Pierwsze lalki reborn (z ang. reborn czyli odrodzony) w Stanach Zjednoczonych pojawiły się już w latach 90-tych. Moda powstała, bo kolekcjonerzy lalek od zawsze zajmowali się poprawianiem kupionych egzemplarzy, by te wyglądały bardziej realistycznie. Ale dopiero rozwój internetu sprawił, że posiadacze takiego hobby zaczęli wymieniać się doświadczeniami i w końcu także swoimi dziełami. Pierwsza lalka reborn na eBay trafiła 18 lat temu. I w ten sposób niszowa pasja kolekcjonerów ujrzała światło dzienne. Dziś na świecie organizowane są targi reborningu. Jedne z największych, w Walencji, zaplanowano na kwiecień.
Ostatnio rynek lalek reborn tak się rozrósł, że pojawili się nawet pośrednicy, ludzie skupujący lalki i rozprowadzający je w swoich krajach. Na wypadek, gdyby ktoś bał się zamawiania lalek z zagranicy lub miał problem z barierą językową. W internecie znaleźć można fejkowe ciążowe brzuchy, tak by otoczenie móc przyzwyczajać do pojawienia się „dziecka” w domu. Można też kupić nie tylko lalkę, która wygląda niczym niemowlak, ale np. pępek z kawałkiem pępowiny, gdyby komuś marzyło się odtworzenie poporodowego naturalizmu.
Moda na reborny do Polski dotarła już kilka lat temu. Jednak dorosłych kobiet chcących kupować sobie lalki, które naprawdę pomylić można z niemowlakiem (przynajmniej zanim nie dostrzeże się, że zupełnie się nie ruszają) regularnie przybywa. Kobiety zrzeszają się na facebookowych grupach, na których oprócz ofert „adopcji” lalek pojawiają się i rady dotyczące ich pielęgnowania i posty, w których mamy rebornów chwalą się nowymi ubrankami dla swoich „dzieci”. Kobiety z lalkami w wózkach lub na rękach można spotkać dziś w galeriach handlowych, muzeach, innych miejscach publicznych.
3 kilogramy szczęścia
Liliana pojawiła się na świecie 6 marca 2019 roku. Miała 52 cm i ważyła niecałe 3 kilogramy. Od tamtej pory nie urosła. Liliana jest lalką. Od czasu, gdy trafiła do domu Doroty Łajło, 55-letniej nauczycielki i fotografki z Poznania, w życiu kobiety wiele się zmieniło. – Pamiętam, jak czekałam na nią, pytałam jej twórczynię, czy będzie ubrana, czy coś mam jej kupić, a jeśli tak, to w jakim rozmiarze. Uczucia towarzyszące mi wtedy były podejrzanie przyjemne. Kiedy przesyłka do mnie dotarła, otworzyłam paczkę jeszcze w samochodzie. Wyjęłam lalkę z kartonu i trudno było mi uwierzyć w to, co widziałam. Była tak piękna, realna, w dotyku idealna. Nie przewidziałam takiej reakcji na widok lalki, bo w sumie chciałam ją mieć z czystej ciekawości i z podziwu dla twórczość artystki, która ją stworzyła – mówi dzisiaj.
Aleksandra ma 20 lat. Od urodzenia choruje na ciężkie porażenie mózgowe. Trafiłam na nią, bo udziela się na jednym z forów poświęconych lalkom reborn. W odpowiedzi na moją wiadomość na komunikatorze odpisuje, że lalka wyzwoliła w niej pokłady instynktu macierzyńskiego, z których istnienia nie zdawała sobie sprawy i których już dzisiaj nie umie „wyciszyć”. – Nie wiem, czy kiedykolwiek będę mamą. Zaczęłam traktować moją pierwszą lalkę, jak prawdziwe dziecko. Dziś mam dwie, Antoninę i Dorotę. Opiekuję się nimi, jakby były dziećmi, przewijam, przytulam, przebieram. Ale mam świadomość, że to lala. Ani przez moment o tym nie zapominam.
Magdalena Pogoda ma 36 lat, mieszka w Ostrowie Wielkopolskim. Z wykształcenia jest fryzjerką, ale ostatnio pokochała szydełkowanie do tego stopnia, że zajęła się dzierganiem ubranek dla niemowlaków. Właśnie dlatego postanowiła zamówić swoją pierwszą lalkę. Chciała mieć model, na którym mogłaby prezentować zrobione na szydełku rzeczy. – Gdy ją dostałam, oniemiałam. Jej realizm aż mnie uderzył – mówi.
