W dzieciństwie fascynowały mnie książki i piłka nożna. Prawdziwym idolem dla mnie, młodego chłopca, był Kazimierz Deyna. Chciałem być piłkarzem. On był dla Warszawy lat 70. XX w. tym, kim dziś jest Messi dla Barcelony. Bohaterem, który silnie mnie ukształtował. Był także Andrzej Kmicic z „Potopu” Henryka Sienkiewicza. Miałem może 11 lat, kiedy zobaczyłem Daniela Olbrychskiego w tej roli. Był wzorem, ucieleśnieniem wszystkiego, co powinien reprezentować mężczyzna, oczywiście poza warcholskimi momentami. Pamiętam pewną niedzielę kilka miesięcy po filmie, obiad w knajpie „Kmicic” na Starym Mieście w Warszawie. Siedzimy przy stole z rodzicami i bratem, aż tu nagle otwierają się drzwi i wchodzi Daniel Olbrychski z Marylą Rodowicz, na dodatek siadają tuż obok nas! Zamarłem. To był cud, bo przecież takie rzeczy się nie zdarzają. Rodzice namawiali mnie, żebym podszedł, ale nie ośmieliłem się. Dziś z Danielem jesteśmy na „ty”, choć nawet teraz trudno mi w to uwierzyć. Opowiedziałem mu tę historię dopiero po jakiś 40 latach.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.