Walka, którą rodzice 10-letniego Ibrahima toczą między sobą o chłopca, niestety nie jest wyjątkowa. Ojciec Marokańczyk, obywatel Belgii, zaczaił się w Gdyni przed blokiem, w którym 10-latek obchodził u dziadków urodziny. Gdy chłopiec z matką wychodzili, ojciec uderzył ją pięścią w głowę, zaciągnął dziecko do samochodu, w którym ktoś siedział, i ruszył w długą drogę, by zatrzymać się 1200 km dalej, w belgijskiej Antwerpii.
Ojciec próbował już wcześniej porwać Ibrahima spod szkoły, ale wtedy zareagowali nauczyciele, matka na czas dotarła na miejsce. Teraz została sama i pobita przed blokiem swoich rodziców. Zaalarmowała policję, a ta ogłosiła Child Alert, czyli międzynarodową procedurę intensywnego poszukiwania zaginionych dzieci. Uruchomiono ją w Polsce po raz czwarty, odkąd w 2013 r. wdrożono u nas ten system. Zdjęcie Ibrahima obiegło media, uprowadzenie chłopca stało się głównym tematem. Ponieważ ojciec pobił matkę i, jak ujawniono, miał kryminalną przeszłość, jasne było, że trzeba ratować chłopca z jego rąk.
Powszechne przekonanie co do winy ojca nieco osłabło, kiedy okazało się, że wcześniej matka wywiozła bezprawnie Ibrahima z Belgii. Tamtejszy sąd rodzinny poinformował polską prokuraturę, że w październiku 2018 r. powierzył władzę rodzicielską obojgu rodzicom, ale Ibrahim miał mieszkać w Belgii z ojcem. Matka nie ma więc prawa domagać się, by policja odebrała dziecko ojcu. Poza tym chłopiec jest zdrowy, wiadomo, gdzie przebywa, według naszego prawa nie dzieje mu się krzywda. Dla polskich sądów i służb Ibrahim już właściwie nie jest interesujący. Odwołano także Child Alert. Sprawa ucichła. Stała się prywatnym problemem Ibrahima, którego rodzice wyrywają sobie nawzajem na ulicy, wywożą z jednego kraju do drugiego, odcinając od kolegów, planów, swojego pokoju, stałości i przewidywalności.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.