Kiedy kardynał Karol Wojtyła wyrusza 3 października 1978 r. z warszawskiego domu sióstr Urszulanek na Powiślu do Rzymu na konklawe (kolejne w tym samym roku), nie może sądzić, że zostanie nowym papieżem. Faworytem do objęcia władzy w Kościele, po szybkiej i tajemniczej śmierci Jana Pawła I, jest włoski kardynał Giuseppe Siri, konserwatywny arcybiskup Genui. A jego głównym kontrkandydatem Giovanni Benelli, arcybiskup Florencji, bliski współpracownik Pawła VI, duchowny bardziej progresywny. Konklawe rozpoczyna się 14 października w Kaplicy Sykstyńskiej, gdzie zbiera się 111 kardynałów-elektorów. Po pierwszym dniu głosowań żaden z kandydatów nie uzyskuje wymaganej liczby dwóch trzecich głosów plus jeden, co w praktyce oznacza 75 głosów. Bliski tego wyniku jest Siri, ale skutecznie blokuje go kontrkandydat Benelli. Późniejszy Jan Paweł II zdobywa w pierwszych głosowaniach zaledwie pięć-sześć głosów.
Ucieczka do przodu
Dopiero 16 października 1978 r., podczas ósmego głosowania, niespodziewanie kardynał Wojtyła zwycięża, uzyskując, według niepewnych rekonstrukcji watykanistów, 99 głosów elektorskich. Odtworzenie głosowania stanowi problem. Kardynałów i personel pomocniczy na konklawe obowiązuje zakaz udzielania informacji na temat przebiegu głosowań pod groźbą ekskomuniki. A jednak dziennikarze wciąż mogą liczyć na przecieki. Po impasie na październikowym konklawe 1978 r., do którego doprowadziła konkurencja dwóch włoskich kardynałów, powstała koncepcja, aby wybrać kogoś spoza Włoch, co zdarzało się w przeszłości rzadko. Na liście pojawia się wówczas kandydat z Holandii oraz Argentyny. Według popularnej wersji wydarzeń, kardynał Franz König, arcybiskup Wiednia, forsuje pomysł, aby papieżem był ktoś z „centralnej Europy na Wschodzie”, ze względu na sytuację za żelazną kurtyną.
Oczy kardynałów, zarówno konserwatywnych, jak i progresywnych, kierują się wtedy na Polaka. — Wszyscy zrozumieli, że to nie 77-letni Wyszyński, ale młodszy Wojtyła jest tym „zwycięskim kandydatem”, na którego należy postawić. Pamiętano jego postawę na Soborze Watykańskim II, mówiono w kuluarach, że sam Paweł VI widział w Wojtyle swego następcę, wprowadzającego postanowienia soborowe. To papież Paweł VI mianował Wojtyłę arcybiskupem w Krakowie — przypomina Giacomo Galeazzi, watykanista, jeden z autorów biografii Jana Pawła II, który nie odmawia Wojtyle świętości. Porównując go z Wyszyńskim, stwierdza: — Obydwaj w Polsce walczyli z komunizmem, lecz Wojtyła robił to w nowy sposób, nie jako męczennik, jak Wyszyński, lecz jako podstępny koń trojański. Na konklawe Wojtyła był postrzegany jako najbardziej zachodni duchowny z Europy Wschodniej — tłumaczy Galeazzi.
Przed konklawe 1978 r. Wojtyła bywał w Rzymie wielokrotnie, wygłaszał nawet rekolekcje dla Pawła VI, był też w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie. Według niektórych teorii na rzecz wyboru Polaka podczas konklawe zwołanego po śmierci Jana Pawła I (urzędował tylko 33 dni) skutecznie działało lobby amerykańskich kardynałów, którzy rzekomo kładli w tym czasie nacisk na toczący się w świecie konflikt świata zachodniego z ZSRR. Wojtyła jawił się Amerykanom jako człowiek, który rozpoznał niebezpieczeństwo ateistycznego komunizmu. Do popierających Polaka elektorów zza oceanu dołączyć mieli kardynałowie niemieccy, pragnący ułożenia dobrych stosunków z Polską po wizycie Willy’ego Brandta w Warszawie z 1970 r. Włoskim kardynałom Wojtyła jawił się jako kandydat środka, wybitny teolog i filozof, przy tym „człowiek Soboru”. Sobór Watykański II był dziełem Pawła VI, choć zapoczątkował go Jan XXIII. — Jeżeli istniał człowiek, który wierzył w Sobór Watykański II i miał żelazną wolę realizacji jego postanowień, to był nim kardynał Wojtyła — komentował Benelii.
