stereotypów i importowanych ideologii" (...), a "walka z PiS, ciemnogrodem, kołtunerią, ksenofobią, nietolerancją pozwala jej zapomnieć o własnych brakach". Czytelnik sam zechce ocenić stopień trafności tych sądów.
To smutne, gdy utytułowany autor w krótkim tekście zamieszcza tyle inwektyw i nie przebierających w słowach, nie uzasadnionych oskarżeń, równocześnie wmawiając, że stosują je ostrożniejsi w słowach publicyści nie chwalący działań PiS. Felieton to nie miejsce na przypominanie pryncypiów rzetelnej dyskusji, której przykładem, tyle że `a rebours, jest tekst prof. Legutki.
Fot: Z. Furman
Nie mając w praktyce nic do zaoferowania oprócz naciąganych politycznie śledztw i rozliczeń, postanowiła zdeprecjonować publicznie, także w oczach świata, III Rzeczpospolitą, czyli po prostu nasze odbudowane państwo. Z przerażającą dezynwolturą trąbi się dokoła, że w minionym 17-leciu Polska nie zdała historycznego egzaminu, że na gruzach trzeciej trzeba budować IV Rzeczpospolitą. Pierwsze półrocze 2006 r. to przecież łańcuch działań i zachowań obniżających prestiż i wizerunek Polski na arenie międzynarodowej.
Fasada bliźniaków
Własne, zaskakujące ubóstwo intelektualne i mentalne rządząca ekipa stara się ukryć za fasadą gołosłownych, obraźliwych ocen i insynuacji wobec osób uznanych za winowajców rzekomego zła lub choćby tylko za nie podzielających poglądów bliźniaków. Kompromitującą reakcję prezydenta na wygłup trzeciorzędnej gazety niemieckiej przedstawia się jako wyraz niezbędnej, twardej polityki wobec niemieckiego sąsiada, asekurując się równocześnie złym stanem zdrowia głowy państwa. Na marginesie przypomnijmy, że Clinton, udając się na spotkanie z Jelcynem, miał 40 stopni gorączki, ale wizyty nie odwołał. Za zupełnie kuriozalne wypada uznać stanowisko PiS wobec wystąpienia dotychczasowych ministrów spraw zagranicznych w tej sprawie. Za podobnie groteskowy trzeba też uznać przebieg odwołania prof. Zyty Gilowskiej.
Negacji dotychczasowej polityki transformacyjnej po roku 1989, uznawanej w całym świecie za polski sukces, towarzyszą żenujące oskarżenia pod adresem osób i instytucji legitymujących się wspaniałym dorobkiem. Ponieważ PiS zakłada, że wszystkie fundacje są podejrzane, podkreśla się, że CASE to fundacja, a nie wysokiej klasy instytut badawczy, pracujący za małe pieniądze.
Kolejnym sukcesem PiS jest niemal całkowite wstrzymanie prywatyzacji, obliczone na tani aplauz jej słabo zorientowanych przeciwników. Oczywiście, przemilcza się przy tym i ukrywa przed społeczeństwem fakt, że zmniejszenie wpływów do budżetu z prywatyzacji o kilka miliardów złotych oznacza identyczny wzrost długu publicznego Polski i kosztów jego obsługi, pokrywanych przez obywateli.
À rebours Legutki
Polityka szefów PiS potwierdza reguły panujące w systemach "wodzowskich". Normą jest tu schlebianie i odwoływanie się do najsłabiej wykształconych warstw społeczeństwa, które powinny bezgranicznie wierzyć obiecankom przywódców, nie zadając im głupich pytań. Naturalną konsekwencją takiego "światopoglądu" musiało być karkołomne w swej wymowie polityczne odrzucenie polskiej inteligencji jako "łże-elity" i negacja jej zasług w demontowaniu totalitaryzmu, a także w kształtowaniu nowego ustroju.
Najdziwniejsze w tym wszystkim jest znalezienie przez PiS sojusznika w walce z inteligencją w postaci profesora najstarszego polskiego uniwersytetu. Prof. Ryszard Legutko pozwolił sobie na opublikowanie w naszym tygodniku tekstu ("Przyjaciele ludu" "Wprost", nr 26), który wywołuje mój zasadniczy sprzeciw. Już na wstępie autor przyznaje, że kampania wyborcza PiS nie zawierała wyraźnych sygnałów przychylnych inteligencji i dla usprawiedliwienia partii Kaczyńskich stwierdza, że "to nie dzięki głosom inteligencji wygrywa się wybory". Polską inteligencję oskarżył o "antypisowskę furię", o posługiwanie się na dużą skalę "inwektywami i bluzgami". Nie jest też wyrwane z kontekstu zdanie prof. Legutki rozpoczynające kolejny akapit: "Przez kilka lat inteligencja stanowiła duże zagrożenie dla naszego życia intelektualnego, aspirując do monopolu" i dalej: "polska inteligencja (...) nie dała sobie rady nawet z tak podstawowym zadaniem, jak opis dzisiejszej Polski. (...) Żyje w świecie stereotypów i importowanych ideologii" (...), a "walka z PiS, ciemnogrodem, kołtunerią, ksenofobią, nietolerancją pozwala jej zapomnieć o własnych brakach". Czytelnik sam zechce ocenić stopień trafności tych sądów.
To smutne, gdy utytułowany autor w krótkim tekście zamieszcza tyle inwektyw i nie przebierających w słowach, nie uzasadnionych oskarżeń, równocześnie wmawiając, że stosują je ostrożniejsi w słowach publicyści nie chwalący działań PiS. Felieton to nie miejsce na przypominanie pryncypiów rzetelnej dyskusji, której przykładem, tyle że `a rebours, jest tekst prof. Legutki.
Fot: Z. Furman
Więcej możesz przeczytać w 29/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.