C o druga osoba, z którą w ostatnich dniach rozmawiałam, której posty czytałam, ma przeczucie, że okres odosobnienia zakończy cięższa o kilka kilogramów. Jest jakaś złota rada, by siedząc w domu, nie otwierać co chwila lodówki?
Zaglądanie do lodówki z powodu koronawirusa przypomina w pewnym stopniu zachowanie kobiety w ciąży, która nagle zaczyna robić dziwaczne rzeczy: sięga po jedzenie, po które wcześniej nie sięgała, je więcej lub inaczej, tłumacząc to ciążą. W rzeczywistości ciąża jedynie wyostrza nierozwiązane problemy, które w nas tkwią. Koronawirus, kwarantanna czy stres powodowany epidemią też mogą tak na niektórych działać.
Jak z tym walczyć, żeby do mnóstwa obciążeń psychicznych związanych z pracą, szkołą dzieci, uwięzieniem w domu nie dokładać sobie dodatkowych kilogramów?
Jeśli mamy tendencję do zajadania stresu, najprawdopodobniej teraz też będziemy to robić. Dlatego może warto postawić na uważność, zastanowić się nad tym, co siedzi w naszej głowie, co tam w środku się dzieje. Jeśli za czynnik odpowiadający za nasze podjadanie uznamy np. nasilający się stres, wtedy można spróbować ułożyć jakiś plan działania, starać się nad tym zapanować, znajdując inne sposoby rozładowania stresu, wspierając się rozmową z kimś bliskim. Ale powiem też coś, co może budzić kontrowersje.
Zamieniam się w słuch.
Jeśli ktoś w ramach niekonstruktywnych sposobów radzenia sobie ze stresem, zamiast sięgać po alkohol czy kompulsywnie robić zakupy, sięgnie po jedzenie, problem wciąż będzie, ale jakby mniejszy dla otoczenia. Pijana matka opiekująca się dwójką dzieci może stanowić dla nich zagrożenie, ale matka, która ma w sobie cztery snickersy, najpewniej już nie aż takie. Zniszczy sobie zdrowie, ale będzie dalej egzystować. To naprawdę nie jest czas na odchudzanie, detoksy, nagłe zmiany diety. To nie jest czas na wyrzuty sumienia.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.