Domorośli wizjonerzy mają dziś swoje pięć minut. Im węższe prezentują horyzonty, tym śmielsze snują wizje końca wszystkiego, mieszając bez żenady fakty i mity z własnymi, najczęściej fałszywymi przeczuciami.
Zamiast jednak słuchać histeryków, przyjrzyjmy się uważniej działaniom zaprawionych w bojach żonglerów, szczególnie tych, których stać na kilka miesięcy pandemii. Ich reakcje nie są wcale emocjonalne. Co więcej, nie koncentrują się nawet przesadnie na samym wirusie. Owszem, nie zapominają o biznesowych i społecznych kosztach pandemii i robią wszystko, by je zminimalizować. Przede wszystkim jednak grają swoją starą grę z – wydawałoby się – zamierzchłych czasów sprzed pandemii. Bo tylko ona będzie istotna, gdy zaraza dobiegnie końca.
Przekonał się o tym hiszpański król Filip VI, występując z kryzysowym orędziem. Zamiast mu klaskać, Hiszpanie w kwarantannie wyszli na balkony, waląc w garnki i pokrywki, by zaprotestować przeciwko skandalom finansowym, w jakie zaplątani są hiszpańscy Burbonowie. Strach przed nową odmianą grypy niczego nie unieważnia, co widać nie tylko w Hiszpanii.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.