Lennox Lewis pojawia się na Twitterze co jakiś czas i wówczas gawędzi z każdym, kto go o coś zapyta. Courtney Love, rockerka i znakomita aktorka, a zarazem słynna wdowa po liderze zespołu Nirvana Kurcie Cobainie – znikła. Wcześniej godzinami wystukiwała swoje monologi na temat amerykańskiego systemu prawnego, który pozbawił ją opieki nad córką i odbierał jej majątek z powodu zadłużenia. Wówczas wystarczyło znaleźć chwilę oddechu w jej teleksowym niemal stukaniu, by wrzucić jakąś uwagę – można się było spodziewać wszystkiego, od zmilczenia, poprzez spowiedź, aż po stek wyzwisk. Znikła, bo jej wypowiedzi zaczęto cytować przed sądami jako dowody, a miała zwyczaj wywnętrzać się zupełnie, jako że pisała pod wpływem co najmniej alkoholu.
Wynalazek współczesnej rozmowy, który przełamał wszelkie bariery, stał się największą agencją prasową świata. Jest prosty w użyciu dla każdego, kto ma komórkę w ręku – wystarczy wysłać SMS. Czyli wiadomość o wielkości 140 znaków. Pierwszy raz zobaczyłem rzecz w działaniu kilka lat temu, gdy wspaniały aktor Kevin Spacey objaśniał działanie Twittera Davidowi Lettermanowi, gospodarzowi znakomitego talk-show na kanale CBS. „Popatrz, Dave. Tu mam komórkę, tak? Stukam SMS „Jestem właśnie u Lettermana. Możecie sprawdzić" i naciskam „wyślij”. O, już. Teraz to wylądowało na Twitterze, już tam jest”. „To znaczy gdzie?” – zapytał Letterman. „Wszędzie” – odparł Spacey, zataczając głową. „We wszechświecie”. „Acha…” westchnął bez zrozumienia gospodarz i rzucił lakonicznie „I co z tego?”. Wlazłem na Twittera natychmiast i sprawdziłem: komunikat Kevina wyskoczył mi na ekranie od razu – już go przeczytało i zareagowało nań własnymi tweetami kilkaset tysięcy ludzi na całym świecie.
Pytanie „do czego to służy" było jednak zasadne. Szybko zlokalizowałem sto innych znanych światowych osobistości show-biznesu i polityki i zobaczyłem , że przeważają wpisy w rodzaju „Ożesz, ale leje. Co robicie?” albo „Mój pies zrobił jasną kupę, chyba pójdę z nim do weta. Albo dam mu buraczki”. Ale – a był to czas kampanii Obamy – zauważyłem, że jego sztab oraz on sam piszą rzeczy o niebo ważniejsze. Były to terminy i miejsca spotkań z obywatelami, cytaty z wywiadów oraz treści wyborcze. „Co zrobię z edukacją? Zajrzyjcie na stronę taką i taką, tam jest moja wypowiedź w tej sprawie”. Zajrzałem – była. Przeczytało ją milion ludzi, bez pośrednictwa prasy.
Piszę to zainspirowany dyskusją na antenie radia Tok FM. Dwóch znanych dziennikarzy pastwiło się nad Radosławem Sikorskim, że wypisuje na Twitterze różne kontrowersyjne kwestie, choćby na tematy międzynarodowe, zamiast zwołać konferencję prasową, spotkać się z nimi i pozwolić na zadanie dodatkowych pytań. Zrozumiałem, że nie rozumieją, o co chodzi. Tak samo zapewne utyskiwali dziennikarze prasowi, kiedy pojawiło się radio, a potem telewizja. Tak samo utyskiwały teatry, kiedy pojawiło się kino, a potem kino, gdy pojawiła się telewizja. A teraz klnie telewizja, gdyż zaszalał internet.
Twitter jest rewelacyjnym wynalazkiem. Sprytnym ludziom polityki, sportu czy show-biznesu pozwala na ominięcie ostracyzmu mediów. Już nie będzie tak, że jak dziennikarz nie zechce przytoczyć czyjejś opinii, to pozostanie ona nieznana. Ktoś może opisać śmierć swojego psa albo sytuację z planu filmowego, albo co powiedział Steve Jobs, albo zdarzenie na ulicy w Trypolisie – nie potrzebuje redakcji, która wyśle tam reportera. Sam napisze, prosto z dachu – i już. Świat wie.
Radosław Sikorski posługuje się Twitterem znakomicie. Rzuca nośne uwagi, ripostuje, nakłuwa przeciwników. Jest impulsywny, więc niekiedy reaguje gwałtownie, tak jak ostatnio, gdy po przeczytaniu mojego felietonu z zeszłego tygodnia wysłał mi na Twitterze wiadomość prywatną, a więc niewidoczną dla innych. Zawarł w niej zjadliwy i niesłuszny komentarz. Cwaniak ma Twittera ustawionego tak, że nie mogłem mu równie prywatnie odpowiedzieć. Gdy mu na to publicznie zwróciłem uwagę, usunął swój wpis. I to też jest OK. Problem znika. Na Twitterze można napisać wszystko, zyskać aplauz, ale i srogie manto. Polscy politycy nie kumają tego zjawiska w ogóle. Król internetu Grzegorz Napieralski pisze tam takie bzdury, że szkoda oczu.
PS Twitter od angielskiego tweet – ćwierkać.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.