Z przyczyn zasadniczych nie zamierzam tu pisać recenzji, aczkolwiek gdybym miał tak uczynić, to zatytułowałbym mój felieton "The Polish Beauty". Oczywiście podobieństwo dzieła Koterskiego do obsypanego Oscarami filmu "The American Beauty" jest proporcjonalne do podobieństwa między Polską a Stanami Zjednoczonymi, niemniej byłem na "Świrze" dwa razy i chętnie pójdą jeszcze raz - z rodziną, a gdyby mi się udało namówić Marcina Wolskiego, to kto wie, może zaliczyłbym ten tytuł po raz czwarty. Wolski nie chce pójść do kina, bo widział zwiastun "Świra". Jest on rzeczywiście fatalny. Jestem pewien, że Koterski nie miał nań wpływu. Producent zaś sądził zapewne, że przyciągnie do kina młodzież, bowiem przekleństwa, których nie szczędzą nam bohaterowie, rozłożone na 120 minut projekcji, nie pozwalają ocenić filmu jako zbyt wulgarnego - natomiast zgromadzone w kilkuminutowym forszpanie ranią uszy i całkowicie wypaczają sens dzieła. Przez ostatnie 30 lat byliśmy świadkami niezwykłej brutalizacji języka. Pamiętam, że w latach 70. aktorzy sami skreślali wulgarne zwroty w tekście, uważając, że nie powinny one padać ze sceny czy ekranu. Obecnie to się zupełnie zmieniło. Nawet w takiej niby poprawnej politycznie Ameryce, gdzie słówko "fuck" stało się wyrazem powszechnie używanym w najlepszym (?) towarzystwie. U nas taką karierę robi ostatnio "zajebiście"! Myślę, że czeka nas niebawem rewolucja językowa, bowiem ludziom niezbędne są przekleństwa, niecenzuralne zwroty, "brzydkie" wyrazy. Żeby uzyskać pewne napięcie, musimy często użyć mocnego słowa. Kiedy zaś staje się ono używanym powszechnie zwrotem, traci swoją dobitność, swą moc, więc trafia do językowego lamusa lub zmienia całkowicie znaczenie. Tak było z określeniem "kobieta" (wywodzącym się od kobyły), któremu powszechne używanie odebrało pejoratywny sens. Dziś najbardziej zaciekła feministka nie da złego słowa powiedzieć na kobietę. Kolejnym przykładem jest "kiep", niegdyś arcywulgarne określenie żeńskich (sic!) narządów płciowych. Zanim jeszcze "dupa" (dla której o szacunek i należne miejsce w literaturze walczył sam Melchior Wańkowicz), stała się synonimem "czterech liter", jej miejsce zajmował właśnie "kiep". Używany jednak zbyt często stracił swą przekleńską moc i w rezultacie zmienił znaczenie. Sądząc po popularności serialu o sąsiadach pp. Paździocha i Boczka, stoimy być może w obliczu nowego stopniowania przymiotnika: Dobry! Lepszy!! Kiepski!!!
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.