Podobno jako pierwszy kandydaturę Wojtyły lansował arcybiskup Wiednia Franz König
Dusza polityki
Francuski jezuita Henri Lubac, wybitny teolog z Sorbony, ubolewał jeszcze za życia Pawła VI: – Mój kandydat na przyszłe konklawe jest jeden: Wojtyła! Niestety, to niemożliwe, on nie ma żadnych szans.
Rzeczywiście, kardynał Wojtyła zaczynał konklawe z kilkoma głosami, dopiero w ostatnim dniu nastąpił nagły zwrot, który pozwolił Polakowi wygrać głosowanie. – Przyczyny tego, co się wydarzyło na konklawe w 1978 r., leżą w Duchu Świętym, związane są z działalnością świętego Kościoła, dopiero na drugim miejscu zależą od kandydata i jego wszelakich walorów, a także jego pochodzenia z Polski, wówczas kraju bloku komunistycznego – komentuje kard. Kazimierz Nycz kulisy wyboru Wojtyły na papieża. – Nie przeceniałbym wpływu tego ostatniego czynnika, choć Kościół w Polsce był silny i interesujący dla świata – dodaje.
Gdy Jan Paweł II ukazał się pierwszy raz na balkonie Bazyliki Św. Piotra, dla opinii publicznej na Zachodzie był niemal nieznany
Rok po wyborze Jan Paweł II jako pierwszy papież w dziejach zjawił w Białym Domu w Waszyngtonie. Rozmowę prezydent Jimmy Carter rozpoczął od polskiego: „Niech będzie pochwalony”. Istnieje spiskowa teoria, że wpływ na wybór Jana Pawła II miało spotkanie Karola Wojtyły ze Zbigniewem Brzezińskim jeszcze w latach 50. oraz ich długoletnia przyjaźń. Podczas spotkania w Watykanie po 1980 r. papież żartował, mówiąc do Brzezińskiego: – Już powszechnie wiadomo, że to ty spowodowałeś mój wybór na papieża, dlatego powinieneś przyjeżdżać do mnie częściej.
Brzeziński dementował rzekome lobbowanie za Wojtyłą w kręgach watykańskich. — Sowieci byli przekonani, że miałem coś wspólnego z wyborem kardynała Wojtyły na papieża. Ale to nieprawda. Za tym nic się nie kryło, nawet moje modlitwy — tłumaczył. Jednocześnie jak wspominał po latach szef CIA Robert Gates: „Brzeziński był bardziej od innych w rządzie amerykańskim przekonany o potencjalnym wpływie nowego papieża na bieg historii. Przyszłość pokazała, że miał rację”.
— Niezależnie od wszystkiego Jan Paweł II będzie zawsze postrzegany jako ten, który wygrał zimną wojnę bez wystrzelenia jednego pocisku i dopomógł w obaleniu muru berlińskiego bez rozlewu krwi — ocenia watykanista Giacomo Galeazzi. Według niego Jan Paweł II był liderem religijnym, ale także wielkim politykiem i mądrym strategiem. W Stanach Zjednoczonych jest do dziś uważany za przyjaciela demokracji, który walczył ramię w ramię z Ronaldem Reaganem przeciw komunizmowi i finalnie wygrał zimną wojnę. Ale już w Ameryce Łacińskiej robi się często z Jana Pawła II reakcjonistę, który „znormalizował” otwarcie się tamtejszego Kościoła, forsowane przez teologię wyzwolenia. – Z punktu widzenia geopolitycznego normalizacja radykalnie lewicowych ruchów miała uzasadnienie. Jan Paweł II rozumiał, że aby wygrać z komunizmem na Wschodzie, nie może pozwolić na tolerowanie wroga w Ameryce Łacińskiej. Nie można było pokonać komunizmu w latach 80. XX w., tolerując komunistyczne idee we własnym Kościele – mówi Galeazzi.
Człowiek i jego wolność
Wiele środowisk demokratycznych po jednej i drugiej stronie żelaznej kurtyny w XX w. przewidywało możliwość upadku komunizmu. Sądzono, że dokona się to w dalekiej przyszłości. Wypowiadając się w tej kwestii Isaiah Berlin, filozof społeczny z Oxfordu, w 1986 r. wyraził przekonanie, że upadek komunizmu byłby najpiękniejszym wydarzeniem jego życia, lecz nastąpi nie wcześniej niż za 100 lat.
Trzy lata później upadł Mur Berliński.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.