Lalka miała być jedynie modelem, ale jej rola uległa zmianie. – Cierpię na nerwice lękową. Gdy się denerwuję, brakuje mi tchu. Lalka stała się dla mnie lekiem na te lęki. Kompresem dla duszy. Chodzę z nią na spacery, ale nie traktuję jak dziecka. Mam pięcioletniego synka, wiem, że to jest tylko lalka. Samo podejście do niej, możliwość wzięcia jej na ręce, przytulenia, mnie uspokaja, dzięki temu zajmuję myśli czymś innym, odstresowuję się. Lęki mijają – przekonuje.
Z Vanessą na wczasy
– Nie powtórzę tego, co zazwyczaj mówią kobiety pytane o to, jak to się stało, że zostały „mamami” lalek. U mnie to nie był przypadek – mówi Karolina, 30-latka z województwa świętokrzyskiego. – Zawsze marzyłam o trójce dzieci. Gdy urodziłam synka, moje drugie dziecko, okazało się, że ma wadę serca. Lekarze kazali mi się z nim żegnać, nie dawali mu szans. Ostatecznie udało się go zoperować. Żyje, rozwija się normalnie. Ale doszliśmy z mężem do wniosku, że choć pragniemy więcej dzieci, nie możemy sobie na nie pozwolić. Zbyt duże ryzyko, że kolejne dziecko przechodziłoby przez to samo, co syn – dodaje. O lalkach do złudzenia przypominających niemowlaki powiedziała jej przyjaciółka. – Wyśmiałam ją. A potem zobaczyłam ich zdjęcia – dodaje. Mówi, że lalka która kupiła, wypełniła pustkę, pozwoliła pogodzić się z myślą, że więcej nie zostanie mamą, zaspokoić wciąż tlący się w niej instynkt.- Vanessę zabraliśmy nawet na wakacje do Chorwacji. Celnik domagał się jej dowodu, nie wierzył, że to lalka. Lubię sprawdzać, jak ludzie na nią reagują – mówi Karolina. Kobieta na początku lutego wzięła udział w zjeździe wielbicielek rebornów organizowanym w Oleśnicy, w czasie którego kilkanaście pań ze swoimi lalami w wózkach np. spacerowało po mieście, czy bywało w knajpach.
Na tym samym zjeździe była i Dorota. Dziś zaznacza, że zanim kupiła swoją lalkę, Lilianę, zastanawiała się, co w głowach mają ludzie, którzy wybierają takie hobby. Ale po kilku miesiącach spędzonych w świecie kolekcjonerek lalek, bo tak kobiety kupujące reborny o sobie mówią, wie, że nie ma jednej odpowiedzi na pytanie, dlaczego będąc dorosłą, nierzadko mamą, czy babcią, jak ona, kobiety chcą się w to bawić.
Wątpliwa terapia
Artystki, które zajmują się ożywianiem kawałka winylu najczęściej mówią, że to lalki terapeutyczne. Że mogą pomóc uporać się ze stratą dziecka, problemami z zajściem w ciążę, czy niemożnością posiadania dzieci choćby ze względu na niepełnosprawność. Tyle, że terapeuci już nie są skorzy do tego, by potwierdzać terapeutyczną rolę lal, czy wchodzenia w relacje z nimi. – Kluczowe byłoby zastanowienie się nad tym, co takiego dzieje się z kobietą, że potrzebuje lalki, by się nią opiekować – mówi psycholog Edyta Żółtowska-Górska. Jej zdaniem jakakolwiek „relacja" nawiązana z lalką, jest od początku do końca sztuczna. – Różnica między lalką, a dzieckiem jest zasadnicza: lalkę w każdej chwili można odłożyć, przestać się nią „bawić". Z dzieckiem tego nie zrobimy, bo to człowiek, który ma prawdziwe potrzeby i uczucia. Prawdziwej relacji nie zastąpi nawet najbardziej realistycznie zrobiony obiekt z winylu – mówi.
Czytaj też:
Lalki neutralne płciowo, lalki etniczne, Barbie bez włosów, czyli rewolucja w sklepach z zabawkami
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.