S ocjolog z uniwersytetu, znany dziennikarz lifestyle’owy i prezenter jednej ze stacji telewizyjnych komentują w radiu rozwój epidemii koronawirusa. Żaden z nich nie jest biologiem ani lekarzem, ale wszyscy mają wyrobione zdanie na ten temat. Socjolog – wróg rządu – komentuje, że władza będzie miała problem, bo jest zupełnie nieprzygotowana na tę sytuację. Dziennikarz lifestyle’owy opowiada o swojej wycieczce do Włoch na narty. Prezenter gra rolę głosu rozsądku: nie ma powodów do paniki. Wartość merytoryczna dyskusji jest żadna, ale można sobie pogadać. I tak się to kręci 24 godziny na dobę, siedem dni w tygodniu.
Rola omnibusów
Rozwój telewizyjnych i radiowych stacji informacyjnych doprowadził do powstania nowej grupy społecznej: ludzi zawodowo zajmujących się komentowaniem wszystkiego, wszędzie i na każdy temat. Należą do niej dziennikarze, różnej maści eksperci, przedstawiciele think tanków i wyższych uczelni – szczególnie socjologowie i politolodzy. Dla stacji jest to świetny pomysł na biznes. Komentujący dostarczają darmowych treści. Wystarczy postawić kogoś przed kamerą albo mikrofonem i gotowe. Dziennikarze przygotowujący program nie muszą się specjalnie trudzić.
Dobra gadająca głowa to taka, która mówi dużo i jest przekonana o absolutnej słuszności swoich słów. Wiem, bo sam często występuję w takim charakterze. Częstotliwość zaproszeń wynika jednak głównie z tego, kogo w danym momencie krytykuję. Redakcje mają swoją linię i trzymają się jej mocno. Dopuszczają głosy pluralizmu, ale tylko pod kontrolą. Redakcja w końcu wie, co komentujący powie, zanim jeszcze otworzy on usta. Sprawia to, że oglądanie i słuchanie stacji informacyjnych staje się potwornie nudnym zajęciem.
Wywołuje to efekt „echo chamber”, czyli bańki informacyjnej. Pojęcie stało się popularne po wygranych Donalda Trumpa i brexitu. Ogromna większość mainstreamowych mediów była całkowicie zaskoczona wydarzeniami. Gadające głowy przewidywały wszak zwycięstwo Hillary Clinton. Niewielu też wyobrażało sobie wyjście Wielkiej Brytanii z Unii. Tak samo było w 2015 r. ze zwycięstwem Andrzeja Dudy. Dziennikarze byli przekonani o tym, że Bronisław Komorowski wygra wybory. Adam Michnik w styczniu przekonywał, że „jeżeli po pijanemu nie przejedzie na pasach zakonnicy w ciąży”, to ma zwycięstwo w kieszeni. Redaktor naczelny „Newsweeka” Tomasz Lis pod koniec lutego pisał z kolei, że „jeszcze nigdy w politycznej historii tak wielkiego zainteresowania nie budziły wybory, których wyniki wszyscy znają. Wybory prezydenckie w 2015 r. wygrał Bronisław Komorowski. A teraz poekscytujmy się trochę kampanią wyborczą”. Z kolei tygodnik „Polityka” na okładce zastanawiał się, czy Komorowski wygra w pierwszej, czy drugiej turze. Najwyraźniej warszawska bańka nie miała pojęcia, co dzieje się w Polsce.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.