Reżyseria Piotr Trzaskalski. W rolach głównych: Henryk Gołębiewski, Jacek Braciak. Polska 2002.
Już nie pamiętam, kiedy ostatni raz byłem pod takim wrażeniem po obejrzeniu polskiego filmu. "Edi" to polska "Amelia": pełna poetyckiej i szczerej wiary w istnienie bajka o ludziach żyjących w epoce zwątpienia. Nie ma tu taniej publicystyki ani psychologicznej retoryki, ani marketingowych chwytów pod publiczkę. Nie ma gwiazd ani promujących je teledysków. Jest tylko film, po którym chce się płakać ze wzruszenia i radości, a potem tęskni się, by móc go obejrzeć po raz drugi. Mimo że opowiada o śmieciarzach Ale świat dwóch kloszardów z "Ediego" nie jest ani trochę brudny. Wręcz przeciwnie - doświadczają oni wewnętrznej czystości, do której tęsknimy. Dzięki temu filmowi każdy widz może dostrzec pozytywne strony swojego życia, niektórzy nawet poczują się szczęśliwi. Nie wiem, czy Piotr Trzaskalski, reżyser, otrzyma za "Ediego" nominację do Oscara, ale szczerze mu tego życzę. Zaś odtwórcom głównych ról - Henrykowi Gołębiewskiemu (amator) i Jackowi Braciakowi (zawodowiec grający jak naturszczyk) - należy pogratulować: okazali się, obok Marka Kondrata, najlepszymi aktorami polskiego filmu w roku 2002.
Ocena: 4
CZERWONY SMOK
Reżyseria Brett Ratner. W rolach głównych: Anthony Hopkins, Edward Norton, Ralph Fiennes, Harvey Keitel, Emily Watson. USA 2002 r. Zadanie było karkołomne: 10 lat po "Milczeniu owiec" Anthony Hopkins miał zagrać młodszego o prawie 20 lat Hannibala Lectera (bo "Czerwony smok" to tzw. prequel, czyli ogniwo opowieści poprzedzające znane nam już rozdziały). Jako partnera do swojej psychodramy nie dostał już Jodie Foster, lecz Edwarda Nortona, a na dodatek reżyserem filmu uczyniono 32-letniego Bretta Ratnera, znanego dotąd głównie z realizowania raperskich teledysków, a także filmu "Godziny szczytu" (z Jackie Chanem w roli głównej). To nie mogło się udać, ale prawie się udało. Powstał przyzwoity thriller, skutecznie podtrzymujący emocje tych, którzy polubili (a jakże, ja tam go lubię) Hannibala - kanibala o nieprzeciętnej inteligencji, wysokiej kulturze i psychopatycznej osobowości. W "Czerwonym smoku" nie ma napięcia porównywalnego z tym z "Milczenia owiec", ale za to zabójca, w którego wytropieniu pomaga z więzienia Lecter, jest o niebo ciekawszy (Ralph Fiennes), a na dodatek zakochany w swojej niewidomej koleżance z pracy (jak zawsze znakomita Emily Watson). I w ten sposób, przy okazji kolejnego filmu o Hannibalu, powstała powtórka z "Narzeczonej Frankensteina" (1932). Kto znajdzie podobieństwa, będzie miał dodatkową satysfakcję
Ocena: 3
Skala ocen: 1- zły, 2 - słaby, 3 - dobry, 4 - bardzo dobry, 5 - wybitny
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.