Już nie rozbrzmiewa parowy gwizdek wzywający do pracy kilka pokoleń robotników zatrudnionych w wielkiej cukrowni Ruben Martinez Villenas. W budynku, w plątaninie zardzewiałych rur i urządzeń, zamiast ciężkiego jak mgła zapachu melasy unosi się swąd ciętego na kawałki metalu. Cukrownia, długo zapewniająca utrzymanie nie tylko okolicznym osiedlom, ale także sporej części Kuby, jest likwidowana. Na świecie ceny artykułów spożywczych spadają, na rynek trafia zbyt wiele cukru, a Związek Radziecki - główny sponsor miejscowej gospodarki - dawno upadł. W rezultacie władze kubańskie zamknęły już połowę cukrowni na wyspie - produkuje się tu niespełna 4 mln ton cukru rocznie, czyli o 50 proc. mniej niż w latach 70. i 80., kiedy cukier eksportowano przede wszystkim na rynek Wielkiego Brata.
Park jurajski
Dziś najważniejszym źródłem przychodów Kuby jest turystyka. Zapewnia ona około 2 mld USD rocznie, a sprzedaż cukru - przez dziesięciolecia eksportowego symbolu wyspy - jedynie 440 mln USD. Podaż na rynkach międzynarodowych jest znacznie większa niż popyt na cukier, więc surowiec zalega w kubańskich magazynach. Latem tego roku zapowiedziano, że około 60 proc. plantacji trzciny cukrowej zajmie się uprawą innych roślin lub hodowlą bydła, a cukrownie zostaną przekształcone w zakłady przetwórstwa żywności. 100 tys. pracowników likwidowanych plantacji miałoby znaleźć zatrudnienie w pozostałych cukrowniach oraz w nowo powstałych gospodarstwach. Część z nich przeszłaby odpowiednie szkolenie, by mogli znaleźć zatrudnienie w zakładach przemysłu spożywczego. "Zmuszają nas do tego okoliczności - mówi Oscar Almazan, prezes kubańskiego Stowarzyszenia Inżynierów i Techników Cukrownictwa. - Nie można się upierać przy przestarzałych mechanizmach, bo pozostanie nam życie w parku jurajskim. My staramy się z naszego parku wydostać". Jorge Robert Egdhill, spawacz i mechanik, który pracował dotychczas wyłącznie w cukrowniach, obecnie tnie na kawałki usypane w stertę rury przed zakładami w Aguacate.
Przełom, czyli plajta
Oficjalnie władze Kuby robią dobrą minę do złej gry i eufemistycznie mówią o "przejściowych trudnościach". Ich przedstawiciele przekonują, że zamknięcie cukrowni ma służyć jedynie restrukturyzacji sektora. W centrum uwagi znalazły się zwłaszcza te zakłady, w których można spalać zmieloną trzcinę cukrową, by napędzać turbiny wytwarzające energię elektryczną. Próby zmiany struktury produkcji wydają się jednak spóźnione. Kuba dwukrotnie więcej importuje, niż eksportuje. Ponadto zaciągnęła olbrzymie kredyty, między innymi w Rosji, i będzie zmuszona renegocjować warunki spłaty. Na razie europejskie przedsiębiorstwa wstrzymały udzielanie Hawanie kredytów handlowych, ponieważ państwo nie reguluje bieżących rachunków. Mimo że władze zapewniają, iż sytuacja się poprawi, rodziny mieszkające w batey, czyli w osiedlu pracowniczym w pobliżu zamykanego zakładu w Aguacate, boją się o swoją przyszłość. W tym rejonie trudno znaleźć kogokolwiek, kto nie pracowałby w branży cukrowniczej.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.