L uty był drugim z rzędu miesiącem, w którym – według CBOS – zmniejszała się liczba osób pozytywnie oceniających pracę prezydenta Andrzeja Dudy, a rosła tych, którzy oceniają go negatywnie. Nie byłoby w tym jeszcze nic niepokojącego, bo ciągle oceny pozytywne (57 proc.) przeważają nad negatywnymi (36 proc.). Rzecz w tym, że obóz Zjednoczonej Prawicy zachowywał się tak, jakby na starcie postanowił maksymalnie utrudnić Andrzejowi Dudzie walkę o reelekcję.
Zaczęło się od Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobry, która zorganizowała konwencję poświęconą wyłącznie własnym dokonaniom na polu reformy sądownictwa. O tym, że wspólny kandydat na prezydenta właśnie rozpoczął kampanię, nawet nie było mowy. Tak jakby wybory prezydenckie były sprawą drugorzędną.
Potem Joanna Lichocka swoim środkowym palcem zdominowała przekaz medialny. Była tak skuteczna, że przygotowywana dużym nakładem sił i środków konwencja inaugurująca kampanię prezydenta dzieliła czas antenowy z posłanką i jej palcem. A żeby dopełnić czarę goryczy, CBA postanowiło zrobić przeszukanie w domu i miejscu pracy Mariana Banasia, szefa NIK, akurat w dniu, w którym prezydent prezentował swój sztab wyborczy. Nie dość, że prezentacja wypadła dziwacznie, bo członkowie sztabu pokazali się dziennikarzom i wyszli bez słowa, to jeszcze akcja CBA skutecznie przykryła informację z tego wydarzenia. Gdyby nie nowa twarz sztabu, mecenas Jolanta Turczynowicz-Kieryłło, media nie poświęciłyby tej prezentacji więcej niż kilkanaście sekund. Za to o akcji CBA i rozpoczętej tego samego dnia kontroli NIK w Prokuraturze Krajowej rozpisywano się bez końca. Nie pozostaje nic innego jak powtórzyć za Grekiem Zorbą – jaka piękna katastrofa.
Pod rękę ze Stokłosą
No cóż, można powiedzieć: „pierwsze koty za płoty” i skupić się na dalszej kampanii. Jej szefowa, wspomniana Jolanta Turczynowicz-Kieryłło, rocznik 1973, adwokatka, wykładowca akademicki, szachistka i autorka kampanii społecznych, nie legitymuje się bogatą biografią polityczną. Była w przeszłości (1998-2002) radną AWS w Bydgoszczy. Trochę flirtowała z Ruchem Społecznym AWS, ale ponieważ ta formacja zniknęła ze sceny politycznej po wyborach parlamentarnych w 2001 r., to i pani mecenas zniknęła. Objawiła się ponownie jesienią 2019 r., gdy Porozumienie Jarosława Gowina namówiło ją na start do Senatu z Piły. Ale i wtedy nie odniosła sukcesu.
– To jest już jej trzecie podejście do polityki i mam nadzieję, że znowu będzie przegrane, bo Andrzej Duda raczej tych wyborów nie wygra – mówi Jan Rulewski, bydgoski polityk związany ostatnio z Platformą Obywatelską.
Jan Rulewski zna mecenas Turczynowicz-Kieryłło od lat. – Los nas zetknął ze sobą podczas wyborów w 2001 r., dramatycznych dla nas obojga, bo RS AWS, z list którego startowaliśmy, nie przekroczył progu wyborczego – opowiada. – Dostała piąte miejsce na liście, odstąpiłem jej trzecie, ale to i tak niczego nie zmieniło. Jest niezwykle pracowita, widziałem ją, jak o czwartej rano osobiście rozlepiała plakaty, ale jej wynik był mniej niż satysfakcjonujący.
Według byłego senatora to ojciec, znany bydgoski prawnik, mecenas Edward Turczynowicz, zaraził córkę pasją do prawa i polityki. – Z kolei jej obecny mąż, zdecydowany prawicowiec, jest wpływową postacią przy Jarosławie Kaczyńskim – mówi Rulewski. I dodaje: – Zapewne w ten sposób mecenas Turczynowicz-Kieryłło znalazła się w kampanii prezydenckiej.
