Od kilkunastu dni głoszę dobrą nowinę. Z zapałem i gorliwością neofity powtarzam wszystkim, co przytrafiło mi się w Gdyni. Z pozoru była to rzecz zwyczajna, żaden cud. Nie myśl, że dostrzegłem na szybie w bloku miraż układający się w sylwetkę księdza Rydzyka w objęciach rabina czy też widziałem księdza Jankowskiego wysiadającego z trabanta kombi. Nic z tych rzeczy. Jedynie po raz pierwszy w życiu odwiedziłem supermarket Bomi. I powiadam ci, gdybyśmy mieli coś takiego pod nosem, rżelibyśmy z radości jak źrebaki wypuszczone po długiej zimie w stajni na świeżą trawkę. Pewnie zwróciłeś uwagę, że trudno w naszym pięknym kraju o sklep spożywczy, choćby i tak duży jak stadion do uprawiania futbolu amery-kańskiego, w którym byłoby wszystko, czego akurat potrzebujemy. Z reguły chodzi o towary droższe i importowane. Bardzo często się zdarza, że na pytania o orzeszki piniowe czy kolendrę sprzedawcy reagują tak, jakbym domagał się mięsa z czapli siwej, języków flaminga lub świeżych filetów z miecznika sycylijskiego. Ileż to razy powtarzano mi, że jest kryzys i ludność najchętniej kupuje mielonkę, ser topiony i masło roślinne, a handlowanie lepszymi towarami po prostu się nie opłaca. Właściciele Bomi najwyraźniej są innego zdania. Zacznę od makaronów, czyli od sedna sprawy. Widziałem tam niespotykaną dotychczas kumulację fabrycznych propozycji włoskich. Widziałem też dziesiątki gatunków ryżu, klasyczne odmiany włoskie, himalajskie, perskie i wietnamskie, ryże na risotto już z dodatkiem inkaustu z kałamarnic, trzech rodzajów sera, szpinaku. Widziałem zgromadzenie oliw z całego świata śródziemnomorskiego w opakowaniach wszystkich pojemności. Przy puszkach z pomidorami postałbyś ze mną, przyjacielu, co najmniej kwadransik. Pomidory ze świeżą bazylią? Proszę bardzo. Z cebulą, bakłażanami, kaparami? Oczywiście. Przy octach stracilibyśmy więcej czasu. Balsamiczne z Modeny, hiszpańskie z Jerez, klasyczne francuskie z estragonem, czosnkiem czy rozmarynem, austriackie i niemieckie jabłkowe, nawet zwykłego spirytusowego widziałem cztery rodzaje. A chałwa? Zauważyłem turecką, macedońską, bułgarską, grecką, polską - wszystkie w kilku smakach, w kartonikach, folii i puszkach. Na koniec pytania najważniejsze. I co, nie opłaca im się? Dokładają do interesu? Tłumy w sklepie były podstawione? Wiem, to pytania właściwie nie do ciebie. Ktoś jednak mógłby na nie odpowiedzieć.
Twój rozżalony z powodu oddalenia od Gdyni
Robert Makłowicz
Drogi przyjacielu!
Zaiste, pogorszyło się w supermarketach, które stopniowo zmniejszają nam wybór. Przyznasz chyba jednak, że supermarket jako jedyne źródło artykułów luksusowych to jest sytuacja dość absurdalna. Przecież na całym świecie właśnie przeciwwagę dla handlowych gigantów stanowią średnie i małe sklepy, które specjalizują się w konkretnym typie produktu, takim jak makarony, dżemy albo octy. Są nieco droższe, ale za to oferują olbrzymi wybór, łącznie z wyrafinowanymi delikatesami. Nasi nieustraszeni tępiciele hipermarketów chcą chronić rodzimy drobny handel, ale ten handel w ogóle się nie stara. Owszem, są sklepy mięsne, wędliniarskie, rybne, ale one (z małymi wyjątkami) wcale nie sprowadzają delikatesów - lepsze mięsa, ryby, sery kupimy w hipermarketach. W małych sklepach warto kupować bodaj tylko warzywa. Uwielbiam kupować w hipermarketach, ale nie jeżdżę tam na zakupy hurtowe ani też dlatego, że chcę zaoszczędzić: kupuję tam to, czego nie mogę dostać gdzie indziej. No i ostatnio, rzeczywiście, kilka rzeczy, do których zdążyłem się przyzwyczaić, znikło - ryż włoski i w ogóle krótkoziarnisty, japońskie sosy sojowe (najlepsze!), prawdziwy parmezan lub choćby grana padano... To fajnie, że znalazłeś coś nowego w Gdyni, szkoda, że to tak strasznie daleko od Krakowa. Ale ja też coś ciekawego znalazłem, także w hipermarkecie. Otóż w jednym z nich, w Krakowie, można nabyć wypiekany przez ich własnych cukierników torcik Trianon - gruba warstwa puszystego kremu czekoladowo-orzechowego na cienkim grylażu migdałowym. Jest to dokładnie to samo ciasto, którym tak zachwycaliśmy się w krakowskiej restauracji Lafontaine na Sławkowskiej. Może trochę mu ustępuje, ale jest superpyszne, no i dużo tańsze. Uważaj, bo można się uzależnić!
O czym ostrzega cię kolega Bikont Na Sklepowym Wózku
Makaron Penne zapiekany z Mozarellą |
---|
podaje Robert Makłowicz Czosnek posiekać, papryczkę pokruszyć, wrzucić na patelnię na rozgrzaną oliwę, smażyć 1-2 min. Dodać pomidory i pastę pomidorową, przyprawić oregano, trzymać na małym ogniu. Ugotować makaron w dużej ilości osolonego wrzątku (gotować nieco krócej, niż każe instrukcja na opakowaniu), odcedzić, wrzucić na patelnię z sosem, dodać parmezan, wymieszać. Przełożyć do żaroodpornego naczynia, dodać pokrojoną w kostkę mozarellę, zapiekać kilka minut w mocno nagrzanym piekarniku. |
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.