Zbudowanie sztucznego serca w pełni zastępującego biologiczny organ jest marzeniem wielu naukowców. Takie urządzenie mogłoby co roku uratować życie 10 tys. Amerykanów - szacują pracownicy Narodowych Instytutów Zdrowia (National Institutes of Health). Już w latach 60. Kongres Stanów Zjednoczonych zalecił rozpoczęcie prac nad sztucznym sercem. Pierwsze sztuczne serca, skonstruowane na początku lat 80., były zasilane z zewnątrz. Energii dostarczały im urządzenia wielkości małej lodówki, które ponadto sterowały ich pracą. Serca te były bardzo zawodne. AbioCor, urządzenie wyprodukowane przez firmę Abiomed, jest wielkości grejpfruta i w całości mieści się w klatce piersiowej. Jest sterowane i zasilane baterią wielkości kasety wideo, którą pacjent może nosić przy sobie. Ponadto ma wewnętrzną baterię, mogącą w sytuacji awaryjnej podtrzymywać pracę urządzenia przez kilkanaście minut. Pilotażowy program wszczepiania AbioCor rozpoczął się 7 lipca 2001 r. Wzięło w nim udział siedem osób, z których do dziś żyje tylko jedna: Tom Christerson z Central City w Kentucky. 13 września 2002 r. obchodził pierwszą rocznicę wszczepienia mu sztucznego serca. Christerson mieszka we własnym domu i - zdaniem lekarzy - prowadzi względnie normalne życie.
Szampan w szpitalu
Największą uwagę opinii publicznej wzbudził inny uczestnik eksperymentu - James Quinn. 52-letni piekarz nie zakwalifikował się do przeszczepu ludzkiego serca, gdyż był zbyt schorowany. Miał jednak odpowiednio dużą klatką piersiową, by pomieściła AbioCor. 5 listopada 2001 r. przeprowadzono zabieg. Quinn był piątą osobą, której wszczepiono serce AbioCor. Już kilkanaście dni po operacji jeździł nawet na rowerze treningowym. Wydawało się, że eksperyment zakończy się wielkim sukcesem. W sylwestra operujący go chirurg dr Louis E. Samuels przyniósł do szpitala butelkę szampana. Zabawa się jednak nie udała. James Quinn przeszedł mały udar, który - jak później stwierdzili przedstawiciele Abiomedu - mógł być spowodowany skrzepami tworzącymi się w sztucznym sercu. Firma wyciągnęła z tego wnioski i udoskonaliła urządzenie.
Bliżej domu
W połowie stycznia 2002 r. Quinn poczuł się na tyle dobrze, że mógł opuścić szpital. Zamiast do domu przeniósł się jednak do pobliskiego hotelu. Pobyt w hotelu miał pomóc pacjentowi w przystosowaniu się do warunków pozaszpitalnych. Wkrótce jednak okazało się, że pobyt w hotelu nie służy zdrowiu Quinna. Zaczął się coraz gorzej czuć i pogarszał się jego stan psychiczny. Był załamany, że odczuwa ból i nie jest tak sprawny, jak oczekiwał. Uzależnienie od aparatury i innych ludzi wywoływało w nim poczucie bezradności i bezsilności. Zaczął żałować, że zdecydował się na udział w eksperymencie. Jego żona, Irene Quinn, skarżyła się na brak całodobowej opieki pielęgniarskiej. Uznała również, że nie zapewniono jej odpowiedniego wsparcia psychologicznego. Wkrótce z powodu komplikacji Quinn został ponownie przyjęty do szpitala i podłączony do respiratora. Quinn zaczął przekonywać lekarzy, że stan jego zdrowia poprawi się, jeśli wróci do domu. Popierał go dr Samuels, który uznał, że w szpitalu nie można już mu więcej pomóc. Tymczasem znajdujące się w opuszczonej części zachodniej Filadelfii mieszkanie państwa Quinnów nie było przystosowane do przyjęcia pacjenta ze sztucznym sercem - produktem wyrafinowanej technologii. W mieszkaniu nie było klimatyzacji, szwankowała instalacja elektryczna. Nie było nawet mebli w salonie. Kiedy jednak Quinn zaczął odwiedzać dom, okazało się, że poprawia się jego samopoczucie. Również serce wszczepione przez Abiomed działało bez zarzutu. Odmówił jednak posłuszeństwa organizm chorego. 26 sierpnia 2002 r. Quinn doznał udaru mózgu. Zmarł osiem dni później.
Granice eksperymentu
Cierpienia Quinna stały się przedmiotem dyskusji nad granicami stosowania nowatorskich terapii. Decydując się na udział w eksperymencie, Quinn chciał jedynie otrzymać od losu trochę czasu, by jak najdłużej cieszyć się żoną i wnukami. Załamało go to, że po transplantacji nie poczuł się na tyle dobrze, by wrócić do domu i w miarę normalnie żyć. Kilka miesięcy przed śmiercią wynajął adwokata, by wytoczyć proces chirurgom i Abiomedowi. Zdaniem Quinna, życie po transplantacji stało się koszmarem. W wywiadzie, którego udzielił krótko przed śmiertelnym udarem, stwierdził, że gdyby mógł decydować raz jeszcze, pozostałby przy swoim sercu. Zgodnie ze standardami Agencji ds. Żywności i Leków (FDA), która nadzorowała eksperyment, przeszczep uznano za sukces. Quinn żył przeszło dwa razy dłużej niż oczekiwano. Przedstawiciele Abiomedu są mu bardzo wdzięczni. Dzięki niemu znacznie ulepszono urządzenie. Teraz Abiomed stawia sobie za cel zbudowanie nie tylko niezawodnego sztucznego serca, ale również zwrócenie uwagi na komfort życia pacjentów po przeszczepie.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.