Według byłego senatora PO szefowa kampanii Andrzeja Dudy ma dużą wiedzę prawniczą. Zna też biegle trzy języki, zajmowała się prawem międzynarodowym, broniła policjantów związanych ze sprawą porwania i zabójstwa Krzysztofa Olewnika. – Jej kariera adwokacka na pewno nie była podporządkowana wyłącznie zarabianiu pieniędzy – zapewnia Rulewski.
Polityk dodaje, że był zaskoczony, gdy w ubiegłym roku pani mecenas zdecydowała się startować do Senatu z Piły, a nie z Bydgoszczy, w której – jego zdaniem – miałaby większe szanse na mandat.
– Ale oświadczyła, że w Pile ma grono przyjaciół i nie ukrywała, że wiążą ją interesy z lokalnym biznesmenem Henrykiem Stokłosą, niezwykle wpływowym w tym regionie – mówi.
Rzeczywiście Jolanta Turczynowicz-Kieryłło była adwokatką Stokłosy. Reprezentowała też prezesa NBP Adama Glapińskiego w sporze z „Gazetą Wyborczą”, która sugerowała związki szefa Narodowego Banku Polskiego z głośną w ubiegłym roku aferą Komisji Nadzoru Finansowego. To ona w imieniu klienta domagała się usunięcia tekstów na ten temat z „Gazety Wyborczej” i „Newsweeka”.
Amatorka kontra starzy wyjadacze
Dlaczego Andrzej Duda postawił właśnie Turczynowicz-Kieryłło na czele swojej kampanii wyborczej? Jeden z naszych rozmówców ze Zjednoczonej Prawicy sugeruje, że chodziło o to, by w sztabie obok Beaty Szydło pojawiła się jeszcze jedna kobieca twarz, mniej znana niż byłej premier. Żeby osoba elegancka, przystojna, kulturalna, ładnie się wysławiająca, stanowiła kontrapunkt dla kandydatki PO Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, znanej z przejęzyczeń i niestroniącej od ostrych ataków na Andrzeja Dudę. Ale na pytanie, dlaczego wybrano akurat twardą adwokatkę, nasz rozmówca już nie potrafił odpowiedzieć. – Wiem, że między nią a Beatą Szydło chemii nie ma. Zobaczymy, jak sobie ułoży relacje z innymi sztabowcami. Na razie bardziej przypomina to stosunki z kampanii prezydenckiej w 2010 r., kiedy w sztabie było wiele gwiazd, bardziej grających na siebie niż na kandydata, co skutkowało konfliktami, niż zgrany team z 2015 r., złożony z ludzi młodych i głodnych sukcesu – mówi nasz rozmówca.
Bo problem polega na tym, że do tegorocznego sztabu wciągnięto prawdziwe polityczne gwiazdy – prezydenckich ministrów: Pawła Muchę i Błażeja Spychalskiego, trójkę europosłów zaprawionych w kampanijnych bojach, czyli Joachima Brudzińskiego, Beatę Szydło i Adama Bielana, ważnych polityków PiS, takich jak Krzysztof Sobolewski, odpowiadający za struktury PiS, i Radosław Fogiel, wicerzecznik partii, a także młode wilki, takie jak Paweł Szefernaker, wiceminister spraw wewnętrznych i administracji. Istny polityczny gwiazdozbiór. Pytanie, jak się w tym odnajdzie polityczna amatorka Turczynowicz-Kieryłło, która – jak mówią złośliwi – nie potrafiła dotąd wygrać żadnej kampanii. Może być jej trudno, jeżeli uzna, że to ona jest szefową tych wszystkich osób.
Jeden z naszych rozmówców przypomina historię innej nieopierzonej polityczki Mirosławy Stachowiak-Różeckiej, która pięć lat temu miała zostać szefową kampanii Andrzeja Dudy. Stachowiak-Różecka osiągnęła bardzo dobry wynik w wyborach na prezydenta Wrocławia i tym zyskała sympatię kierownictwa PiS. Jej kariera w sztabie skończyła się jednak, zanim się zaczęła, bo wydawało jej się, że może rozstawiać po kątach takie postaci jak Joachim Brudziński czy Beata Szydło. Błyskawicznie zraziła do siebie cały sztab, który utrącił jej kandydaturę na szefową kampanii.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.