Szliśmy kiedyś ulicą koło budynku Starego Żaka i rozmawialiśmy o błahostkach. W pewnym momencie Paweł, nie przestając mówić, zatrzymał się i podniósł z ziemi papierek – mówi Mieczysław Abramowicz, gdański pisarz, historyk i rzecznik prasowy Gminy Wyznaniowej Żydowskiej w Gdańsku. – Zrobił to odruchowo. Zrywał ze znaków drogowych małe ogłoszenia typu „pożyczka”. To jest jego miasto, a on czuł się tu gospodarzem. Paweł Adamowicz był prezydentem Gdańska przez 21 lat. Dwa miesiące temu, w ostatnich wyborach samorządowych, gdańszczanie wybrali go na szóstą kadencję.
Wielu nawet nie kojarzy, że miasto miało kiedyś innych prezydentów. Teraz tłumy gdańszczan opłakują go jak członka bliskiej rodziny. Pożegnanie na Długim Targu, wielkie płonące serce ze zniczy na pl. Solidarności, tłumy na ostatnim pożegnaniu. Szok po ataku nożownika na scenie podczas finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy nie wystarcza, by wytłumaczyć tak wielki wybuch zbiorowej rozpaczy i poczucia wspólnoty mieszkańców miasta żegnających swojego prezydenta. Fenomen Adamowicza jest głębszy. „Poruszałem się między środowiskami, nie miałem silnej afiliacji organizacyjnej. Dlatego wszyscy się zdziwili, kiedy w maju 1988 r. to ja zostałem przewodniczącym strajku, a nie np. ktoś z NZS. Przywódcą zostaje się w sposób zadziwiający.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.